VIII

Zack's POV:

Odwiozłem Veronicę pod dom, a gdy zauważyłem jej matkę, nawet nie ściągnąłem kasku. Nie chciałem, żeby mnie zobaczyła.

- No i jak?  Już zakochana w tobie po uszy?  - spytał Alex, kiedy z nim rozmawiałem przez telefon. - Pamiętaj, jeszcze masz cztery dni.

- Na co cztery dni?  - dopytałem oglądając w telewizji rozgrywki.

- Na to, żeby ją przelecieć.

Gniew się we mnie wezbrał i momentalnie zacisnąłem ręce w pięści. To prawda, założyłem się z Alexem, że przelecę Veronicę w ciągu dwóch tygodni. Ale prawdą jest też to, że zaczynałem do niej coś czuć i nie mogłem jej tego zrobić.

- Jesteś tam?  - przywołał mnie głos z słuchawki.

- Muszę kończyć, nara stary. - rozłączyłem się nie dając pożegnać się kumplowi.

Nie ma bata, żebym to zrobił. Nie zranię Larsson, bo ona do mnie też coś czuje, tak mi sie zdawało. Postanowiłem, że wkradnę się do niej przez okno tak, jak go zrobiłem już wcześniej. W planach też miałem, aby iść z nią nad jezioro, a raczej jechać. Ojciec i tak nic mi nie zrobi, jeśli zniknę na całą noc. Od razu zerwałem się z łóżka i wyłączyłem telewizję. Narzuciłem kurtkę i zgarnąłem kluczyki do mojej pierwszej miłości, jaką była honda. Wziąłem jeszcze latarkę na wypadek czegoś i wyszedłem z domu z trzaskiem drzwi. Przekręciłem kluczyki i dodałem gazu. Ruszyłem z miejsca i dość szybko rozpędziłem się do setki. Mijałem slalomem auta, ciężarówki i nie patrzyłem na nic. Mógłbym nawet spowodować wypadek a i tak bym się nie zatrzymał. Chciałem jak najszybciej do niej. Skręciłem w jej uliczkę i troszkę zwolniłem, abym odgłosem silnika nie zbudził miasta. Zatrzymałem się pod jej oknem, a mrok rozświetlało tylko światło motocyklu. Z ciekawości sprawdziłem, która godzina. Na zegarze w telefonie wyświetliła się 23:21. Zeskoczyłem z hondy i stopkę spuściłem, aby ona podtrzymała ciężar motoru. Podszedłem pod okno. Nie świeciły się żadne światła, dlatego pomyślałem, że może Veronica już śpi... Ale to nie zatrzymało mnie od tego, abym nie spróbował. Delikatnie zapukałem w okno dwa razy. Chwilę później światło się zaświeciło i kobieca sylwetka odsunęła żaluzje. Wykorzystałem moment i skuliłem się tak,  żeby mnie nie zauważyła. Po kilku sekundach wyskoczyłem na widok i przyprawiłem dziewczynę o zawał w sercu. Jeszcze nie spała, ale miała piżamę na sobie. Zapukałem jeszcze raz i uśmiechnąłem się, a ona zrobiła poważną minę. Gdy złapała o co chodzi, otworzyła okno tym samym mnie wpuszczając.

- Co ty tu robisz?  - spytała z niedowierzaniem.

- Jestem, jak widać. - wspinałem się. Nie było dla mnie to jakieś wielkie wyzwanie, bo wielokrotnie już tak robiłem. - Mogę się położyć?  - gdy znalazłem się w środku, wskazałem palcem łóżko.

Dziewczyna stała bezruchu i lekko skinęła głową. Wziąłem rozbieg i rzuciłem się na łóżko, kładąc się na miśku. Podparłem ręką głowę, aby mieć na nią widok. Miała seksowną koszulę nocną, sięgającą do połowy uda.  Podobały mi się jej nogi, które mierzyłem wzrokiem. Na sam ich widok się uśmiechnąłem. Włosy luźno opadały jej na ramiona.

- Jedźmy nad jezioro. - rzuciłem wyczekując odpowiedzi.

- Teraz?  - zrobiła duże oczy.

- W tej chwili. - pokazałem zęby w uśmiechu i wyjąłem telefon. - Jest 23:25. Wcześnie jeszcze.

- Ale jak jutro się spóźnię, to twoja wina. - wytyknęła mnie palcem i skierowała się w stronę szafy. Przebierała w ubraniach, aż w końcu wyciągnęła szarą koszulkę, a na górę brązową bomberkę. Na nogi, które tak cholernie mi się podobały założyła czarne legginsy. Obróciła się w moją stronę i wzdłuż talii przejechała ręką.

- Może być?  - spytała.

- Dla mnie mogłabyś nawet być w szerokich dresach, a i tak bym powiedział, że pięknie wyglądasz. - usiadłem na łóżku. - Może być. Ale ostrzegam, na podwórku chyba pada. - wskazałem palcem na okno, w którym spływały małe stróżki wody i spadały nowe. Dziewczyna momentalnie straciła humor. - Ej, pojedziemy mimo to.

~~

- I od tamtej pory boję się pająków. - wyznałem ze śmiechem wtulając się w  siedzącą na moich kolanach Veronicę.

- Zack, a zakochałeś się kiedyś na poważnie?  - spytała nagle zmieniając temat i poważniejąc. 

- Tak,  w ostatniej klasie gimnazjum. - westchnąłem. - Ale to już przeszłość.

- Opowiedz mi o tym. - poprawiła usadownienie i teraz wpatrywała mi się w oczy. Oświetlała nas tylko moja latarka postawiona na siedzeniu motoru. Siedzieliśmy na mokrej trawie, przytuleni.

- Była piękna, inteligenta. I zagadałem któregoś dnia do niej. Powiedziałem o tym kumplowi, ale... - zatrzymałem się na chwilę. - ...okazało się, że ona mu też się podoba. Więc ją mu odstąpiłem i urwałem z nią kontakt raniąc ją, bo już prawie była moja. I są nadal szczęśliwi ze sobą. - uśmiechnąłem się na końcu wspomnienia.

- Dlaczego mu ją odstąpiłeś?  -zaciekawiła się.

- Chciałem, żeby był szczęśliwy. Miał wtedy tylko mnie,  a później zyskał i ją. Niestety, z nim też urwałem kontakt.

Poczułem ciepły pocałunek na ustach. Rozpaliło mnie to i chciałem więcej. Oplotłem ją wokół talii i oddałem pocałunek prosząc o wejście do jej wnętrza. Przejechała delikatnie językiem po mojej wardze, a następnie musnęła kącik ust. Oderwałem się od niej i wgłębiłem się w jej oczy. Były takie szczęśliwe. Uwielbiałem oczy. W oczach można wyczytać historię człowieka, poznać prawdę.

- Musimy chyba wracać. - rzuciła smutna.

- W cale nie musimy. - uśmiechnąłem się i objąłem jej policzek. Kciukiem przejechałem wzdłuż jej kości policzkowej.

- Ale ja mam dla kogo wrócić. Mama pewnie jak wstała to się martwi. - na te pierwsze słowa oderwałem się od niej i wzrok wbiłem w ziemię.

- Czyli ja nie mam dla kogo wracać?  - burknąłem.

- Nie, kurwa. Źle to zabrzmiało. - chciała uratować sytuację.

- Dobra, spadaj. - w jednej chwili humor mi się popsuł. Wstałem i udałem się w stronę motoru. Kątem oka obserwowałem zachowanie Ver, która tupnęła nogą ze złości i złapała się za głowę. Uśmiechnąłem się pod nosem i szybko zmieniłem kierunek biegnąc w jej stronę.

- Długo mam czekać na księżniczkę?  - podałem jej rękę, aby wstała. Podniosła delikatnie głowę i położyła rękę na mojej, wstając.

Miała już całe włosy mokre z deszczu. Oby się nie rozchorowała.

- Powinieneś iść siedzieć za to, że wkradasz mi się przez okno i zrywasz mnie z nocy. - dziubnęła mnie palcem w żebro. Pobiegła gdzieś, czekając, abym zaczął ją gonić.

Natychmiast wstałem i z szybkością lamparta ją złapałem. Śmiała się i dzieliła się ze mną tą radością. Wziąłem ją na barana i szedłem wśród deszczu prosto w stronę mojej miłości. Było już grubo po 1 w nocy.

Usadowiłem ją na tył  i sam zająłem miejsce. Dodałem gazu i ruszyliśmy. Tuliła się do mnie, a nawet za bardzo ściskała. Momentami nawet nie umiałem się ruszyć, ale lubiłem to, lubiłem czuć jej bliskość. Odwiozłem pod dom i pożegnałem się długim całusem na dobranoc. Jutro czekała nas szkoła.

~~

Pojechałem motorem na parking, na którym stały już sprzęty moich kumpli. Dużo ludzi krzątało się po dziedzińcu, a wśród nich na pewno musiała być Ver. Jednak wzrokiem szukałem Alexa i Jack'a, aby móc się z nim rozprawić. Gdy znalazłem go w towarzystwie dziewczyn, odciągnąłem za szwery i walnąłem o ścianę budynku. Zdjąłem z siebie kurtkę i rzuciłem jakiejś dziewczynie, żeby potrzymała. Zostałem w samym podkoszulku.

- Jeszcze z tobą nie skończyłem, chuju. - huknąłem w twarz, a zbiorowisko, które zdążyło się już ustawić pokrzywali różne hasła w naszą stronę. - Ostrzegam cię, że jeśli jeszcze raz zbliżysz się do niej, marnie będzie z tobą. - puściłem go, a on ciężko oddychał. Upokorzyłem go. - Zrozumiane?!

- Tak, stary. - z wielkimi oczami pokiwał głową. Ja natomiast odszedłem i kierowałem się już pod klasę, gdzie zauważyłem stojącą Ver z Dianą.

Ver miała na sobie dzisiaj ten sam strój, co w nocy. Bez zastanowienia podszedłem do niej, nie zważając na otaczających nas ludzi. Gdy mnie zauważyła, niemalże niewidocznie się uśmiechnęła, jakby bojąc się mnie. Przechodząc koło niej powiedziałem tylko krótkie "Hej". Na nic więcej nie było mnie stać. Dlaczego?  Bo ta dziewczyna utworzyła we mnie jakąś blokadę, nie wiem jak to nazwać. Po prostu trudniej rozmawiać jest mi z nią w szkole.

Zack, co ty robisz? Po całej nocy spędzonej razem tylko 'hej'?

Odwróciłem się na pięcie i podszedłem do jej tyłu. Objąłem w talii i pocałowałem w policzek. Dziewczyna zdrętwiała,  nie odwzajemniała żadnego gestu. Kątem oka zauważyłem, że rozglądała się po szkole w obawie, że ktoś nas widzi.  A widziało nas milion oczu. Jedni zaniemówili, inni zaś zaczęli się śmiać wytykając palcami, a inni nie zwracali uwagi. Wszystkich miałem w dupie. Liczyła się ona. Oderwałem się od niej gdy profesor już otwierała drzwi do klasy. Tego dnia nie wpadłem jak huragan do klasy, tylko grzecznie przepuściłem Ver w drzwiach.  Wzrok poleciał na jej tyłek. Miała taki zajebisty, że aż sam się o to prosił, żeby go klepnąć. Ale się bałem, że znów sytuacja się powtórzy, więc w myślach próbowałem się opanować. Przygryzłem wargę i przekroczyłem próg klasy. Jakaś dziewczyna do mnie podleciała oddając kurtkę, na co skinieniem głowy podziękowałem. Profesor kazał zająć swoje miejsca. Usiadłem w rzędzie pod oknem, a Ver siedziała w środkowym. Do klasy wpadli spóźnieni Jack i Alex, gdzie Jack od razu skierował się w moją stronę. W tej chwili darzyłem go nienawiścią,  bo tylko on wiedział o tych uczuciach względem Ver i nie chciałem, aby mówił to Alexowi, który myśli, że wykonuję plan.

- Przepraszam stary jeszcze raz. Byłem pijany. - położył rękę na ramieniu, a ja nim wzruszyłem. Do końca lekcji się do niego nie odezwałem.

Tego dnia byłem bardzo grzeczny. Nie stwarzałem problemu na żadnej z lekcji, za co dostała mi się pochwała. Następną przerwę spędziłem z Ver.

- Wyspałaś się?  - spytałem.

- Nie bardzo, ale warto było. - uśmiechnęła się. - Czemu nie siedzisz z kumplami?  - wskazała palcem na podglądających nas Alexa i Jack'a.

- Jak pójdziesz ze mną to będziemy z nimi siedzieć. - wzruszyłem ramionami, na co ona już ruszyła w ich stronę witając się z nimi.

Z uwagą przyglądałem się Jack'owi, który mierzył każdy centymetr ciała, patrzył na nią pożądliwie z uśmiechem na twarzy. Aż złość się we mnie zagotowała. Podszedłem do nich i rozmawiałem tylko z Alexem i Ver, ignorując zupełnie Jack'a.

- Jak tam twoja honda?  Trzyma się po rajdzie?  - spytał Alex.

- Trzyma, ale trzeba było wymienić pewne części. - po rajdzie mój motor uległ zniszczeniu.

- Ważne, że jeździ. - skwitował. - Na następny rajd weźmiesz Ver ze sobą. Będzie jeżdżenie w parze. - na samą wiadomość spojrzałem na nią i bardzo się ucieszyła. Klasnęła w dłonie nawet.

- Jack, mogę cię na chwilę na słówko? - odciągnąłem przestraszonego kolegę na odległość. - Mam pytanie, ale bądź szczery.

- Będę szczery względem mojego kumpla. - prawą dłoń przyłożył na lewą stronę klatki piersiowej, a dwa palce u lewej ręki złączył na znak przysięgi.

- Podoba ci się Ver? - spojrzałem mu głęboko w oczy. Nie odpowiedział nic, a delikatnie podniósł wzrok.

- Mam być szczery, to będę. Kurwa, jeszcze nigdy żadna dziewczyna tak bardzo mi się nie podobała.

Zacisnąłem szczękę i zamknąłem oczy. Ręce złożyłem w pięści. Znowu?  Znowu tak będzie?  Sytuacja się powtarza z przed trzech lat. Ale tym razem nie ustąpię, postawię na swoim. Już miałem obić mu po raz kolejny ryj, kiedy ktoś mnie chwycił za rękę i obrócił w swoją stronę. Odwróciłem się ze  złością wymalowaną w oczach i wyrwałem się z uścisku. Szedłem w stronę szklanej szafki z gaśnicą. Miałem ochotę coś rozpierdolić.  Nawet nie zważałem na nawoływania Veronici. Miałem w dupie wszystkich. Podnosząc rękę z pięścią w górę wykonałem uderzenie, które spowodowało roztłuczenie się szkła, wypadnięcie gaśnicy i krzyk dyrektora.

- Zack!  Natychmiast do mnie!  - wziął mnie za ramię i siłą zabrał w stronę gabinetu. Zdążyłem jeszcze pełnym nienawiści spojrzeniem obrzucić Jack'a. - Nicki, idź po pielęgniarkę.

Spojrzałem na swoją rękę, która krwawiła. Nie odczuwałem bólu.

- Nie zbliżać się tu! Wszyscy pod klasę!  Już!  - upominał.

Gdy znalazłem się w środku, usiadłem na siedzeniu na przeciwko dyrektora, wpatrując się w podłogę, która była już bardzo stara.

- Powiedz mi, jak to się stało?  - usiadł na swoim miejscu i poprawił krawat. Nie odpowiedziałem. Nie miałem zamiaru. - Czekam.

Odczekał może z dwie minuty i odezwał się:

- W takim razie dzwonię po ojca. - wzruszyłem ramionami.

Przyjedzie, pokiwa głową i nawet się do mnie nie odezwie. Nawet nie posłucha dyrektora do końca. Nawet nie na mi kary. A czasem marzyłem o jakiejś karze, czasem chciałem, żeby ojciec mnie okrzyczał. Jednak nigdy tak nie było.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Jest kolejna część!  Kochani piszcie, jak Wam podoba się rozdział. Czy wolicie pisanie z perspektywy Ver, czy może Zack'a? 

Dajcie znać, że czytacie!!

Lovciam <3

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top