47.2 Łyżka miodu w beczce dziegciu
– Gdzie zgubiliście komendanta Troya? – zapytał, siadając przy najemnikach i wyrzucając za siebie ogryzek.
– Pobiegł sprawdzić, ile jeszcze ma monet – parsknął Daniel, po czym upił wino i zagryzł kawałkiem sera. – Chłopina jest wyjątkowo słabiutki w hazardzie.
– Siłowanie się na rękę nazywasz hazardem? – Orion sięgnął po pieczywo.
– Pewnie, tylko trzeba to rozegrać w deseczkę. – Młodszy bliźniak wyszczerzył zęby. – Poczuj intrygę, najpierw zaczyna mój brat za jakieś smrodliwe stawki. Przegrywa kilka razy, ale kluczem jest wybadać moment, kiedy przeciwnik sądzi, że jest nadal mocny, a jest już nadszczerbiony, kumasz?
– Kumam. – Orion napił się wina. – Co dalej?
– Dalej to już chędożone mistrzostwo. Wkraczam ja i rzucam stawką nie z tej ziemi, ale taką, że jeszcze jest do przełknięcia. Dureń się zgadza, bo myśli sobie, że skoro rozjebał Damiana, to z jego kopią też pójdzie łatwo i właśnie tu leży chuj pogrzebany! – Najemnik trzasnął dłonią o stół.
– Pogrzebany? – powtórzył z nieznanych sobie powodów Orion.
– Dokładnie! Może nie wyglądam, ale mam w łapach więcej krzepy niż mój brach. – Daniel zaprezentował spore bicepsy, a Damian potwierdził kiwnięciem. – Ale do samego końca udaję, że jest mi ciężko i wygrywam oczywiście o włos.
– Muszę sobie zapamiętać, żeby nie próbować z wami hazardu – zaśmiał się rycerz. Nagle jego wzrok padł na Elein i Lancelota, którzy powoli oddalali się do ogrodu. Zrzedła mu mina, co nie umknęło uwadze bliźniaków. Jednym haustem wysuszył kielich wina i nalał sobie kolejny.
– Co się krzywisz, szefie? – zapytał Damian bez ogródek.
– Dziewczyny zawsze wolą Lancelota... A ja? Czego mi brakuje?
– Bogactwa – rzekł Damian.
– Sławy – dodał Daniel.
– Urody – wymieniał dalej Damian.
– Charyzmy – wtrącił Daniel.
– No dobra, już dobra... pojąłem – urwał opryskliwie młody rycerz i posępnie napił się wina.
– Widzę, że chlejecie winko! Chętnie się przyłączę.
Obok Damiana usiadł brodaty jegomość.
– Olaf! – Orion wzniósł kielich. – Jak poszło w ogródku?
– Szkoda gadać... – burknął brodacz, biorąc od niego naczynie. Natychmiast je osuszył, po czym ponownie napełnił. – Lepiej się napijmy! Gdzie jest Lanc? Obiecał mi, że dzisiaj porządnie się nawalimy!
– Minąłeś się z nim – burknął Orion. – Udał się z Elein do ogrodów.
– Och... – Olaf przyjrzał się mu uważnie. – Czy to w porządku?
– Czemu mnie o to pytasz? Zapytaj lepiej Lanca i Elein! – warknął, po czym wstał i odszedł od stołu.
– No i, kurwa, zepsułeś nasz perfekcyjny plan – westchnął Damian.
– Jaki plan? – zdziwił się Olaf.
– Plan schlania szefa, panie psucicielu planów – wyburczał Daniel.
– Ale po co?
– Żeby był nachlany – odparł zdumiony Damian, spoglądając na mężczyznę tak, jakby zapytał o coś powszechnie znanego.
Orion przestał przysłuchiwać się dalszej sprzeczce i pozwolił nogom obrać kierunek. Oczywiście poniosły go w kierunku ogrodu. Zatrzymał się tuż przy drzewach, wreszcie uświadamiając sobie, co usiłuje zrobić. Podsłuchiwanie rozmowy Elein i Lancelota było czynem bardzo haniebnym! Skarcił się w myślach, zawrócił i udał do najmniej zaludnionego stołu. Usiadł na miejscu Romualda i ugryzł smętnie kawałek szynki.
Niespodziewanie poczuł, że jest bardzo głodny. Rzucił się na potrawy przed nim, z każdym kęsem odzyskując utracony humor. Tak bardzo skupił się na jedzeniu, że aż podskoczył, gdy usłyszał przy uchu monotonny głos:
– Dobry wieczór.
Wbił oczy w rudą czuprynę poważnego mężczyzny o twarzy pozbawionej najmniejszego śladu zarostu.
– Witam, mistrzu Robie. Zapraszam do stołu. – Poklepał dłonią ławkę.
– Zaprzeczenie. Informuję o mojej nieobecności. Nie mam czasu do stracee... Macie alkohol – stwierdził zaintrygowany, rozglądając się po trunkach na stole.
– Owszem. Mamy wino, piwo, a nawet zdradzieckie nalewki owocowe. Czy mistrz ma ochotę się ze mną napić?
– Potwierdzenie. – Rob usiadł przy Orionie. – Jest to pierwszy raz, kiedy testuję płyn zawierający alkohol etylowy. Jestem ciekaw reakcji mojego organizmu.
Orion patrzył na wynalazcę, nie pojmując połowy rzeczy, które właśnie usłyszał, mimo to przytaknął z mądrą miną.
– Jaki alkohol mistrz pragnie spróbować? – zapytał.
– Jaki powinienem? Jaki jest oficjalny protokół spożywania napojów alkoholowych?
– Zwykle z mocą powinno się iść w górę, jeśli dobrze zrozumiałem pytanie. Sugeruję zacząć od piwa. Jest najsłabsze.
– Sugestia przyjęta pozytywnie. – Rob przyjął naczynie. Postawił je przed sobą i zaczął badawczo przyglądać się zawartości. Powąchał napój i odsunął się zdziwiony. Wreszcie ujął kufel w rękę i zrobił malutki łyczek. – Interesujące. Lekko szczypie w podniebienie. Czuć gorycz. Przyjemne.
– Mistrz nie musi być aż tak oszczędny – zaśmiał się rycerz, poklepując beczkę ręką. – Jest jeszcze sporo.
Rob kiwnął i tym razem solidnie napił się z kufla.
– Właściwy smak. Doskonała głębia! – komplementował coraz głośniej.
– Czy mogę zadać mistrzowi pytanie?
– Paradoks. Proszę tego nie robić. Przetłumaczono sens zdania na najbliższy możliwy. Proszę zadać pytanie.
– Dlaczego mistrz tak dziwnie się wysławia?
– Niezrozumienie? W jaki sposób dziwnie? – zdumiał się Rob, dopijając piwo i nalewając sobie kolejne.
– Mistrz często używa zwrotów w stylu „zaprzeczenie" i „potwierdzenie", kiedy wystarczyłoby po prostu powiedzieć „nie" lub „tak".
– Korekta wzięta pod uwagę. Zbyt małe doświadczenie w języku agwyńskim.
– Racja, zupełnie o tym zapomniałem. – Orion uderzył się w czoło. – Tak dobrze mistrz rozmawia, że wyleciało mi to z głowy. Skąd mistrz pochodzi?
– Z daleka.
– Zza oceanu?
– Miejsce mojego pochodzenie istotnie znajduje się poza oceanem.
– Przedwiecznym czy Burzliwym?
– Tak – zgodził się Rob i ponownie wypił piwo. Orion szybko zamrugał i przez chwilę kontemplował odpowiedź mężczyzny.
– Chciałbym przejść do trunków o wyższej zawartości alkoholu. – Rob gapił się na niego wyczekująco.
– Czy mistrz widzi bliźniaków i brodacza między nimi? Proszę do nich dołączyć. Zajmą się mistrzem należycie. Ja muszę chwilę przemyśleć naszą dyskusję...
Rob udał się we wskazanym kierunku. Orion usłyszał jeszcze, jak ten zwrócił się do trójki mężczyzn:
– Chcę degustować trunki o wysokiej zawartości alkoholu etylowego.
– Co kurwa? – zdziwił się Daniel.
– Chcesz chlać! – ucieszył się Damian. – To kładź dupsko na ławę i dawaj czarę.
Orion parsknął, widząc skołowanie na twarzy mistrza Roba. Następnie zerknął w kierunku ogrodu i zobaczył wracających Lancelota i Elein. Szybko się rozdzielili, dziewczyna ruszyła z powrotem na swoje miejsce i z marszu chwyciła za gliniane naczynie z wiklinowym oplotem, blondyn zaś podszedł prosto do Oriona.
– Ho, ho! Patrzcie, kto tu dostał kosza – ucieszył się rycerz, widząc jego markotny wyraz twarzy. – Toż to sam Sankt Lancelot, marzenie każdego turnieju oraz zwycięzca dziewic i kobiecych serc.
– Co? – zbaraniał blondyn. – Od kiedy zacząłeś się cieszyć cudzym nieszczęściem?
– Dostałem od ciebie wcześniej po mordzie i coś mi się za to należy – odparł. Postanowił nie wspominać o tym, że sam również dostał od dziewczyny kosza na samym początku ich wspólnej znajomości.
Lancelot skrzyżował ręce na piersi i zaczął wiercić go spojrzeniem. Niedobrze. Zawsze, kiedy tak robił, dochodził do zbyt trafnych wniosków.
– Podoba ci się! – warknął i dźgnął go palcem w pierś.
– To... Skąd ty... Co?
– Masz to napisane na swojej głupiej mordzie. Podoba ci się Elein Wilhelm! Te wszystkie twoje wcześniejsze humorki... Teraz to ma sens! Orionie, znamy się tak długo. Nie mogłeś od razu powiedzieć?
– Nooo... – Rycerz poderwał się do góry. – Dobra masz rację! Ale błagam, nie krzycz tak!
– Teraz to ty krzyczysz!
– Chyba masz znowu rację... Słuchaj, przepraszam cię... – Orion położył dłoń na barku przyjaciela. – Zachowywałem się nie w porządku wobec ciebie.
– Daj spokój...
– Ale nie, poważnie. Strasznie spartoliłem. Nie powinienem był ukrywać mojego problemu z Czarnym Rycerzem. Nie przed tobą.
– Święta racja, ale już o tym rozmawialiśmy. Powiedz no lepiej, co ty wyprawiasz z tą Elein?
– Sprawa nie jest taka prosta – zirytował się Orion. – Mam narzeczoną wyznaczoną przez samego króla Artura, która to w dodatku jest księżniczką, wyobrażasz sobie? A Elein... Chciałem dla niej dobrze. Jesteś porządny chłopak! Z tobą mogłaby być szczęśliwa, ale...
– Ale? – Lancelot ponaglił go gestem.
– Ale jestem chędożonym egoistą!
Lanc długo milczał.
– Przynajmniej wreszcie jesteś ze sobą szczery – stwierdził w końcu. – No, idź do niej.
– No co ty? Tak teraz? – Orion chwycił kufel z piwem drżącymi palcami i pośpiesznie wypił całą zawartość.
– Tak, dopóki jeszcze jesteś przytomny. – Lanc zerknął ukradkiem w stronę Elein. – I dopóki ona jest jeszcze przytomna. Na wszystkich Bohaterów...
– O czym ty pieprzysz? – oburzył się Orion.
– O tym, że jedyną stałą rzeczą, którą musiałem robić na każdym treningu z panną Elein Wilhelm, było relacjonowanie ciekawostek z twojego życia. Wyjątkowo dużo musiałem też poświęcić tematowi twojej narzeczonej. No, idź wreszcie!
Orion gapił się niemo na przyjaciela. Nagle objął go w niedźwiedzim uścisku. Wreszcie oderwał się i pospieszył do Elein. Zrobił kilka kroków i się obejrzał. Lancelot już siedział na jego miejscu i pocierał dłonią brodę, rozglądając się bezmyślnie po stole. Jeszcze nigdy wcześniej nie zdawał się taki pokonany. Orionowi zrobiło się go żal. Próbował zawrócić, lecz wtedy Lancelot uniósł wzrok i przepędził go wymachem nadgarstka tak dostojnym, jak gdyby zrobił to sam lord Hohenheim.
Orion nie znalazł więcej wymówek. Zresztą czuł, że właśnie tego chce. Wyjaśnić nurtujący temat raz i na zawsze. Powoli zbliżył się do stołu, za którym siedziała Elein. Dziewczyna popijała mocną nalewkę, lekko chwiejąc się na drewnianej ławce. Gdy spostrzegła Oriona, pomachała mu ręką.
– Cześć, Orek! Chodź tu do mnie – zaszczebiotała.
Usiadł obok wojowniczki, która bez ceregieli wcisnęła mu do ręki czarkę z nalewką.
– Wypijmy zdrowie Elein Wilhelm, dziewczyny, która dała kosza Sankt Lancelotowi herbu Wrona – powiedziała, unosząc naczynie, w które Orion bez wahania stuknął swoim. – Chcesz zapytać dlaczego. Widzę to w twoich oczach. – Elein przyjrzała się zawartości czarki. – Znienacka dotarło do mnie, że to, co czułam do Sankt Lancelota, było szczeniacką fascynacją, a nie wypada przecież stracić godności przez chwilowy entuzjazm.
– Skąd takie wnioski? – zapytał kierowany niezdrową ciekawością.
Na twarzy dziewczyny pojawił się figlarny uśmiech.
– Hola, hola, mości Orionie. Waćpan strzeże swoich tajemnic jak oczka w głowie, a cudze to by się chciało poznać tak od razu. Pozwól damie mieć swoje sekrety. Zresztą nie gadaj, tylko pij. Nie jesteś nawet w połowie tak pijany, jakbym chciała, żebyś był.
– Czy damie wypada upijać gospodarza? – oburzył się fałszywie i zamaszyście osuszył czarkę.
– Pewnie, że wypada – odparła. – Tylko najpierw musi uratować jego zgrabną rzyć przed niechybną śmiercią. Wtedy będzie mu głupio odmówić owej damie tak małej prośby.
Orion bez słowa podsunął pustą czarkę, którą Elein natychmiast uzupełniła.
– A właśnie, jak tam twoja księżniczka? – zapytała opryskliwie.
– Chędożyć księżniczkę – burknął rycerz i ponownie napił się zdradzieckiej nalewki.
– Czyli, że chciałbyś?
– Czekaj, źle to zabrzmiało... Chodziło mi o to...
– Ooorek, droczę się z tobą.
Przyjrzał się uważnie rozpromienionej twarzy Elein, szczególną uwagę poświęcając do połowy opadniętym powiekom.
– Jesteś pijana?
– Nie – zaprzeczyła tak gwałtownie, że prawie spadła z ławki. – Może tro-szeczkę.
– Czy te wszystkie puste butelki... – Orion rozejrzał się po stole. Jego usta bezgłośnie liczyły.
– To moje dzieło. – Dziewczyna uderzyła się dumnie w pierś. – Zawsze potrafiłam sporo wypić.
– Ale dopiero wróciłaś! To musi być jakaś kolejna moc Wilhelmów...
– Ale tak na poważnie – przerwała, wciskając mu w dłoń kolejną pełną czarkę, którą nie zauważył nawet, kiedy napełniła. – W ogóle ci się nie podoba ta twoja księżniczka?
– W ogóle – odparł stanowczo i się napił.
– Skoro waszmości nie zadowalają młode i piękne księżniczki, to jakież kobiety są w stanie sprostać tak wygórowanym wymaganiom? – zachichotała Elein.
– Takie jak ty.
Orion poczuł, jak gwałtownie trzeźwieje pod ciężarem swoich słów. Zerknął z obawą na towarzyszkę. Dziewczyna nie zdejmowała z niego szmaragdowych oczu pełnych uczucia.
– Przepraszam... nie wiem, co we mnie wstąpiło – bełkotał, podnosząc się zza stołu.
Elein chwyciła go za rękę i pociągnęła z powrotem na miejsce.
– Zostań – zażądała.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top