III
- Hej, Diana! - rzucam w stronę przyjaciółki siedzącej na ławeczce na szkolnym placu.
- Oo, hej! - od razu wstaje i biegnie w moją stronę.
Tym razem ubrałam się za zimno i od razu tego żałuję. Mam na sobie jeansowe krótkie spodenki oraz bordowy top ukazujący kawałek mojego brzucha.
No ale miejmy nadzieję, że się ociepli.
- Czemu wczoraj nie odbierałaś telefonu? - spytała smutna, siadając z powrotem na ławce.
- Przepraszam, ale miała wyciszony dźwięk. - przejechałam palcem po ławeczce sprawdzając jej stan czystości po czym stwierdziłam, że mogę usiąść. - No ale opowiadaj jak randka.
Mojej przyjaciółce od razu zabłysły oczy, a twarz wykrzywiła się w uśmiechu.
- A więc... Okazało się, że... - zrobiła chwilową przerwę, żeby napiąć atmosferę. - mamy dużo wspólnego ze sobą i Williamowi się spodobałam i... - tym razem nabrała więcej powietrza do płuc. - zaprosił mnie jutro na kolejną.
Z tej radości rzuciła mi się na szyję prawie dusząc. Pogłaskałam ją po plecach i delikatnie próbowałam się wydostać z tego niewygodnego uścisku.
- Nawet nie wiesz jak się cieszę! - puściła moją szyję, na co ja zaczerpnęłam dużo powietrza.
I nagle usłyszałam ten sam dźwięk, który usłyszałam wczoraj w drodze powrotnej. Odgłos silnika motocykla Zack'a.
Spojrzałam w jego stronę. Miał na sobie skórzaną kurtkę (rzeczywiście się z nią nie rozstawał), która falowała na wietrze. Pod spodem miał czarny T-shirt z białym napisem "Winner " - zwycięzca.Zatrzymał swoją honde i zdjął kask. Przeczesał palcami po włosach i założył ciemne okulary. Ściągnął kurtkę i rzucił ją na siedzenie motocyklu idąc dumnie do przodu. Minął mnie bez słowa, nawet na mnie nie spojrzał.
To nic.
- Veronica! - przyjaciółka pomachała mi przed oczami, przywracając z powrotem na ten świat. - Podoba ci się Zack?
Spytała i z zadziornym uśmieszkiem wpatrywała się we mnie.
- Nie. - odpowiedziałam stanowczo.
Westchnęła krótko i wstała otrzepując tyłek z brudu, jaki był na ławce.
- Trzeba iść do szkoły. - rzuciła.
Zrobiłam to samo co ona i zarzuciłam torbę za ramię. Jeszcze przyglądnęłam się Zackowi, który całował jedną z dziewczyn.
To dziwnie mnie zabolało.
- Idziesz? - spytała przyjaciółka, kierując wzrok w stronę Zack'a.
- Idę, idę . - odwróciłam wzrok od niego i dogoniłam przyjaciółkę.
Pierwszą lekcją, jaką miałam była chemia. Oczywiście Adams się spóźnił, co zdenerwowało nauczyciela. Siedzieliśmy na sali, w której przy każdym stoliku była próbówka i wiele innych przyrządów chemicznych.
- Macie za zadanie dobrać się w pary i przygotować sól. Musicie wybrać jeden ze sposobów otrzymywania jej.
- rozglądnął się po klasie posyłając uśmiechy. - Bierzcie się do roboty! - klasnął w dłonie.
Stałam przy swoim stoliku i czekałam, aż ktoś do mnie przyjdzie. Obserwowałam Zack'a, który kręcił się po sali szukając pary. Nagle jego brązowe tęczówki spotkały się z moimi. Poczułam, że się czerwienię. Szybko odwrócił wzrok.
- Hej, będziesz ze mną w parze? - podeszła do mnie Maia Black, ta kujonka.
Wzruszyłam ramionami.
- Czemu nie?
Miałam nadzieję, że on do mnie podejdzie.
- Musimy wlać kwas azotowy(V) do tej próbówki, a następnie wlać wodorotlenek wapnia.
Nie słuchałam jej, tylko ciągle przytakiwałam. Dziś myślami byłam daleko stąd. Nie było dzisiaj Alexa i Jack'a, dlatego Zack chodził taki przybity. Może i smutny.
~~
Wychodząc ze szkoły przez przypadek uderzyłam w kogoś i się przewróciłam na podłogę. Zamknęłam oczy wyobrażając, że setki oczu się na mnie teraz patrzy i śmieje. Poczułam, jak czyjeś dłonie chwytają mnie za ręce i pomagają wstać.
- Boisz się czegoś, że masz zamknięte oczy? - spytał spokojnym tonem.
Najpierw otworzyłam prawe oko, a potem lewe. Wydałam z siebie przestraszony dźwięk.
- Nie bój się mnie. - zaśmiał się.
To w Zack'a weszłam i to on pomógł mi wstać. Otrzepałam się teraz i rozejrzałam dokoła. Miałam rację. Setki oczu wpatrują się w nas. Widzę zazdrosne spojrzenia dziewczyn na moją osobę .
- Dzisiaj też jedziesz autobusem? - spytał posyłając mi uśmiech.
- Chyba tak... - podniosłam na niego niepewnie wzrok i też się uśmiechnęłam.
- A może mógłbym cię podwieść ? - doszliśmy do jego hondy, która stała oparta na stopce.
Chłopak wziął kask i ubrał na siebie, a kurtkę wręczył mi.
- Ubierz ją, bo zimno ci będzie. - podał mi kurtkę do ręki.
Sam zakładał sobie teraz kask. Wykonałam jego polecenie i ubrałam kurtkę.Na placu szkoły wiele osób się nadal na nas patrzyło, w tym Diana stojąca u boku Williama. Rzucała mi radosne spojrzenie.
- Możesz już wsiąść. - Zack przekręcał kluczyki w statyjce i motocykl wydał z siebie już pierwsze dźwięki.
- Co się stało z Alexem i Jack'iem? - spytałam, siadając za nim.
Objęłam go tak jak wczoraj i wyjechaliśmy z terenu szkoły.
- Alex i Jack mieli wypadek wczoraj... - przemówił zimnym tonem.
Wtuliłam się w niego bardziej, ale zauważyłam, że jedziemy w inną stronę.
- Gdzie ty jedziesz? - krzyknęłam tak, żeby usłyszał.
- Zobaczysz. - odpowiedział i dodał gazu.
Poczułam to przyjemne uczucie, które znają tylko motocykliści. Wolność, możesz robić co chcesz. Uciekasz od problemów, nie boisz się, co przyniesie jutro. Istniejesz tylko ty i motocykl.
I osoba nim kierująca.
Mijaliśmy centrum miasta, które było zatłoczone jak zwykle o tej porze. Poczułam nutkę strachu, gdy Zack nie zatrzymał się na czerwonym świetle, a pędził dalej, przed siebie. Skręcił w boczną drogę, gdzie duże odległości dzieliły sąsiadujące domy.Boczna droga rozgałęziała się na polne drogi, w którą pojechał Zack. Zaczynały tu rosnąć lasy. Zach wjechał wgłąb jednego z nich. Na dużej polanie porośniętej bujną trawą zatrzymał honde, schodząc z motocyklu i zdejmując kask. Podał mi rękę, a ja trzymając się jej zeszłam ze sprzętu.
Chciałam mu oddać kurtkę, ale przytrzymał mi rękę mówiąc, że mi się bardziej przyda niż jemu.
Jestem dziwna. Jeżdżę z Zackiem w różne miejsca na jego motorze, a gadamy dopiero od trzech dni.
- Alex i Jack mieli wczoraj wypadek... - nawiązał do mojego pytania. - Wczoraj, gdy stałem pod twoim domem. Dziękuję ci, że jednak zgodziłaś się, żebym cię odwiózł, bo gdyby nie ty, jechałbym z nimi.
Spuścił wzrok i rozgrzebywał butami ziemię.
- Ja..ja nie wiem co powiedzieć. - jąkałam się. - Przykro mi. W jakim są stanie?
Zack nadal rozgrzebywał ziemię, ale nawiązał ze mną kontakt wzrokowy.
- Alex jest stabilny. Gorzej z Jack'iem. Jego stan jest krytyczny. - znów spuścił głowę.
Nie wiem, co robiłam, ale moje nogi same zaczęły iść w jego stronę.
Objęłam go delikatnie, a on odwzajemnił gest. Nagle oderwał się ode mnie i rzucił wesoło:
-Żartowałem! - i zaczął się śmiać.
Zza krzaków wyskoczyli Alex i Jack z uśmiechem na twarzy, który przerodził się w głośny śmiech.
- Ty chuju! - byłam trochę zła na niego, że dałam się sprowokować, żeby mnie przytulił.
- No... Wybacz mi... - Zack nie umiał opanować śmiechu. Podszedł do kumpli i przywitał się z nimi po męsku.
- Odwieź mnie do domu, powinnam już w nim być. - rzuciłam oschle.
- Nie. Chcę zrobić tu teraz piknik z najfajniejszymi ludźmi z tej szkoły.
Nie rozumiałam nic. Przecież on nawet ze mną w szkole nie gada.
- Czemu nie zaprosiłeś swojej dziewczyny? - uniosłam brew w górę.
- Ona nie jest moją dziewczyną. - wywrócił teatralnie oczami Zack.
- Dlaczego więc zabrałeś mnie? - spytałam, bo byłam bardzo ciekawa tego, co odpowie.
- Bo mnie intrygujesz, Veronica. - zmierzył mnie dokładnie od dołu do góry zatrzymując wzrok na moich piersiach.
Szybko do mnie podbiegł , złapał mnie pod kolanami i wziął mnie na ręce i gdzieś mnie prowadził.
- Puść mnie! - krzyczałam i wymachiwałam nogami we wszystkie strony.
Zauważyłam, że zbliżamy się do jeziora, do którego... O nie! On chce mnie tam wrzucić.
- Puść mnie, natychmiast! - chciałam kopnąć go w krocze, ale moje nogi były za krótkie.
- Jesteś taka słodka, jak się denerwujesz. - uśmiechnął się i stanął nad metrową przepaścią. - A teraz ładnie leć, papa!
I zrobił to. Upuścił mnie do jeziora. Uderzyłam w taflę wody i zanurzyłam się. Z początku nie umiałam się wynurzyć, ale poruszałam szybciej kończynami i wydostałam się na powierzchnię. Zaczerpnęłam tchu i spojrzałam w górę. Zack skakał na bombę i był centralnie nade mną.
Zdążyłam się szybko odsunąć i usłyszałam tylko głośne chluśnięcie. Woda mnie ochlapała. Do wody również wskoczyli Alex i Jack i spadli w inne miejsce niż ja i Zack.
- Będę chora. - trzepotałam zębami, bo miałam przemoczoną bluzkę.
Ani Zack, ani jego przyjaciele nie byli w ubraniach. Mieli na sobie jedynie bokserki.
- To ściągnij z siebie te ubrania. - zaproponował Adams z zadziornym uśmieszkiem.
Prychnęłam pod nosem. Nie wiem czemu to akurat mnie Zack i jego kumple obrali mnie za cel. Popłynęłam na brzeg.
- Gdzie ty się wybierasz? - spytał Zack, a gdy skierowałam głowę w jego stronę , ochlapał mnie
Wkurzyłam się na niego. Przez niego mogę zachorować. Głupi Zack i jego kumple! Stanęłam na nogach i wycisnęłam z mojej koszulki wodę.
Włosy miałam całe mokre. Ogólnie, cała byłam mokra.
- Idę do domu! - krzyknęłam wściekła.
Wyraz twarzy Zack'a momentalnie się zmienił. Posmutniał, ale szybko wydostał się na brzeg i złapał mnie za ramię. Uśmiechnął się do mnie i od razu ja jego policzku pojawił się słodki dołeczek.
- Odwiozę cię, tym razem pod sam dom, obiecuję. - oznajmił to poważnie, ale wyglądał tak zabawnie, że nie mogłam dużej tłumić złości.
Mój śmiech niósł się wbłąb lasu, taki był głośny. Zdezorientowany Zack stał na przeciw mnie i pytająco uniósł brew w górę.
- No co? - spytał unosząc ramiona ku górze.
- Nic nic. - pokręciłam głową i udałam się w stronę jego Hondy.
- Masz fajny tyłek. - usłyszałam zza pleców i lekko się zaczerwieniłam.
- Za to ty jego brak. - postanowiłam sobie z niego pożartować.
Usłyszałam tylko prychnięcie z jego strony. Oparłam się o motocykl i owróciłam się w jego stronę. Nakryłam go na tym, jak patrzył na mój tyłek, a jak się zorientował, że na niego patrzę, to pokrył się rumieńcem. Po raz pierwszy zobaczyłam, jak Zack się rumieni.
- Ściągnij koszulkę. - rzucił w moją stronę.
- Że co? - przybrałam poważny wyraz twarzy. - Ty chyba żartujesz.
- Będziesz chora, jeśli jej nie zdejmiesz. Jest przecież mokra. - wskazał głową w stronę mojej koszulki.
Naciągnęłam ją bardziej i rzeczywiście, była bardzo mokra.
- W samym staniku jechać nie będę. - zaprzeczyłam.
Usłyszałam jak się śmieje.
- Oj, Veronica. - kręcił głową. - Nie mówiłem, że w samym staniku będziesz jechać.
Zbliżył się do Hondy i z siedzenia, na którym wcześniej zostawił koszulkę, wziął ją i mi wręczył. Cisnął ją w moje ręce.
- Załóż ją. - powiedział z błądzącym uśmieszkiem na twarzy.
- Odwróć się. - rozkazałam.
- Już i tak się napatrzyłem. - rzucił zadziornie.
- Mówię poważnie. - skarciłam go, a on natychmiast się odwrócił.
Złapałam za dół mojej bordowej koszulki i ściągnęłam ją. T-shirt Zack'a był czarny i przewrócony na lewą stronę, więc musiałam jeszcze ją poprawić. Przewlekłam przez głowę i włożyłam po kolei ręce. Koszulka Zack'a trochę na mnie wisiała, bo byłam drobna
- Mogę już? - spytał błagalnym tonem.
- Tak. - odpowiedziałam i usiadłam okrakiem na siedzeniu jego motocykla.
Odwrócił się i mnie zmierzył. Podniósł dwie brwi do góry i nimi poruszał.
- Nieźle. - rzucił krótko i szybko wskoczył na miejsce.
Przekręcił kluczyki w statyjce i motocykl wydał dźwięk.
- A Jack i Alex?
- Jadę cię tylko odwieść i wracam do nich. A teraz mnie obejmij i załóż ten kask. - podał mi go.
Ale sie martwi.
Musiałam pierwsze ogarnąć , jak się go zakłada, bo pierwszy raz taki kask będę mieć na głowie. Zack dociskał gazu, a ja w końcu ubrałam kask i spuściłam szybkę na twarz.
- Gotowa? - spytał, a ja objęłam go w talii.
Ale on ma twarde mięśnie. Gdy poczuł moją dłoń na sześciopaku, bardziej napiął brzuch, a ja z wrażenia przejechałam kciukiem po wypuklonych mięśniach.
- Gotowa. - odpowiedziałam i oparłam głowę o jego plecy.
Skierowałam ją w stronę dobrze bawiących się kolegów.
Chciałabym zostać trochę dłużej.
Wyjechaliśmy z tego odludnionego miejsca i znów wjechaliśmy w strefę zamieszkalną. Mijaliśmy pracę mojej matki i akurat ją zauważyłam, jak rozmawiając przez telefon dostrzegła mnie i groziła mi palcem.
Już się boję, haha.
Uśmiechnęłam się pod nosem, gdy ją traciłam z oczu. Czasem żałuję, że nie mam rodzeństwa, albo ojca. Pędziliśmy przez miasto coraz szybciej. 100,110,120 kilometrów na godzinę. Mocniej ścisnęłam Zack'a.
Wiatr w jakimś stopniu osuszał moje włosy, które zrobiły już mokre ślady na koszulce chłopaka. Kątem oka dostrzegłam już znaną mi okolicę. Wjechaliśmy w moją ulicę, a Zack zwolnił.
- Tam na końcu, prawda? - spytał dla upewnienia.
- Jasne.
Dojechaliśmy i się zatrzymał. Puściłam go, aby mógł się już swobodnie ruszać. Zeszłam z siedzenia. Wbiłam wzrok w ziemię.
- No to... - chłopak przybliżał się do mnie. - Do zobaczenia.
I objął mnie w talii, a ja oparłam głowę o jego ramię.
Po raz drugi przytuliłam się z Zack'iem.
Na szczęście nic nie czułam podczas tego uścisku. Nie jestem w nim zakochana. Po prostu go lubię. Oderwałam się i podążyłam w stronę domu. Pomachałam mu jeszcze. Stał oparty o honde. W porę przypomniałam o czarnej koszulce Zack'a, jaką miałam na sobie. Zatrzymałam się i zwróciłam się do niego.
- A koszulkę mam ci oddać? - krzyknęłam.
- Innym razem mi oddasz. - uśmiechnął się i wyciągnął z bagażnika kurtkę, którą jednym ruchem narzucił na siebie.
- No to do zobaczenia. - otworzyłam drzwi do domu nie oczekując odpowiedzi, ale jednak się odezwał.
- Nieźle. - odezwał się jakiś głos, a ja podskoczyłam.
W progu mojego pokoju stała Diana. Przyjaciółka wchodziła do domu bez pozwolenia, co nie kiedy jest wkurzające.
- Kto cię tu wpuścił? - spytałam rzucając się na łóżko.
- Twoja mama jakąś godzinę temu. - wzruszyła ramionami i podeszła do mojego regału, gdzie miałam różne zdjęcia oprawione w ramki. - Wybierzemy się dzisiaj razem na miasto wieczorem?
- No pewnie. - odpowiedziałam bez zastanowienia.
Chciałam czymś zabić czas. Wolałam to niż siedzenie z matką pod jednym dachem, a czując się tak, jakby się mieszkało samym. Mimo tego, że matka od kilku tygodni chce naprawić swoje błędy.
- Nie będziesz zła jak z nami pójdzie jeszcze William? - zrobiła słodkie oczka, co mnie rozśmieszyło.
- Kobieto, pewnie, że nie. Jesteś moją przyjaciółką i cieszę się, że znalazłaś w końcu chłopaka.
Diana wywróciła oczami.
- Nie jest moim chłopakiem... - odpowiedziała z irytacją.
- Jeszcze nie. - podkreśliłam słowa, na co obydwie wybuchłyśmy śmiechem.
- No a u ciebie z Zack'iem coś się kroi. - poruszała znacząco brwiami.
- Diana... On mnie tylko do domu podwiózł. - odpowiedziałam naśladując ją.
- Aż godzinę cię odwoził? I, hej! Czy ty nie masz przypadkiem na sobie jego koszuli? - zaczerwieniłam się.
- No tak. - oparłam głowę i ręce starając ukryć rumieńce.
- Vero, on mało której proponuje podwózkę. - powiedziała to już poważnym tonem. - Śmiem rzec, że nawet chyba jesteś jedyną dziewczyną, której do tej pory to zaproponował.
Naprawdę?
Wzruszyłam ramionami na te słowa, aby jej pokazać, że nie interesuje mnie to.
- A poza tym... Widocznie na ciebie leci. - usiadła koło mnie.
- Tak bardzo leci, że w szkole na mnie nie zwraca uwagi? Tak bardzo leci, że obmacuje inne na moich oczach, a w dodatku robi to celowo? - nagle wybuchłam.
Przyjaciółka zrobiła duże oczy.
- No wiesz...- szukała odpowiednich słów. - Może chce w tobie wzbudzić zazdrość?
-Diana, my dopiero gadamy od trzech dni.
- Ale on mógł już czuć coś do ciebie wcześniej. - wzięła i uniosła miśka do góry. - Przykładem jest misiek z tamtego wieczoru czy też kurtka.
- Był pijany. - mówiłam obojętnym tonem.
~~
Przechadzałam się wraz z Dianą i Williamem przez miasto, w którym teraz wszyscy powychodzili na spacer. Byłam tu już milion razy, a jednak jeszcze mi się tu nie znudziło. Spojrzałam w ich stronę. Szli za ręce i mówili sobie komplementy.
- Ty masz takie słodkie oczka. - chłopak wpatrywał się w jej oczy, a Diana oczarowana także się w niego wpatrywała.
- A ty masz słodki uśmiech. - uśmiechała się do niego.
Obserwowałam to wszystko i miałam ochotę zwymiotować. Zaszkodziło mi ich słodkość. Nagle ujrzałam grupę chłopaków, z którymi dzisiaj "kąpałam" się w jeziorze. Spojrzałam na siebie. Przez chwilę miałam wrażenie, że zostałam w jego bluzce, a tym czasem jednak ja ubrałam sweter w kolorze pudrowego różu. Zack obejmował i wtulał się w jakąś nową dziewczynę. Jego towarzysze stali przy budce z papierosami i alkoholem i targowali się ze sprzedawcą. Poczułam dziwne ukłucie w sercu, po raz kolejny na ten widok. To dziwne, bo nie jestem w nim zakochana, a jednak serce tak dziwnie zareagowało.
- Veronica, my idziemy z Willem do budki ze zdjęciami zrobić fotkę, idziesz z nami? - uśmiechnęła się do mnie zachęcająco.
Wiedziałam, że zdjęć ze mną ma dużo, więc postanowiłam, że tym razem puszczę ich samych. Budka fotograficzna mieściła się dwa sklepy za kioskiem, z którego już wychodzili zadowoleni Jack i Alex ze zdobyczami w rękach. Na ich widok Zack natychmiast się wyprostował i odszedł krok od dziewczyny.
- Nie, idźcie we dwoje. - odpowiedziałam i uśmiechnęłam się do dziewczyny.
Wzruszyła ramionami i coś odburknęła pod nosem, następnie złapała Willa za rękę i poszli w stronę budki. Usiadłam na pobliskiej ławeczce i stwierdziłam, że poczekam na nich. Miałam pecha, bo dobrze widziałam ich paczkę. Siedziałam obok nich. Oddzielały mnie od nich może 10 metrów.
Słyszałam ich rozmowę mimo tego, że wcale nie chciałam podsłuchiwać.
- Ja ci mówię, wczoraj wypiłem z siedem kieliszków tego gówna. - wypowiedział się Alex.
Rozmawiali o piciu, czyli temacie, którego nie lubiłam. Obserwowałam ich, a w szczególności Zack'a, który ciągle wtulał się w dziewczynę. Nagle jego wzrok spoczął na mnie. Zawstydzona odwróciłam wzrok.
Pewnie pomyślał, że go śledzę. Znowu się tam popatrzyłam, a Zack nadal wbijał we mnie brązowe tęczówki. Oderwał się od dziewczyny i otworzył puszkę piwa. W tym czasie Diana z Willem mnie odnaleźli i dosiedli.
- Ver, patrz tu jak wyszłam. - pokazała mi zdjęcie, na którym obydwoje robili zabawne miny.
Jednak mój wzrok chciał patrzeć na inną osobę.
- A na kogo ty tak patrzysz? - spytała przyjaciółka, po czym obróciła wzrok w jego stronę. - Aa, wszystko jasne.
I uśmiechnęła się do mnie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top