Jak...

*nie sprawdzany, ogarnięty na chwilowej wenie*




Nie chce go znać, a jednak będę musiał się wyjść za niego za mąż... co za ironia losu! 

Nie chce! 

A zarazem chce... 

Moje uczucia są potargane wydarzeniami z ostatnich dni... nie myślę racjonalnie, a zarazem tyle poprawnych myśli wpływa do mojej głowy.

Nie chce ich...

Chce uciec...

Od niego.

Od wszystkiego.

Ale nie mogę

Coś mnie tu trzyma.

Prędzej czy później,

dowiem się tego.

Szedłem przez miasto, gdy nagle wpadłem na grupkę pijanych facetów.

-Heeeej! Słodziutki! Gdzie tak pędzisz?!

-Proszę mnie zostawić.

-O co chodzzzzzi? Nie chcesz się z nami... zabawić?!

-Nie... podziękuje.- zaczęli się do mnie zbliżać- Zostawcie mnie!

-OOO! Stawia się! Ale... co ty możesz nam zrobić.

Wiecie jak to jest kiedy ogarnia was panika, ale w waszych żyłach i tak już krąży adrenalina? ~ Taa... też nie wiedziałem.

Wysunąłem skrzydła i oczy zaszły mi czernią.

-MOGĘ WAS ZGŁADZIĆ!

To naprawdę śmieszne kiedy uciekają w popłochu... 

...

...

...

Czy ja staje się tyranem ze zjebaną psychiką?

NIEEEEEEEE skąd że!

Dobra, a teraz na poważnie.

Takie sytuacje są wkurzające, totalnie cię rozkojarzą i nie wiesz nawet o czym myślałeś... A! No tak. O tym by odejść, ale... Coś nie pozwala mi tego zrobić. Nie wiem czy to obowiązki, mama, czy... ON. Moje uczucia wariują i nie mam pojęcia co mam robić. Pójdę tam gdzie nikt mnie nie znajdzie, tam gdzie chowałem się gdy byłem mały. Muszę zniknąć na troche, na dłużej, ale chce na zawsze. Moja psychika jest na granicy depresji z szałem.

Muszę uciec.
Chce tego.
Ale nie mogę.
Musze jej powiedzieć.

Szybko pobiegłem w kierunku domu mojej najdroższej przyjaciółki, by powiadomić ją o mojej decyzji.

Po 10 minutach byłem na miejscu, bez zbędnych cerebeli wszedłem do jej domu. Rodzice dziewczyny kiedy tylko mnie zauważyli przywitali mnie, nie dziwiąc się, że do nich od tak wbiłem.

Wybiegłem po schodach na górę, kierując się do jej pokoju. I krzyknąłem na całe gardło, ale przez łzy:
-Kaaaariiiiin!
-Co się stało?!?!
-KariIIIiiiiIiin! Przepraszam! Tak bardzo przepraszam!
-Ale o co chodzi?
-Ja... Uciekam... Chcę uciec... Ale...
-Oł Meriel. Pamiętaj, że ja cię zawszę wspieram.
-Wiem poprostu boję się. Boję się odejść.
-Więc zostań.
-Ale on...
-Meriel masz moc... Zmień się. Tak żeby nikt cię nie poznał. I zostań. Poudajesz mojego kuzyna i będzie dobrze. Odstresujesz się, a on cie nie pozna i nie będzie cię dręczył.
-Ym. Tak zrobię! Tak myślę...

Zacząłem zmianę. To nie ciekawe uczucie, jakby coś cię kuło od środka.

Pomyślałem, że lubię róż więc ten kolor na włosach wyłby ładny. Usune tatuaż i zmienie styl ubierania się.

Teraz miałem podrowo-różowe włosy, czarny kostium przylegający do ciała i lekką zbroje.

Tak oto jestem nowy ja.

-Co o tym myślisz? Nie wygląda chyba źle...

-Jest dobrze. Niepoznałabym cię na ulicy. Ale co chcesz teraz zrobić?

-Zbliżyć się do tego drania i dowiedzieć się.

-Czego?

-Wszystkiego. Tego co o mnie naprawdę myśli, tego co chce zrobić, tego co zrobi jak ktoś inny zacznie się nim interesować... To wszystko jest ważne-jeśli mam się zemścić.

-Czy to aby nie za dużo? Tak od razu chcesz się mścić...

-Nie od razu. Najpierw poznam całą prawdę, później wymyśle co dalej.

-Ok... Więc ruszajmy.

Udaliśmy się w stronę szkoły, bo jak się okazało była już prawie 8:00. Musieliśmy się pospieszyć i kawałek pobiegliśmy. Tuż przed bramą szkoły zauważyłem tego... Eh... Spokuj... Postanowiłem "przypadkowo" na niego wpaść. Więc kiedy moja przyjaciółka zwolniła tępa, ja nie zatrzymałem się. Wbiegłem w niego delikatnie i upadłem na pupę. Od razu usłyszałem przeprosiny i zobaczyłem dłoń kierowaną w moją stronę. Podniosłem więc głowę.

-Przepraszam nie zauważyłem cię, nic cię nie boli?

-Nie! Wszystko dobrze.

-Super.

W jego oczach nie ujrzałem jednak tego błysku co zawsze... były... puste? Tak to można określić, nie, to idealne określenie. Wyglądał jakby był wyprany z uczuć, wszystkich uczuć...

-Coś się stało?-zapytałem lekko przerażony.

-He? Nie... Czemu pytasz?

-Wyglądasz jakby stało się coś oropnego. Ktoś umarł?

-Nie... Straciłem miłość mojego życia i nie mogę sobie tego wybaczyć.

-He?

To... Trochę mnie zdziwiło... On serio jest zmartwoiny... Może... Nie...

To nie dorzeczne...
Ale... Może on...

Naprawdę mnie kocha?

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top