To niewłaściwe

Było już po zmroku, kiedy siedziałam na drewnianej ławce w parku, pustym wzrokiem wpatrując się w jezioro przede mną. Woda była czysta i stała jak zaczarowana, odbijając blask księżyca. Dookoła nikt się nie kręcił, toteż jedynymi dźwiękami było cykanie świerszczy i odgłosy dobiegające z ulicy. Wiał lekki wiatr, a temperatura była naprawdę niska, jednak to nie przeszkadzało, abym ubrała na siebie jedynie cienką, czarną koszulkę i tego samego koloru jeansy.

W normalnych warunkach pewnie bałabym się tej ciemności i grozy, dobiegającej zza drzew parku. W tamtym momencie jednak mój otumaniony umysł nie przyjmował do wiadomości czegoś takiego jak strach. Informacje, które uzyskałam zeszłego wieczora na tyle mnie zszokowały, że nie przejmowałam się już niczym więcej. Niczym, oprócz tego, że byłam przyparta do muru. Że musiałam zrobić coś strasznego, coś wbrew mojej woli.

Nie mogłam przestać myśleć o tym, że nie chciałam mieć krwi na rękach.

Nagle rozległ się głuchy dźwięk miażdżonych kamyczków, z których usłana była droga parku. Było jasne, że ktoś się zbliżał. Jednak ja nawet nie uniosłam głowy, bo wiedziałam.

— Tylko ty chcesz się spotkać o północy w ciemnym parku, kiedy temperatura jest tak niska, że można zamarznąć, a w mieście kręcą się podejrzane stwory. — Rozległ się głos, a ja nie mogłam nic poradzić, że jeden z moich kącików ust słabo drgnął ku górze. — Zawsze byłaś taka niebanalna.

Alex Rooney. No tak. Tylko ten cholernie irytujący wampir byłby na tyle szalony, żeby spotkać się ze mną o takiej porze, w takim miejscu.

Brunet nonszalancko zajął miejsce obok mnie. Jego twarz była lekko oświetlona przez pobliską latarnię, jednak nie spojrzałam na niego. On też na mnie nie patrzył. Nie patrzył, kiedy opowiadałam mu, czego dowiedziałam się od cioci o przepowiedni i kluczu. Nie patrzył, kiedy skończyłam i zapanowała między nami głucha cisza. Nie patrzył nawet wtedy, kiedy sam postanowił w końcu się odezwać.

— Jest strasznie zimno — zauważył, a ja zmarszczyłam brwi. Mój oddech był lekko przyspieszony, a serce waliło jak młotem, gdyż nie wiedziałam, jak wampir zareaguje na te wszystkie informacje. A on postanowił mówić mi o pogodzie. — Przeziębisz się w tej bluzce.

Machinalnie szybko rzuciłam okiem na moje odzienie, po czym siłą starałam się nie przewrócić oczami. Cała ta sytuacja była popaprana, a Alex zdawał się tym nie przejmować. Czemu on był taki spokojny?!

— Spokojnie, niebiosa nie dadzą mnie zabić, muszę dopełnić przepowiedni — rzuciłam, a w moim głosie pobrzmiewał sarkazm. — Zaraz ześlą tu jakiegoś handlarza z futrami, albo świętego Mikołaja rozdającego kurtki.

— A może zesłali mnie?

Zmarszczyłam czoło, po czym poczułam, jak na moich ramionach ląduje jego płaszcz. Zdziwiłam się tym faktem, jednak nie mogłam zaprzeczyć, że po moim ciele rozległo się przyjemne ciepło. Mimowolnie wtuliłam się w materiał, czując, jak do moich nozdrzy wdarł się zapach jego perfum. Zaciągnęłam się nimi, a później... Dałam sobie w duchu plaskacza z całej siły w twarz. Sprawa była poważna, miałam ważną misję do wypełnienia, a ja zajmowałam głowę głupotami.

Chyba wariowałam.

— Nie musiałeś — powiedziałam tylko cicho, bo nagle waga całej sytuacji ponownie na mnie spadła. — Jesteś strasznie spokojny. Nic o tym nie powiesz?

Alex wzruszył ramionami. Mimo że starałam się tego nie zrobić, spojrzałam na jego profil. Oświetlony tylko słabym blaskiem latarni, wydawał się ostry, ale tak samo piękny jak zawsze. Jego lekko przydługie loczki, które nie pasowały do jego oschłej i skrytej postaci, powiewały lekko na wietrze. Ułożył jedną rękę o oparcie ławki, wpatrując się gdzieś przed siebie, tymi czarnymi oczami bez dna.

— Trochę się domyślałem — przyznał szczerze. — Oczywiście, nie tego, że jesteś kluczem do pozbycia się nas. Wiedziałem jednak, że nie możesz być zwykłą śmiertelniczką, od samego momentu, kiedy cię zobaczyłem. Później jeszcze twoja krew zabiła tamtego wampira... Nie mogę nic zrobić. Masz rację, los będzie cię chronił przed przedwczesną śmiercią.

— To jeszcze nic pewnego — zaprotestowałam, choć sama nie wierzyłam już w te słowa. — Musimy odwiedzić Helen, tę czarownice. Ona rozwieje wszelkie wątpliwości.

— Nadzieja matką głupich, Izzy.

I nie wiem, czy fakt, że Alex pierwszy raz nazwał mnie Izzy, czy to, że w końcu spojrzał mi w oczy, sprawiło, iż moje serce zaczęło bić szybciej. Kiedy patrzyliśmy na siebie bez słowa, miałam wrażenie, że czas się zatrzymał. Budziły się we mnie uczucia, których nie umiałam nazwać. Czułam, że powoli im się poddawałam. Mogłam przysiąc, iż znajdowałam się już na granicy szaleństwa. I wtedy brunet przeniósł wzrok na moje usta, a ja nie wytrzymałam.

— Zróbmy coś — rzuciłam, zanim zdążyłam nad tym pomyśleć.

Rooney zmarszczył w niezrozumieniu brwi.

— Co masz na myśli?

— Sama nie wiem — odparłam szczerze, pogłębiając tylko zdezorientowanie Alexa. — Coś szalonego — ciągnęłam z zapałem małego dziecka. Uniosłam się ze swojego miejsca, patrząc z góry na bruneta. — Zapomnijmy o tym całym bagnie. Chodźmy się bawić.

Alex, który zdążył przybrać już swoją typową, nie wyrażającą zbędnych uczuć minę, patrzył na mnie z dziwnym błyskiem w oku. Byłam pewna, że się nie zgodzi. W końcu nie na marne nazwałam go czasami niszczycielem dobrej zabawy. Jednak on po czasie pokręcił tylko głową, a jego usta rozciągnęły się w ledwie widocznym uśmiechu.

— Jesteś niemożliwa — powiedział tylko, również wstając. Uśmiechnęłam się na te słowa. — To... Co chcesz robić?

Zastanowiłam się przez chwilę. Zaczęliśmy podążać dróżką w stronę wyjścia, kiedy wpadłam na pomysł.

— Jesteś samochodem? — Alex w odpowiedzi skinął głową, a ja spojrzałam na niego zaczepnie. — Naprawdę? Możesz poruszać się z nadludzką prędkością, ale i tak nie chciało ci się ruszyć tego wampirzego tyłka?

— Mam również nadludzką siłę, więc mnie nie prowokuj.

Parsknęłam śmiechem, wiedząc, że jego groźby były jednie przejawem kiepskiego poczucia humoru.

— To się przejedźmy. Najlepiej gdzieś daleko.

Nie protestował. Nie protestował, kiedy siedzieliśmy w jego Bentleyu, jadąc z odsuniętym dachem, a ja wydzierałam się do ballad Nicka Cave'a. Mruknął tylko pod nosem coś o mojej średniowiecznej naturze, jednak nie zważałam na to. Nie protestował, nawet wtedy, kiedy mówiłam, żeby dodał gazu, choć jechaliśmy już naprawdę szybko.

Chciałam tylko czuć wiatr we włosach. Nie zważałam na niską temperaturę, od której powinnam się już trząść, jednak moje ciało było zalane falą ciepła. Chciałam się czuć wolna, a wtedy, jadąc z nim u boku, nie przejmowałam się niczym. Było w porządku. Żadne problemy nie istniały.

I ktoś mógłby powiedzieć, że to banalne, jednak ja nigdy nie czułam się lepiej. Z zapałem małego dziecka czekałam na Alexa, który poszedł kupić jakieś tanie wino na stacji benzynowej, w mieście, którego nazwy nawet nie umieliśmy wymówić. Śmiałam się jak dziesięcioletnia dziewczynka, kiedy z piskiem opon wdarliśmy się z powrotem na jezdnię.

Odchyliłam głowę do tyłu, wyrzucając ręce ku górze. Przymknęłam na chwilę powieki, delektując się tą chwilą. W uszach szumiał mi wiatr, a rozpuszczone, czarne włosy powiewały na twarz, jednak ich nie odgarniałam. Chciałam, aby to nigdy się nie skończyło, więc oburzona popatrzyłam na Alexa, kiedy niespodziewanie zatrzymał pojazd.

— Chodź — powiedział z tajemniczym błyskiem w oku. — Pokażę ci coś.

Moje chwilowe zaskoczenie wyparowało, zastąpione zaczepnym uśmieszkiem. Wyskoczyłam z auta, podążając za Rooneyem. Międzyczasie rozglądałam się dookoła. Mogłam przysiąc, że nigdy wcześniej nie byłam w tym miejscu.

Było to średnie miasto, które najwidoczniej już spało. Sporadycznie mijał nas jakiś samochód lub przechodzeń. Dookoła rozciągały się dość obskurne bloki. Normalnie pewnie wzdrygnęłabym się ze strachu, jednak adrenalina wciąż nie opuściła mojego ciała, no i miałam przy sobie Alexa. Wtedy nie myślałam o tak ludzkich uczuciach, jakim był strach.

W końcu brunet zatrzymał się, a ja uniosłam lekko głowę, aby na niego spojrzeć.

— Ufasz mi? — zapytał z dziwną nutą w głosie.

— Za grosz — odparłam śmiertelnie poważnie, jednak po chwili moje kąciki ust drgnęły.

— Świetnie — rzucił bez emocji, odwracając się. — Wskakuj.

Zmarszczyłam brwi, patrząc na stojącego tyłem do mnie Alexa. W pierwszej chwili byłam zdziwiona, jednak zaraz to minęło. Trochę niepewnie wskoczyłam na plecy bruneta. Oplotłam jego szyję rękami, aby nie spaść, jednak o nic nie zapytałam.

— Teraz zacznie się zabawa — mruknął Alex, podchodząc bliżej bloku. Przełknęłam ślinę, niepewna tego, co ten nieprzewidywalny wampir wymyślił. — Trzymaj się mocno.

— Co? — Tylko jedno słowo zdążyło wypłynąć z moich ust, bo już po chwili poczułam, jak lecimy.

Dosłownie. Lecimy.

Wydałam stłumiony pisk, kiedy z niezwykłą lekkością unieślimy się ku górze. Alex złapał się barierki jednego balkonu, po czym stanął na niej prosto.

Głośno dyszałam, patrząc niepewnie z góry na parking bloku. Usłyszałam stłumiony śmiech Alexa, przez co uderzyłam go lekko ręką w głowę. Na ten ruch, Rooney lekko się zachwiał na barierce, jednak zaraz odzyskał równowagę. Czułam, jak szybko biło mi serce przez tego kretyna, jednak, mimo wszystko, uśmiechnęłam się i pokręciłam głową.

— Serio? Chciałeś wyskoczyć na kogoś balkon?

— Powiedźmy, że nie balkon jest moim celem.

I ponownie poczułam, że się unosimy. Alex skoczył, po czym znaleźliśmy się na kolejnym balkonie. Blok nie należał do bardzo wysokich, więc już po chwili znajdowaliśmy się na samym dachu.

Z mocno bijącym sercem zeskoczyłam z Rooneya, odgarniając moje czarne włosy do tyłu. Spojrzałam na widok przed nami i dopiero wtedy odetchnęłam.

Z dachu mogliśmy widzieć odległe miasta, które świeciły tysiącami światełek. Księżyc stał na niebie jak zaczarowany, a wokół niego mieściło się miliony gwiazd. Tworzyło to naprawdę osobliwą atmosferę. Dookoła było cicho, słychać było jedynie mój przerywany oddech. Patrzyłam na widok przede mną, czując niesamowitą radość. Znajdowałam się na dachu w obcym mieście, w samym środku nocy i prawdopodobnie z najbardziej popieprzoną osobą, jaką znałam. A mimo tego nie zamieniłabym tej chwili na żadną inną.

— Wina? — Usłyszałam za sobą.

Odwróciłam się w stronę Alexa, który patrzył na mnie, trzymając w jednej ręce butelkę z winem. Nawet nie wiedziałam, w którym momencie zabrał je ze samochodu, ale nie dbałam o to.

— Jak znalazłeś to miejsce? — zapytałam, podchodząc do niego.

— A co, podoba ci się? — odpowiedział pytaniem na pytanie.

To miejsce miało w sobie coś magicznego. Możliwe, że tylko to sobie wymyśliłam, ale to miasto miało urok. Mimo że byłam tym zupełnie zachwycona, a lubiłam się przekomarzać z Alexem, odparłam tylko

— Jest całkiem w porządku.

Brunet zaśmiał się, podając mi butelkę. Pociągnęłam dużego łyka, nie zważając nawet na moje postanowienie o zaprzestaniu picia alkoholu. Taka okazja za pewne więcej by się nie przytrafiła, a ja nawet nie wiedziałam, czy pożyję więcej niż dwa miesiące. Korzystałam z chwili.

Nie byłam do końca pewna, ile czasu zajęło nam siedzenie na skraju dachu i rozmawianie o głupotach. Rzecz jasna, rozmawianiem ciężko było to nazwać. Ja ciągle mówiłam, podczas gdy Alex tylko co chwilę rzucał pod nosem jakąś ironiczną uwagę. Jednak nie przeszkadzało mi to. Jego dość skryta natura zamiast odpychać, przyciągała jak magnez. W połączeniu z jego wrodzoną gracją i tajemniczością, nie można było się od niego oderwać.

— Potańczyłabym — rzuciłam nagle, unosząc się szybko ze swojego miejsca. Na tak gwałtowny ruch, zakręciło mi się lekko w głowie. Byłam pewna, że to za sprawą tego wina, które oboje już opróżniliśmy.

— Na mnie nie patrz — powiedział z dystansem Alex.

Prychnęłam pod nosem i zaczęłam kręcić piruety, podśpiewując sobie coś pod nosem. Byłam pewna, że Rooney mruknął coś, co brzmiało jak ,,wariatka". Zaśmiałam się tylko na jego słowa, czując, jak alkohol dodał mi pewności i swobody. Czułam się lekka i wolna jak nigdy.

Obróciłam się i nagle stanęłam twarzą twarz z Alexem, który patrzył na mnie z góry. Uśmiechnęłam się zwycięsko.

— A jednak chcesz tańczyć — powiedziałam i niewiele myśląc, zaplotłam ręce wokół jego szyi. Gdzieś w zakamarkach umysłu pojawiła się u mnie myśl, że robiłam źle, jednak wtedy mnie to nie obchodziło.

— Jesteś pijana — stwierdził z rezerwą, a ja odrzuciłam głowę do tyłu, śmiejąc się.

— Powiedziałabym, że najwyżej lekko wstawiona.

Zaczęłam lekko kołysać biodrami, choć nie grała żadna muzyka. Wcale mi to jednak nie przeszkadzało. Alex przez jakiś czas patrzył na mnie z dystansem, przewracając oczami. W końcu jednak się złamał i umieścił ręce na moich biodrach.

Chwilę trwaliśmy w naszym ,,tańcu". Czułam, jak alkohol krążył w moim ciele, niosąc za sobą przyjemną lekkość.

I wtedy uniosłam głowę. Brunet patrzył na mnie intensywnie, tym swoim pustym wzrokiem. Czułam, jak pod jego spojrzeniem uginały mi się nogi.

Naprawdę oszalałam.

I wtedy do tego doszło.

Nie byłam pewna, kto kogo pierwszy pocałował, ale nasze usta zderzyły się. Poczułam falę sprzecznych emocji, która przepłynęła przez moje ciało. Powinnam była to przerwać, gdyby nie alkohol nigdy nie doszłoby do tej sytuacji. Ale nie potrafiłam. Potrafiłam tylko przybliżyć się do niego, pogłębiając pocałunek. I było to złe. Jak igranie z samym diabłem. Ale ja w tamtym momencie dałabym się spalić w piekle, aby jeszcze dłużej smakować tych ust.

Jeśli miałam kiedykolwiek tego żałować, to później. W tamtej chwili wszystko wydawało się dobre.

xxx


Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top