LV

Po tych wyścigach zrozumiałam, że jeśli dopuszczę bliżej jakiegoś chłopaka, to istnieje większe prawdopodobieństwo, że mnie zrani, więc zamknęłam się w sobie. Tylko Natalie i Diana wiedziały, co tak naprawdę mnie gryzie. Evana też po części unikałam, a to tylko dlatego, że nie mogłam wyrzucić z pamięci tego obrazu, w którym Zack całuje swoją nagrodę.

Zastanawiało mnie jedno. Czy Zack skorzystał z okazji i pobawił się nią tak jak było to przewidziane? 

- Veronica. Zjedz przynajmniej jeden kawałek. - Natalie podsunęła bliżej mnie pudełko z pizzą, ale tylko spojrzałam na nią spod byka i utkwiłam spojrzenie w okno.

Siedziałam z nią w ten szary, listopadowy wieczór w jej pokoju, oglądając jakąś badziewną komedię. Byłam jej wdzięczna za to, że nie pozwalała mi samej zanudzać się w łóżku.

- Dziś Evan zabrał mnie do kawiarni, ale zauważyłam, że to nie ten sam Evan, którego poznałam w samochodzie. - rzekła, aby przerwać tą okropną ciszę.

Rzeczywiście. Natalie od kilku dni spotyka się z Evanem. Nie, żebym była zazdrosna, bo się cieszę. Evana w szkole też unikam, a on na wszystkie chyba sposoby próbuje do mnie dotrzeć. Mimo że siedzimy często na wykładach obok siebie, ale się nie odzywamy.

- Veronica. Już nie wiem, jak wyrwać cię z tego dołku - przełknęła ostatni kawałek pizzy i podeszła do okna. - Nie wiem, czy nie razi cię to, że przez swoją obojętność niszczysz też chłopaka? Przecież chciał, żebyś dała mu szanse. Zakochał się w tobie, a ty go teraz olewasz. Jeszcze pieprzyliście sie, a teraz udajesz, że go nie znasz. On jest taki zajebisty, tak się martwi, że wątpię, żeby spotykał się ze mną dla zbicia czasu. Wie, że się przyjaźnimy i może czeka na jakieś wieści,  co u ciebie?  Musisz z nim porozmawiać! - krzyknęła na końcu, a ja obojętnie podniosłam na nią wzrok. - Może do mnie też nie będziesz się odzywać, co?  Bo jakoś odkąd tu jesteś to nic nie powiedziałaś. - wyrzuciła ręce w górę.

- Jestem strasznie rozbita. - odpowiedziałam, a dziewczyna trochę się uspokoiła.

- I dlatego już po raz postu proszę cię, żebyś poszła razem ze mną jutro na ognisko. Będzie fajnie, proszę.

- Jeśli będą same pierwsze roczniki, to ja podziękuję.

- Ale pójdziesz ze mną, a nie z nim. Od kilku dni strasznie się odizolowałaś.

- A dziwisz mi się?!  - wstałam i skierowałam się do wyjścia. - Przepraszam i dziękuję, że marnujesz swój czas na mnie, ale będę już szła. - pożegnałam się z nią i udałam się do swojego pokoju.

Po drodze jednak wzięłam słowa przyjaciółki do serca. Może jednak powinnam pójść i udawać, że będę się dobrze bawić?  Albo będzie inaczej, rzeczywiście będę się dobrze bawić. Jeśli nie pójdę, to się o tym nie przekonam.

~~

- Pójdę z tobą na ognisko. - następnego dnia, gdy od razu zobaczyłam Natalie, pobiegłam do niej i jej obwieściłam wesołą wiadomości.

- To super. - ucieszyła się. - Rozmawiałam z Evanem dzisiaj. - dodała ciszej, prowadząc mnie w ustronniejsze miejsce. - On się bardzo martwi. A raczej smuci z twojego powodu.

Wywróciłam oczami,  gdy dziewczyna zaczęła swój wywód o tym, że nie mogę go tak traktować.

- Ver, nie ignoruj go, bo on chce dla ciebie dobrze i nigdy nie dasz mu szansy, jeśli nie przekonasz się, że w jego towarzystwie jest ci po prostu dobrze.

- Miałam takie wrażenie zaraz na początku, ale po tej imprezie ...

- Jednak daj mu szansę. Bo inaczej ja się nim zajmę. A takiej okazji przepuścić nie możesz.  - puściła mi oczko i poszła w stronę sali, gdzie zaraz rozpocznie swoje zajęcia.

Na pierwszej lekcji miałam mieć zajęcia z literatury francuskiej, więc to idealny moment na to, aby przeprosić chłopaka. Posłuchałam się przyjaciółki, bo miała ona obiektywne spojrzenie na zaistniałą sytuację. Wiedziała, że jeśli będę ograniczać się tylko do niej, daleko nie zajdę. A z Evanem ostatnimi czasy nie było najlepiej, musiałam to przyznać. Może nawet bał się mnie, że urwę z nim tą relację, jeśli powie coś nieodpowiedniego. Do klasy można było już wejść, bo wykładowca zawsze otwierałam klasę kilka minut przed rozpoczęciem.

Evan siedział i zapewne czytał materiał z poprzedniej lekcji,  aby być na bieżąco. Jego niebieski sweter opinał jego ramiona. Rozmierzwione włosy, tym razem już trochę przydługie, opadały okalając kark. Poprawiłam wysokiego kucyka i torbę na ramieniu, idąc w jego stronę.

Usiadłam, ale chłopak nawet nie zwrócił na mnie uwagi. Czy ja naprawdę tak wyglądałam przez ostatnie tygodnie?  Ochrząknęłam, aby chłopak zwrócił się w moją stronę i zobaczył mój szczery uśmiech. Ale tak się nie stało. Trąciłam go ramieniem, a ten podniósł swoje niewyspane oczy wprost na mnie i resztkami sił podniósł kąciki ust. W błękitnych tęczówkach można było dostrzec żywe iskierki.

– Cześć. - przywitałam się, uśmiechając.

– Veronica. - wyprostował się i podrapał po karku. – Wróciłaś.

– Ja ciągle tu byłam. – zaśmiałam się mimowolnie i rzeczywiście. Natalie miała rację. Dobrze mi w jego towarzystwie.

– Ale nie...

– Przepraszam. Wiem, jak musiałeś się czuć.

– Powiedziałaś, że się zastanowisz, a potem w ogóle się nie odzywałaś, więc zrozumiałem to jako kategoryczne nie.

– Miałam bardzo trudny okres w życiu. – spuściłam głowę. – Dopiero Natalie mnie z tego wyrwała. I dzięki niej też idę na dzisiejsze ognisko. – uśmiechnęłam się, gdy chłopak klasnął w dłonie. – Czyli dawny Evan też wrócił.

– Żebyś wiedziała. – zaśmiał się, a ja zrozumiałam, jak ważne jest nastawienie do niektórych osób.

Do sali wszedł nasz wykładowca wolnym krokiem, mierząc wzrokiem całą klasę, która zamilkła. Pora zacząć godzinę monologu pana Thobiasa. Evan co chwilę mierzył mnie wzrokiem, dopowiadając kilka kąśliwych komentarzy o panu Thobiasie, aż musiałam zakryć usta ze śmiechu.

– Mogę po ciebie przyjechać?  Pójdziemy razem. – zagadał, a ja uznałam to za bardzo dobry pomysł.

– Ale Natalie będzie nam towarzyszyć.

– Nie mam nic przeciwko temu. – wyszczerzył się w szerokim uśmiechu.– O siódmej będę pod akademikiem. Mam nadzieję, że w pół godziny się wyrobimy.

– Na luzie.– odpowiedziałam i powróciłam do lekcji, żeby potem nie mieć zaległości.

– I dziękuję. – po chwili się odezwał, a ja ze zmarszczonym nosem czekałam na oświecenie. – Dziękuję za to, że jednak mnie nie skreśliłaś.

– Nie ma o czym gadać. – zaśmiałam się. – Jednakże na razie nie chciałabym nic więcej.

– Nie naciskam. – obronił się. – To do zobaczenia o siódmej. – pożegnał się, gdy ostatnia lekcja dobiegła końca.

Wychodząc, podskoczył w miejscu i obejrzał się za siebie, posyłając w moją stronę uroczy uśmiech. Wystarczy tak mało, aby drugi człowiek był szczęśliwy. Była już trzecia, więc zostało mi coraz mniej czasu. Listopad wcale nie był taki zimny, więc kilka osób się dobrze dogadało i zorganizowało ognisko dla całego rocznika. Znaleźli super miejsce, gdzie każdy znajdzie coś dla siebie. Tego dnia wpadłam na myśl, której będę się trzymać. Bo przecież straciłam już wszelkie nadzieję, że Zack wróci do mnie z przeprosinami za cały ten cyrk. Ja, głupia, czekałam na niego tyle czasu i tyle życia zmarnowałam, że dopiero teraz zaczęłam rozumieć. Postanowiłam, że będę korzystać z życia tyle, ile powinnam i nawet mogłabym dać szanse Evanowi, bo widać, że się stara. Od razu skierowałam się do szafy, gdzie wybrałam turkusową bluzę i czarne materiałów spodnie. Do pokoju wpadła Maia i od razu rzuciła się na łóżko.

– Veronica. Ty wróciłaś!  – spojrzała na mnie i się ucieszyła. Jejku, naprawdę zachowywałam się tak, jakby mnie nie było?

– Pewnie! – klasnęłam w dłonie i rozłożyłam ciuchy na łóżku. – Idziesz na ognisko?

– Wiesz, jakoś pięć dni temu streszczałam ci wszystko i tak, idę bo Keyla idzie. – po tych słowach zarumieniła się. Ta dziewczyna zdecydowanie wprowadziłam w życie Mai dużo pewności siebie i pozytywnej energii. Nie to, co Zack. Wyssał ze mnie wszystko, co miałam. A teraz miałam serce z bryły lodu, które może stopniowo zaczęło się topić.

– To z Kelką to coś poważnego? – poruszałam zabawnie brwiami, a dziewczyna zabrała poduszkę i przytuliła ją do siebie.

– Nie chce zapeszać tego, co między nami jest, ale tak. Wydaje mi się nawet, że ja jej też się podobam. Bo wiesz...my się całowałyśmy i...było cudownie. – uśmiechnęła się sama do siebie.

– I po co były te cyrki przy mojej przyprowadce tutaj? 

– Nie chciałam, żebyś wiedziała. To było dla mnie wtedy takie stresujące.

– Okej, okej.

Wzięłam telefon do ręki i ku mojemu zdziwieniu, miałam kilka wiadomości od Jack'a. Ten sobie nigdy spokoju nie da. Widać, że zależy mu na utrzymaniu kontaktu ze mną.

Jack Yancey : Czekam i czekam i minął miesiąc, a mojej przyjaciółki nadal tu nie było :( no chyba, że mi nie napisała...

Ja: Wybacz, miałam strasznie zawalony dzień, nie dałabym rady. Ale na święta będę, obiecuję .

Jack Yancey : To w takim razie powiedz mi, co u ciebie?

Ja: Raz gorzej raz lepiej, ale nie narzekam ;) idę zaraz na ognisko, a u ciebie co słychać?

Jack Yancey : Tak, jak u ciebie. LOL.  U nas leje i temperatura arktyczna. Chyba przeprowadzę się do New Jersey.

Ja: Haha, żartujesz ;)

Jack Yancey : Okej, nie przeszkadzam już. Fajnie by było, gdybyś czasem się odezwała. Pa pa ;*

Ja: Oczywiście, do zoba ^^

Lubiłam w nim to, że nie pytał o szczegóły. Wystarczyło mu to, co napisałam i ślepo w to wierzył nawet gdy tak nie było naprawdę. Po odłożeniu telefonu jeszcze raz zawibrował, więc znów go odblokowałam.

Jack Yancey : Że tak spytam. Znalazłaś kogoś?  ;)

Ja: Tak :)

Jeśli był on z Dianą, to praktycznie mógł mnie przestać kochać, więc taka informacja chyba go nie zraniła.

Jack Yancey : Szczęścia

Ja: Wzajemnie!!!

~~

Wyszłam przed akademik i czekałam na Evana z Natalie, którzy troszkę się spóźniali. Dużo osób już szło w stronę skwerku, więc miałam już porównanie, że osób będzie jak mrówki. Nagle podjechał pode mnie samochód chłopaka, który odsunął szybę i kazał mi wsiadać obok siebie. Gdy weszłam, pocałowałam go w policzek i przywitałam się z Natalie, która tego ogniska zamierzała kogoś wyrwać.

– Gotowe, dziewczyny? – spytał, dając ręce na kierownicę.

– Jasne. – odrzekłyśmy chórkiem, po czym zaczęłyśmy się śmiać.

Jazda minęła szybko, a na miejscu krzątało się już sporo ludzi, którzy przygotowywali patyki, aby rozpalić ognisko. Trzymałam się z moją grupą, dzieląc się swoimi obawami i spostrzeżeniami.

– Coś czuję, że dziś coś się stanie. – powiedziałam, a dwie pary oczu zwróciły się na mnie.

– Czemu tak myślisz? 

– Takie przeczucie. – wzruszyłam ramionami i usiedliśmy na wolnej ławce, która znajdowała się blisko rozpalanego ogniska.

Ludzi zaczęło przybywać coraz więcej, więc nic dziwnego, że zobaczyłam Zack'a gdzieś na horyzoncie. Poczułam lekkie ukłucie w sercu, ale zamaskowałam to najzwyklejszym uśmiechem. Niektórzy nawet przyszli z gitarami, aby atmosfera była dużo lepsza. Zaczęli grać dźwięki znanej ostatnio piosenki, a już po chwili większość raczej darła się niż śpiewała słowa. Kto chciał, mógł na patykach trzymać kiełbaski. Niedaleko ogniska utworzyła się mała grupka, która zachęcała, aby do nich dołączyć.

– Idziemy tam?  – trąciłam Evana.

Wzrokiem szukałam Natalie, ale ona zniknęła gdzieś z pewnym chłopakiem, do którego miała słabość. A ja przyszłam specjalnie dla niej...

– Możemy iść. – poderwaliśmy się z ławeczki i już po chwili znaleźliśmy się koło tej grupki.

– Gracie z nami w butelkę?  – spytał wysoki brunet, a ja skrzywiłam się na ten pomysł. Co jak co, ale ta gra była tragiczna w skutkach.

– Chcesz?  – Evan zobaczył moją skwaszoną minę, a ja pokręciłam przecząco głową. – W takim razie możemy usiąść tam. – wskazała wolne miejsce, gdzie można było słuchać muzyki i patrzeć w gwiazdy.

Ciągle czułam na sobie czyjś wzrok. Pragnęłam zapomnieć o wszystkim, choć ciężko było, gdy on był w pobliżu. Ale byłam też z siebie dumna. Dumna, że zaczęłam nowe życie. Dumna, że umiem żyć bez niego. Dumna, że znalazłam nowych przyjaciół. Usiadłam obok Evana i uśmiechnięta przymknęłam oczy, aby wczuć się w graną muzykę.

– Zauważyłaś, że z każdego punktu widzenia niebo wygląda inaczej?  – zagadnął, a ja spoglądnęłam na niebo.

– Gwiazdy są w innym ułożeniu, rzeczywiście. – zaśmiałam się, patrząc na niego. – Masz jakieś aspiracje na przyszłość? 

– Pewnie tak. Chciałbym być redaktorem gazety, a ty? 

– Chciałam reklamy robić, no wiesz. Planować, co się na nich znajduje i żeby jak najbardziej przykuwała uwagę.

– Chciałaś? 

– Tak.

– Więc dlaczego z tego zrezygnowałaś, skoro to jest to, co chciałabyś robić w przyszłości?  – spytał, przybliżając się do mnie, a ja spuściłam głowę w dół i po prostu przemilczałam, bo znał odpowiedź. – Naprawdę rezygnujesz z marzeń przez tego dupka? – ujął moją brodę tak, abym na niego patrzyła. – Nie warto. Jesteś cudowna, Ver. – i ni stąd, ni zowąd złączył nasze usta w czułym pocałunku.

Najpierw niepewnie, czekając na moją odpowiedź. Gdy otworzyłam szerzej buzię, chłopak przygryzł moją wargę, a następnie wkradł się do środka, badając moje wnętrze. Obróciłam się bardziej w jego stronę, kładąc ręce za szyję, bo nie miałam co z nimi zrobić. W tle grała nam muzyka, a nasze języki tańczyły ze sobą walca. Powoli, zmysłowo i każdy ruch był przemyślany. Nagle poczułam, że zabrakło mi jego ust, a całe towarzystwo umilkło i ich szybkie kroki stawały się coraz głośniejsze. Otworzyłam oczy, a widok był taki sam, jak na pierwszej imprezie w Phoenixie. Tylko tym razem od razu rozpoznałam napastnika.

Zack siedział okrakiem na Evanie, przyszpilając jego dłonie nad głową, aby nie mógł wykonać żadnego ruchu. Kilku chłopaków bez skutecznie próbowało ich rozdzielić, a ja, ledwo co się ja nogach utrzymując, podbiegłam bliżej. Słyszałam tylko złość wysapywaną przez Zack'a i ból wyjękiwany przez Evana. W końcu Aaron oderwał swojego kumpla od ofiary, a jego wzrok spotkał mój. Wyrwał się z jego uścisku, a jego klatka piersiowa szybko się unosiła.

Serce biło mi strasznie. Co to w ogóle było?  Zniknął i nagle się pojawił. Do oczu zaczęły napływać mi łzy. Nie, nie chciałam być słaba. Wtedy po prostu taka byłam.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top