XXXVIII
Zack's POV:
Wracałem do domu od Alexa zadowolony, że wszystko, co planowałem, się udało, ale nie wiedziałem, co na mnie w domu czeka. Zamknąłem motocykl w garażu i wolnym krokiem kierowałem się w stronę drzwi. Zaniepokoiło mnie jedno. Koło domu zaparkowany był wóz, którego do tej pory nie widziałem. Z przystosowanymi siedzeniami dla kogoś niepełnosprawnego, może ojciec włączył się w jakąś akcje? Złapałem za klamkę i nerwowo ją szarpnąłem, otwierając drzwi, skąd usłyszałem głośne rozmowy. Zaśmiałem się pod nosem i w głowie obmyślałem plan upokorzenia ojca. Zwolniłem przed wejściem do pokoju i lekko wychyliłem się, patrząc wgłąb pomieszczenia. Na krześle przy stoliku siedział ojciec dziwnie poruszony, jakby załamany. Na przeciwko miejsce zajmowała załamana kobieta, która krzyczała na niego. Pomyślałem, że plan się uda.
- Tak! Powinieneś to zaakceptować! - krzyknęła, a ojciec uderzył pięścią w stół.
- Nagle teraz się pojawiasz? Jesteś kurwą. Widzisz? - wskazał na coś na rogu, ale nie widziałem, bo ściana mi zasłaniała. - Taki jest skutek!
- Przestań, Morgan!
Postanowiłem wkroczyć, pewnym krokiem postawiłem nogę w pomieszczeniu i od razu dwie pary oczu zwróciły na mnie uwagę.
- Z takimi kurwami się puszczasz a potem masz do nich pretensje? - podszedłem do niego i z igrającym uśmiechem na twarzy patrzyłem na kobietę siedzącą przy stole. - Niedawno też jakaś zapłakana baba wychodziła stąd!
- Uspokój się, synku. - rzekł spokojnie, a ja zaniemówiłem. Nie sądziłem, że tak łagodnie zareaguje. - To nie żadna kurwa, a...
- Nazwałeś ją tak przed chwilą. - zaśmiałem się i mój wzrok przykuło coś, a raczej ktoś, siedzący na jakimś wózku w kącie. - O ja pierdolę. - złapałem się za głowę i musiałem usiąść. Ujrzałem dziwne stworzenie, które wielkimi i krzywymi oczami wpatrywało się we mnie, nie miało włosów, ręce miało jakby sparaliżowane, a twarz wykrzywioną w śmiesznym grymasie. Siedziało na wózku inwalidzkim i tylko ruszało głową, patrząc to na mnie, to na mojego ojca. - Co to kurwa jest? - wskazałem na to palcem i zacząłem się naraz smiać. - To w ogóle jest człowiek?
Usłyszałem głośny szloch i spojrzałem na nią, na kobietę, która z wielkim bólem patrzyła na ojca, który wzrok spuszczony był na dół.
- Takiego potwora sobie dorobiłeś?! - wrzasnąłem na niego, a on posłał mi piorununące spojrzenie.
- Przestań! - odezwała się kobieta, która z oczami pełnymi łez wpatrywała się we mnie. Zrobiło mi się jej trochę żal, że poznała takiego kogoś, jak ojca. - To to jest Zack? - zwróciła się do niego. - Miałeś go dobrze wychować! - wstała i oparła się o blat stolika. - Wyrośnie na drugiego ciebie!
- Co tu się odpierdala? - spytałem, bo już się pogubiłem.
- Zack, jestem twoją matką. Jestem tą, która cię urodziła. - ostatnie słowo wymówiła przez wielki szloch, a do mnie jej słowa uderzyły i naraz się wyprostowałem. - A to twoja... Twoja siostra. - wskazała na to coś, co siedziało w kącie i uśmiechało się do mnie.
Nie byłem w stanie nic powiedzieć, bo za dużo w tak krótkim czasie się stało. Od lat ojciec wpajał mi, że matka to ta zła, że odeszła od niego, gdy była w ciąży. Że była kurwą, że była nosicielką HIV i różne negatywne rzeczy o niej, a teraz stała przede mną i mówiła mi to wszystko. Nabrałem powietrza przez nos i poczułem, jak moje serce zwalnia swój rytm, musiałem ochłonąć. Poczułem skruchę, że tak okropnie potraktowałem tą dziewczynę, ale nie wychowano mnie na tolerancyjnego chłopaka. Walnąłem pięścią w stół jak ojciec wcześniej i wyszedłem z pomieszczenia.
- Zack! - usłyszałem za sobą krzyk, ale już udałem się w stronę piwnicy, gdzie ostatnio często przesiadywałem.
Z całej siły uderzyłem o worek, który ruszył się do przodu, a następnie powrócił na swoje miejsce. Z kostek zaczęła lecieć krew, bo zapomniałem nałożyć rękawic, ale to nic. Wykonałem drugie uderzenie, tym razem mocniejsze. Usłyszałem ciche szepty i szuranie butów. Ktoś przyszedł.
- A ty pogadaj z Cloe. - kobiecy głos przekazał coś mojemu ojcu, a sama zwróciła się do mnie. - Możemy porozmawiać?
Ostatni raz uderzyłem w worek, ale nie trafiłem w środek, więc tylko zasyczałem i ze stoickim spokojem odwróciłem się w stronę smukłej, wysokiej kobiety z kokiem na głowie.
- O czym? - starałem się nie brzmieć nerwowo, nie chciałem urazić mamy, bo już dość obrażałem jej córkę.
- Chciałabym... Porozmawiać z moim... Synem... - jąkała się, a ja na siłę się uśmiechnąłem, postanowiłem dać jej szansę. - Nie wiem, co tata mówił ci o mnie, ale chcę, żebyś usłyszał moją wersję.
- Jest kilka wersji?
- Po prostu posłuchaj. - oparła dłoń na moim ramieniu, a ja poczułem się nieswojo. - Gdy się urodziłeś, wszystko było idealnie. Nowy wózek, nowe łóżeczko, nowy dom. - ręką przejechała po pomieszczeniu. - Chciałam pokazać ci trochę świat, gdy jeździłam na spacery z tobą. Wtedy szybciej zasypiałeś i robiłeś słodkie minki... - uśmiechnęła się na wspomnienie. - Przestaliśmy z ojcem uprawiać seks, bo skupiliśmy się na tobie. Pewnego dnia, gdy wracałam o zmroku do... Domu, ktoś mnie złapał od tylu, a ja... Widziałam jego twarz. - na jej twarz wkradła się trwoga i jakby przestraszenie, zaczęła nerwowo mrugać oczami. - Zdał ze mnie ubrania, związał i... Zaspokoił siebie. - spusciła głowę w dół, a ja z uwagą słuchałem jej opowieści. - Zaszłam w ciążę, a że z twoim tatą dawno tego nie robiłam, oskarżył mnie o dodatkowe zarabianie zamiast chodzenia na spacery... Zaczął mnie bić i pić, przez co niejednokrotnie lądowałam poobijana na schodach, przez co wkrótce się wyprowadziłam. Ojciec chciał cię wychować, upierał się, więc... Zastraszona mu pozwoliłam. - zapłakała, a ja zapałałem jeszcze większym gniewem do niego.
- Ile ona ma lat? - spytałem, mając na myśli siostrę. Nie spodziewałem się, że ojciec potrafił samymi opowieściami tak zniszczyć wizerunek mamy, którą widzę pierszwy raz. Wewnętrzny instynkt kazał mi w to wierzyć, a ja także poczułem sympatię do niej.
- Szesnaście. - odpowiedziała krótko, a ja zapragnąłem się o niej dużo dowiedzieć.
- Czemu jeździ na wózku?
- To przez to, jak byłam traktowana przez twojego tatę... Wiesz, zazwyczaj niechcianie lądowałam na brzuchu i urodziła się z porażeniem mózgowym, paraliżem kończyn. - westchnęła. - Najgorsze, że ze wszystkim musiałam sobie radzić sama.
- Współczuję. - wyraziłem to, co czułem.
- Jak twoje życie? - spytała nagle, zmieniając temat.
- Z dziewczyną mojego życia cudownie. - uśmiechnąłem się na myśl o Ver. - Veronica ma na imię. - wyprzedziłem pytanie mamy, a ona się zaśmiała.
- Cudownie.
- Chodźmy lepiej na górę, zanim on coś jej zrobi... - wstałem i podałem mamie dłoń, a następnie skierowałem się w stronę schodów prowadzących do pokoju.
Moja...siostra nieruchomo pozostała na swoim miejscu, a ojca ani śladu.
- Tak myślałam. - westchnęła mama i usiadła obok niej, coś jej mówiąc.
Dziewczyna popatrzyła na mnie i szczerze się zaśmiałem, a ja zastanawiałem się, skąd ludzie...jej typu biorą taką energię na życie? Mimowolnie kąciki moich ust podniosły się, a i ręka uniosła się ku górze i pomachała dziewczynie. Zapomniałem, że jest sparaliżowana.
- Chodź, nie bój się, umie mówić. - zachęciła mama, a ja z wielkim stresem usiadłem na pufie obok wózka.
- Cześć. - zacząłem niepewnie, na co ona mrugnęła dwa razy i się zaśmiała.
- Hej. - odpowiedziała niezrozumiale. - Mój brat.
- Tak, jestem twoim...bratem, jak się składa. - uśmiechnąłem się, a ona wydała wesoły krzyk.
- Cloe ja. - przedstawiła się, co nawet nie było trudne do zrozumienia.
- Zack. - położyłem rękę na oparciu wózka i spojrzałem w jej oczy, gdzie zobaczyłem tyle energii i chęci do życia.
Twoje problemy to beka, pomysł jak cierpi kaleka.
- Ooo! - wydała pisk, a ja wpadłem na pewien pomysł.
- Yyy... Mamo? - zwróciłem się do niej, a ona z uśmiechem na twarzy zwróciła się do mnie. - Podwiozłabyś mnie i ją i siebie w sumie też do pewnego domu? Bo chciałbym wam kogoś przedstawić, a i ty być może zyskasz przyjaciółkę.
- Pewnie, że tak. - otarła łzę szczęścia i wstała. - Gotowi?
- Daj mi chwilę. - wstałem i przełknąłem gulę w gardle. Jak ja mogłem być taki chamski w stosunku do niej? Dlaczego jestem takim chujem?
Wskoczyłem do pokoju, skąd zabrałem kurtkę i telefon oraz wybiegłem na podwórko, gdzie mama sadowiła drobną postać na specjalnym siedzeniu. Stwierdziłem, że usiądę koło niej. Życie to twarda lekcja. Ciągle nie mogłem uwierzyć w to, co właśnie się działo. Chciałem jak najszybciej wyprowadzić się od ojca.
- W tą uliczkę. - wskazałem drogę, do Ver, a mama zmieniła bieg.
- Dziękuję, że mnie wysłuchałeś i postanowiłeś mi dać szanse.
- Mamo, nie dziękuj. - machnąłem ręką i kazałem jej się zatrzymać, gdy dojechaliśmy na miejsce.
Mama poszła pod drzwi Cloe, której uśmiech z twarzy nie znikał, a ciągle powtarzała moje imię. Jak ojciec mógł być taki okrutny i tak ją zgnoić? Wydawało mi się, że żyję w amoku.
Kazałem im poczekać przed drzwiami, aby Ver na pierwszy rzut oka widziała tylko mnie. Zapukałem do drzwi, które zostały natychmiast otworzone, mimo wieczornej pory. W futrunie stanęła Ver, ubrana w zwiewną sukienkę, którą miałem ochotę rozerwać.
- Hej, kochanie. - objęła mnie i pocałowała w policzek, ale zarazem zesztywniała. - Kogo mi przywiozłeś? - szepnęła na ucho.
- Możemy wejść? - odsunąłem ją i spojrzałem w oczy, które pytająco na mnie patrzyły. Mówiły, że mam mu to wyjaśnić. Wychyliła się poza moje ramię i posłała uśmiech w stronę gości, których nigdy nie widziała.
- Jest twoja matka w domu?
- Jest. - uśmiechnęła się i otworzyła szerzej drzwi, wpuszczając mnie i zachęcając tym samym moją rodzinę do wejścia.
Nie patrzyła na Cloe jak na człowieka z Marsa, a traktowała ją normalnie, za co byłem z niej dumny. Tylko ja byłem takim skurwysynem... Kazała nam wszystkim poczekać w korytarzu, sama zaś poszła zawołać swoją mamę, aby poznała ich. Gdy obydwie już znalazły się obok nas, matka Ver wydała się dziwnie zmieszana.
- Przepraszam, kim jesteście? - zatoczyła dłonią krąg wokół mamy i Cloe, która wydała z siebie okrzyk zadowolenia.
- No tak, ja sama nie wiem, kim pani jest. - podeszła krok bliżej. - A o tobie słyszałam. - zwróciła się do Ver, która nie wiedziała o co chodzi. - Jestem Valeria Simon, dawniej Valeria Adams, ale powróciłam do starego nazwiska. Mama Zack'a. - złapała dłoń matki Ver, która delikatnie podniosła kąciki ust.
- Molly Larsson. - przedstawiła się. - Mama Veronici, dziewczyny Zack'a.
- Tak, wiem. - zaśmiała się, po czym przedstawiła Cloe. - To moja córka, a siostra Zack'a, Cloe.
- Cześć, Cloe. - młoda Larsson wykonała pierwszy ruch i podeszła do dziewczyny. - To może mama i...mama pójdą sobie porozmawiać do pokoju, a ja zajmę się Cloe i Zack'iem? - zaproponowała, na co wszyscy się zgodzili.
Ver zaprosiła nas do swojego pokoju, gdzie skierowałem wózek mojej siostry i usiadłem na łóżku, czekając na nią. Spojrzałem na ścianę i uśmiechnąłem się na widok zdjęcia, które zdjąłem i pokazałem Cloe.
- Zobacz. - zwróciłem jej uwagę na siebie. - To ja, twój brat. Ścigam się na motocyklach.
- Wow. - zrobiła duże oczy i spojrzała na zdjęcie. - Mój brat to dobry brat. - zaśmiała się, a ja jej wturowałem. - To dziewczyna twoja? - spytała.
- Tak, ta tutaj. - wskazałem palcem. - Najlepsza dziewczyna na świecie. - rozmarzyłem się. - Znam tylko dwie najcudowniejsze dziewczyny na świecie. - powiedziałem i spojrzałem na nią. Była zainteresowana moimi słowami. - Ciebie i Veronicę.
Zaśmiała się i poruszała głową, po czym ją spuściła, bo się zawstydziła. Przyjemność sprawił mi ten komplement, bo wiedziałem, jak bardzo ją uszczęśliwiłem. Naszą rozmowę przerwała Ver z trzema kubkami gorącej czekolady, a ja oniemiałem, bo nie wiedziałem, jak napoić Cloe. Ver mi pomoże. Podziękowałem jej, a ona nawet już nie zwracała na mnie uwagi, bo zajęła się Cloe.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top