Już nigdy nie będzie tak jak dawniej
— Widzę, że nie musiałem daleko szukać. — Usłyszeliśmy ponownie. Moje serce biło jak oszalałe, kiedy z cienia zaczął wydobywać się jakiś mężczyzna.
Wrzasnęłam, gdy spojrzałam na jego twarz.
Niesamowicie blada skóra, czerwone oczy i bordowe żyły. Już raz widziałam coś takiego. W tamtą przeklętą noc, kiedy moje drogi z Alexem splotły się.
Wampir.
— Jeszcze nie ma karnawału — warknął niczego nieświadomy Will. Alkohol dodał mu zdecydowanie za dużo odwagi.
Wampir zaśmiał się, a mnie na ten dźwięk przeszły ciarki. Poczułam, jak cała się trzęsę.
— Musimy uciekać — szepnęłam w stronę Lewisa łamiącym się głosem. Cały czas utrzymywałam kontakt wzrokowy z nieznajomym, co przerażało mnie jeszcze bardziej.
— To szaleństwo — odparł w odpowiedzi, ale ja złapałam go już za rękę.
Kiedy chciałam rzucić się do ucieczki i pociągnąć za sobą Willa, wampir doskoczył do nas w nieludzkim tempie. Oplótł palce wokół mojego wolnego nadgarstka. Pod wpływem jego nacisku, nieświadomie puściłam dłoń blondyna. Ponownie krzyknęłam, jednak nikt nie mógł tego usłyszeć. Muzyka była zbyt głośna, zresztą, wszyscy bawili się w środku.
— Nie tak prędko, moja droga
— mruknął mi tuż nad uchem. Jego głos był zimny i tak przeszywający, że zadrżałam.
Nie powiedział nic więcej. Po prostu wbił kły w moją szyję. Pod wpływem tego ruchu automatycznie odchyliłam głowę, a moje oczy rozszerzyły się. Nie było to bardzo bolesne. Jakby dwie, nieduże igły wbijały mi się w skórę. Jednak to wystarczyło, aby moje oczy zaszkliły się, a z ust wydobył cichy jęk. W jednym momencie całe życie przeleciało mi przed oczami. To wszystko działo się tak szybko.
Słyszałam, jak stojący za moimi plecami Will krzyknął. Chciałam, aby uciekał. Żeby się ratował. Ale ten widok wprawił go w takie osłupienie, że nie był w stanie się poruszyć. Jedyne, co mógł zrobić, to rozpaczliwie krzyczeć.
W jednym momencie stało się coś bardzo dziwnego. Poczułam, jak wampir nieruchomieje. Wyciągnął kły z mojej szyi, patrząc w moje oczy z przerażeniem. Chwilę opierał się o moje ramiona, po czym osunął się na kolana. Patrzyłam na niego z niedowierzaniem. Mój oddech był przyspieszony, przez co ramiona szybko unosiły się i opadały. Czułam, jak trzęsły mi się nogi, ale próbowałam ustać w miejscu.
— Kim ty jesteś? — wycharczał wampir, po czym opadł twarzą na asfalt.
Przez chwilę patrzyłam na niego z przerażeniem. Byłam zbyt oszołomiona, aby wykonać choćby najmniejszy ruch. Otępienie ogarnęło moje ciało, przez co nie mogłam racjonalnie myśleć. Miałam wrażenie, że szybkie bicie mojego serca słychać było na innym kontynencie.
W końcu uniosłam spojrzenie, nawiązując kontakt wzrokowy z Willem. Kiedy zobaczyłam jego twarz, miałam wrażenie, że jakieś silne ręce zawiązują mi się wokół szyi, uniemożliwiając oddychanie.
Był przerażony. Choć przerażony to i tak zbyt małe słowo, żeby opisać, co wtedy czuł. Jego twarz była wykrzywiona w grymasie szoku, a usta pozostawały lekko uchylone. Jego oddech był szybki i nierówny, a z czoła skapywały kropelki potu. Ręce mu drżały, kiedy przyłożył je do skroni.
Oboje byliśmy zbyt oszołomieni, żeby przerwać panującą między nami ciszę. Szok przysłonił mi logiczne myślenie. Nie wiedziałam, co mieliśmy w tej sytuacji zrobić.
Nagle usłyszałam za nami kroki. Wzięłam się w garść, biorąc głęboki oddech. Odwróciłam się, natrafiając spojrzeniem na obojętny wyraz twarzy Alexa.
I mogłam mieć o nim różne zdanie, ale wtedy cholernie się ucieszyłam z jego obecności. Było to irracjonalne, bo tak naprawdę wszystkie moje problemy zaczęły się od momentu spotkania go. Jednak wtedy był jedną osobą, która mogła mnie wyprowadzić z tego bagna, które miało miejsce zaledwie parę chwil wcześniej.
Brunet nawet na mnie nie spojrzał. Podszedł do ciała wampira i uklęknął przy nim. Szturchnął go za ramię i chyba wypowiedział kilka słów, ale nie byłam pewna. Miałam wrażenie, że moje zmysły wyblakły.
— Co z nim? — wychrypiałam, lekko się pochylając. W pierwszej chwili nie poznałam mojego głosu. Był cichy i zachrypnięty.
— Wynoście się, zanim ktoś to zobaczy — rzucił tylko w odpowiedzi Alex. Nadal klęczał przy wampirze, tym samym zostawając plecami do mnie.
Nie miałam siły na kolejne kłótnie. Nie wiem, jakim cudem zdołałam zmusić moje nogi do ruchu, ale kiedy to zrobiłam, dostrzegłam twarz przerażonej Aurelie. Dziewczyna stała zaledwie dwa metry ode mnie, patrząc na całą scenę z osłupieniem. Nie wiedziałam, kiedy tam się znalazła i ile zobaczyła. A może przyszła z Alexem?
Na szczęście szatynka wykazała się swoim wrodzonym opanowaniem. Przełknęła głośno ślinę, po czym podeszła do nas.
— Wracajmy już.
Skinęłam głową, patrząc z ukosa na Willa. Chłopak nie powiedział ani słowa. Patrzył przed siebie nieobecnym wzrokiem, stawiając nieduże kroki.
W końcu zaczęliśmy się oddalać. Między nami zapanowała głucha cisza, przerywana jedynie przez stukot moich szpilek. Dookoła panowała ciemność. Normalnie pewnie bym się bała, ale oszołomienie nie opuściło mojego ciała. Czułam, jakbym znajdowała się za szklaną ścianą, odporną na wszelkie czynniki.
— Powiedzcie, że to żart — wymruczał w pewnym momencie Will. Jego głos był cichy i wyrażał błaganie.
Tak bardzo chciałam przytaknąć. Zgodzić się, iż to nieśmieszny żart. Że zaraz ktoś wyskoczy z kamerą i krzyknie ,,nabraliśmy was". Jednak nie mogłam. Nie mogłam dłużej ukrywać przed nim prawdy.
— Musiałeś się w końcu dowiedzieć
— odezwała się Aurelie, za co byłam jej ogromnie wdzięczna. Każde z nas patrzyło przed siebie, tylko w nam wiadomym kierunku.
— Czyli obie wiedziałyście o istnieniu... Tego?! — Will odwrócił twarz w naszą stronę. Szedł z samego boku, tuż przy jezdni. — Widzę, że nie tylko ja miałem tajemnice. — Prychnął, po czym spojrzał na mnie.
Poczułam ogromne wyrzuty sumienia. Chciało mi się płakać, kiedy myślałam o ostatnich kilku tygodniach. Działo się za dużo. Za dużo, żeby moje siedemnastoletnie barki mogły to udźwignąć.
— Proszę, nie kłóćmy się teraz — rzuciła rozpaczliwie Aurelie, która szła na środku.
— Ja ci powiedziałem — kontynuował Will. Nie wymienił imienia, ale wiedziałam, że mówił do mnie. — A kiedy ty byś mi powiedziała? Czy w ogóle byś to zrobiła?!
— Dość. Nie teraz, Will — próbowała go uspokoić szatynka. Chłopak tylko prychnął. Nie przypominał siebie. To nie był ten uroczy Will, który zawsze patrzył na mnie z pokrzepieniem. Wtedy był wściekły i miał do tego prawo.
Zacisnęłam ręce w piąstki. Zapiekły mnie oczy, ale usilnie starałam się nie płakać. Dostawało mi się, ale na to zasłużyłam. Nie mogłam cofnąć czasu. Mogłam tylko poczekać, aż chłopak trochę ochłonie.
Po jakimś czasie dotarliśmy pod jego dom. Blondyn spojrzał na nas, jakby zastanawiał się, czy zostawienie nas samych będzie dobrym pomysłem. Był jednak wciąż zdenerwowany. Wyczytałam to z jego twarzy. Ta sytuacja między nami i to, co wydarzyło się później... Zdarzyło się o wiele za dużo, jak na jeden wieczór.
W końcu odwrócił się i ruszył w stronę bramy. Kiedy odszedł, poczułam, jakby temperatura na dworze spadła o kilka stopni.
Ruszyłyśmy z Aurelie, nie odzywając się. Musiałam jednak jakoś wyładować swoją frustrację. Nigdy nie byłam osobą, która tłumiła emocje. W moim przypadku, jednym sposobem na poradzenie sobie z nimi było wyładowanie ich.
— Cholera, wszystko niszczę! — krzyknęłam rozpaczliwie, zaplatając szczelniej ręce na mojej klatce.
— Nie wiń się za to — odparła Aurelie łagodnie. — Nikt nie ma prawa cię oceniać. Tylko ty wiesz, co czułaś. Zrobiłaś to, co uważałaś za słuszne. Chciałaś go chronić. — Przerwała na chwilę. — Zresztą, myślę, że nie jest zły o to, że ukrywałyśmy przed nim prawdę.
Westchnęłam, czując, jakby jakiś ogromny kamień osądzał się na dnie mojego żołądka.
— Nie wiem, jak mogłam nie zauważyć. No wiesz..
— Że cię kocha? — dopowiedziała dziewczyna. — Każdy to widział. Każdy, z wyjątkiem ciebie.
Te słowa mi nie pomogły. Will był stałą częścią mojego życia. Może dlatego, kiedy przytulał mnie trochę za mocno lub patrzył w moje oczy z większą pasją niż powinien, wpierałam sobie, że robił tak od zawsze.
Powoli zbliżałyśmy się do mojego domu. Wciąż rozmyślałam o tym, co zdarzyło się zaledwie chwilę temu. O tym, dlaczego ten wampir padł nieruchomo na ziemię. I o co mu chodziło, kiedy pytał, kim jestem.
Prawdą było, że byłam nikim. Nikim szczególnym. Zwykłą dziewczyną, mieszkającą na przedmieściach Londynu, która zawsze potrafiła wpakować się w kłopoty. Tym byłam.
— Rozmawiałam z Seanem — wypaliła nagle Aurelie.
Spojrzałam na nią z ukosa. Dziewczyna zagryzała nerwowo wargę, patrząc w jakiś punkt przed sobą. Wydawało się, że żałowała wypowiedzianych słów, jednak zanim zdążyła to cofnąć, wyprzedziłam ją.
— O czym?
— Przepraszał mnie. Zresztą, to nic nowego. Tyle że ja... Wybaczyłam mu.
Spojrzałam na nią z niedowierzaniem. Dziewczyna nie znosiła Seana. Uważałam, że lekko z tym przeginała, dlatego ucieszyła mnie ta wiadomość. McKenzi nie był złym chłopakiem. Narobił parę błędów w przeszłości, ale powinno to pójść w zapomnienie.
— Jedyna dobra wiadomość.
— Zrobiłam to tylko dlatego, że byłam pijana i miałam dobry humor.
Moje kąciki lekko drgnęły. W jednej chwili ogarnęło mnie potworne zmęczenie. Myślałam tylko o tym, żeby położyć się spać.
Zatrzymałyśmy się pod furtką przy moim domu. Wszystkie światła były pogaszone, dlatego założyłam, że ciocia już spała.
— Co teraz będzie? — zapytałam beznamiętnie. Sama nie wiedziałam, czy chciałam znać odpowiedź na to pytanie.
Aurelie wzruszyła ramionami.
— Will musi ochłonąć.
— Nie będzie jak wcześniej — zauważyłam, spoglądając gdzieś w dal. — Nie po tym, co się między nami stało.
Dziewczyna skinęła głową. Prychnęłam pod nosem z goryczą.
— Musimy dać temu czas. To jedyne, co możemy zrobić.
Wróciłam spojrzeniem na twarz Aurelie. Wydawała się spokojna, ale ja wiedziałam, co przeżywała. Nasza przyjaźń z Willem właśnie się rozpadała. A ja nie mogłam go ponownie stracić.
Nic więcej nie mówiąc, rzuciłam się dziewczynie na szyję. Szatynka zdawała się być przez chwilę zaskoczona, ale zaraz odwzajemniła uścisk.
Rzadko to robiłam. Rzadko pokazywałam, że mi na niej zależało. Mimo że byłam bardzo wylewna jeśli chodziło o emocje, było coś, czego nigdy nie potrafiłam zrobić. Nigdy nie potrafiłam pokazać niektórym ludziom, jak byli dla mnie ważni.
Po chwili oderwałam się od niej. Nie musiałam nic mówić, wystarczyło krótkie spojrzenie. Odwróciłam się, wkraczając na moją posesję. Słyszałam kroki Aurelie, kiedy ruszyła chodnikiem.
Kiedy szukałam kluczy, myślałam tylko o tym, że gorzej być nie mogło.
Jednak nie mogłam wiedzieć, że ktoś jeszcze widział całą tę sytuację. I że bardzo mu się to nie podobało.
xxx
Kiedy w poniedziałek przemierzałam szkolny korytarz, miałam ochotę wymiotować. Część uczniów patrzyła na mnie krytycznym wzrokiem. Okazało się, że Will powiedział o swoich uczuciach nieco zbyt głośno, a moja widowiskowa reakcja, która nawet nie istniała, sprawiła, że nazywali mnie suką. Wieść ta rozeszła się szybko. Faktycznie, mogłam zareagować nieco inaczej, ale byłam zbyt osłupiona. Nie rozumiałam ich. Przecież to była sprawa między mną a Willem. I tylko między nami.
— Awansowałaś z kłamczuchy na łamaczkę serc — rzuciła wrednie Jessica Cooper, którą właśnie mijałam. Stała ze swoją świtą, opierając się wyzywająco o szafkę. Czułam, jak zmierzyła zdegustowanym spojrzeniem mój wygląd. Prezentowałam się, jak się czułam. Czyli po prostu źle. Miałam nałożone szare dresy i czarną, krótką bluzę, która była już lekko rozciągnięta. Moje włosy związane były w niedbałego koka, a na twarzy znajdowała się jedynie gruba warstwa pudru.
Pokazałam jej tylko środkowego palca, bo naprawdę miałam większe zmartwienia. Ruszyłam dalej korytarzem, słysząc, jak komentuje moje ubranie.
W jednej chwili dostrzegłam Willa. Stał przy swojej szafce i wypakowywał z niej jakieś książki. Zdziwiłam się, że jednak przyszedł, bo nie było go na pierwszych lekcjach.
I w tamtym momencie może powinnam odpuścić. Pójść dalej korytarzem i pozwolić mu pomyśleć. Dać czas i przestrzeń do ogarnięcia tego całego bałaganu. Ale to byłam ja.
Cholerna Isabel Byers, która nigdy nie myślała.
— Hej, Will — zagadałam z dozą niepewności, podchodząc do niego. Chłopak przestał wyjmować książki, przenosząc wzrok na moją twarz. Kiedy nasze spojrzenia się spotkały, spłonął rumieńcem.
— Oh, cześć, Izzy — rzucił, plącząc się we własnych słowach. — Słuchaj, przepraszam za to, co wtedy mówiłem. Ja... Byłem pijany. Wcale nie jestem zły.
Poczułam chwilową ulgę. Właśnie. Chwilową. Nie chodziło tu tylko o Alexa i ten cały wampirzy świat. Była jeszcze sprawa między nami.
— Oboje schrzaniliśmy.
Chłopak przytaknął.
— My... Się...
— ...całowaliśmy — dokończyłam, wzdychając.
Poczułam się niezręcznie. Chyba pierwszy raz w życiu nie wiedziałam, co powiedzieć. Nigdy nie powinno do tego dojść. Nasza przyjaźń nie zasłużyła, żeby została wystawiona na taką próbę.
— I co teraz?
— Nie wiem, Will. Ja... No, wiesz. Nie...
— Nie kochasz mnie — odparł obojętnie. Ton jego głosu sprawił, że zrobiło mi się przykro. — Nie tak jakbym chciał. Już dawno zrozumiałem, że twoje piękne serce nie będzie należało do mnie.
— Nie jest piękne — zaprzeczyłam od razu.
— Dla mnie zawsze będzie najpiękniejsze.
Moje oczy zaszkliły się, kiedy wypowiedział te słowa. I wtedy zrobiłam coś, czego nie powinnam. Znowu. Rzuciłam mu się na szyję, nie potrafiąc tego pohamować. Wtuliłam się w jego chude ramiona, czując, jak moje ciało ogrania fala bezpieczeństwa. Zaciągnęłam się jego perfumami, których zapach tak dobrze znałam. Wiedziałam, że było to w stosunku do niego nie fair, ale byłam egoistką. Chciałam go przytulić, bo mogła to być ostatnia taka okazja.
Chłopak na chwilę się spiął, ale zaraz odetchnął. Mimo że nie odwzajemnił uścisku, wiedziałam, że nie był zły.
Po czasie odsunęłam się od niego, odchodząc. Nie spojrzałam nawet na jego twarz, nie chcąc, aby zobaczył kotłujące się w moich oczach łzy. Ruszyłam dalej korytarzem, czując, jak moje serce rozpada się na części.
xxx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top