XX

Czekałam na Zack'a, który pojawił się szybciej, niż myślałam. Na nosie miał czarne okulary, które w jakimś stopniu zakrywały jego siniaki. Byłam w bluzie Jack'a, bo zapomniałam mu oddać, a sam się zbytnio nie przyznawał, żebym mu oddała. Czułam, że Zack się o to wkurzy, ale sam mi nie zaproponował, żebym wzięła jego kurtkę, więc skorzystałam z innej okazji.

- Cześć. - nachyliłam się nad nim i pocałowałam w policzek.

Nawet nie drgnął, a ręce schowane miał w kieszeni. Twarz nie wyrażała żadnych emocji. Uodporniłam się już na coś takiego, więc tylko wzruszyłam ramionami i usiadłam za nim na hondzie.

- Co jest?  - objęłam go wokół talii, a on prychnął coś pod nosem.

- Kogo to bluza?  - spytał ze złością.

- Kochanie, mówiłam ci już coś o tych zazdrościach... Panuj trochę nad emo... - nie dane mi było dokończyć.

- Kogo, do jasnej cholery, to bluza?!  - walnął ręką o kierownicę, a ja się przestraszyłam.

- No tego, Willa, poprosiłam go o bluzę, bo mu nie była potrzebna. - skłamałam, a w tym czasie ze szkoły wyszedł właśnie on - były chłopak mojej przyjaciółki w towarzystwie Emmy. Miał na sobie bordową bluzę.

- Właśnie widać, jak mu nie była potrzebna. - ironicznie zaśmiał się Zack.

- No... Miał dwie, więc dlatego. - zamknęłam oczy, prosząc, aby w to uwierzył.

- Niech ci będzie. - rozluźnił mięśnie i wypuścił powietrze z ust. - Przepraszam. Po prostu czasem mnie to przerasta. - dodał gazu i ruszyliśmy.

Dziwnie się tego dnia zachowywał, ale ja nie odpuściłam. Musiałam dowiedzieć się, kto go tak załatwił. Biedny Zack, pobił się z tym kimś, aby oddał mi moją ulubioną rzecz. Dojechaliśmy pod mój dom, gdzie matka czekała w drzwiach z kartonowym pudełkiem w dłoni, które ładnie zapakowała. Chłopak zawahał się, czy zostać u mnie na dłużej, ale nawet nie kazałam mu opuszczać mnie na krok. Grzecznie przywitał się z moją matką, którą o dziwo polubił. Wydawało mi się, że nawet rozmawiali już wcześniej na mój temat. Gdy weszliśmy do domu, skierowałam się do mojego pokoju, trzymając go za rękę. Nie zdejmował okularów, przy mojej matce się bał. 

- Mamo... - siadając na łóżku, dawałam matce do zrozumienia, że chcemy zostać sami.

- Już, chciałabym ci tylko to wręczyć, moje dziecko. - uniosła prezent w górę i  położyła na biurku. - Wszystkiego najlepszego z okazji dnia dziecka. - podeszła i mnie przytuliła, a ja musiałam wstać.

- Dziękuję, mamuś. - po tych słowach z uśmiechem na twarzy opuściła pokój.

- Zack... - nachyliłam się, ściągając mu okulary z nosa. Utkwił we mnie smutny wzrok, jakby coś się stało.

- Co?

- Musisz mi opowiedzieć, kto ci to zrobił? - delikatnie położyłam się na jego kolanach, dotykając miejsca pod okiem. - Dobrze, że nic poważnego ci się nie stało. 

- Jeremy Hudson. - odpowiedział cicho, a ja zamknęłam oczy, w myślach poszukując gościa. Niestety, nie znałam go.

- Nie znam go.

- Znasz. Był na zawodach. - odkrył moją twarz, odgarniając kosmyk włosów.

- Wiesz, ile ludzi tam było? - uśmiechnęłam się.

- Taki czarny, duży. Diler. - na te słowa uniosłam się w górę, bo kojarzyłam go skądś. Przytuliłam chłopaka z całych sił, aż mu oddechu zabrakło. - Puść mnie. - zaśmiał się.

- Sorry. - poluzowałam uścisk. - Po prostu się przestraszyłam, bo wyobraziłam go sobie. Następnym razem proszę, odpuść sobie tą bitwę. Lepiej, żeby zaginęła jedna rzecz, niż jakby zniknęła najważniejsza osoba. - pocałował mnie namiętnie.

- Kocham cię, Ver. Wiesz o tym? - zrobił przerwę w całowaniu i wstał, chwytając za pudełko. - Nie jesteś ciekawa, co się kryje w tym pudełku? - poruszał nim, a w środku coś się poodbijało.

- Ja chcę to rozerwać. - podskoczyłam na łóżku i odebrałam mu prezent.

Przyłożyłam do ucha i nim potrząsnęłam. Coś lekkiego, to było pewne. Do ręku wzięłam nożyczki i przecięłam górną warstwę, po czym własnoręcznie zdarłam papier. Czekało na mnie jeszcze tekturowe pudełko, które otworzyłam. Moim oczom ukazała się piękna...sukienka!  Wzięłam ją do rąk i przyglądałam jej się. Była koloru pudrowego różu, talię i dekolt miała zakoronkowane, a dół rozkloszowany. Przymierzyłam na siebie i stanęłam w lustrze. Oglądałam się z różnych stron i musiałam przyznać, że matka ma gust. Bardzo mi się podobała.

- I jak? - zakręciłam się koło Zack'a, przygryzając wargę.

- Jesteś zjawiskowa. - patrzył na mnie jak w lusterko i mierzył od góry do dołu. - Ale patrz! Jakaś karteczka jeszcze tam leży.

Wziął do ręki kartkę, która leżała na spodzie pudła. Podał mi, a ja składałam literkę po literce.
Kochana Veronico!  Wiem, jak bardzo chcesz wyglądać olśniewająco na balu, więc kupiłam Ci tę oto sukienkę. Będziesz gwiazdą nie tylko w oczach Zack'a. Całuję i kocham Cię. Mama.
Przeczytałam to i się uśmiechnęłam, po czym głośno westchnęłam, bo uświadomiłam sobie, że mojego ukochanego na balu nie będzie.

- Mama pisze, że będę w niej błyszczeć na balu. - powiedziałam smutno i odłożyłam kartkę, kładąc się na łóżku wygodnie. Obok mnie padł Zack i skierował głowę w moją stronę.

- Masz fajny sufit. - zmienił temat.

- Proszę, nie zmieniaj tematu. - poprosiłam. - Musimy to przerobić. Idę z Jack'iem. Jako przyjaciele. - spojrzałam na niego, a on wbijał wzrok w ścianę i widać było, że się zamyślił. - Nawet nie wiesz, jak mi smutno, że ciebie tam nie będzie.

- Że co?  - ocknął się. - Co mówiłaś?

- Nie denerwuj mnie. - zaczerpnęłam powietrza. - Unikasz jakoś tego tematu. Mówię, żebyś nie był zazdrosny, bo sam mi kazałeś iść z tym, kim chcę, więc wybrałam Jack'a.

- Okej. - wysyczał i uniósł nogi w górę, bawiąc się w rowerek. - Jedzie rowerek na spacerek. - zaczął nucić, a ja się zaśmiałam. Umiał mnie rozbawić, co mi się w nim cholernie podobało.

- Raz, dwa, trzy, pani Larsson patrzy!  - krzyknęłam, po czym zaczęłam go gilgotać w okolicach żeber, na co poderwał się i zaśmiał się niekontrolowanym śmiechem. - Zagilgoczę cię na śmierć, gdy go jeszcze raz dotkniesz.  - mówiłam to pół żartem, pół serio, śmiejąc się.

- Zginę w męczarniach. - złapał się teatralnie za serce, a ja usiadłam na nim okrakiem, trzymając jego ręce nad jego głową.

- Jesteś mój, poddaj się. - ściszyłam głos i zbliżałam twarz do jego ust, kładąc mokry pocałunek na jego wargach.

Przyciągnął mnie do siebie i oddał pocałunek w całej okazałości. Poczułam lekkie wybrzuszenie, które napierało na moje krocze.

- Poddaję się. Zrób ze mną, co chcesz. - przyssał się do mojej szyi, robiąc znak w postaci malinki.

Zaczęłam lekko poruszać się na nim, aż poczułam nabrzmiałą erekcję. Chciał tego, ja też tego chciałam. Podwijałam w górę jego koszulkę, błądząc rękoma pod nią, badając każdy szczegół jego górnej części ciała. On w tym czasie dorwał się do mojej bluzki, którą jednym ruchem ściągnął, zabierając się za rozpinanie mojego stanika. Delikatnie go zdjął, przykładając dłonie do moich piersi, zataczał kółka na sutkach, co doprowadziło mnie do szału. Z żadnym chłopakiem takiej rozkoszy nie przeżyłam. Powoli zaczął przysysać go, na co jęknęłam z podniecenia, biorąc się za odpinanie jego spodni. Ten jakże romantyczny i przyjemny moment przerwała matka, która bez pukania wpadła do pokoju. Błyskawicznie oderwałam się od niego, chowając się za łóżko. Założyłam szybko bluzkę, a on podniósł się i próbował zasunąć rozporek. Zarumieniłam się, a nawet zawstydziłam, że matka zobaczyła nas w takiej sytuacji.

- Ja... Chciałam wam przynieść to. - w ręku trzymała miskę z chipsami, które kupiła. Z przerażeniem wyrysowanym na twarzy patrzyła to na mnie, to na mojego chłopaka.

Zack podrapał się po głowie, zapominając, że nie zakrył swojego oka, na które matka pytająco się patrzyła, a nawet zakreśliła na swoim oku kółko.

- A, mała stłuczka z drzwiami. - machnął ręką. - Dziękujemy za jedzenie. - puścił do niej oczko i uśmiechnął się, a matka bez słowa wyszła.

- Ale mi głupio, Zack. - wyszłam zza łóżka i usiadłam na nim. Chłopak mnie przytulił.

- Nie podobało ci się? - spytał jakby smutny.

- Jasne, że mi się podobało, ale matka to widziała... - ukryłam twarz w dłoniach paląc się ze wstydu.

- Dlatego musisz mieć nauczkę. Zamykaj drzwi zawsze na klucz. Zawsze!  - ostatnie słowo podkreślił, chcąc, żebym odkleiła ręce od głowy.

- Będę pamiętać na przyszłość. - oparła się o moje ramię.

- Masz fajne cycki, idealnie mieszczą się w moje dłonie. - uniósł jest i udawał, że ściska moje piersi, za co dostał kuksańca w bok.

- Przestań. - skarciłam go.

Wstał i ubrał swoją koszulkę, a i ja zrobiłam to samo, tylko że z stanikiem. Ciągle myślałam nad tym, co matka powie, a może zostawi ten temat w spokoju. Usłyszałam dzwonek mojego telefonu, więc wzięłam go do ręki. Dzwoniła Diana, musiałam odebrać.

- Przepraszam. - rzuciłam do Zack'a i nacisnęłam zieloną słuchawkę. - Co?

- Pomóż. - dziewczyna wysyczała przez telefon.

- Co jest?  - zaciekawiłam się.

- Will stoi pod moim oknem z bukietem kwiatów, prosi o wybaczenie. Co ja mam robić?  - mówiła półszeptem. - Mam go wpuścić do środka, czy go wypierdolić?

- Rób to, co serce podpowiada. - doradziłam.

- Masz rację, wypierdolę go. Przyjedź do mnie, błagam. - poprosiła.

- Zack u mnie jest.

- To jakoś poradzę sobie bez ciebie. - rozłączyła się, ale zanim to zrobiła, słyszałam, jak zadarła się do niego przez okno.

- Muszę lecieć. - oznajmił mi nagle Zack. - Do zobaczenia jutro. - nachylił się i namiętnie pocałował mnie w usta, a ja przedłużałan pocałunek.

- Gdzie idziesz? - spytałam smutno.

- Muszę. - rzucił ostrym tonem i wyszedł z pokoju, trzaskając drzwiami.

Spojrzałam na łóżko i zobaczyłam, że Zack zostawił telefon. Wzięłam go szybko do ręki i wybiegłam z domu, krzycząc, że coś zostawił. Ale ten miał mnie daleko gdzieś. Jechał już drogą, a mój krzyk zagłuszał warkot silnika. Opuściłam bezradnie ręce i wróciłam do domu, kierując się do kuchni, aby coś zjeść. Matka gdzieś wyszła, więc miałam cały dom dla siebie. Z lodówki wyjęłam jabłko, które umyłam i ugryzłam duży kęs. Telefon Zack'a wibrował,  ktoś do niego dzwonił. Postanowiłam odebrać.

- Ty mały chujku! Natychmiast do domu. Masz problem i to wielki. Znów byłem u dyrektora. Kochany, zniszczę twoją twarz doszczętnie. - rozłączył się.

W kontaktach sprawdziłam, kto to był. A był to jego ojciec. Serce mocniej mi zabiło, bo Zack na pewno nie uda się teraz do domu, a będzie go czekać jeszcze większa kara. Odechciało mi się jeść. Ubrałam buty i z dwoma telefonami poszłam do domu Diany, która przeżywała koszmar.

~~~~~~~~~~

Taki krótki rozdział, bo nie mam weny. Zostawiam Was na cztery dni, ale mam nadzieję, że podczas mojej nieobecności będziecie tu zaglądać. Pokażcie, że czytacie i zostawcie gwiazdkę, albo komentarz.

Kocham Was ludzie! <3 jesteście niesamowici.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top