II.Byłaś w TYM barze?!
— No wreszcie! — Usłyszałam od progu damski głos. — Ile można się szlajać po mieście?
Przewróciłam oczami i zdjęłam powoli płaszcz, wieszając go na przybitych do ściany haczykach.
— Błagam, nie dobijaj mnie — odkrzyknęłam cierpiętniczo, wchodząc w głąb mieszkania. — Musiałam coś przemyśleć.
W całym domu unosił się słodkawy zapach karmelowego popcornu. Zmarszczyłam brwi, kierując się w stronę salonu.
— Ty i myślenie? Dobre sobie. Lepiej przyznaj, że się z kimś spotykasz.
Stanęłam w progu salonu i oparłam się o framugę. Skrzyżowałam ręce na piersi, mierząc wzrokiem rozłożoną na kanapie moją współlokatorkę, Katherinę. Blondynka trzymała w ręku miskę z popcornem i leniwie przerzucała kanałami w telewizji.
Katherina była ponad stuletnią wampirzycą. Poznałam ją zupełnie przypadkiem niespełna trzy lata temu, po śmierci mojego męża, Willa. Byłam wtedy w najgorszym dołku mojego życia, a ona przyniosła światło. Pomogła mi wyjść na prostą i rozpocząć nowy rozdział. Od tamtego momentu przemierzałyśmy razem świat, szukając swojego miejsca na ziemi.
— Wiesz, że jedyny związek, jaki jestem w stanie stworzyć to między mną a moją lodówką.
Blondynka oderwała się od ekranu i zmierzyła mnie wzrokiem. Jej ścięte do ramion, proste blond włosy odwinęły się na końcach, mimo to, wyglądała pięknie. Gdziekolwiek byśmy nie były, to właśnie ona przyciągała uwagę mężczyzn. Jej twarz była idealna. Duże niebieskie oczy, mały nosek, na którym widniało kilka piegów i uroczy uśmiech potrafiły podbić niejedno serce. Jednak, mimo iż Katherina wyglądała jak anioł, miała charakter diabła.
— Jasne, a ja jestem matką Teresą — prychnęła. — A tak serio, to mów. O czym "chciałaś pomyśleć". — Zrobiła palcami w powietrzu cudzysłowie i prowokacyjnie poruszyła brwiami.
— O tym, co będzie dalej.
Blondynka zmarszczyła czoło, pakując garść popcornu w usta.
— A co ma być?
— Rozpoznali mnie — rzuciłam ze zrezygnowaniem i ruszyłam w stronę kremowej kanapy. Usadowiłam się naprzeciwko wampirzycy, obserwując jej reakcję. — Nawet w cholernym Madrycie wiedzą, kim jestem. Wiesz, że niektórzy szukają zemsty za to, co robiłam. Jesteśmy w niebezpieczeństwie.
Katherina na chwilę zastygła w bezruchu, a jej mina wyrażała skupienie. Wiedziałam, że ją narażałam i było mi z tego powodu przykro. Blondynka nie zasłużyła, żeby uciekać z każdego miejsca, w którym, choć na chwilę odnalazłyśmy szczęście. Jednak ona upierała się, że ze mną zostanie. Znała moją niechlubną przeszłość ze szczegółami, mimo to, trwała przy mnie.
— Raczej oni są w niebezpieczeństwie — odparła w końcu. — Jeśli będzie trzeba, wybijemy ich w pień.
Moje kąciki ust drgnęły.
— Chcesz walczyć z całym światem?
— Jesteśmy wampirzycami — powiedziała, jak gdyby nigdy nic. — Robimy to codziennie. I z nie takimi rzeczami dawałyśmy sobie radę.
Po chwili namysłu zgodziłam się z nią. Musiałyśmy wziąć sprawy w swoje ręce, albo całe życie uciekać. Na chwilę zapadła między nami cisza. Blondynka włączyła końcówkę Dirty Dancing, który często oglądałyśmy wieczorami. Zapatrzyłam się w ekran telewizora, kiedy znowu usłyszałam:
— Trapi cię coś jeszcze, co? — zapytała, choć w jej głosie była pewność. — Możesz wszystko powiedzieć cioci Katherinie — ciągnęła żartobliwie. — Mam długi staż życiowy.
— Lepiej nie będę ci mówić — odparłam takim samym tonem, co ona. — W twoim wieku nie powinno się denerwować.
Przez chwilę jeszcze toczyłyśmy słowną bitwę. W końcu jednak uległam, pod namowami wampirzycy. Miała dar przekonywania.
— Tylko się nie śmiej — ostrzegłam od razu. — Wierzysz w istnienie czarownic?
Myślałam, że wampirzyca powie, iż oszalałam i powinnam wybrać się do wariatkowa. Że wybuchnie śmiechem i obrzuci mnie toną sarkastycznych tekstów.
I tak się właśnie stało.
— Serio, Isabel? Czarownice? — Wybuchła. — Co jeszcze wymyślisz? Może krasnale mieszkające pod czerwonymi muchomorkami?! — dokończyła ze śmiechem, pakując kolejną garść popcornu do ust.
Skrzyżowałam ręce na piersi, patrząc na nią spode łba.
— Ale...
Katherina na moment spoważniała i odetchnęła, kręcąc głową.
— Isabel, czarownice to tylko bajeczki. Myślisz, że ktoś z magicznymi zdolnościami, siedziałby w cieniu? Nie wierz w cuda, kochana. Naprawdę, musisz się jeszcze wiele nauczyć.
— Ale ten wampir z baru mówił... — upierałam się przy swoim.
— Byłaś w TYM barze?! — przerwała mi z powagą, a jej blada twarz wydawała się jeszcze bledsza.
Atmosfera w pokoju jakby zgęstniała. Poczułam dziwny chłód na plecach, na dźwięk jej tonu.
— Taak... — przytaknęłam z pewnym rodzajem niepewności. — W tym, co zawsze. Stało się coś?
Katherina potarła ręką czoło i pokiwała głową.
— Isabel, ten bar zaledwie dwie godziny temu został spalony. Dzwonił do mnie Dean, ale mówił, że cię tam nie było.
— Wyszłam stamtąd właśnie jakieś dwie godziny temu — mruknęłam z dozą niepokoju.
— O cholera! — rzuciła bez zastanowienia Katherina. — Całe szczęście, że nic ci się nie stało. Nie widziałaś tam nikogo podejrzanego? Nikt się nie kręcił?
W odpowiedzi wzruszyłam ramionami.
— Nie. Nikogo nie widziałam.
Szatynka na moment zamyśliła się, lecz po chwili machnęła tylko ręką.
— Niedługo zacznę nazywać cię szczęściarą roku. Cud, że w nic się nie wpakowałaś. Jak to jest, że zawsze tam, gdzie jesteś, dzieje się coś złego?
— Nie zapominaj, że ty mi zawsze towarzysz.
Na twarz Katheriny wdarł się pobłażliwy uśmiech.
— No już, chodź tu — powiedziała, wskazując na miejsce obok siebie. — Tylko koniec tematu o czarownicach.
Bez zastanowienia wstałam z kanapy i usadowiłam się wygodnie u boku blondynki. Wampirzyca przykryła nas kocem, choć wcale nie odczuwałyśmy zimna. Było to swego rodzaju przyzwyczajenie. Razem siedziałyśmy i oglądałyśmy jakieś durne programy, śmiejąc się i obgadując cały świat. Tylko chwilami patrzyłam tęsknie na miskę z przekąską, którą trzymała w ręku moja przyjaciółka. Mój organizm wciąż nie przyswoił ludzkiego jedzenia. Był to bardzo długotrwały i ciężki proces. Jeśli tylko zjadłam coś cięższego, od razu wymiotowałam i miałam objawy podobne do grypy. A ostatnie czego chciałyśmy, to chory wampir.
Mijały minuty, a nasza sielanka trwała w najlepsze. Wydawało się, iż zapomniałam już o wydarzeniach sprzed paru godzin, kiedy nagle pewien obraz stanął przed moimi oczami.
Tamten chłopak.
Nie widziałam dokładnie jego twarzy, jednak mogłam przysiąc, że gdzieś już widziałam te oczy. Niestety, nie mogłam sobie przypomnieć gdzie. Wydawał się znajomy. Tak znajomy, że aż poczułam dreszcze.
Stwierdziłam w końcu, że za bardzo rozmyślałam. Ten wampir, opowieść o czarownicach, spalony bar. To wszystko było kolejnym pasmem nieszczęść i przypadków na tym świecie. Żyłam już na tyle długo, że nic mnie nie mogło zaskoczyć. Wierzyłam w przypadki.
Oparłam głowę o ramię Kat, ponownie skupiając całą uwagę na jakimś teleturnieju. Deszcz zaczął dudnić o parapet, a my śmiałyśmy się beztrosko, nieświadome tego, co miało nadejść.
xxx
Nie wiedziałam, gdzie się znajduję.
Otworzyłam oczy i jedyne co dostrzegłam, to nieprzenikniona biel. Leżałam na środku jakiegoś wąskiego korytarza, który zdawał się nie mieć końca. Zdezorientowana uniosłam się do siadu, rozglądając dookoła. Wytężyłam wzrok, jednak widoczność była rozmazana. Jakbym patrzyła przez mgłę. Uniosłam się chwiejnie na nogi i nagle, za gęstymi obłokami, zauważyłam jakieś poruszające się obrazy. Wyciągnęłam dłoń w tamtą stronę, a wtedy moją głowę przeszył niewyobrażalny ból. Wrzasnęłam i osunęłam się na jaśniejącą złotym blaskiem podłogę.
Nie wiedziałam, gdzie byłam, ale wiedziałam, że nie powinno mnie tam być.
Spojrzałam ostatni raz w stronę mgły, krzycząc z przeszywającego bólu, a wtedy jakaś niewidzialna chwila rozproszyła obłoki, ukazując fragment obrazu. Przez chwilę nic nie mogłam wyłapać, jednak po chwili wszystko zlało się w całość. Widniała tam czyjaś twarz. Chciałam dostrzec coś więcej, jednak mój wzrok był zamglony. Wyłapałam tylko czarne, błyszczące tęczówki, a później wszystko zniknęło.
Poderwałam się do pionu, dygocząc ze strachu. Do moich oczu napłynęły łzy przerażenia, jednak poczułam ulgę, wiedząc, że to tylko sen. Przez chwilę siedziałam nieruchomo, po czym otępiałym ruchem przetarłam twarz. Podobne koszmary miewałam już wcześniej, jednak tajemnicza "mgła" nigdy nie uchyliła rąbka swojej tajemnicy i nie zdradziła, co się za nią kryje. Aż do dzisiaj.
Postawiłam stopy na posadzce z zamiarem pójścia do Kat. Gdy miewałam koszmary, często spałam mu Powell, gdyż jej obecność mnie uspokajała. Zaczęłam stawiać ciche kroki w stronę drzwi, kiedy nagle poczułam coś, czego nie czułam od lat.
Obezwładniające uczucie głodu zawładnęło moim ciałem.
To było tak niespodziewane, iż przystanęłam w miejscu. Z przerażeniem złapałam się za głowę i przymknęłam oczy. Starałam się skupić na czymś innym, jakbym siłą umysłu próbowała wygrać tę wojnę. Mamrotałam pod nosem jakieś sekwencje, jednak na nic się to zdało. Mój żołądek zaciskał się, a ciało pragnęło tylko jednego. Krwi.
— Nie, nie, nie — wymruczałam, gdy czułam, iż przegrywam. Pragnienie powoli zatapiało mój jeszcze trzeźwo myślący umysł. — Muszę to zwalczyć. Dam radę.
Dopadłam do drzwi i znalazłam się na korytarzu. W wampirzym tempie dostałam się do pokoju Kat. Gdy dostrzegłam, iż jej tam nie było, wiedziałam, że to koniec. Czułam, jak pragnienie ogarniało mój umysł. Jakby resztki człowieczeństwa opuszczały moje ciało.
Nie mogłam nic poradzić na to, że na mojej twarzy pojawiły się grube, bordowe żyły. Nagle zaczęły mnie kuć dziąsła, co znaczyło, że kły już wyrastały. Jęknęłam rozpaczliwie i pognałam do kuchni. Szybko wyciągnęłam jedno opakowanie krwi ze szpitala, które Katherina hipnozą zdobyła od jednej z pielęgniarek. Rozdarłam je i wlałam zawartość do gardła, jednak wiedziałam, że to nie wystarczy. Uczucie nie minęło, a co gorsza, pogłębiło się.
To pojawiało się tak nagle. Nachodziło mnie znikąd. Miesiącami nad sobą panowałam i jednego dnia wszystko się waliło. A ja nie mogłam nad tym zapanować. Jakbym była przeklęta.
Drżącymi rękami wytarłam usta ze stróżek krwi. Uniosłam głowę i zobaczyłam swoją twarz w odbiciu szyby. Moje oczy błyszczały już czerwienią. Zamieniałam się w demona.
I to była chwila, kiedy zupełnie straciłam kontrolę.
— Jeżeli Bóg gdzieś tam istnieje, niech mi wybaczy — wymruczałam, a wtedy mój umysł ogarnęła ciemność. Nie przejmowałam się, że skrzywdzę niewinnych ludzi. Liczyło się tylko pragnienie, które natychmiast musiałam zaspokoić. Wybiegłam z domu, wiedząc, że nic mnie już nie powstrzyma.
Tamtej nocy pierwszy raz od trzech lat pożywiłam się ludźmi. Nie byłam dokładnie w stanie wyliczyć ofiar. Może trzy, może trzydzieści? Nie wiedziałam. Pamiętałam tylko ich przerażone twarze, które błagały o litość, ale ja nie mogłam spełnić ich próśb. W takich momentach coś przysłaniało mój umysł, nie dopuszczając do głosu rozsądku. Jakbym była w transie.
Albo przeklęta.
xxx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top