L
Przewracając się na drugi bok poczułam wielkie i niczym niewzruszone ciało Zack'a, więc mimowolnie otworzyłam oczy, aby sprawdzić, czy to nie sen. Wczorajszy dzień był tak piękny, że uśmiechnęłam się na samo jego wspomnienie, a co za tym idzie, poranek stał się od razu lepszy, gdy budzi się przy boku ukochanej osoby. Podniosłam się do pozycji siedzącej i ostrożnie, żeby go nie zbudzić, wymsknęłam się spod kołdry zupełnie naga, idąc po jakąś lekką sukienkę, aby narzucić na siebie. Skierowałam się w stronę łazienki, chcąc obmyć twarz i się odświeżyć. Zapowiadał się bardzo słoneczny dzień, który zamierzaliśmy poświęcić dla przyjaciół, a jutro chwilka dla rodziny i wyjazd. Podniosłam twarz i w odbiciu lustra zauważyłam uśmiechniętą, rozpromienioną Veronicę Larsson, która pięć miesięcy temu nie byłaby taka, jaka teraz jest. Odwróciłam się na pięcie i wróciłam do pokoju, gdzie zastałam Zack'a ścielającego łóżko. No nie powiem, nie codzienny widok. Najpierw otworzyłam oczy, a później na cały głos roześmiałam się, aż musiałam paść na krzesło obrotowe.
- Przepraszam, ale nie mogę. - wyrzuciłam z ust, łapiąc się za brzuch, którego mięśnie były naderwane. - Dobra, już się ogarniam. - odchrząknęłam, gdy zobaczyłam chłopaka ze skrzyżowanymi rękami i wlepiającego wzrok prosto na mnie.
- No dobra. - wywrócił oczami i zabrał telefon do ręki, a ja z ciekawości co robi lub nie daj Boże z kim pisze wstałam i wisiałam nad jego ramieniem. Siedział na Messengerze i wysyłał wiadomość do nowo powstałej grupy do której również należałam. Będzie żył. Chwyciłam za swoją komórkę akurat, gdy wiadomość doszła.
Zack Adams do grupy Małe Skurwysynki: Dziś o szóstej wieczorem każdy ma być nad jeziorem. Będzie ognisko, ale mile widziane piwerka ☺ Wszyscy mają być!!!
Veronica Larsson do grupy Małe Skurwysynki: Za dużo wymagasz, władczy Zack'u! ;)
- Ver, nie zachowuj się jak nastolatka. - burknął po odczytaniu mojej wiadomości, a ja się zaśmiałam, bo uwielbiałam go wnerwiać. - Powiedz mi to w twarz.
- A więc Zack. - uśmiechnęłam się i oblizałam wargę. - Za dużo wymagasz.
- A ty za dużo oczekujesz. - odbił piłeczkę nieco kąśliwie, ale nie przejęłam się tym.
Sprawdziłam, ile osób należy do grupy, a gdy to zrobiłam, moja twarz rozpromieniła się. Byli wszyscy ci, których szanowałam, zacząwszy od Diany po Jack'a, Alexa a skończywszy na Michelle. Tak, znów jest z Alexem. Na razie dwoje osób odczytało, przy czym jedna potwierdziła swoją obecność. Jack. Dawno go nie widziałam, a sytuacja między nami się poprawiła. Jest w szczęśliwym związku z Dianą, a ona zapomniała o chuju Williamie.
- Ubieraj się i jedziemy do sklepu po kiełbaski, bo to tak jakby my organizujemy ognicho. - poderwał się i skierował do łazienki, aby trochę się przemyć. W jednej walizce dzieliliśmy swoje ubrania, więc miał wszystko pod ręką.
- Jestem...ubrana. - wzruszyłam ramionami i poszłam do kuchni, aby na czas porannej toalety przygotować coś na ząb.
Z reguły jadłam lekkie śniadania, ale dziś chciałam popisać się moimi zdolnościami kulinarnymi, które nie wykraczały poza robienie naleśników, więc to właśnie je zrobiłam. Nakryłam na dwie osoby i wciąż wspominałam wczorajszy dzień. Człowiek, gdy wspomina, wcale nie idzie do przodu, bo albo cofa się albo stoi w miejscu. Lecz wspomnienia potrafią pomóc w trudnych chwilach. Cofnęłam się po widelce i niechcący uderzyłam w tors pachnącego żelem pod prysznic dla mężczyzn Zack'a, który z ręcznikiem przewieszonym przez szyję wycierał włosy. Był tylko w samych bokserkach, więc niemalże niekontrolowanie otworzyłam buzię i upuściłam sztućce na płytki. Ciągle nie wiedziałam co robiłam, gdy on był w pobliżu i nie dało się nad tym zapanować.
- Przepraszam, po prostu... - zaczął mi się język plątać i nieodparta chęć dotknięcia go, a zachowywałam się jak dziewica. Przecież Zack jest mój, więc po jaką cholerę tak się zachowuję?! Zbliżyłam się do niego i bez zbędnych słów wpiłam mu się w usta, błądząc ręką po mięśniach brzucha. Lekko przygryzłam jego wargę, po czym zaczęłam ją ssać, pozwalając na to, aby mój tyłek był pieszczony przez jego wielkie ręce. Do przytomności przywrócił nas skwierk oleju, który przypalał się na patelni, przypominając mi o smażących się naleśnikach. Odbiłam się od niego, tym samym popychając na ścianę, a sama wzięłam do ręki rączkę patelni i zmniejszyłam ogień. - Kurwa! - przeklęłam, a za moimi plecami usłyszałam śmiech, który wcale nie pomógł opanować sytuacji.
Ten naleśnik nie nadawał się do zjedzenia, więc tylko się upokorzyłam. Więcej mleka w lodówce nie było, co oznaczało, że żadnych produktów mlecznych nie zjemy. Cholera...
- Może zjemy zwykłe kanapki? - szepnął mi zmysłowo na ucho, a mój humor nieco się poprawił. Rzucił ręcznik na podłogę, a sam zajął się smarowaniem zwykłego chleba, z którego powstaną zwykłe kanapki.
- Ale się zbłaźniłam. - zamruczałam i ukryłam twarz w dłoniach.
- I zrobisz to jeszcze niejeden raz.
~~
Nad jeziorem już siedział Alex z Michelle, która wyglądała na obrażoną, a chłopak zbyt mocno się do niej przymilał. Wcale bym się nie zdziwiła, gdyby Dowson skoczył w bok. Michelle była stanowczo dla niego za dobra. Ucieszyłam się na widok przyjaciół i natychmiast wyrwałam się z objęć Zack'a, aby szybciej znaleźć się bliżej nich. Michelle w ogóle się nie zmieniła, natomiast Alex zapuścił zarost i jest mu z nim zdecydowanie lepiej.
- Hej! - najpierw podeszłam do dziewczyny, aby przytulić ją i trochę pocieszyć.
- Veronica, wyładniałaś! - skomplementowała, a ja byłam bliska wybuchu śmiechu, lecz się powstrzymałam.
- Za to ty nic się nie zmieniłaś. - zachichotałam, a ona mi wtórowała. - Jak się wam układa z Alexem i od kiedy znów jesteście razem? - ściszyłam ton, aby tylko ona to słyszała, ale zbyła machnięciem ręki i sztucznie się uśmiechnęła. Zmarszczyłam brwi, ale okej. Nie będę wnikać w czyjeś sprawy.
- Larsson. - usłyszałam wesoły niski głos i puściłam dziewczynę, przybijając piątkę chłopakowi. - Jak w collage'u? Słyszałem, że masz lesbę w pokoju. - wspomniał o Mai, śmiejąc się przy tym. Osobiście nic do niej nie miałam, ale nie lubiłam jej.
- Daj spokój. - zaśmiałam się. - Za to Zack ma takie ciacha w pokoju, że o jejku! - pisnęłam, czując czyjąś dłoń na ramieniu.
Z myślą, że to Zack, byłam gotowa rzucić mu się na szyję. Obróciłam twarz i z zamkniętymi oczami ujęłam jego twarz, ale była za gładka, a kości policzkowe mniej wystające. Coś się nie zgadzało. Mój uśmiech pobladł, a oczy się otworzyły, ukazując twarz nie kogo innego jak trochę zmieszanego Jack'a. Otworzyłam szerzej narządy wzroku i sztucznie się uśmiechnęłam, a w środku zbierało mi się na płacz. Nie, Jack nadal żywił mnie tym uczuciem, przez jakie o mało nie pozabijałam się z Zack'iem. Jestem typem osoby, która umie wyczytać ludzkie emocje, a w jego oczach wyczytałam czystą miłość i wielki, niezaspokojony ból. Przełknęłam ślinę i zdobyłam się na odwagę, aby się przywitać.
- Cześć, Jack. - uśmiechnęłam się, siląc się na to, aby był jak najbardziej naturalny. Przypomniałam sobie, że wraz z nim miała też przyjść Diana, więc delikatnie wychyliłam się, aby zobaczyć, czy ktoś za nim nie stoi. Zmarszczyłam brwi. - Diana nie miała przyjść z tobą?
- Coś jej wypadło. - uniósł brew do góry i podrapał się po karku, mieszcząc wzrok w trawie.
- Um, okej. - spochmurniałam, a w głębi serca czułam się bardzo źle.
- Możemy pogadać? - spytał, blado się uśmiechając.
- Nie jesteś już z Dianą, prawda? - wyczułam. Chłopak opuścił dłoń wzdłuż ciała i przytaknął głową.
- O tym też chciałem porozmawiać. - rzekł i mnie samotną wyminął. Obróciłam się do reszty, gdzie Zack obserwował mnie na każdym kroku, a następnie uniósł kciuka w górę.
- Dobra, zacznijmy ognicho, bo już nikt nie przyjdzie. - zaczął Alex, wyciągając czteropak piwa wraz z trzema innymi flaszkami.
Jack był bardzo przygaszony tego wieczoru. Śmiał się tylko z nieśmiesznych żartów Alexa i w ogóle nie tknął alkoholu. Czułam, że chciałby z kimś porozmawiać, a ja byłam jedyną trzeźwą osobą oprócz niego. Chłopcy z Michelle doskonale się bawili, opowiadając sobie różne kawały i popijając je piwem. Płomień ogniska rozświetlał mrok. Wstałam i nawet pozostałam niezauważona przez mojego chłopaka. Usiadłam obok Jack'a i lekko tknęłam go w prawe ramię.
- Chciałeś pogadać. - zaczęłam ciepło, a on pokiwał głową. Nie popatrzył się na mnie, co sprawiło, że zdziwiłam się jeszcze bardziej. - Jack, widzę, że coś nie gra.
- Nie. - machnął ręką.
- Ale chciałbyś mi się wyżalić.
- Nie mów tego Zack'owi. - spojrzał na mnie błagalnym wzrokiem, a ja już mogłam się domyśleć, że chodzi mu o mnie. Skinęłam głową, poganiając go. - Ja cię ciągle kocham i nie było momentu, w którym bym przestał. Udawałem szczęśliwy związek z Dianą, ale dłużej nie mogłem ukrywać, bo sama czuła, że nie traktowałem cię tylko jako dobrą koleżankę. Przyznałem się jej i ona powiedziała, że po raz kolejny się zawiodła na chłopakach i się obraziła na ciebie, więc jeśli dzwoniłaś do niej i nie uzyskiwałaś odpowiedzi, to już masz odpowiedź. - tu się zatrzymałam. Rzeczywiście, kilka razy do niej dzwoniłam, ale nie odbierała. Tłumaczyłam to sobie jej brakiem czasu. Na grupie też nie pisała nic. Kurde, przecież to nie moja wina... - no i najlepszym sposobem było według mnie odcięcie kontaktu, ale nie pomogło. Wiem, że nie mam na co liczyć z twojej strony, ale przynajmniej wspieraj mnie, bo jesteś jedyną osobą, która może mnie pocieszyć. Zawsze będę do twojej dyspozycji i zawsze możesz do mnie przyjść, choćby nie wiem co.
- Jack, ja... - słuchałam tego i zrobiło mi się żal. Yancey podkulił nogi i szybko wstał, nie dając mi dokończyć. Przybrał maskę tego weselszego człowieka, idąc w kierunku gromady zupełnie pijanych ludzi, chwytając za flaszkę i śmiejąc się razem z nimi.
Czułam się okropnie wiedząc, że Jack przeze mnie tak cierpi i odpycha innych ludzi, czekając na mnie, a zdawał sobie sprawę, że nic i tak nigdy z tego nie będzie. Jeśli ktoś był w takiej sytuacji, to wie, jak się czułam. Przebywając w jego towarzystwie nie będę umiała mu spojrzeć w oczy tak, żeby nie dostrzec w nich niespełnionej miłości. A Diana została skrzywdzona przez niego tylko dlatego, że on został skrzywdzony przeze mnie. Otarłam szybko łzę spływającą po policzku i patrzyłam się na z pozoru szczęśliwych nastolatków. Tak naprawdę każdy z nich ukrywał ból. Michelle z powodu kochania Alexa, Jack z odrzucenia, a Zack z powodu utrzymywania rodziny, no, można tak powiedzieć.
- Zostało jeszcze dla ciebie! - krzyknął brunet i uniósł flaszkę piwa w górę. Uśmiechnęłam się blado i szybko wyrwałam mu je z ręki, przytykając gwint do ust.
Napój bogów rozpalił moje gardło, uderzając powoli do głowy, a ja sączyłam go do końca. Alex patrzył na mnie i dziwił mi się, ile ja tego wypiłam. Zack miał już wszystko w dupie i śmiał się sam z siebie. Zaczęłam już rozumieć ich nieśmieszne dotąd żarty i sekret na to, jak mieć na wszystko wjebane.
- Jak byłem mały, to nie wiedziałem, że świat jest taki zły. - zaczął mądrości Zack, które zdarzały mu się często, gdy dużo wypił. - Latałem beztrosko za motylkami, wyrywając im skrzydełka, ciesząc się, że stracili coś, bez czego nie będą umieli żyć i cieszyłem się z ich cierpienia. Dzisiaj ja jestem takim motylem, któremu ktoś każe się pozbyć tego, bez czego nie umie żyć. - walnął flaszkę na tyle mocno, że się roztłukła. Ja i Alex zaczęliśmy się śmiać, bo wydawały się śmieszne być te motylki i jeszcze Zack w ciele motyla.
A tamtego dnia zdradził mi na tyle, aby wiedzieć, co go nęka i z jaką wielką przeszkodą będzie musiał się zmierzyć, aby przeżyć.
~~~~~~~~~~~~~~~~~~
Udanych wakacji ♡♡
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top