31. Zasadzka
– A co, jeśli zdradzą? – zapytał Olaf.
– Nie gadaj, tylko pilnuj koni. – Orion nie miał najmniejszej ochoty uspokajać kompana. Wyjrzał zza rogu uliczki, w której się chowali. Bliźniacy dalej kręcili się przed wejściem do karczmy „Królowa".
– Co jeśli Igor właśnie wzywa wsparcie?
– Mógłbyś odpuścić – wycedził Orion. – Nie potrzebuję twojego czarnowidztwa, by zrozumieć powagę sytuacji. Po prostu zajmij się końmi.
– Co robią bliźniacy?
– Wchodzą do środka.
Olaf zaklął i zaczął się przechadzać od Oriona do stojących kilka kroków dalej koni i z powrotem.
– A jeśli zdradzą? – nie wytrzymał.
– Dość – syknął Orion. – Wszystko może się wydarzyć, siedzimy bowiem po uszy w łajnie.
– Na pewno zdradzą! – wybuchnął brodacz, chwytając go za ramiona. – Czemu się zgodziłeś?! Czemu?!
– Powiedziałem: dość. – Orion wyrwał się i przyparł przyjaciela do ściany domu. – Cały dzień na mnie warczysz. Wiesz, po co tu jesteśmy?
– Nie wiem...
– Żeby zająć się sprawą, jeśli bliźniacy zawiodą. – Orion puścił Olafa i ponownie wyjrzał zza rogu uliczki.
– Ale przecież w gospodzie jest pełno najemników. Masz zamiar przedrzeć się przez nich wszystkich niczym Meredris Wspaniały?
– W ostateczności.
– Ledwo poradziłeś sobie z trójką.
– Bo nie chciałem zabijać – warknął rycerz.
– Orionie, ja... wiem, że dzisiaj popełniam błędy raz za razem – wyznał Olaf. – Zupełnie jakby ktoś otworzył mi głowę i wyjął z niej rozsądek. Ale właśnie dlatego potrzebuję usłyszeć, co myślisz. Czemu wysłałeś tam bliźniaków? Czemu nie skorzystaliśmy z momentu zaskoczenia i sami nie odbiliśmy Elwiry?
– Ci w środku to zwykli najemnicy – odparł Orion. – Nie zasłużyli na śmierć, tylko dlatego, że twoje zaloty wymknęły się spod kontroli.
– I to wszystko?
– Nie wszystko – burknął. – Jestem prawie pewien, że bliźniacy są po naszej stronie. Jak dotąd nie kłamali ani razu. Mówili, że Artur wróci sprawiać kłopoty, no i wrócił. Mówili, że próbowali rozbroić sytuację i to również widziałem w ich czynach. Wierzę, że jeśli wrócą do Dereka, zostaną surowo ukarani. Gdyby było inaczej, po cóż mieliby zwalać z nóg własnego towarzysza? – Przyjrzał się na moment przyjacielowi. Dalej skubał brodę, ale przynajmniej przestał wreszcie krążyć.
– A co z Igorem? – zapytał Olaf. – Jemu też ufasz?
– Nie wiem. Jak na mój gust za bardzo trzymał z Gregiem. Ale bliźniacy mu ufają, a więc i ja spróbuję.
– To za mało. Jeśli zdradzi... Jeśli zasadzą się w karczmie... Elein! Ona o niczym nie wie. Co jeśli wróci prosto w zasadzkę?!
Jeśli wróci... Orion potrząsnął głową, próbując odgonić tę ponurą wizję.
– Wiesz, co robiliśmy wczoraj, gdy musieliśmy cię pilnować? – zapytał.
Olaf ponaglił go machnięciem dłoni.
– Planowaliśmy – wznowił rycerz. – I ustaliliśmy pewne znaki. Czerwona chusta, jeśli w gospodzie będzie zbyt niebezpiecznie. Żółta, jeśli w środku są kłopoty. Oznaczyłem karczmę żółtymi chustami.
– Kiedy zdążyłeś? – zdziwił się Olaf.
– Kiedy szorowałeś podłogę. Elein jest czujna. Na pewno zauważy i będzie gotowa na wszystko. No i jest silna.
– Święta racja. – Olaf zdobył się wreszcie na słaby uśmiech. – Jest potwornie silna. Zwłaszcza teraz, gdy nauczyła się wreszcie nad sobą panować.
– Co masz na myśli?
– Długo nie wychodzą. – Olaf przecisnął się obok i popatrzył na gospodę.
– Migasz się od odpowiedzi – zauważył Orion.
– Nauczyłem się od ciebie.
– Masz humor na złośliwości – westchnął rycerz. – Całe szczęście. Wreszcie Olaf, którego znam i który nie zapycha każdego zdania Elwirą.
– Co im tak długo zajmuje...? – mruknął Olaf.
– Weszli chwilę temu. Cierpliwości. – Orion oparł się wygodniej o ścianę.
Choć sam wypowiedział te słowa, wkrótce zaczął się niepokoić. Coraz częściej zerkał na gospodę, unikając jak ognia natarczywego spojrzenia Olafa. Może niepotrzebnie uwierzył bliźniakom? Ile czasu mogło zająć przekonanie pozostałych najemników, by wydali Elwirę? Z pewnością nie aż tyle.
Popatrzył na stajnię. Zamknięta na cztery spusty. Jeśli ktoś zechciałby wyprowadzić konie, mógłby to zrobić wyłącznie w tym miejscu, dlatego gdyby najemnicy postanowili ich zaskoczyć, musieliby to zrobić na piechotę, co było skazane na porażkę. Wszak Orion wraz z Olafem mieli przy sobie trzy w pełni oporządzone wierzchowe, a ulice Janeve świeciły pustkami. Gdyby potrzeba przycisnęła, pokusiliby się o cwał, zostawiając prześladowców daleko za sobą.
Czekanie się przedłużało. Olaf znowu zaczął krążyć, czym drażnił nawet konie. Orion gapił się zaś na wskazówki zegara na wieży majaczącej w oddali ponad dachami domów. Minęło już pół godziny! Ponownie zerknął na karczmę. A może bliźniacy potrzebowali pomocy? Może zbrojni rodu Czapli zwęszyli podstęp?
Wielkie drzwi stajni się otworzyły. Orion zmrużył oczy. Wóz albo przewóz. Jeśli będzie to jeden zbrojny, wtargną do karczmy. Jeśli cała grupa – użyją pustych ulic na swoją korzyść. Gdyby natomiast konni mieli przy sobie Elwirę, jedyną możliwością zostawały podjazdy.
Ze środka wyłoniło się dwóch zbrojnych wraz z Elwirą. Bliźniacy trzymali ją szorstko pod ramionami. Wolną ręką każdy z nich prowadził za uzdę konia.
Orion wypuścił powietrze i wsunął się do uliczki. Wyszczerzył zęby do Olafa, który w odpowiedzi serdecznie klepnął go w bark. Tym razem nie czekali na bliźniaków długo. Bracia weszli w zaułek i spróbowali wypuścić karczmarkę, lecz gdy ta zobaczyła Olafa, zbladła, zachwiała się na nogach i byłaby upadła, gdyby nie czujność Daniela.
– Mówili, że nie żyjesz – wydusiła. – Mówili, że nie żyjesz! – Wyszarpnęła się najemnikowi i rzuciła Olafowi na szyję.
– A niechże was Regnar zeżre, ryczcie jeszcze głośniej! – rozzłościł się Damian.
– Co tak długo? – zapytał Orion, odwiązując od pasa sakiewkę i rzucając Danielowi.
– Kurwa, ludzie, na czułości i pytania będzie czas, jak zwiejemy stąd hen-hen daleko! – zirytował się Damian. – Zbieramy rzycie i na jednej nóżce!
Orion nie protestował. Sam wskoczył na konia jako pierwszy. Cieszył się, że bracia załatwili sobie wierzchowce. Poprzednio jechali we dwóch na klaczy Elein. Było to krótkowzroczne rozwiązanie. Znacznie bardziej wolał, gdy każdy miał własnego konia, tak jak teraz.
– Ruszajmy – ponaglił Damian.
– Czemu tak ci śpieszno? – zapytał rycerz.
– Jakoś, kurwa, mam złe przeczucia.
Orion trącił nogą Olafa, który zajął się całowaniem swojej wybranki. Podziałało. Wojownik oderwał się od Elwiry, pomógł jej się wspiąć na siwą klacz Elein, po czym sam wskoczył na konia.
Niemal natychmiast przeszli w szaleńczy pęd. Damian rwał do przodu, jak gdyby gonił ich sam Regnar. Jedynie Orion dotrzymywał mu tempa. Rycerz używał wszystkich pokładów skupienia, by odnaleźć się wśród pustych ulic i domów, które przemykały przed oczami. Wiatr smagał twarz i ciął chłodem w uszy, jednakże Orion nie ważył się zwolnić.
Nagle z uliczki obok wyłonił się wysoki jak brzoza jegomość w lśniącej zbroi. Orion szarpnął wodze w bok, omijając go o włos. Zatrzymał się i odetchnął. Znalazł wzrokiem Damiana i dostrzegł w jego spojrzeniu ten sam strach. Prawie stratowali przechodnia!
– A psia twoja mać! Jak leziesz, baranie?!
Orion się obejrzał. Daniel górował z siodła nad zbrojnym i groził mu pięścią.
– Ty patrz, jak jeździsz! To są ulice! Nie tor! Zaraz, to mój koń! Olaf? Elwira?
Orion zeskoczył na bruk, podbiegł do zbrojnego i solidnie uścisnął.
– Czekaj, Orionie, dajże chociaż hełm zdjąć...
– Nic ci się nie stało? – zapytał, odsuwając się do tyłu. Czuł niesamowitą ulgę. Poradziła sobie, mimo nieudolności ich wszystkich! Dała radę i wróciła żywa i zdrowa!
– Oho – mruknął Olaf.
– Oszczędź sobie! – zgromił go rycerz.
– Oczywiście – zgodził się brodacz. – Gęba na kłódkę.
– Po raz kolejny: czy możemy czułości zostawić na później? – Damian niemal kipiał z niecierpliwości. – Czy naprawdę muszę przypominać co chwilę, że trzeba zapierdalać?
– Czekaj, brachu. To na nią czekał Igor. – Daniel zwrócił się do dziewczyny: – Gdzie on jest?
– Nie spotkałam żadnego Igora. – Elein zdjęła wreszcie hełm i oparła pod pachą.
– Nie byłaś jeszcze w karczmie? A to ci przypadek – zdziwił się Orion.
– Żaden przypadek. Zostawiliście mi posłańca uliczkę przed karczmą. – Elein uniosła brew. – No co? Czemu się tak patrzycie.
– Nikogo nie zostawiliśmy. – Orion zmarszczył brwi. – Kogo widziałaś?
– Stary żebrak – zakłopotała się Elein. – Siwe włosy i broda. Oliwkowa cera...
Orion zacisnął usta. Cholerny wywiad. Przynajmniej tym razem do czegoś się przydał.
– ... gdy go mijałam, chwycił mnie za rękę. Powiedział: towarzysze panienki prosili przekazać, że znajdują się w karczmie „Królowa". Później opisał mi każdego z was.
– Żebrak poznał, że jesteś kobietą mimo hełmu i zbroi? – zdumiał się Olaf.
– Dlatego mu uwierzyłam. Nawet monetę dałam.
– Musisz być ostrożniejsza – skarcił Orion. – Mógł skierować cię w pułapkę.
– Wiem – odparła. – Muszę się przyzwyczaić do nowej sytuacji. Do niedawna nie mieliśmy wrogów poza Czarnym Rycerzem. Prawda, Olafie? – zakończyła jadowicie.
Brodacz przemilczał.
– Wracamy do karczmy – ponaglił Orion. – Teraz i ja mam złe przeczucia... Elein? Dobrze się czujesz?
Wojowniczka była blada jak kreda. Oparła się plecami o dom i przymknęła oczy.
– Nie – oparła. – W Chaszczach... padły trupy.
– Trupy? – Orion się nastroszył.
– Będziecie mielić jęzorami później! – nie wytrzymał Damian. – Nie mamy...
– Czasu – dokończyła Elein. – Wiem... Dam radę.
Rycerz zaklął.
– Elwira! – zawołał. – Pojedziesz z Olafem. Elein potrzebuje wierzchowca.
Daniel pomógł karczmarce zejść z klaczy i wspiąć się na konia Olafa. Wkrótce wszyscy już pędzili gęsiego pustymi uliczkami miasta. Tym razem na prowadzenie wysunął się Orion, który gnał, jakby goniło go stado wilkołaków.
Po zapachu palonego drewna Orion poznał, że są blisko. Hałasy dochodzące z drewnianych warsztatów świadczyły o tym, że pracowały pomimo turnieju. Na szczęście robotnicy zajmowali się swoim, zamiast szlajać się po ulicach czy karczmach. Orion wstrzymał konia i uniósł rękę, jak gdyby miał za sobą oddział rycerzy a nie zbieraninę przypadkowych osobistości. Na szczęście zrozumieli go. Wskazał palcem najciemniejszy zaułek. Nie chciał, żeby tak duża grupa pozostawała na widoku.
Wcisnęli się między kuźnię a dom ogrodzony wysokim parkanem. Orion zszedł z konia i przekazał uzdę Olafowi, a sam zbliżył się do bliźniaków.
– Pójdziemy na zwiad – oznajmił.
– Idę z tobą – stwierdziła Elein.
– Nie, Elein. Daj sobie złapać oddech.
– Dam radę!
– W tym pancerzu? – Damian prychnął. – Grzechocze jak... eee... jak...
– Grzechotka – wtrącił Daniel.
– Właśnie! – Damian uniósł palec. – Jak grzechotka. A tu trza subtelnie. Jak z dziewicą. Kapujesz?
– Idę z tobą. – Elein nie zaszczyciła bliźniaków nawet spojrzeniem.
– Daj sobie chwilę – powtórzył Orion. – Ledwo się trzymasz na nogach.
– Ale...
– Ktoś musi przypilnować Olafa – przerwał jej. – Ja mam już dość.
Elein zerknęła na brodacza złowieszczo i natychmiast udała się w jego stronę. Rycerz westchnął. Odwrócił uwagę dziewczyny, wypominając niekompetencję przyjaciela. Nie najlepszy ze sposobów, lecz nie miał czasu na finezję. Zwłaszcza że Olafowi należała się solidna awantura, jeśli nie lanie.
Skinął bliźniakom, po czym razem opuścili zaułek. Przemykali między domami, starając się nie zostawać na widoku. Unikali głównej ulicy, mimo że właśnie tędy prowadziła najkrótsza droga, która w dodatku zachęcała pustką, jednakże Orion bał się spróbować. Niektóre z okolicznych domów miały otwarte okiennice. Może było to zwyczajne niedopatrzenie, ale bardziej skłaniał się do myśli, że część mieszkańców została u siebie. Turniej turniejem, lecz kto chciałby ryzykować, zostawiając cały dorobek życia bez ochrony?
Dotarli na miejsce, nie spotykając żywej duszy. Orion zatrzymał bliźniaków gestem, a sam wyjrzał zza rogu na karczmę.
– To zasadzka – zawyrokował.
– Skąd wiesz? – Daniel się nastroszył.
– Brakuje żółtych chust, którymi oznaczyłem gospodę.
– Oznaczyłeś gospodę? – Daniel zmrużył oczy. – Po co?
– Żeby Elein zachowała ostrożność, gdy wróci. Dzięki znakom wiedziałaby też, żeby nie zadręczać Igora pytaniami, tylko działać.
– Czyli ktoś zajarzył, że są to znaki dla towarzysza, lecz nie pojął ich znaczenia – podsumował Damian.
– Co oznacza, że w gospodzie jest naszykowana zasadzka. – Orion znowu zerknął na drzwi pod szyldem. Tak bardzo pragnął ujrzeć, co się za nimi skrywa. Tylko jak to zrobić? Jeśli w środku czyhają zbrojni, nie dadzą rady się podkraść, nie wzbudzając zainteresowania. A przynajmniej nie we trzech.
– Co z Igorem? – zapytał Daniel.
– No właśnie. – Orion odwzajemnił spojrzenie. – Co z Igorem?
– Kurwa, no o to zapytałem – zirytował się Daniel.
– Szefcio sugeruje, że ktoś zdradził – wyjaśnił Damian. – Dzielnica Szlachetna tuż za rogiem. Nietrudno sprowadzić posiłki.
– Igor by tego nie zrobił – zaprotestował Daniel.
– Odniosłem wrażenie, że był w dość ciepłych stosunkach z tym całym Gregiem. – Orion badał najemnika wzrokiem. – Może się dogadali?
– Igor w odróżnieniu od tego zakutego łba Grega miał sporo oleju w głowie. – Damian skrzyżował ręce na piersi. – Dobrze wiedział, że Derek nie odpuści nikomu, kto zawinił śmierci smarkacza.
– W takim razie musimy go uratować – postanowił Orion. Jeśli Igor zachował wierność, w najlepszym wypadku był teraz więźniem. Musieli przynajmniej spróbować mu pomóc.
– Szefie... – Oczy Daniela szkliły się od wilgoci. – Swojska z ciebie morda.
– Trza zobaczyć, czy Igor jest w środku – mruknął Damian. – Tylko, kurwa, jak?
– A co z Gregiem? – zapytał Orion.
– Sprawa prosta – wycedził najemnik. – Udało mu się wydostać i nas wsypał, ale jak to zrobił, to jest, kurwa, zagadka. Sam go wiązałem...
– Albo stało się coś nieoczekiwanego – odparł Orion. – Tak czy inaczej wracamy do reszty. Razem pomyślimy, co dalej.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top