Co wy wszyscy macie z tym alkoholem?!
— Isabel?
Obudził mnie czyjś głos i delikatne szarpnięcie za ramię. Powoli otworzyłam zaspane powieki. Miałam wrażenie, że spałam zaledwie piętnaście minut, bo całą noc przeleżałam z otwartymi oczami. Głowa paliła mnie żywym ogniem, a w gardle poczułam suchość.
Spojrzałam swoimi niebieskimi oczami na moją ciocię. Byłam tak skołowana, że w pierwszej chwili ledwo ją rozpoznałam. Jej kręcone blond włosy były spięte w wysokiego koka, a delikatny makijaż miał za zadanie przykryć skutki nieprzespanej nocy.
— Znaleźli coś? — spytałam zachrypniętym głosem i przeszły mnie ciarki na samo wspomnienie tego ferarnego wydarzenia.
Ciocia ze smutkiem pokręciła głową.
— Niestety, nie — odparła i przysiadła na łóżku koło mnie. Jej granatowa sukienka podwinęła się do góry, ukazując uda. — Muszę cię o coś zapytać, tylko proszę, nie denerwuj się.
Zmarszczyłam brwi, ale pokiwałam głową.
— Może... — zaczęła, ale wydawało się, że biła się z własnymi myślami. — Piłaś wczoraj alkohol? Albo to było coś innego? Może wszystko tylko ci się przewidziało...?
Momentalnie podniosłam się do siadu. Na tak gwałtowny ruch zakręciło mi się w głowie, ale starałam się to zignorować.
Obiecałam, że się nie zdenerwuję, ale od zawsze byłam osobą bardzo emocjonalną i na każde wydarzenie reagowałam z ogromną dozą emocji.
— Słucham? Nie, ty nie pytasz poważnie — wyrzucałam z siebie słowa. Czułam się naprawdę fatalnie, ale nie mogłam pozostawić tego bez wyjaśnienia. — Obiecałam, że tego już nigdy nie tknę. Nigdy.
Ciocia westchnęła. Mimo że nie skończyłam jeszcze osiemnastu lat, pewne przykre sytuacje z alkoholem miałam już za sobą. Wszystko skończyło się nieco ponad rok temu, kiedy moi rodzice zginęli w wypadku, który spowodował pijany kierowca. Ich wspomnienie wciąż było żywe w mojej głowie i chciało mi się płakać na myśl, że oni zginęli, a ten mężczyzna wyższedł z całego zdarzenie z zaledwie kilkoma zadrapaniami.
Między innymi dlatego, postanowiłam ograniczyć moje, kiedyś częste, wyjścia ze znajomymi. Musiałam się wyciszyć, z dala od wszelkich używek.
— Przykro mi Isabel, ale nie da się tego inaczej wytłumaczyć. — Westchnęła ponownie. — Opowiedz jeszcze raz, co tam widziałaś.
Zawahałam się, jednak trwało to zaledwie sekundę.
— Byłam już niedaleko, kiedy usłyszałam krzyk. Uznałam, że tylko się przesłyszałam i poszłam prosto do domu. Kiedy... Kiedy skręciłam w naszą uliczkę, zobaczyłam ciało. Na początku nie rozpoznałam nikogo, ale kiedy podeszłam bliżej, był to pan Smith. Na pewno.
Celowo pominęłam wspomnienie o tym nieznajomym. Czułam, że wyszłabym na totalną wariatkę, opowiadając o chłopaku, który wyssał krew ze staruszka. To było nierealne. Niemożliwe. Brzmiało, jak historia rodem z horrorów. Ewentualnie ,,Draculi" czy ,,Pamiętników wampirów".
— To prawda, Arthur nie wrócił na noc do domu — przyznała ciocia. — Ale nie sądzisz, że to dziwne? Morderca najpierw zostawił ciało, a później wrócił i je ukrył? I na dodatek w tak krótkim czasie pozbył się krwi i reszty śladów?
— Może usłyszał kroki i się spłoszył — pdosunęłam. Chciałam już zakończyć tę rozmowę. Było jeszcze za wcześnie, wspomina z ubiegłej nocy napawały mnie strachem i kazały wierzyć, że stworzenia wyjęte prosto z fantastycznych książek, naprawdę istnieją.
— No nic, zostawmy tę sprawę policji. — Kobieta uniosła się z miejsca. — Staraj się nie zadręczać. Na pewno da się to jakoś wyjaśnić. — Posłała mi słaby uśmiech. — Ja niestety wychodzę. Mam dzisiaj ważne spotkanie.
Na mojej twarzy odmalowało się przerażenie.
— Zostawiasz mnie tu samą?
— To aż taki problem? — spytała, patrząc na mnie ze zdziwieniem. Byłam osobą dosyć odważną i nigdy w tej kwestii nie było ze mną problemów, dlatego domysliła się, że ta noc musiała mnie naprawdę przerazić. — Może zadzwonisz po Willa? Albo po Aurelie?
Skinęłam głową. Domyślałam się jednak, że ta dwójka najprawdopodobniej poszła do szkoły, a tam dowiedzą się o zajściu, które miało miejsce w nocy i sami do mnie przyjdą.
— Jakby się coś działo, możesz dzwonić do mnie. Postaram się przyjechać jak najszybciej — dokończyła ciocia, patrząc na mnie ze współczuciem.
Opuściła pokój, a ja rzuciłam się na poduszki, zanurzając się w pierzynie. Zacisnęłam mocno powieki, jakby to miało sprawić, że naprawdę zapomniałabym o wszystkim, co zobaczyłam.
xxx
Głos dzwonka do drzwi wypełnił ciszę. Dzwignęłam się ciężko do siadu, kładąc bose stopy na zimnych panelach. Chwyciłam leżący na szafce nocnej telefon i odblokowałam go. Przeklęłam cicho, kiedy zobaczyłam dwadzieścia nieodebranych połączeń od Aurelie i przynajmniej tuzin wiadomości od Willa.
Od: Willątko
Isabel? Słyszałem, co się stało. Wszystko ok?
Od: Willątko
Isabel, odpisz, martwię się
Od: Willątko
Dobra, stoję pod twoim domem
Zerwałam się z łóżka, o mało się nie wywracając. Zakręciło mi się w głowie, ale to zignorowałam. Dźwięk dzwonka wciąż rozbrzmiewał, co oznaczało, że Will nie odpuszczał. Zbiegłam szybko po schodach, między czasie zgarniając włosy w kitkę. Domyślałam się, iż wyglądałam fatalnie. Wczorajszy rozmazany makijaż wciąż znajdował się na mojej twarzy, a włosy były w całkowitym nieładzie, jednak się tym nie przejmowałam.
Will był moim przyjecielem. Widział mnie w najgorszych momentach życia.
Otworzyłam drzwi i w jednej chwili znalazłam się w ramionach chłopaka. Lewis był dosyć chudy, jednak jego uścisk był na tyle mocny, że odsunęłam się od niego.
— Udusisz mnie — wymruczałam, a na mojej twarzy odmalował się słaby uśmiech.
Spojrzałam na Willa. Na jego postawione blond włosy, zielone oczy, parę piegów na nosie. To był mój Will. Przy nim czułam się bezpieczna.
— Cholera, Isabel, to wszystko prawda? — zapytał, a ja spuściłam wzrok. Chłopak z natury był bardzo spokojny, ale w tamtym momencie jego głos przesiąkał zdenerwowaniem. — Przyszedłem dzisiaj do szkoły i wszyscy zaczęli mnie o ciebie wypytywać. To był istny horror.
— Tak, to prawda — odparłam, zamykając drzwi.
Will westchnął ze współczuciem.
— Jak się czujesz?
Spojrzałam na niego wymownie i wzruszyłam ramionami.
— Stabilnie.
Chlopak uśmiechnął się lekko. Wydawało mi się, że był trochę zestresowany. Zapewne nie wiedział, jak miał się zachować. A ja nie potrzebowałam współczucia, potrzebowałam po prostu jego obecności.
— Posiedzisz ze mną chwilę? Naprawdę, dobija mnie ta cisza.
Will skinął głową, a w jego oczach odbiła się troska. Chciałam powiedzieć, że nie ma się czym martwić, ale oszukałabym nie tylko jego, ale również siebie. Postanowiłam także, że nie wspomnę mu o dziwnym chłopaku, dopóki sama nie poukładać sobie tego w głowie.
— Aurelie pojechała wczoraj do dziadków i nie było jej dzisiaj w szkole, ale, jak się o wszystkim dowiedziałem, od razu do niej zadzwoniłem. Przyjdzie do ciebie najszybciej, jak będzie mogła — mówił Will, kiedy wspinaliśmy się po schodach.
Spojrzałam na niego z wdzięcznością.
— Dziękuję, Will.
Weszliśmy do mojego pokoju, a ja zaraz ułożyłam się na łóżku pod ścianą. Zrobiłam tym samym miejsce Lewisowi, który położył się obok mnie. Spoglądaliśmy w sufit, przez chwilę nic nie mówiąc.
— Dołączył do naszej klasy nowy chłopak — wypalił po chwili blondyn. Spojrzałam na niego z ukosa.
— Tak? Nikt nic o tym nie mówił.
— Wydaje się spoko.
Wzruszyłam ramionami i z potworem zwróciłam spojrzenie w sufit. Serce w końcu biło mi miarowo, ale przeszło mnie dziwne przeczucie, że to jeszcze nie koniec. Jakaś dziwna myśl, zakorzeniona w zakamarkach mojego umysłu, nie dawała mi spokoju. Zacisnęłam piąstki, modląc się, abym jednak się myliła.
xxx
Był już wieczór, kiedy ktoś zadzwonił do drzwi. Wyszłam z kuchni, w której zaparzałam sobie herbatę i otworzyłam gościowi. Przede mną stała niska szatynka, której kręcone włosy sterczały na wszystkie strony. Spojrzała na mnie swoimi czekoladowymi oczami, a na jej bladej twarzy malowała się troska.
— Wszystko w porządku? — zapytała od wejścia i, podobnie jak Will, rzuciła mi się w ramiona. — Porąbana sprawa — dodała, ciągle mnie tuląc.
— Lepiej bym tego nie ujęła.
Skierowałyśmy się prosto do mojego pokoju. Dom był pusty, gdyż ciocia nadal nie wróciła ze spotkania, co zdarzało się często.
— Chcesz o tym porozmawiać? — zapytała Aurelie, siadając na moim biurkowym krześle. Włożyłam dłonie do kieszeni za dużej bluzy i usiadłam na łóżku, naprzeciw niej.
Miałam już pokręcić głową, ale coś mnie tknęło. To była Aurelie. Choć była dla mnie równie ważna, jak Will, na długie i poważne tematy wolałam rozmawiać z nią. A ten temat był naprawdę poważny.
Zaczęłam opowiadać. Najpierw powoli ważyłam słowa, jakby bojąc się je choćby wypowiadać. Z każdym jednak zdaniem, mój głos przybierał na sile. Opowiadałam ze szczegółami, raz po raz, łapiąc spojrzenie Coolidge. Zaczęłam gestykulować rękami, a moje policzki zaszły czerwienią. Pod koniec opowieści miałam już łzy w oczach. Och, jak ja nienawidziłam u siebie tej emocjonalności.
Uniosłam wzrok na Aurelie. Mój oddech był lekko przyspieszony, a serce łomotało o żebra w oczekiwaniu. Dziewczyna nachyliła się w moją stronę, a na jej twarzy malowało się współczucie, strach, niedowierzenie.
Przełknęłam ślinę, dopiero wtedy zastanawiając się, czy dobrze zrobiłam, mówiąc jej o wszystkim. Od zawsze byłam lekkomyślna i najpierw robiłam, a dopiero później myślałam, co niosło za sobą nieprzyjemne skutki.
— Isabel, to szaleństwo — wydusiła w końcu Aurelie. Nawet w obliczu takiej sytuacji, dziewczyna pozostawała opanowana. W tej kwestii była bardzo podobna do Willa; oboje byli spokojni, dzięki czemu często gasili mój wybuchowy charakter. Jednak Coolidge, w odróżnieniu od chłopaka, cechowała również niezwykła zawziętość i upartość. — Porąbane. Nierealne. Cholera, niemożliwe!
— Mnie to mówisz?! — wyrzuciłam rozpaczliwie. Tak bardzo potrzebowałam, aby dziewczyna mi uwierzyła.
— Przepraszam cię, ale to niedopuszczalne. Chcesz mi powiedzieć, że po mieście grasuje wampir?
Gdy dziewczyna wypowiedziała to słowo, przeszły mnie ciarki.
— Nie wiem, może to jakaś sekta, cokolwiek. Ale nie próbuj mi wmówić, że ześwirowałam.
— Wybacz, ale tak to wygląda.
Westchnęłam i przetarłam twarz dłońmi. Tak bardzo żałowałam, że jednak podzieliłam się tą historią z Aurelie. Co ja sobie w ogóle myślałam? Że mi uwierzy? Albo powie ,,jasne wierzę ci, teraz możemy pograć w grę Dorwać Wampira"?
— Jest już późno. Myślę, że powinnaś wyjść.
Aurelie zacisnęła wargi. Widać było, że biła się z myślami. Po chwili jednak uniosła się z miejsca i spojrzała na mnie ze współczuciem.
— Jeśli coś by się zmieniło, dzwoń. Przemyśl to jeszcze. Na pewno da się to jakoś racjonalnie wytłumaczyć.
Po czym wyszła, zostawiając mnie samą. Cisza zadzwięczała mi w uszach. Skuliłam się w kłębek, zaciskając usta w wąską linię. Spojrzałam na mrok za oknem, który napawał mnie strachem.
Otoczyłam się ramionami, hamując gorzkie łzy.
xxx
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top