XXXIX

Leżałem na najwygodniejszym łóżku i wpatrując się w sufit, słuchałem, jak Ver opowiada o początkach naszego związku zaciekawionej Cloe, która cieszyła się, jak słuchała o moich propozycjach podwózek i wydawała groźne odgłosy, gdy Ver mówiła o tym, jak ją raniłem całowaniem innych. Było mi tak dobrze, słysząc jej głos, że odpłynąłem. Śniło mi się to, co od dłuższego czasu planowałem w tajemnicy przed ukochaną, że wszystko poszło dobrze, ona była szczęśliwa i jej przyjaciółka też była szczęśliwa.

- Zack śpi?  - usłyszałem jakby przez mgłę głos dziewczyny i otworzyłem jedno oko, którym przebadałem teren.

- Nie śpię. - rzekłem stanowczo, a wokół słyszałem śmiechy.

- Już nie.

- Zack, masz dziewczynę fajną. - zwróciła się w moją stronę Cloe, a ja na wpół żywy wydałem pomruk. - Powiedziała, że chłopaka będę mieć i zamartwiać nie muszę.

- Ale Zack ślicznie wygląda, prawda?  - śmiejąca się Ver mnie również rozśmieszyła.

- Wiem, że jestem śliczny. W końcu na mnie poleciałaś.

Przeniosłem się do pozycji siedzącej i przetarłem zaspane oczy, które były zmęczone dzisiejszym dniem, a przecież jeszcze tyle musiałem ogłosić. Chciałem sprawdzić, co słychać u naszych mam, czy się dogadały, czy może nie. Wstałem z łóżka i dałem znać Ver, żeby kontynuowała rozmowę z Cloe, która chyba już zaczęła traktować ją jako przyjaciółkę. Przeciągnąłem się w miejscu i ruszyłem w stronę pokoju gościnnego, w którym dało słyszeć się narzekania na chłopów. Westchnąłem głośno i pod nosem uśmiechnąłem się. Cieszyłem się, że tak potraktowane osoby przez los poznały wartościowych ludzi, którzy zawsze i mimo wszystko służyliby pomocą. Zapukałem do drzwi, a słysząc słowa "proszę", nacisnąłem na klamkę i wszedłem do środka. Posłałem uśmiech w zadowolone matki, które nie kryjąc rozbawienia patrzyły się na mnie, a dokładniej na moje czoło. Najwidoczniej coś na nim miałem.

- Coś mam na czole?  - spytałem, a nie słysząc odpowiedzi,  stwierdziłem, że chyba tak. Odruchowo złapałem się za nie i ze wstydem odwróciłem się od nich. - Chciałem tylko sprawdzić, jak się dogadujecie.

- Synku. - zaczęła matka przez śmiech. - Dziękuję, że mnie tu zabrałeś.

- Nie ma za co. - utwierdzając się w przekonaniu, że znalazłem mamie bratnią duszę, wycofałem się z pokoju, zahaczając o łazienkę.

Stanąłem przed lustrem i biorąc większy oddech, ledwo co powstrzymywałem się od rozbicia czegoś. Średnio reagowałem na takie żarty, ale świadomość, że zrobiła to Ver, rozluźniła moje nerwy i tym samym mięśnie. Oparłem się o zlew i przybliżyłem, przyglądając się "małemu" dziełu autorstwa Ver. Był mały i owłosiony, na pewno nie odzwierciedlał mojego. Zaśmiałem się pod nosem i odkręciłem kran, chcąc się jak najszybciej pozbyć malutkiego. Patrząc na siebie w lustrze wpadłem prawie w samouwielbienie,  ale nie okazywałem tego dosadnie. Wracając do pokoju Veronici zatrzymałem się pod drzwiami, nadsłuchując ich rozmowy. Rozmawiały o mnie, jaki jestem dla Ver, a ona tak ciepło się o mnie wyrażała. Radość ścisnęła mi serce, a wewnątrz rozlało cię ciepło. Delikatnie wszedłem do środka z promienistym  uśmiechem, lustrując wzrokiem Ver. Odpowiedziałam tym samym, a ja stwierdziłem, że czas jej powiedzieć to, co zamierzałem już od dłuższego czasu. Nie zważając na obecność Cloe, klęknąłem koło niej i ująłem jej dłonie w swoje. Serce mocno mi było, bo chciałem, żeby się zgodziła teraz, gdzie wszystko już zarezerwowane. Nabrałem dużo powietrza, które rozprzestrzeniło się w płucach. Dziewczyna otworzyła ze zdziwienia usta i spojrzała na moją siostrę, która z okrzykami radości pokrzykiwała nasze imiona.

- Ver. - zacząłem z towarzyszącą mi chrypką, którą od razu odchrząknąłem.

- Zack. - przerwała mi z trwogą w oczach. - Jeśli chcesz zrobić to, co myślę...

- Nie. - zaśmiałem się, czym rozluźniłem atmosferę. Pomyślała o oświadczynach, a to dla mnie stanowczo za wcześnie. - Nie przerywaj mi. - dodałem, a ona zamilkła. - Planowałem to od samej naszej drugiej próby w ramach przeprosin za wszystkie pierdolone głupoty, jakie ci robiłem. Pomogli mi w tym Alex, Jack i inni. Zależy mi na tym, żebyś ty się zgodziła, bo twoja mama już wyraziła zgodę. - przerwałem i nabrałem powietrza w płuca. - Jedziemy za tydzień na Florydę, na wakacje życia. Nie martw się, Diana też będzie.

Spojrzałem na nią, a w jej oczach wymalowane były wszystkie jej emocje. Radość i niepewność, szczęście i miłość, zawahanie i zadowolenie. Ścisnęła moje ręce, a wokół nas panował spokój. Słychać było tylko głośną wymianę tlenu Cloe i moje przyspieszone bicie serca, które przygotowane raczej było na pozytywną odpowiedź. Ver niepewnie spojrzała na mnie, a ja zauważyłem, że zanim się zgodzi, miała pełno pytań w moją stronę. Podniosłem się i usiadłem na krześle obrotowym, po czym znów intensywnie wbiłem w nią wzrok.

- Zgódź się. - poganiała Cloe, która emanowała jakby szczęściem Veronici. 

- Widzę, że masz dużo pytań. Pytaj więc. - rzekłem spokojnie, na co Larsson odetchnęła z ulgą na to, że nie naciskałem na nią. - Ale jednak zależy mi na tym, żebyś się zgodziła.

- Zack. - zaczęła, a jej głos delikatnie drżał. - Oczywiście, że się zgodzę! - wstała i rzuciła się na mnie, siadając okrakiem i zatapiając w moich ustach. Nie byłem przygotowany na taki nagły ruch, więc krzesło, na którym siedzieliśmy, poruszyło się do tyłu, chcąc zwalić nas z niego. Silną dłonią przytrzymałem nas o biurko i w końcu mogłem oddać jej pocałunek. - Chcę cię spytać o kilka rzeczy.

- Wal śmiało. - zaśmiałem się, ujmując jej policzki i gładząc je delikatnie.

 - Wspominałeś, że Diana też jedzie. Z Jack'iem, prawda? 

- Nie mogę zaprzeczyć. - uśmiechnąłem się, wspominając, za czyją przyczyną zostali parą.

- Kto jeszcze jedzie?

- Ja, ty. - zacząłem wyliczać teatralnie na palcach. - Jack, Diana, Alex i jego blondi i tyle.

- Dziękuję. - pocałowała mnie po raz kolejny, po czym zeszła ze mnie.

- To ja dziękuję.

- To kiedy jedziemy?

- Za dokładnie tydzień czasu. Mogę ci obiecać, że to będzie idealny relaks, zanim udamy się do college'u.

Uświadomiłem sobie, że Cloe mogła poczuć się odrzucona chwilowo przez nas, więc wróciłem na łóżko, podsuwając się bliżej niej.

- Jeśli myślisz, że ten wybryk - pokazałem na czoło. - ujdzie ci płazem, to się mylisz.

- To nie ja. - rzekła dziewczyna, przeraźliwie się śmiejąc, a zebrało się na zemstę na ojcu.

Odechciało mi się śmiać, odechciało mi się patrzeć na nie. Patrząc na Cloe, dochodziłem do wniosku, że to przez ojca moja siostra taka była, lecz mimo to emanowała od niej pogodna aura. Nie zdawała sobie sprawy ze swego cierpienia, nie zdawała sobie sprawy z otaczającego jej świata. Zacisnąłem zęby oraz pięści, wstając z łóżka. Nic nie mówiąc Ver ani nikomu, udałem się w kierunku drzwi, po czym wziąłem auto matki, przekręcając kluczyki w statyjce. Nie zważając na reakcje dziewczyn, wyruszyłem do domu rodzinnego. Wraz z kilometrami zwiększała mi się złość, więc musiałem odreagować, zemszcząc się na osobie, która tą złość rozpaliła. Podjeżdżając pod dom, zaobserwowałem, że w jego pokoju się świeci, co oznacza, że był w domu. Zgasiłem silnik i wysiadłem z samochodu, przewracając po drodze kosz na śmieci. Z hukiem wpadłem do domu, kierując się do pokoju ojca. Czułem, jak rosnąca złość każe o sobie dać znać, więc pięścią uderzyłem o ścianę, nie czując nadpływającego bólu. Bólem dla mnie było cierpienie mojej siostry. Ojciec zaspany otworzył drzwi, pewnie odsypiał przepite godziny, i nim zdążył przetrzeć oczy, mógł poczuć mocne uderzenie w szczękę. Z nagłej siły zatoczył się, przytrzymując ciężar ciała na famudze drzwi, dzięki czemu powstrzymał się od upadku.

- Zack? - otworzył szerzej oczy, ale w odpowiedzi dostał kolejny cios w zęby.

Chwilę zamieszania wykorzystałem na to, żeby sprzedać mu jeszcze uderzenie w kość policzkową, która pod wpływem mocnej siły aż zgrzytnęła.

- Kurwa! - złapał się za policzek i szczękę, po czym upadł na łóżko.

Oddychając głośno zęby, odwróciłem się na pięcie i z niezrównanym oddechem udałem się w kierunku wyjścia pewny, że dostał ciosy, po których się nie pozbiera. Oglądając zakrwawione knykcie, chwyciłem za klamkę, ale jeszcze tylko cicho rzuciłem:

-To za Cloe. - ściągnąłem klamkę w dół, pełen emocji, które powoli zaczęły ze mnie wychodzić. 

- To za to, że sprzeciwiłeś się ojcu. - nie zdążyłem się odwrócić, nie zdążyłem nawet przetrawić słów, moje serce nawet nie zdążyło szybciej zabić, a już poczułem, jak ojciec zarzucił rękę na moją szyję, po czym mocno ścisnął, pozbawiając mnie oddechu.

Chciałem go nabrać, ale zrozumiałem, że mógłbym się udusić, więc udałem, że się przewracam. Niestety, on był mądrzejszy. Kopnął mnie z całej siły w brzuch, a ja czułem się, jakbym wypluwał swoje wnętrzności. Plunąłem resztkami sił na bok, dostrzegając krew.

- Kara za to, że jesteś po jej stronie. - zaśmiał się strasznie, a ja w duchu modliłem się, żeby to się już skończyło. - Zabawne, kiedyś narzekałeś, że chciałbyś dostać karę, więc niespodzianka.

Odszedł, a ja nie umiałem wstać. Czułem się taki obolały, że już chyba wolałem stracić przytomność. W uszach rozbrzmiewały mi jego słowa, co było dziwne, bo żaliłem się tak tylko Ver, a ona nie mogła mu tego powiedzieć, nie mogła przecież... Ale mógł to ktoś podsłuchać...

Veronica's POV:

Po wyjściu Zack'a zaczęłam podejrzewać, gdzie się udał. Obserwowałam cały czas jego reakcję, gdy przebywał z Cloe. Uspokoiłam dziewczynę słowami, że często mu odpieprza, choć sama nie byłam przekonana tymi słowami. Poszłam do naszych matek, które o całym zajściu nie miały pojęcia.

- Przepraszam, że przeszkadzam. - wpadłam i przerwałam im w dyskusji. - Wiecie, późno już i...

- Jasne. - odezwała się mama Cloe. - Pójdę już.

- Nie!- krzyknęłam, a serce zaczęło jeszcze szybciej bić. Na dodatek zaczęło mi się w głowie kręcić na myśl potyczki ojca z Zack'iem. - Po prostu Zack zdenerwował się na ojca za krzywdę Cloe, zabrał auto i pojechał pod dom. - po tych słowach opadłam na krzesło, nie myśląc już nic.

- O nie! - mama Cloe złapała się za głowę i nerwowo wyjęła telefon z kieszeni. - Kurwa, nie mam jego numeru. Veronica, zadzwoń do niego, nim będzie za późno, proszę.

Spojrzałam na nią i zauważyłam jej zaszklone oczy. Najwidoczniej miała pojęcie, jak niebezpieczny był jej były mąż. Ba! Nawet to na sobie doświadczyła.

- Dobrze. - wstałam i na chwiejnych nogach pobiegłam do pokoju, skąd zabrałam telefon. Cloe pytała się o co chodzi, ale uspokajałam ją, że musiałam coś jej mamie pokazać.

Serce biło mi jak oszalałe, ręce się trzęsły, a nogi były jak z waty. Myśl o pobitym przez ojca przyprawiała mnie o zawroty głowy, ale przecież nie mogłam tak myśleć. Zack był silny i mocno wierzył w siebie, więc dał mu radę. Wykręciłam jego numer i po czterech długich sygnałach odebrał, a mi wielki głaz spadł z serca, w głowie przestało się kręcić, a i bicie serca zwolniło.

- Veronica. - usłyszałam, że ledwo zipie. - Dobrze, że dzwonisz.

Przełączyłam na głośnik, aby obydwie mamy mogły słyszeć.

- Zack?  Nic ci nie jest?  - spytałam cała zdenerwowana.

- Przyjedź po mnie, proszę. - wysapał, a następnie rozłączył się.

Moja mama szybko pobiegła do garażu, aby stamtąd zabrać auto. Pani Valeria miała kierować, a moja mama zostać z Cloe. Ja miałam jechać jako wierna dusza Zack'a, dla której będzie miał siły wstać. Jechałyśmy szybko, a ja ją instruowałam. Było już kilka minut po jedenastej, więc latarnie powoli zaczęły gasnąć. Dom rodzinny Adamsów zbliżał się nieuchronnie, a wraz z nim wzrosło bicie mojego serca i znów funkcjonowałam jak za mgłą bojąc się, co zobaczę. Gdy pani Simon się zatrzymała, szybko wysiadłyśmy i z hukiem wpadłyśmy przez drzwi, gdzie leżał nieruchomy Zack. Wydawało mi się, że żołądek wywrócił mi się do góry nogami, w głowie mi się kręciło, a serce znacznie przyspieszyło.

- Ja żyje. - przemówił, ale i to nas nie uspokoiło.

Pani Simon rzuciła się na niego, płacząc, sprawdzała jego rany. Trzymał się za brzuch i podobno pluł krwią, ale do szpitala nie chciał jechać. Nie po raz drugi. O własnych siłach przewrócił się na plecy, stękając głośno przy tym.

- Zack. - kucnęłam przy nim i ujęłam jego dłoń w swoją. - Mieliśmy jechać na wakacje...

- Pojedziemy. - uśmiechnął się, a mnie zabolał tatuaż.

Wysiliłam się na uśmiech, mimo że po twarzy spłynęły łzy.

- Kocham cię, Zack.

- Kocham cię, Ver.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top