X

Kiedy film się skończył, chciałam coś załatwić.

- Diana, zbieraj się. Idziemy w pewne miejsce. - wstałam z łóżka i sięgnęłam po coś, co leżało pod szafą. Szybko włożyłam do torebki i stanęłam w drzwiach. - Później tu wrócimy.

Przyjaciółka niechętnie zsunęła się z pościeli i wyłączyła komputer. Otworzyła moją szafę i ku memu zdziwieniu wyciągnęła czarną, skórzaną kurtkę, którą na siebie narzuciła.

- No co?  Zimno na polu. - rzuciła z radością. Wzruszyłam ramionami i wyszłam razem z nią z domu nie powiadomiając matki.

Czekała nas dość długa droga, ale jak się szło z najlepszą przyjaciółką nawet najdłuższa droga jest krótka. Nie powiedziałam jej, co chcę załatwić ani co mam w torbie. Zobaczy na miejscu. Miałam nadzieję, że nie spotkam tam Zack'a, ale znając moje szczęście... Po kilkudziesięciu minutach drogi weszłyśmy na łąkę, która prowadziła nad jezioro.

- Poznaję to miejsce. - rozglądała się. - Byliśmy tu na urodzinach Jack'a przecież. Dzisiaj też są czyjeś urodziny?

Pokiwałam przecząco głową i kazałam jej się przymknąć, bo z oddali zauważyłam zarysy czyjegoś motocyklu. Stałam daleko, więc nie widziałam dokładnie, ale zgadywałam, że to właśnie jego honda. Chwilę zawahałam się, czy iść dalej. Przygryzłam wargę i kazałam Dianie zaczekać tu, gdzie stała. Wzięłam głęboki oddech i ruszyłam. Szłam pewnie, omijałam drzewa, krzewy oraz motocykl, który należał do Adams'a. Zwalniałam kroki i nawet przystanęłam w miejscu. Oparłam się o pobliskie drzewo i wpatrywałam się przed siebie. Na brzegu siedział Zack. Nie miał na sobie koszulki, bo pewnie dopiero wyszedł z wody. Głowę podpartą miał jedną ręką, a drugą coś dziubał w trawie. Po kilku sekundach agresywnie wyrwał roślinę i krzyknął zrozpaczony. Serce mi się ścisnęło na ten widok, a w oczach zakręciła łza. W tamtej chwili tym bardziej nie chciałam podejść do niego. Kucnęlam i położyłam T-shirt pod drzewem. Już miałam iść w stronę Diany, ale usłyszałam chrząknięcie i skierowałam głowę na Zack'a. Stał i wpatrywał się we mnie bez słowa. Podrapał się po głowie.

- Jednak zmiełaś zdanie? Jednak nie chcesz ze mną kontaktu urwać?  - w jego oczach zauważyłam nutkę nadziei.

- Ja... - zaczęłam niepewnie. - Przyniosłam tylko koszulkę. - wskazałam palcem drzewo. - Tam jest.

Zack spuścił głowę, a ja zaczęłam się oddalać.

- Zostań, proszę. - stanęłam w miejscu i się nie odwracałam, przygryzając wargę i zamykając oczy. - Muszę ci coś powiedzieć.

Westchnęłam i popatrzyłam mu się w oczy, które tego dnia były smutne.

- Więc mów. - wzruszyłam obojętna ramionami. Tak na prawdę miałam ochotę rzucić mu się na szyję, ale nie potrafiłam. Usiadłam na trawie, a on pobłażliwie na mnie spojrzał, więc wstałam.

- Ostatnimi czasy między mną a Jack'iem dużo się zmieniło. Dowiedziałem się też paru rzeczy od niego, czego ci nie powiem. I założyłem się o coś z Alexem i termin na wykonanie tego wyzwania mija za trzy dni. - wbijał we mnie wzrok.

- Jaki zakład?

- O ciebie. To znaczy związany z tobą. - zamknął oczy. Robił tak, gdy mówił coś smutnego.

Znów poczułam ukłucie w sercu.

- Czyli jednak jesteś dupkiem. - fuknęłam i wzięłam zamach ręką. Zack w połowie złapał ją i trzymał.

- Miałem cię przelecieć i rozkochać w ciągu dwóch tygodni, ale już po czterech dniach spędzonych z tobą wiedziałem, że nie potrafię tego zrobić. - opuścił ręce. - Zakochałem się w tobie, Ver. Myśl co chcesz, rób co chcesz.  Ja nie odpuszczę. Tylko proszę, nie urywajmy kontaktu, bo to dla mnie byłoby jak cios w serce.

Wzięłam głęboki oddech i w myślach analizowałam każde jego wypowiedziane słowo. Mam mu uwierzyć?  Co, jeśli to część zakładu? 

- Czemu mam ci wierzyć?  - syknęłam przez zęby bliska płaczu. - Dlaczego okłamałeś Alexa?  Ja też mam uczucia! 

- Bo powiedział, że jeśli cię nie zaliczę, to on się za ciebie weźmie. - przybrał zrozpaczoną minę. - Musiałem skłamać. Rozumiesz?!  Nie chciałem, żeby Alex poznał cię bliżej i co gorsze, nie chciałem, żeby cię miał. - spuścił głowę. - Chciałem twojego dobra, ale teraz mnie nienawidzisz.

- W jaki sposób mojego dobra?!  - uniosłam głos czując spływającą łzę po policzku. - Okłamałeś jego i w dodatku siebie!

- Musiałem!  - krzyknął ze złości. - Po prostu zakochałem się w tobie i jesteś pierwszą osobą, której to mówię.

Odebrało mi mowę. Zack się we mnie zakochał?  Zrobiłam duże oczy, a łzy przestały mi lecieć. Ja w nim też się zakochałam. Ale czy ma to sens?

- Dlatego proszę cię o wybaczenie. - spuścił głowę.

- Nie będzie łatwo, Zack. Zastanowię się. - odpowiedziałam stanowczo patrząc w jego oczy.

- Dziękuję. - jęknął i przytulił mnie z całych sił. Odwzajemniłam uścisk wtulając się w niego bardziej i usłyszałam cichy szloch, który nie należał do mnie. Tutaj dopiero zrozumiałam, że nie chcę go stracić, że wybaczam mu, mimo że może okazać się to głupim pomysłem. - Tak mi głupio, Ver. Zraniłem cię.

- Zraniłeś. - przytaknęłam. - Ale wytłumaczyłeś mi wszystko. Zastanowiłam się i wybaczam ci, ale masz mi obiecać, że już nigdy więcej nie zagrasz na moich uczuciach.

- Obiecuję. - szepnął mi do ucha i pocałował w policzek. - Szybko się decydujesz.

Nie odpowiedziałam nic, tylko uśmiechnęłam się. Ile razy wybaczamy komuś tylko dlatego, bo nie chcemy go stracić? Dużo razy. Czasem nawet za dużo.

- Nie denerwuj mnie. - zaśmiałam się i przypomniałam sobie o czekającej na mnie Dianie. Oderwałam się od niego i rzucilam: - Muszę już iść.

- Odwiozę cię motorem pod dom, ale zostań. - nie puszczał mnie.

- Nie mogę. Diana na mnie czeka.

- Zadzwonię po Willa i nie będzie już sama. - opuściłam ręce i tkwiłam przy Zack'u.

- No dobra. - dalsze przekonywanie jego, że muszę iść, byłoby i tak zbędne, bo ten człowiek i tak nie da się przekonać.

Wyciągnął telefon, wkręcił numer do chłopaka przyjaciółki i z ręką w kieszeni czekał na odbiór. Ja w tym momencie wzrok wbijałam w jego umięśnioną klatę. Była idealna. Sześciopak wypuklał się na zewnątrz, a nad spodniami zauważyłam też kawałek mięśni V, widocznie rysujących się na jego ciele. Nic dziwnego, że dziewczyny traciły głowę dla niego. Mięśnie ramion były napięte i wydawały się na prawdę wielkie w porównaniu do moich małych ramion. Spojrzałam wyżej, na jego twarz. Bez żadnych skaz, ostre kości policzkowe, piękny uśmiech i brązowe oczy, które przypatrywały mi się, jak go mierzę. Zaśmiał się lekko. W duchu się skarciłam za to.

- Stary, jest sprawa. - odezwał się Zack, gdy Will w końcu odebrał. - Bądź nad jeziorem najszybciej jak możesz. Czeka Diana na ciebie i ten tego... - zaśmiał się i rozłączył.

Schował telefon do kieszeni i zaczął pocierać dłońmi ramiona, bo zimno mu było.

- Gdzie schowałaś mi koszulkę?  - spytał.

- Tam. - wskazałam palcem drzewo i się zaśmiałam. Pobiegłam od razu po nią i wręczyłam Zack'owi, który szybko przewlekł przez głowę.

Ta koszulka opinała go w ramionach, podkreślając jego bicepsy. Znów zmierzyłam wzrokiem każdy centymetr jego ciała, a gdy natknęłam się na twarz, zaczerwieniłam się.

- Tu mam oczy. - wskazał na twarz i zaczął się śmiać. - Ja wiem, jestem boski.

- I bardzo skromny. - prychnęłam. - Co z Willem?

- Zaraz będzie. - odpowiedział krótko. - Chodźmy pod mój motocykl, chcę ci coś pokazać.

Ruszyłam za chłopakiem długo nie myśląc i z oddali zauważyłam nudzącą się Dianę. Gdy mnie zobaczyła, wstała i podbiegła do mnie. Spojrzała znacząco na Zack'a, ale puściłam jej oczko na znak, że wszystko jej wytłumaczę później. Pokręciła głową, uniosła ręce w górę i teatralnie wywróciła oczami.

- Diana zaraz ktoś do ciebie przyjedzie. - rzucił Zack nie patrząc na nią. Majstrował,  a raczej szukał czegoś w swojej hondzie.

W malutkim bagażniku mieściło się wszystko, dosłownie. Począwszy od śrubokrętów, poprzez jakieś papierki i skończywszy na patyczkach z drzew. Wyciągnął jakąś ulotkę i mi ją wręczył zadowolony. Niepewnie odebrałam i rzuciłam okiem. Na czarnym tle rozciągały się duże, granatowe napisy Motor's king. Odwróciłam na drugą stronę, gdzie drobny tekst mieszał mi się w oczach. Przeczytałam szybko i zrozumiałam, co tam pisało. Za tydzień organizowany jest wyścig w parach o króla motocyklu. Polega na tym, żeby wziąć ze sobą partnerkę, zawiązać sobie oczy i dać partnerce sobą kierować. Ma ona go instruować słownie, a gdy dotknie kierownicy, para jest dyskwalifikowana. Spojrzałam na niego poważnie i oddałam mu reklamę.

- Ciekawe. - uśmiechnęłam się.

- No właśnie, a ja chciałbym cię poprosić, żebyś zgodziła się być moją parą. - oświadczył poważnie.

Zrobiłam wielkie oczy i otworzyłam buzię ze zdziwienia.

- Ja...sobie nie poradzę. Wiesz jaka to odpowiedzialność?  - spytałam głośno.

- Ja ci ufam. - puścił oczko i uśmiechnął się, ukazując swoje zęby. - A z resztą i tak nas już zapisałem. - machnął ręką, na co zrobiłam jeszcze większe oczy.

- Widać już nie mam wyjścia się wycofać. - podniosłam ręce w znaku poddania się. - Ale jakby co, to wszystko będzie twoja wina.

- No pewnie!  Wszystko, co złe, to ja!  - zaśmiał się, na co ja mu wtórowałam.

Śmialiśmy się tak, aż chrząknięcie Diany nam przerwało.

- Nie chcę wam przerywać, ale nudzę się. Podczas, gdy wy mizialiście się nad jeziorem, ja pilnowałam twojego motoru. - wskazała na Zack'a. - Może będę coś z tego miała?

Spojrzałam na Zack'a, a on na mnie i wybuchliśmy większym śmiechem.

- Już o to zadbałem, Diano. - poważnie wymówił jej imię, śmiejąc się. Przyjaciółka założyła ręce pod piersiami i oburzona prychnęła pod nosem.

Nie minęła minuta, a na horyzoncie pojawił się jej chłopak. Szedł z bukietem niedawno zerwanych kwiatów w ręce. Przyjaciółka obróciła się w jego stronę i szczęśliwa pobiegła w jego stronę. Tymczasem ja przytuliłam się do Zack'a. Bez słowa wpatrywaliśmy się w tą szczęśliwą parę, która pocałunkiem wyraziła swoją miłość do siebie. Diana wskoczyła mu na ramiona i wymachiwała kwiatami w naszą stronę. Podniosłam dłoń i pokiwałam jej. Zbliżali się w naszą stronę, szczęśliwi.

- Ale oni do siebie pasują. - wskazałam na Williama i Dianę.

- Pasują, ale my bardziej pasujemy do siebie. - zaśmiał się.

- Ale nie jesteśmy razem, głupku. - zaczerwieniłam się.

- To się zmieni, zobaczysz. Będziesz jeszcze pode mną jęczała, wykrzykiwała moje imię, prosząc o więcej. - na końcu zmienił głos, co mnie rozśmieszyło, ale nie dałam tego po sobie poznać. Tylko cicho prychnęłam.

- Na pewno. Już ci wierzę. - oderwałam się od niego i przywitałam Williama.

Jego włosy były rozwiane przez wiatr i ładnie mu z tym było. Jasne jeansy opinały jego nogi, a luźny T-shirt nie był wyprasowany. Mimo to Will dobrze czuł się ze swoim stylem. Przyjaciółka dumnie trzymała go za rękę i uśmiechała się od ucha do ucha.

- Siema, stary. - przywitali się po "męsku". - Niedługo zaczniemy chodzić na podwójne randki. - skwitował William.

Zack popatrzył na mnie i odpowiedzial:

- Wolę pojedyncze randki. - uśmiechnął się z dołeczkiem w policzku. - Ja się stąd z Ver zbieramy. Już tu nie wrócimy. Diana jakby co, to kontaktuj się z Ver. - wziął kask i nałożył na siebie swoją kurtkę. Zgrabnym ruchem wskoczył na motocykl, odpalając go. Poklepał ręką siedzenie dając znać, żebym usiadła. Pożyczyłam Dianie i Willowi miłych chwil i wsiadłam na hondę. 

Objęłam Zack'a w talii i zamknęłam oczy. Po chwili usłyszałam już głośny odgłos silnika i poczułam wiatr na sobie. Wjechaliśmy na drogę główną, gdzie Adams przyspieszył i wyprzedzał wszystkie pojazdy, które mu tą szybką jazdę uniemożliwiały. Złapałam się go mocniej, bo poczułam, jak wiatr spycha mnie do tyłu.

- Poluzuj uścisk. - krzyknął Zack. - Nie umiem skręcać, jak mnie tak trzymać.

Zareagowałam na jego polecenie i poluzowałam uścisk. Zbliżaliśmy się pod stary most, przy którym odbył się ostatni rajd. Zatrzymał motocykl i zszedł z niego. Zrobiłam to samo co on. Stanęłam na przeciwko niego i obserwowałam okolicę. Zack w tym czasie wygrzebał czerwoną opaskę na oczy. Podał mi i kazał sobie zawiązać. Niepewnie założyłam mu ją na oczy, po czym z tyłu głowy związałam na guza.

- Widzisz coś?  - spytałam dla upewnienia.

- Nie widzę nic. Oszaleć można. - odpowiedział. - No to teraz sprawdzimy, co potrafisz.

Zdziwiłam się, bo dzisiejszego dnia nie chciałam nic takiego próbować. Bałam się, bo nie umiem czegoś takiego robić. Co, jeśli motor mnie zagłuszy  i Zack nie usłyszy?  Odpędziłam szybko od siebie myśli i usiadłam na siedzenie czekając na Zack'a, który pomału się wygrzebał.

- Mam dla ciebie wskazówkę. - zaczął. - Nie musisz nic mówić. Chwytasz mnie tak jak zawsze i nachylasz się w stronę, w którą mam skręcić. Jeśli miałbym się zatrzymać, ściśnij mnie mocniej. Zwycięstwo mamy gwarantowane.

Postarałam się zapamiętać wszystko. Z resztą nie było to jakieś za bardzo skomplikowane.

- Gotowa?  - spytał, dodając gazu.

- Gotowa. - nabrałam więcej powietrza do płuc.

Zack ruszył, a ja z uwagą obserwowałam, co znajduje się przed nami. Jechał wolno, chwiejąc się na boki. Zauważyłam, że wyrosło centralnie przed nami drzewo. Przechyliłam się na lewo, ciągnąc za sobą chłopaka, który posłusznie zrobił manewr skrętu w lewo. Odetchnęłam z ulgą. Pierwsza przeszkoda za nami. Lecz zjechał za bardzo w lewo. Gdy zobaczyłam, co się dzieje, prawie zawału dostałam. Centymetry dzieliły nas przed wpadnięciem do rzeki. Gwałtownie nachyliłam się w prawo, ale Zack'owi chwilę zeszło, aby skręcić w wybraną stronę. Wyprostowałam się, na co on to samo zrobił z kierownicą. Postanowiłam być uważniejsza. Kolejne przeszkody zauważałam z większej odległości i miałam więcej czasu na zareagowanie. Zbliżaliśmy się do wielkich kubłów na śmieci, które blokowały drogę. Ścisnęłam mocniej Zack'a i ten szybko się zatrzymał. Odwiązał chustę i zeskoczył z motocyklu.

- No nieźle, mała.  - uśmiechnął się. - Jak na pierwszy raz całkiem dobrze.

Całkiem dobrze?  Tylko tyle?  Według mnie conajmniej świetnie. Ale uśmiechnęłam się tylko na tą "pochwałę".

- Trochę tylko zboczyliśmy z trasy, ale to nic. Pewnie jej nie znasz. Robimy pełny okrąg, przejeżdżając przez kładkę. - wskazał palcem na wąską kładkę przeprowadzającą przez rzekę. Przeszedł mnie dreszcz. W życiu nie odważyłabym się tamtąd przejeżdżać. - I później jedzie się tam, za tymi budynkami. - wodziłam wzrokiem za jego palcem. Po drugiej stronie rzeki znajdowało się miasto. - Potem wyjeżdżamy aż tam i znowu przez drugą kładkę. No i meta. - skończył.

- Niebezpieczne to jest, wiesz o tym?  - powiedziałam poważnie.

- Wiem. - uśmiechnął się. - Robi się późno. Chyba musisz wracać.

Wyciągnęłam telefon z torebki i spojrzałam na godzinę. Dochodziła ósma. Rzeczywiście, powinnam wracać.

- Odwiozę cię. - wszedł na motocykl tym razem z odsłoniętymi oczami.

Wyjechaliśmy z miejsca motocyklistów i Zack kierował się na moją uliczkę. Prosiłam tylko w głębi duszy, żeby matki nie było w domu. Podjechał pod mieszkanie i zsiadł z motocyklu. Ja zrobiłam to samo.

- Dziękuję. - nachylił się nade mną i pocałował. - Do jutra, Ver.

- Do jutra, Zack. - na pożegnanie go przytuliłam. Nie chciałam puszczać. Kochałam się do niego tulić.

- Miłej nocy. - pożyczył i uwolnił się z mojego uścisku. Wsiadł na motocykl i odjechał.

Wesołym krokiem weszłam przez drzwi, ściągając buty. Tak jak myślałam, matki nie było w domu. Rzuciłam torbę przez drzwi do pokoju i zdjęłam bomberkę. Udałam się w stronę kuchni coś zjeść. Otworzyłam lodówkę, która swoim światłem oświetliła produkty. Wybrałam mleko i wyjęłam miskę z szafy. Nasypałam płatek i zalałam mlekiem, które następnie schowałam do lodówki. Usiadłam przy drewnianym stole i zaczęłam jeść. Wpatrywałam się w okno z widokiem na ulicę. Żadne auto nie jechało. Po skończonym posiłku zabrałam się do odrabiania pracy domowej. Nie umiałam się skupić, bo ciągle myślałam o tym dniu. O tym, jak mnie doprowadził do łez ze smutku i tych z radości. Dostałam wiadomość.

Już tęsknię za tobą, Ver. Nie wytrzymam do jutra. Mogę wpaść w nocy na chwilę?
                                Od: Zack Adams.

Uśmiechnęłam się do siebie i przytuliłam telefon.

Dzisiaj nie. Chcę się wyspać :)

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Hej :D i jak się podoba?  Piszcie w komentarzach i gwiazdkujcie. Dziękuję Wam za miłe komentarze :) gdybyście wyłapali jakiś błąd lub niepasujace słowo do całości, to poprawcie. Niestety, mam słownik automatyczny w telefonie i mnie poprawia i czasem tego nie dostrzegam. Ale to nic ;)

Kocham Was <3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top