XXIII

Patrzyłam reakcję Zack'a, który o dziwo stał i ze stoickim spokojem słuchał monologu Diany.

- Ty tam się liżesz z tą suką, a niczego nieświadoma Ver cierpi. - wyrzuciła ręce w górę. - Szkoda, że muszę patrzeć, jak Ver przeżywa swoje najlepsze lata życia z takim palantem, jakim jesteś ty. - wskazała na niego palcem, a on uniósł kąciki ust i się zaśmiał.

- Zobaczymy, komu uwierzy Ver. - zwrócił się w moją stronę. - Ja niczego nie zrobiłem, tym bardziej nie będę się tłumaczył, bo nie jestem winny.

Nagle dwie pary oczu przeszywały mnie wzrokiem, a ja przysięgam, że mogłabym dostać szału. Przyjaciółka patrzyła na mnie swym smutnym, a zarazem wkurzonym wzrokiem, a tęczówki Zack'a nie wyrażały żadnych emocji.

- Ja... - zaczęłam i spuściłam wzrok w dół. - Ja wierzę Zack'owi, Diana. - podeszłam do niego i go objęłam. - I myślę, że to sama wymyśliłaś, bo jesteś zazdrosna, że mi się dobrze układa, podczas, gdy ty i Will już prawie się rozstajecie!  - wtuliłam się w tors chłopaka. - Wiesz co?  Jak mogłaś mi to zrobić?  - przymrużyłam oczy i pokiwałam głową. - Gdyby nie zjawił się Zack, uwierzyłabym ci, a wtedy nie prawidłowo osądzałabym jego. - ruchem głowy wskazałam na chłopaka. Mam cię dosyć!  Ciebie i całego twojego beznadziejnego życia. - wysyczałam przez zęby. Bardzo się zdenerwowałam. - Znajdę sobie przyjaciółkę, która będzie bardziej szczęśliwsza moim szczęściem, niż ja i będzie mi pomagać. Takie jak ty mam w dupie!  - wytknęłam ją palcem, a następnie kazałam jej opuścić dom.

Patrzyłam, jak nie odrywa ode mnie wzroku. Była zdezorientowana, bo nigdy nie widziała mnie w takiej furii. Bywały dni, że się kłóciłyśmy, ale zawsze się godziłyśmy. W jej oczach mogłam wyczytać setki wspólnie spędzonych dni, ale tego było za dużo. Zamknęłam oczy, przez co uniknęłam nagłej zmiany decyzji.

- Powodzenia. - rzuciła złowrogo i trzasnęła drzwiami. - Niech ten twój Zackuś będzie z tobą do końca twych dni, choć na ciebie ani krzty procenta nie zasługuje!

Wyszła z domu pozdrawiając mnie środkowym palcem, a ja stwierdziłam, że przesadziłam i to bardzo. Ale powiedziałam prawdę, może i bolesną, ale prawdę.

- Kochanie, wszystko gra?  - objął mnie od tyłu i wręczył mi kwiaty, które trzymał, odkąd wszedł do mieszkania.

- Nic nie gra. - obojętnie wzięłam bukiet do rąk i ruszyłam do kuchni po jakiś wazon.

Wzięłam pierwszy lepszy z brzegu i nalałam zimnej wody do większej połowy naczynia, a następnie trzymając wazon z czerwonymi kwiatami wróciłam i postawiłam na nocnej szafce.

- Nie wiem, komu ufać. - opadłam na łóżko, trzymając się za głowę. - Wszystko mnie przerasta.

- Co jest nie tak?  Co ja robię nie tak?  - ściszył ton głosu i położył się obok mnie.

- A co, jeśli Diana mówiła prawdę?  - spytałam, patrząc się w jego oczy, mając nadzieję, że mnie nie okłamie.

Diana mogłaby okłamać?  Znałam ją od dzieciństwa, ale nigdy nie chciała, żeby źle mi się w życiu układało. Może miała rację...

- Diana kłamała. Po prostu jest zazdrosna. - odpowiedział bez mrugnięcia powieki, co uznałam, że jest prawdą.

- Ufam ci. - wtuliłam się w jego tors.

Włożył rękę w moje włosy i zaczął się nimi bawić, kręcąc je na palcu i zwijając kosmyki włosów.

Jack's POV:

Spędziłem z Ver prawie cały dzień, śmiejąc się przy tym. Zauważyłem, że dziewczyna dobrze czuje się w moim towarzystwie, nie tak sztywno jak przy Zack'u. Ten chłopak nie jest odpowiednią partią dla niej.

Od : Emma Lambert
Plan wykonany-Zack ucałowany i przyłapany przez Dianę.

Odebrałem SMS-a i kąciki moich ust mimowolnie się podniosły. Przedstawiłem dziewczynie moje marzenia odbicia Larsson Adamsowi, za co podjęła się natychmiastowo. Emma słynęła z miany suki. Mimo swojego pięknego wyglądu, w głowie miała pusto, więc zagadałem do niej, mając nadzieję, że w końcu Ver sobie odpuści. To wszystko dzięki Kate. Jej należą się gratulacje. To ona wymyśliła ten cały plan rozdzielenia tej dwójki. Zsiadłem z motocyklu i usiadłem na trawie obok starego mostu, gdzie lubiłem przychodzić, oglądać te wszystkie napisy, jakie były wyryte. Tego dnia zamierzałem też zostawić też po sobie.

Aldon + Sami. Forever Together.
Tymon + Michella.

Setki wypisanych imion i nazwisk, setki różnych historii, setki par, setki niewypowiedzianych słów, setki uczuć. Uśmiechnąłem się na widok tego, szukając kogoś znajomego. Pamiętałem, jak Zack tu przyjechał i napisał długi wiersz na murku, który był zadedykowany Kate. Kto by pomyślał, że to wszystko tak się pokomplikuje?  Wyjąłem z małego bagażnika mojego suzuki scyzoryk, który dostałem, gdy opuściłem dom rodzinny od ojca. Podszedłem do murku i szukałem wolnego miejsca, aby wyryć coś, co zostanie prawdopodobne na zawsze. Veronica zaczęła mi się podobać od początku liceum, zamieniłem z nią kilka słów, ale zanim poznałem Zack'a, byłem cipą. Chłopakiem, który bał się wyznać uczucia dziewczynie. Gdybym się odważył, Ver byłaby moja. Później, jakaś dziewczyna wyznała mi uczucia i postanowiłem spróbować. Od tamtej pory zmieniłem je kiedy chciałem, co noc lub co dzień. Dopiero, gdy Zack założył się z Alexem o nią, znów uczucie dało o sobie znać. Postanowiłem, że na razie jej nie powiem, bo to może tylko zafascynowanie jej osobą, więc poczekam trochę. Niedługo potem dowiedziałem się, że Ver jest z Zack'iem, a później, że Zack ją zaliczył, a co gorsza, zakochał się w niej. Widok całującego przyjaciela przez dziewczynę, w której jestem zakochany bardzo ranił. Z jednej strony byłbym nie fair względem byłego przyjaciela, odbijając mu dziewczynę. Gdy zobaczyłem ją samą na imprezie, jak patrzyła na Zack'a, który dawał się omamić Emmie, zrobiło mi się jej żal, chciałem wpieprzyć Zack'owi. Pod wpływem alkoholu dałem ponieść się emocjom i sprowokowałem dziewczynę, aby mnie pocałowała, co się stało. I gdyby nie to, że była pijana, byłby najszczęśliwszy dzień w moim życiu. Wylądowałbym wtedy w kiblu z dziewczyną moich marzeń, ale ktoś nas od siebie odepchnął, a następnie poczułem pięść mojego przyjaciela na swoim policzku. Później było tylko gorzej. Czysta nienawiść, czysta zazdrość. Czasem miałem dość, chciałem odpuścić, ale nie dawało mi. Veronica za bardzo cierpiała przez humorki Zack'a, ale gdy byłem przy niej, śmiała się nawet z nieśmiesznych żartów o dziewczynach, które kręciły się wokół jego. Chciałem bronić mienia kolegi, ale źle odebrał moje intencje. Westchnąłem i przytknąłem ostrze do betonu, z którego zrobiony był most. Chwiejnym ruchem zacząłem ryć pierwszą literę jej imienia i nazwiska, czyli jej inicjały. Udało mi się to nie najgorzej. Pod spodem postawiłem na opisanie w skrócie moich uczuć.

V. L. Będę cię chronił i chcę twojego dobra. Niedługo będziesz moja. J. Y.

Upuściłem scyzoryk na ziemię, patrząc na dzieło, jakie właśnie wykonałem. Uśmiechnąłem się i zamknąłem oczy. Położyłem się na miejscu obok i zdawałem sobie sprawę, że wyglądałem jak bezdomny. Pozwoliłem sobie odpłynąć w krainę snu.

Podniosłem się, ale coś ograniczyło mi ruch. Spojrzałem w dół i ujrzałem, że jestem przykłuty do ziemi łańcuchem. Znajdowałem się w małym pomieszczeniu, pewnie więzienie. Jakieś głosy huczały mi w głowie. Dookoła było ciemno, nic nie było widać. Zamknąłem oczy, bo i tak nie było różnicy w widoku. Opadłem z wielkim bólem na podłogę i uderzyłem się czymś w głowę. Nagle przez powieki przedarło się światło, które zmusiło mnie do tego, żebym otworzył oczy. Przede mną pojawiła się kobieta, która emitowała jasnymi płomieniami. Wyraz jej twarzy był okropny, smutny, zły. Podniosła wzrok, który miała spuszczony. Wzrok wyrażał wszytko.

- Pomóż mi. - odgarnęła brązowe włosy z czoła, mówiąc cicho. - Proszę, pomóż mi. Palę się.

Dziewczyna naraz pokryła się żółto-pomarańczowym ogniem, a włosy naelektryzowały się i sterczały w górze. To była Ver, która chciała mojej pomocy. Podniosłem rękę w górę ale łańcuchy z powrotem przyciągnęły ją do ziemi. Ze smutnym wzrokiem patrzyłem, jak dziewczyna cierpi, podczas gdy koło niej pojawił się umięśniony chłopak, który przytulił ją, gasząc żywą pochodnię. Chłopak odwrócił się i z oczu wypuścił lasery, które trafiły w moje serce i doszczętnie je zniszczyły. Serce rozerwało się na kawałki. A to zrobił Zack.

Zack's POV :

- Chcę ci coś pokazać. - podałem jej dłoń, aby lepiej jej było wstać. - Będziesz zaskoczona.

- Co znowu?  - przeciągała samogłoski. Wydawało mi się, że cały czas była rozdarta pomiędzy mną, a Dianą, więc chciałem ją rozerwać.

- Jak nie chcesz, to nie. Ale będziesz żałować. - zrobiłem smutne oczka i z ociąganiem ruszyłem w kierunku drzwi.

- Do zobaczenia jutro!  - usłyszałem jej głos z pokoju, podczas, gdy wychodziłem.

Wywróciłem oczami, bo myślałem, że ją gdzieś zabiorę. Myślałem nad rundką dookoła rzeki, bo niedługo znów wyścig. I to wyścig samych mistrzów różnych kategorii.

- Pa! - rzuciłem z niezadowoleniem. Wsiadłem na motocykl i dodałem gazu. Silnik zawarczał i ruszył się z miejsca.

Jednak obrałem inny kierunek, jechałem nad jezioro, aby się trochę popluskać, bo było bardzo gorąco. Chciałem się tam dostać jak najszybciej, więc przyspieszyłem ile tylko się dało. Wjechałem w las, a później znalazłem się na łące. Ruchem ręki starłem pot spływający z czoła, bo było tak gorąco. Ściągnąłem koszulkę i ruszyłem w stronę jeziora, gdzie zobaczyłem, że nie byłem sam. Wciągnąłem powietrza do płuc i zamarłem, ale stwierdziłem, że dobrze będzie, gdy nie ujawnię się. Schowałem się jak dziecko, gdy bawi się w chowanego, w pobliskich krzakach, gdzie dobrze mogłem słyszeć ich trójkę. Zmrużyłem oczy i wytężyłem słuch.

- I jak poszło?  - na sam dźwięk tego głosu serce mi przyspieszyło.

- Dobrze, myślę, że są już skłóceni. - zaśmiała się piskliwym głosem Emma.

Wmurowało mnie. Co oni tam robili?  Emma, Jack i Kate?  Do cholery jasnej, co tam się działo?

- A ja zabrałem ją dzisiaj na prawie cały dzień. Coś wspominała o nim, ale mało co. Chyba trochę zapomniała. - dorzucił Jack, a w mojej głowie powstało już setki czarnych myśli. - W dodatku na moście, gdzie odbywają się wyścigi, napisałem tam coś.

Dziewczyny wydały okrzyk zadowolenia i coś dodały, ale nie dosłyszałem. O kim oni mówili? O Ver?  Niemożliwe. Na pewno nie o niej.

- Niedługo zbliżę się do punktu, w którym już na pewno nie będą razem. Zrobię z nim zdjęcie, jak go całuje i przez przypadek - na słowa "przez przpadek" robiła cudzysłów w powietrzu. - wyślę to do niej.

- Wtedy on załamany, że tak się stało przyjdzie tu, a wtedy Kate ty zadziałasz. - wturował chłopak i wszyscy wybuchli śmiechem.

Już nie wątpiłem w to, że to o nas. Oni chcą mój szczęśliwy związek rozwalić. Zacisnąłem pięści i już miałem iść obłożyć Yansey'a, ale stwierdziłem, że udam, że nie słyszałem tego. Musiałem ostrzec Ver przed nimi. Wstałem i wróciłem na pojazd, którym jeszcze szybciej dojechałem pod jej dom. Serce szybko mi biło, byłem wkurwiony, jak nigdy jeszcze. Jack to chuj. Rozumiem, że starał się, żeby go Ver dostrzegła, ale bez przesady, kurwa. Żeby wynajmować Emmę do tego... A co tam Kate robiła?

-Wtedy on załamany, że tak się stało przyjdzie tu, a wtedy Kate ty zadziałasz.

Kate też w to wplątał? Nie wierzę.  Zbliżałem się do skrzyżowania, a światło zmieniło się na czerwone. Rozglądnąłem się szybko, ale nic nie jechało, więc pozwoliłem sobie, że przejadę. Dodałem gazu i poczułem, że duża siła we mnie uderza, a ja, mimowolnie puściłem kierownicę i odrzuciło mnie na drogę, gdzie uderzyłem głową o bruk. Zaczęło się kręcić w głowie i robić ciemno przed oczami. Tuż przed moim odpłynięciem, zobaczyłem Ver, co było wytrorem mojej wyobraźni.

- Chłopaku, chłopaku!  - jakaś postać lekko uderzyła mnie w policzek, żebym się ostudził, ale na nic. Opuściłem bezwładnie głowę w prawo i ostatkiem sił wydusiłem dwa słowa.

- Powiadomcie Veronice. - spojrzałem jeszcze na to, na czym leżę, ale zobaczyłem tylko krew. Film się urwał.

~~~~~~~~~~~~~

No to Wesołych Świąt Wielkanocnych kochani ♡♡ dziękuję za tyle wyświetleń. Następny rozdział prawdopodobnie będzie w sobotę , także do zobaczenia ♡
Dajcie znak, że czytacie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top