VI

Tego dnia każdy żył imprezą. Impreza była tematem numer jeden. Anders wymyślił, że dziewczyny musiały przyjść w seksownych i skąpych strojach, a chłopcy najlepiej w samych bokserkach. Co prawda, po tej informacji nawet wahałam się czy iść, ale zaryzykowałam. Szukałam w szafie odpowiedniego stroju. Prawie wszystko lądowało na podłodze, bo nie nadawało się na imprezę. Na samym dnie szafy znalazłam idealny strój. Wzięłam go do ręki i stanęłam. Ubrałam  i spojrzałam na siebie w lustrze. O kurcze!  Musiałam przyznać, że w takim stroju na pewno Zack'owi odbierze dech w piersiach. Krótka, czarna sukienka bez ramiączek, kończyła się w połowie ud, a nawet trochę wyżej, podkreślając tym samym moje długie nogi. Obróciłam się bokiem i wydałam cichy jęk podniecenia. Gdybym była facetem, to bym siebie brała.

- Jeśli przyjdziesz z płaczem do mnie, że cię zgwałcili, to cię nie uratuję. - podskoczyłam na głos matki, która ni stąd ni zowąd stanęła w drzwiach.

- Ktoś ci kazał wchodzić?!  - krzyknęłam wkurzona.

Matka spuściła głowę i uśmiechnęła się pod nosem. Bez pytania skierowała się na moje łóżko. Wzięła do rąk miśka, którego Zack nazwał Herbert i przypatrywała mi się.

- Ale ty mnie przypominasz... - westchnęła i uśmiechnęła się bardziej. - Wyglądałam dokładnie tak samo...

Spojrzałam w lustro i dopiero teraz dostrzegłam wielkie podobieństwo między nami. Te same oczy, te same włosy. Figurą może się różniłyśmy, ale to dlatego, że matka była ze mną w ciąży. Przymrużyłam oczy i usiadłam na krześle obrotowym.

- Gdy byłam w twoim wieku, poszłam pierwszy raz na dyskotekę. - kontynuowała. - Wszystko wydawało się takie tajemnicze, niedozwolone. Wiesz, te wszystkie używki, alkohole, tylko czekały, aby ich spróbować. Wiedziałam, że nie mogłam, bo nie byłam jeszcze pełnoletnia. Ale... Dałam się namówić.  - dopuściła głowę i odłożyła miśka. - I tu moje szczęśliwe życie się skończyło.

Po tych słowach wstała i stanęła w progu, a ja z uwagą się jej przyglądałam.

- Tak, zaszłam w ciążę, a Maximilian mnie opuścił. Nigdy mu tego nie wybaczę. - odeszła, nie dając mi skomentować tego wszystkiego.

Sugerowała mi, że skończyło się jej szczęśliwe życie dlatego, że ja się urodziłam?! Po co mi to powiedziała?

- Mówię ci po to, żebyś nie popełniła tego błędu, co ja. - jakby słysząc moje myśli matka wróciła się z powrotem. - Martwię się o ciebie.

Nie spojrzałam jej nawet w oczy. Zraniła mnie tymi słowami. Nie jestem taka głupia, żeby nie wyciągnąć z tego odpowiednich wniosków. Podeszła do mnie i kucnęła, składając ciuchy do szafy. Pod wpływem negatywnych emocji wyszłam z pokoju, trzaskając drzwiami.

- Kochanie!  - zdołałam tylko usłyszeć.

Nie wróciłam się. Jeszcze bardziej ją znienawidziłam. Wyszłam z domu w tym stroju, który przymierzałam. Nic dziwnego, że przykuwałam wzrok facetów. Osiemnaście lat musiałam sobie sama radzić z problemami, bo matka była "zbyt zajęta". Nie było jej przy mnie, gdy najbardziej jej potrzebowałam, czyli jak zerwał ze mną Dylan.

Dylan to mój były chłopak. Byłam z nim od początku liceum przez około rok. To jemu się oddałam, to on odebrał mi dziewictwo. I zrobił to podstępem. Szantażował mnie, straszył. Bałam się nawet z nim zerwać.

- Kurwa, Veronica. Jesteśmy na tym etapie, gdzie większość par ze sobą uprawia seks. - stał nade mną i piorunował mnie wzrokiem.

- Nie jestem na to gotowa. - odpowiedziałam pewnie.

Usłyszałam z jego strony tylko prychnięcie z irytacją.

- Jeden klik, a o twoich nagich zdjęciach będzie huczał cały internet. Chyba, że się zgodzisz.

Matka by mnie zabiła, gdyby się dowiedziała o tym. Jednak mnie to nie tknęło.

- Mam znajomości. Jeśli zrobisz nieprzemyślany ruch, wrobimy cię w coś, z czego się nie wywiniesz mała. - zbliżał się do mnie, a ja tak po prostu, dotknięta jego słowami dawałam mu się.

Po tym wszystkim na następny dzień zerwał, a ja czułam się jak szmata.

Szukałam nerwowo telefonu w kieszeni na środku, ale przypomniałam sobie, że zostawiłam go w spodniach.

- Kurwa!  - zaczęłam targać włosy ze złości i usiadłam na krawężniku.  Przyciągnęłam kolana pod brodę i wpatrywałam się przed siebie. 

Po chwili wstałam i wróciłam do domu jak gdyby nigdy nic. Matka stała w drzwiach z moim telefonem w ręku i z kimś rozmawiała.

Spokojnie, Veronica. Wdech.... Wydech.

- Ver, jakiś chłopak do ciebie. - ze śmiechem podała mi telefon. 

Uśmiechnęłam się sztucznie i wyrwałam komórkę, odchrząkując i biorąc powietrze w usta.

- Halo? - zaczęłam.

- W czym dzisiaj idziesz? - po drugiej stronie usłyszałam głos mojej przyjaciółki.

Spojrzałam na matkę piorunującym wzrokiem, a ona zaczęła się śmiać i trąciła mnie ramieniem. Poszłam do swojego pokoju i zamknęłam drzwi.

- Błagam, Diana, przyjdź do mnie. Ja chyba zaraz zwariuję. - krzyknęłam. -Bądź za dziesięć minut. Drzwi stoją otworem. - rozłączyłam się nie dając jej dość do słowa.

Za dziesięć minut punktualnie była już u mnie z wielką torbą, którą rzuciła na łóżko i cała zawartość się wysypała. Kilka spódniczek nawet wylądowało na miśku, na co z Dianą wpadłyśmy w głośny śmiech. 

- Pomóż mi. Co ubrać? To - wzięła do ręki króciutką czerwoną sukienkę z materiału w koronkę, na cienkich ramiączkach. - Czy to? - wskazała na czerwono-czarną spódniczkę w kratkę charakterystyczną dla kultury szkockiej i biały top do połowy brzucha.

Przymrużyłam oczy i wzrokiem błądziłam od jednego stroju do drugiego. Myślałam, że bardziej Willowi spodoba się w tej czerwonej sukience, więc pewnie wskazałam na nią. Przyjaciółka poszła do toalety, aby się przebrać. Ja w tym czasie zabrałam się za uporządkowywanie tego bałaganu. 

~~

William przyjechał po nas i dotarłyśmy pod dom Andersa. Diana obiecała mi, że nie opuści mnie na krok. Mieszkanie Andersa było ogromne z basenem i siłownią pod ziemią. Z głębi budynku dobiegała zremiksowana muzyka, którą puszczał on. Ludzie zaczęli się schodzić, a część z nich już była podpita. Zdziry miały tu pole do popisu. Tak jak myślałam, dwie najbardziej sukowate dziewczyny przyszły tu w samych majtkach, w dodatku stringach. Gdy weszłam do środka, od razu poczułam woń alkoholu, wymiocin i zmieszanych ze sobą perfum. W prawym kącie mieszkania znajdował się mały bar, do którego zaciągnęła mnie od razu Diana.

- Trzy kolejki poproszę. - uśmiechnęła się do kelnera, którego Anders wynajął. W tym makijażu Diana nie wyglądała na swój wiek. - Uśmiechnij się. - rzekła do mnie, a ja wykrzywiłam twarz w krzywym uśmiechu.

Podała mi trzy kieliszki, które od razu opróżniłam,  na dobrą zabawę. Lubiłam tego drinka, więc nie było żadnego problemu z wypiciem go. Na sali się ściemniło, a niebieskie światełka rozjaśniły to pomieszczenie tworząc idealny klimat. Ludzie szaleli na parkiecie do piosenki Crisa Crossa.
Nim się obejrzałam, Diany obok mnie nie było.

"cały czas będę przy tobie".

Zaczęłam szukać ją wzrokiem, ale uspokoiłam się, gdy zobaczyłam jak ociera się tyłem o swojego prawie nagiego chłopaka. Obok nich także kogoś rozpoznałam. Zack'a tańczącego z jedną z tych suk. Ślinił się na jej widok, a mnie coś zabolało w sercu, jak zaczął ją całować. Nagle wskoczyła na niego i lizała go bezwstydnie. Jego ręce błądziły pod jej stringami. Oplotła go nogami w biodrach i kierowali się po schodach w górę.

- Poproszę jeszcze dwie kolejki tego samego. - uniosłam poprzedni kieliszek, a kelner skinął głową i zaczął robić.

Oparłam głowę o moje ręce i patrzyłam na świetnie bawiących się ludzi, którzy jutro na lekcji będą siedzieć skacowani, albo w ogóle nie przyjdą.

- Czemu siedzisz tak sama?  - dosiadł się do mnie Jack i objął mnie. Wystraszona podskoczyłam, po czym zaśmiałam się z chłopaka.

Przebrany był w superbohatera. Wokół szyi zaplątaną miał pelerynę, która opadała na nagie plecy i kończyła się przy gumce od zwykłych szarych majtek. Na twarzy rozsmarował nutellę tak, że tylko oczy miał widoczne.

- Aż tak źle wyglądam?  - rozłożył ręce, co mnie bardziej rozweseliło. - Siedziałaś tu taka przybita... Jakby coś się stało.

Wzruszyłam ramionami i zaczęłam sączyć drinka. Jack też sobie zamówił. Nie wiedzieć kiedy leciała już dziesiąta kolejka i obraz zaczął mi się zamazywać. Zaczęłam też inaczej myśleć. Ba!  W ogóle nie myślałam. Spojrzałam na Jack'a i w jednej chwili wpiłam mu się w usta. Sama nie wiem czemu. Może dlatego, że moje myślenie się zastopowało?  Byłam na niego napalona, a on na mnie. Podniósł mnie z krzesła i zaniósł pod ścianę koło schodów, gdzie przybił mnie do niej i zaczął bardziej na mnie napierać. Z tej całej przyjemności pojękiwałam i nawet zlizywałam mu tą nutellę z twarzy. Oplotłam go w pasie, a on ścisnął mój tyłek, na co zareagowałam cichym pomrukiem. Zeskoczyłam  z niego i chciałam pocałować jego przyjaciela, który zrobił się już twardy. Zaczęłam zniżać się tam, ale nagle poczułam, że ktoś mnie chwyta za rękę i gwałtownie spycha na schody, gdzie się przewróciłam. Chwyciłam się za głowę i spojrzałam przed siebie. Bolała mnie ta ręka, więc ją rozmasowywałam. Obraz pomału mi się wyostrzał, ale musiałam jeszcze przymrużyć oczy, aby ujrzeć to, co się działo. Zobaczyłam, jak jakiś chłopak okłada pięściami Jack'a, a ten leży bezbronny na podłodze. Wstałam i poszłam w ich stronę.

- Ty chuju! Jak mogłeś to zrobić najlepszemu kumplowi?  - krzyczał ochrypnięty głos.

Skądś go znałam, ale nie mogłam sobie przypomnieć. Zaczęłam żałować, że tyle wypiłam.

- Przestańcie!  - wkroczyłam między nich i zbliżyłam się do oprawcy Jack'a.

Brązowe tęczówki pozbawione jakiejkolwiek radości spojrzały na mnie. Chłopak podszedł do mnie i ze łzami w oczach coś wysyczał, po czym dziubnął mnie palcem w klatkę piersiową. Wszystko słyszałam przez echo, głowa zaczęła mnie okropnie boleć. Wkurzony napastnik Jack'a wyszedł, przewracając ze złości krzesła przy barze. Muzyka ustała, a ludzie wpatrywali się zaskoczeni na całą tą sytuację. Podbiegła do mnie przyjaciółka i krzyczała na mnie, ale w ogóle jej nie słyszałam. Fakty zaczęły do mnie docierać.

Brązowe tęczówki, najlepszy kumpel Jack'a... To musiał być Zack.

Oczy mi się zaszkliły i czym prędzej na nogach chwiejąc się pobiegłam za nim. Moim oczom ukazał się widok odjeżdżającego Zack'a na motorze w stronę naszego miejsca, czyli w stronę jeziora. Stanęłam w miejscu i nie wiedziałam co mam robić, jak się tam dostać i czy w ogóle warto za nim jechać. Zauważyłam nadjeżdżające auto i wystawiłam rękę, aby się zatrzymał. Młody mężczyzna z papierosem w zębach uchylił szybę i zmierzył mnie od góry do dołu i zatrzymał się na moich nogach. Niewiele myśląc wsiadłam do jego auta prosząc o podwózkę nad jezioro.

- Ale zapłacisz mi za to. - odrzekł.

Patrzyłam przez okno i zauważyłam, że zaczyna padać. Ręka mężczyzny spoczęła na moim kolanie i kierowała się coraz wyżej. Oszołomiona spojrzałam na niego, gdzie malował mu się cwaniacki uśmieszek.

- Zostaw mnie. - strąciłam jego rękę, na co on zareagował złością, bo się zatrzymał. - Co ty, kurwa, robisz?

Odpiął pasy i zaczął się do mnie przybliżać, a ja dochodziłam do siebie. Zamachnęłam się i dłonią wycelowałam w pełny policzek. Szybko wysiadłam z auta i resztę drogi, której już mało zostało, pokonałam sama.

Zauważyłam motocykl Zack'a przy wieździe, ale jego samego nigdzie nie mogłam znaleźć. Obeszłam cały brzeg aż w końcu go znalazłam. Poczułam dziwny uścisk w sercu, bo Zack siedział i wpatrywał się w taflę wody, która odbijała światło księżyca i przyjmowało kolejną dawkę wody w postaci deszczu. Cała przemokłam. Z buzi Adams wypuścił dym papierosowy.

- Odejdź. Nie zbliżaj sie do mnie. - syknął przez zęby nie odwracając się.

Łzy spłynęły mi po policzku po raz kolejny w tym dniu. Chciałam krzyczeć ze złości, jaka to zjebana jestem.

- Jestem taka zjebana. - wydusiłam, bo krzyczeć jakoś w tej chwili nie umiałam. Wielka gula w gardle mi to uniemożliwiła. - Wszystkich dokoła ranię. - wybuchłam płaczem.

- Jesteś pijana. - przemówił oschle Zack stając naprzeciw mnie.

- Wiesz, to nie ty pojawiłeś się na tym świecie przez przypadek. - wtuliłam się w jego męski tors, wpadając w większy płacz.- To nie ty puściłeś się ze swoją dziewczyną tylko dlatego, że byłeś szantażowany. To nie ty nie masz taty, to nie ty jesteś zauroczony w niewłaściwej osobie, to nie ty jesteś po prostu zjebany.

Wybuchłam. Wykrzyczałam wszystko, co leżało mi na sercu i nie pozwalało wyjść. Zack przycisnął mnie bardziej i uspokoił mnie po prostu swoją obecnością.

- Czemu to zrobiłaś?  - spytał, a w jego oczach odbijały się łzy. - Czemu się z nim całowałaś?!

- Nie krzycz. - uspokajałam go, bo byłam przestraszona, że uniósł na mnie głos. - Byłam pijana... Nie wiedziałam co robię.

- Trzeba było tyle pić?  Wiesz, jak mnie zraniłaś?  - te trzy ostatnie słowa wypowiedział cicho, niemalże niesłyszalnie.

- No właśnie. Wiesz jak mnie zraniłeś?  Idąc na górę  z tą suką. - wykrzyczałam to,  odrywając się od niego.

Spuścił głowę i pociągnął nosem.

- Przepraszam. To ja jestem zjebany, nie ty. Tak jest, gdy się wychowuje bez matki... - kierował się w stronę hondy.

- Przepraszam, nie wiedziałam. - szłam za nim.

- Nic się nie stało. - przyspieszył, po czym obrócił się i podbiegł do mnie, wpijając się w usta tak, że nie umiałam zaczerpnąć powietrza.

- Nie rób mi tego więcej. - wyszeptałam.

- Nie zrobię. Ty też mi tego więcej nie rób.

- Jesteś moim pierdolonym oczkiem w głowie, Zack. - powiedziałam to,  po czym zatkałam usta dłonią. Picie zrobiło swoje. Powiedziałam to, czego bym się wstydziła powiedzieć na trzeźwo. Tak bardzo żałowałam.

- A ty moim jedynym szczęściem w tym życiu. - Zack wpatrywał mi się w oczy.

Jego słowa mnie zdziwiły, a nawet poruszyły. Przytuliłam go i pocałowałam.

- Wcale nie mam takiego kolorowego życia, kurwa mać. Co z tego, że setki panienek przewija się wokół mnie jak i tak nie doznałem prawdziwej miłości. Nawet ze strony ojca. - tu uświadomiłam sobie, jak bardzo jesteśmy do siebie podobni. - Matka podobno odeszła od ojca jak była w ciąży, także mam siostrę, ale o niej nie wiem.

- Moja matka nigdy się mną nie interesowała. Najbardziej potrzebowałam jej wtedy, kiedy jej przy mnie nie było. A dzisiaj wyznała, że gdyby się nie upiła na imprezie, mnie by nie było. - starłam łzę.

- Ale mamy teraz siebie. Los nam siebie wskazał, abyśmy się odnaleźli i dawali sobie szczęście, żeby zapomnieć o tamtych czasach. Jesteśmy do siebie podobni, Ver.

Uśmiechnęłam się.

- A wszystko zaczęło się od twojej kurtki w Lunaparku...  - wspomniałam. - Dlaczego akurat mnie dałeś miśka? 

- Bo mnie kręcisz, Ver, od początku liceum. Chciałem cię poznać bliżej, co mi się udało i mogę śmiało powiedzieć, że przy tobie zapominam o wszystkich problemach. Dlatego tak bardzo chciałem spędzać z tobą te wszystkie popołudnia po szkole. - puścił mi oczko, a ja się zaczerwieniłam, co na szczęście nie było widać w tej ciemnocie.

- Przejedźmy się. - zaproponował. - Nie bój się, nie piłem nic a nic.

Zgodziłam się. Nawet zapomniałam już o deszczu, który lał się prosto z nieba. Zack dzisiaj przekazał mi jakąś cząstkę siebie, którą tak jak ja na dnie serca trzymał.

- Ubierz żebyś nie zmarzła. - podał mi kurtkę, którą ubrałam. - I trzymaj się mocno, Ver.

Wsiadłam na motocykl i wtuliłam się w Zack'a, oplatając go w talii. Dodał gazu i honda wydała z siebie głośny warkot. Przy tym chłopaku choć przez chwilę czuję się szczęśliwa, tak jak on powiedział to o mnie. I jestem pewna, że los nam siebie zesłał po to, aby umieć pokonać wszelkie przeciwności losu razem.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Chciałabym bardzo podziekowac moim przyjaciółkom zelkowaa_bella Anetka8098 za motywację ;*

I Wam, że czytacie te książkę, co mnie jeszcze bardziej motywuje i dodaje weny ;*

Zostawcie coś po sobie,
Kocham Was

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top