VII
Śpij słodko, księżniczko. Do zobaczenia jutro w szkole, wyśpij się.
Od: Zack Adams
Przycisnęłam telefon do piersi i wykończona, ale też szczęśliwa, zasnęłam.
~~
Obeszło się bez kaca, na szczęście, ale bardzo byłam nie wyspana. Wczoraj byłam tak w 75- ciu procentach świadoma tego, co się stało. Otworzyłam się przed nim, a on przede mną. Jednak bałam się tego, że znów poczuję się zraniona w szkole. Zczołagałam się z łóżka i skierowałam w stronę toalety. W głębi duszy cieszyłam się, że matka miała na drugą zmianę i dzisiaj odsypiała. Narzuciłam na siebie wcześniej przygotowane ciuchy, czyli ciepłą miętową bluzę i czarne legginsy. Włosy spięłam w koka. Torbę przewlekłam przez ramię i po cichu wymknęłam się z domu. Spojrzałam na zegarek na nadgarstku i musiałam przyspieszyć, bo autobus by na mnie nie poczekał. Usłyszałam za mną odgłos silnika, który wydaje tylko jego honda.
Odwróciłam się i momentalnie moja twarz rozpromieniła się na ten widok. Zack zatrzymał swój motocykl i uśmiechnął się, a w jego policzku ukazał się malutki dołeczek. Zmierzył mnie i wzrok zawiesił na moich oczach. Ręką przeczesał krótko obcięte włosy.
Jego jedno spojrzenie z rana wystarczy, aby czuć się o niebo lepiej.
- Wskakuj. - zrobił zachęcający gest ręką. - Dzisiaj ja jestem twoim autobusem.
Zaśmiałam się pod nosem i chętnie wskoczyłam na motocykl. Objęłam go, a on w tym czasie zrobił szybki ruch i pocałował mnie, na co się zaczerwieniłam.
- Dziękuję. - powiedziałam nagle.
- Za co? - zdziwił się.
- Za wczoraj. Za poczucie bezpieczeństwa. I... Przepraszam jeszcze raz. - spuściłam głowę.
Nie odezwał się, a dodał gazu i ruszyliśmy z miejsca. Wiatr delikatnie muskał moją twarz i kosmyki włosów opadały mi na czoło, co łaskotało.
Kurtka Zack'a falowała w powietrzu. Adams pewnie wyprzedzał auta jadące wolniej od nas, a ja spostrzegłam się, że nie jedzie w stronę szkoły.
- Zack...- zaczęłam, ale on dodał więcej gazu i mnie zagłuszył.
Pędziliśmy przez miasto jak tornado. A ja czułam tylko wolność. Nagle wszystkie zmartwienia uciekły z wiatrem, a pozostała tylko wolność. I to taka, że miałam ochotę puścić Zack'a. Stopniowo zluzowywałam uścisk, a gdy poczułam się zbyt pewna siebie zupełnie go puściłam i uniosłam ręce i krzyknęłam z radości.
Właśnie, radość. Byłam radosna szczęśliwa przy nim, bo to właśnie w nim się "nieszczęśliwe zauroczyłam". Jeszcze wczoraj tak myślałam, ale po jego słowach w stu procentach wiem, że to początkowe uczucie jest odwzajemnione.
- Uważaj! - rzucił przez ramię i zwolnił na tyle, bym mogła mu coś powiedzieć.
- Gdzie my w końcu jedziemy? - krzyczałam i opuściłam ręce.
- Zobaczysz. - uśmiechnął się cwaniacko i znów dodał gazu.
Zatrzymał się koło ruin zamku, gdzie zeskoczyłam z motocyklu i rozejrzałam się wokoło. Niegdyś zamek, a dziś ruiny mieściły się na drugim końcu miasta. Otoczony drzewami i nie strzeżony przyciągał wielu uczniów i studentów na wagary, więc nie byliśmy sami. Zack zdjął kask i przeczesał ręką włosy, co mu chyba weszło w nawyk.
- I jak ci się tu podoba? - spytał zadowolony.
- Mieszkam tu od dzieciństwa, ale jestem tu pierwszy raz. Dziwne, co?
- Ze mną zaliczysz wszystkie pierwsze razy. - zaczął się śmiać. - No, może prawie wszystkie.
Dałam mu kuksańca w bok, na co on zaczął mnie łaskotać.
- Cieszę się, że wczoraj ci to powiedziałem. - zaczął, a ja od razu spoważniałam. - Jack wiedział o tych dziwnych uczuciach względem ciebie i na prawdę nie wiem, co mu odpieprzyło, żeby się do ciebie przystawiać?
Zaczął niewygodny temat dla mnie, bo tak na prawdę ja to wszystko zaczęłam. Chociaż nie. Zack to wszystko zaczął.
- Ale wina nie leży tylko po jego stronie. - spojrzałam na niego wymownie. - Ty to wszystko zacząłeś.
Wzruszył ramionami i spuścił wzrok w dół.
- Dobra, zostawmy to za sobą. Dzisiaj zabrałem cię na wagary i zamierzam się świetnie bawić. - zauważył, że straciłam humor, więc lekko mnie popchnął. - Kto pierwszy przy zamku?
Spojrzałam niepewnie na niego, po czym planowałam szybki start, ale Zack już wystartował. Zmarszczyłam nos i biegłam ile sił w nogach, co dało mi chwilową przewagę, ale szybko się zmęczyłam.
- Ktoś tu wyszedł z formy... - zwolnił Zack i biegł truchtem. Ja już odpadłam z tego wyścigu. - Muszę ci się przyznać, że ja też wyszedłem z formy. Dawno nie uprawiałem seksu. - odwrócił się do mnie przodem i biegł do tyłu. - Wiesz o co mi chodzi.
Tylko prychnęłam pod nosem.
- A wczoraj?
- Do niczego nie doszło. - podniósł ręce tak, jakby się poddawał. - To był tylko masaż.
- Uznajmy, że ci wierzę.
Znajdowaliśmy się już na schodach prowadzących do jednej z komnat tego zamku, ale usłyszeliśmy dziwne odgłosy dobiegające stamtąd. Wzdychania, jęki, posapywania. Tam ktoś uprawiał seks, co mnie już obrzydziło.
- Pójdę tam i to sprawdzę. - rzucił z uśmiechem Zack, po czym bezwstydnie przeszkodził...tej suce, z którą wczoraj się lizał i Andersowi. - Co tutaj się wyprawia?
Para kochanków odskoczyła od siebie
gwałtownie. Muszę przyznać, że szok wymalowany na twarzy Emmy mnie rozbawił. Zakryłam usta, aby ukryć to, że się po prostu z niej śmieję.
- Zack, nie myśl, że jestem suką. - wstała i narzuciła na siebie coś w rodzaju prześcieradła.
- Sory, ja tak myślę. - wytknął ją palcem i z rozbawieniem podszedł do Andersa. - Twoja panna umie robić świetne masaże. - po tych słowach zostawiając zamieszanie za sobą, odszedł, biorąc mnie na ręce.
Protestowałam, wywijałam nogami, bo chciałam iść o własnych siłach. Adams razem ze mną wspiął się po schodach na dach zamku i posadził na ziemi. Widok, który się stąd rozciągał, był niesamowity. Można było podziwiać panoramę zachodniej części miasta. Zack podszedł mnie od tyłu i zakrył mi oczy, co zmusiło mnie do tego, żebym się obróciła w jego stronę. Brązowe tęczówki wpatrywały się na zmianę w moje oczy, to w moje usta. Pragnął moich ust. Podeszłam to niego i kusząco przymknęłam powieki, ręce oparłam na jego torsie, a głowę uniosłam w górę. Serce mi przyspieszyło. Biło tak, jakby się chciało wyrwać. Możliwe, że to usłyszał.
- Jesteś piękna. - włożył za moje ucho planuje, który opadł mi na czoło. Na te słowa troszkę się zaczerwieniłam i wtuliłam głowę w jego tors. - Jedźmy gdzieś moim skarbeńkiem.
Uniosłam głowe w górę aby lepiej go usłyszeć.
- A jak ktoś nas zobaczy?
-Nie bój się, zaufaj mi. - i prowadząc mnie za rękę zeszliśmy z dachu.
Wyrwałam mu się i pierwsza dobiegłam do motocykla. Założyłam na siebie kask i usiadłam na miejscu kierowcy. Objęłam zręcznie kierownicę i udawałam, że dodaję gazu. Zack zamruczał i usiadł za mną. Opętał ręce wokół mojej talii i szepnął do ucha.
- Prowadź.
Targały mną zmieszane emocje. Paliłam się z radości i trochę się obawiałam. Bo prawdę mówiąc do tej pory nie miałam styczności z motocyklem. Co by było, gdybym w złym momencie zahamowała? Albo niepotrzebnie dodała gazu? Lepiej nie ryzykować. Lekko obróciłam się w jego stronę i spojrzałam w brązowe tęczówki. Wpatrywał się we mnie w ten sposób, że dodało mi to siły. On we mnie wierzył, a nawet dodawał mi otuchy.
- Nie bój się, później się zmienimy. - wyszczerzył zęby w uśmiechu.
Wywróciłam oczami i uśmiechnęłam się pod nosem. Dodałam gazu i honda pomału zataczała się do przodu, potem coraz szybciej i szybciej. Niesamowity zastrzyk adrenaliny dostałam. Ręce mi się chwiały i zdarzył
się moment, w którym niechcący przekręciłam kierownicę w złą stronę. Zack z tyłu na mnie napierał i do ucha mówił mi, co jak mam robić. Tym sposobem dojechaliśmy do drogi głównej, gdzie zmieniliśmy się rolami. Nigdy nie czułam czegoś tak wspaniałego. Jeżdżąc na motocyklu można się skupić tylko i wyłącznie na nim, nie myśląc o niczym innym. Wolność.
- Jak pojeździsz tak jeszcze dwa lub trzy razy zabiorę cię na rajd. Tylko że będziesz brała w nim udział. - pstryknął mnie w nos widząc zaskoczoną minę.
- Mistrza i tak nigdy nie pokonam. - wzruszyłam ramionami.
- Wystarczy, że rozłożysz przede mną nogi i już będę twój. - za te słowa dostał kuksańca w bok i już nie było mu do śmiechu.
- Jestem pewna, że Hemingway już zadzwoniła do mojej matki.
- Ej, mała. Jesteś ze mną tu i teraz i nie przejmuj się niczym, jasne? - zmienił temat, abym o tym nie myślała.
- No dobra. - poddałam się. - Lubisz gofry owocowe z bitą śmietaną?
- No tak, a co? - spytał nie wiedząc o co mi chodzi.
- A wiesz, gdzie jest najlepszy bufet na świecie?
- Niestety nie wiem. - wzruszył ramionami, gdy właśnie przejeżdżaliśmy obok szkoły.
- O tutaj. - objęłam go mocniej i wskazałam palcem przed siebie.
Na gofry zawsze chodziłam z Dianą, abym poprawiła sobie humor. Z początku nie posmakowały mi, ale dopiero z czasem przekonałam się co do nich i do tego momentu jestem pożeraczem gofrów.
Zack zatrzymał motocykl i zeskoczył z niego podając mi rękę, z czego skorzystałam i "z gracją" zeszłam z siedzenia, po czym strzepałam spodnie. Gofry można tu było zamówić przez okienko na wynos, tak jak myśmy to zrobili.
- Poproszę dwa gofry z owocami i bitą śmietaną. - zamówił, po czym uśmiechnął się i wyciągnął portfel z kieszeni.
Zapłacił za mnie, co było urocze i w podzięce go delikatnie pocałowałam i ubrudziłam mu nos białą masą, jaką była bita śmietana. Zmarszczył narząd węchu i odwdzięczył mi się tym samym. Nie zwracaliśmy uwagi na ludzi gapiących się na nas. Zajęci byliśmy sobą i świetnie się bawiliśmy. Skończyło się tak, że całą bitą śmietanę rozsmarowaliśmy na sobie.
- Uroczo wyglądasz. Ta maseczka z jakże wybornej śmietanki zredukuje ci wszystkie zmarszczki, a najbardziej tą tutaj. - wskazał na kreskę na czole, którą zasłonił śmietaną.
- Zack odwieź mnie już. - oznajmiłam, bo już był wieczór. Straciłam z nim poczucie czasu.
- Kochanie. - przybliżył się do mnie i mnie objął. - jeszcze chwilę. I co będziesz w domu robić? Sama mówiłaś, że z matką nie jest tak, jakbyś chciała. - przybrał smutny wyraz twarzy.
- To prawda, ale ona się tak stara teraz. No dobra, może jej to nie wychodzi, ale przynajmniej się stara.
Wstał i bez słowa wsiadł na motor. Założył kask i dodał gazu.
- Wsiadasz czy nie? - spytał gniewnie. Nie zrozumiałam, dlaczego taki wkurzony był?
- Czemu taki jesteś? - spytałam.
- Jaki? - burknął.
- Nagle taki oschły... - wywróciłam oczami.
- Nie rozumiem cię. Nagle jej wszystko wybaczysz? Aj, mniejsza z tym. - machnął ręką. - Dłużej ze mną też nie posiedzisz. Na prawdę przy tobie czuję się szczęśliwy.
- To dobrze. - odpowiedziałam beznamiętnie. - Nie wybaczę jej, ale spróbować można, nie?
- Wsiadaj. - wbił wzrok przed siebie.
Wykonałam jego polecenie siadając wygodnie. Ale tym razem nie objęłam go lecz przytrzymałam się siedzenia, co było trochę ryzykowne. Zbliżając się do domu zauważyłam już matkę w drzwiach. Zack się zatrzymał nie ściągając z siebie kasku, lecz podnosząc szybkę do góry.
- Dzięki za spędzony dziś dzień. - nachylił się nade mną i pocałował, choć było trudno.
- Do jutra. - odwzajemniłam pocałunek. To wszystko działo się na oczach matki. Niestety, musiałam już wracać do koszmaru.
Zack szybko odjechał, a ja ze spuszczoną głową szłam w stronę domu, oczekując wielkiego opierdolu.
- Moja córka ma chłopaka. - uśmiechnęła się matka i o dziwo podeszła i przytuliła mnie. - Mam nadzieję, że będzie okazja, że go poznam.
Zaskoczona stałam na polu duszona przez własną matkę. Wyrwałam jej się z objęć.
- Nie jest moim chłopakiem. - patrzyłam na matkę, która promieniowała radością. Może jednak dam jej tą szanse?
- Choć do domu, zaparzę herbatę i mi opowiesz wszystko. - wzięła mnie pod ramię i prowadziła do domu.
- Mamo, to na pewno ty?
- Na pewno ja, córciu. - zaśmiała się, ja co ja do niej dołączyłam.
- Nazywa się Zack. - zdradziłam jego imię i więcej już nie miałam ochoty mówić.
- Ładne imię. - skwitowała.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top