27.1 Pewnej nocy w Janeve
– Twoje miłostki znowu nam zaszkodziły! Ściągnąłeś na nas kłopoty! Zataiłeś kluczowe informacje o śledztwie!
Orion stał z ręką na klamce. Wypadałoby wreszcie wejść, ale nie znajdował w sobie motywacji. Czemu znowu się kłócili? Sytuacja i bez tego była wystarczająco zła. Szukaniem winnych należało się zająć później, gdy już rozwiążą problemy z rodem Czapli oraz przetrwają Czarnego Rycerza.
Wzdrygnął się i wreszcie wkroczył do środka. Pomieszczenie pasowało do jego wyobrażeń: ciasne, obskurne, cuchnące kurzem i wilgocią. Przynajmniej faktycznie znalazły się w nim trzy prycze, a nawet stara pościel. W pokoju płonęło kilka świec. Na szczęście osoba, która zadbała o oświetlenie, przykleiła je woskiem do brudnych desek podłogowych blisko rogów pomieszczenia i właśnie dlatego Elein jeszcze w żadną nie kopnęła, mimo że krążyła w tę i we w tę niczym wilk po klatce. Wreszcie stanęła w rozkroku, kładąc dłonie na bokach, i przeszyła Olafa zielonymi oczami.
– Niczego nie zataiłem – odparł Olaf. – Zapomniałem, bo mieliśmy ważniejsze rzeczy na głowie.
– Ważniejsze? – Palce dziewczyny zacisnęły się niebezpiecznie. – Ważniejsze?!
– Źle się wyraziłem... – burknął Olaf. – Chodziło mi...
– Wiem, o co ci chodziło! O cholerny romans z cholerną karczmarką! Był dla ciebie tak ważny, że zapomniałeś, po co przybyliśmy do Janeve! A obiecałeś mi, Olafie! Zarzekałeś się, że tym razem będzie inaczej!
– Myliłem się... Wiem, że to moja wina.
– Uważasz, że wystarczy powiedzieć: myliłem się, aby wszystko naprawić?!
– Niczego nie uważam. – Olaf pochylił czoło. – Ledwo trzymam się na nogach. Potrzebuję chwili spokoju. Tylko chwili. Nic więcej.
Orion odsunął się na bok, pozwalając przyjacielowi go wyminąć, po czym zamknął za nim drzwi.
– Doprawdy? – zapytał. – Chwilę mnie nie ma, a wy marnujecie siły na kłótnie?
Elein zaczęła się przechadzać po pokoju. Znowu przypominała zwierzę, które miotało się w potrzasku.
– Do jasnej cholery! – Zatrzymała się. Zamknęła oczy i zrobiła kilka głębokich wdechów i wydechów.
Orion doceniał, że próbuje się uspokoić, ale widział, jak spełza to na niczym. Oblicze Elein wcale nie traciło gniewnych rumieńców, a jej pierś falowała, jak gdyby przebiegła cztery mile.
– Obiecał mi! Gdybym wiedziała, że to czcze gadanie, wzięłabym ze sobą Biorna albo Diarfa! Przynajmniej ci dwaj potrafią trzymać na wodzy swoje żądze!
– Musisz zwolnić, bo nic nie rozumiem. – Orion usadowił się na najbliższej pryczy.
– Myślisz, że pierwszy raz wpakował mnie w takie szambo?!
– Elein – rzekł z naciskiem. – Niczego nie myślę, bo nic jeszcze nie wiem. Usiądź i po prostu opowiedz mi wszystko od samego początku.
Spodziewał się, że wybierze pryczę naprzeciwko, a jednak usiadła tuż obok. Widział więc ładne rysy twarzy, skulone plecy, a nawet lekko drżące dłonie. Zwalczył w sobie dziwną chęć, by dotknąć jej długich włosów.
– Stary Olaf łączy w sobie duszę romantyka z fatalnym gustem do kobiet – oznajmiła. – Zwykle przymykam na to oko, lecz tym razem nie chodzi tylko o niego. Ryzykujemy życiem, by powstrzymać mordercę tatki. – Elein zacisnęła usta. – Kiedy postanowiłam, że udam się za tobą, długo rozważałam, kogo ze sobą zabrać. Wujek Percival stanowczo odradzał Olafa, lecz gdy Olaf przyszedł do mnie i zażądał, żebym zabrała go ze sobą, pomyślałam, że to musi być dla niego równie ważne. Tatka był jego najlepszym przyjacielem.
Orion przeczuwał, że bronienie Olafa zadziała jak oliwa na ogień. Zachował więc własne rozterki dla siebie. Nigdy nie powiedział Elein, że to głównie dzięki Olafowi ich drużyna przetrwała wczesne próby. Gdyby podróżował z Elein i, na przykład, Diarfem, zapewne zostawiłby ich po dwóch dniach wspólnej podróży. Któż wie jakby się to potoczyło dalej? Zdążył poznać Elein na tyle, aby wiedzieć, że nie poddawała się łatwo i potrafiła chować urazę. W końcu by go znalazła, a wtedy ktoś by zginął bądź ucierpiał w pochopnym pojedynku.
– Zła jestem na siebie – przerwała ciszę. – Gdybym postawiła sprawę twardo, do niczego by nie doszło! Elwira nie wyglądała na materiał do małżeństwa. Sądziłam, że tylko się bawi w uczucia. Ale nie przewidziałam jej rozmachu! Niech ją szlag...
Orion przytaknął. Też nie przewidział. Spodziewał się awantury, lecz z mieszczaństwem lub pomniejszą szlachtą. W życiu by nie pomyślał, że wpakują się w zatarg z rodem Czapli.
– A ty? – Elein zmierzyła go wzrokiem. – Co o tym wszystkim sądzisz?
– Sądzę, że nie mamy czasu na niezgodę – odparł rycerz. – Już mamy kłopoty, a spodziewam się wkrótce większych.
– Czarny Rycerz – zgadła. – Też to czuję. Jakby zbliżała się burza...
– Musimy się przygotować. Poprzednio przetrwałem dzięki pułapkom. Tym razem obawiam się, że nie starczy na nie czasu. Być może rozwiązaniem będzie rozdzielić się na kilka tygodni...
– Nawet nie zaczynaj! – odcięła Elein. – Pracujemy razem, tak ustaliliśmy. Osiągnęliśmy wręcz wzajemne zaufanie. Nie psujmy tego.
– Właśnie dlatego mówię z tobą szczerze i bez ogródek. Jeśli się nie przygotujemy do walki z Czarnym Rycerzem, zginiemy. Próbuję więc rozpracować najgorszy scenariusz. Nie możecie zginąć! Ktoś musi kontynuować śledztwo...
– Orionie...
– Właśnie! Wisiorek. – Rycerz wyciągnął spod zbroi metalową zawieszkę. Dwie symetryczne krzywe połączone u góry. Symbol szczęścia, a przynajmniej tak twierdził Edgar. – W poprzednim liście uprzedziłem Romualda, że mogę dać wam wisiorek. W ten sposób rozpozna w was przyjaciół, gdyby coś mi się stało. Wie wszystko, lecz bądźcie dla niego łaskawi i pozwólcie mu powiedzieć tyle, ile uzna za stosowne...
– Przestań! – Elein poderwała się z miejsca. – Nie mogę tego słuchać! Nie chcę! Gadasz, jakbyś już stał jedną nogą w grobie.
Orion nie odpowiedział, bo i cóż miałby? Od początku się czuł, jak gdyby tonął w bagnie i jedynie próbował przedłużyć nieuniknione.
– Przeżyjesz! – Obejrzała się i szturchnęła go palcem w czoło. – Już ja o to zadbam!
Nie chciał się spierać. Skoro unikała tematu, skupi się na innym.
– Co proponujesz? – zapytał.
– Na początek zastanówmy się, co robimy jutro. Kiedy cię nie było, Olaf... – Elein zgrzytnęła zębami – poinformował mnie, że dowiedział się o niejakim Jansonie; starym żebraku, który ponoć przyjaźnił się z samym Aaronem Janeve. Powinniśmy z nim porozmawiać.
– A niech to... – mruknął Orion. – Szlajaliśmy się we trójkę po gospodach, kiedy jednej osoby starczyłoby aż nadto. Reszta mogłaby sprawdzić trop.
– Zwłaszcza że prowadzi do Królestwa Żebraków – wycedziła Elein.
– Pięknie – burknął rycerz. – Ktoś musi to sprawdzić. Może Olaf?
– Już raz odwiedził Chaszcze – prychnęła. – Skończył na szczęście tylko bez sakiewki. A zresztą nie ufam mu nic a nic! Wolałabym, żeby zajął się swoim zatargiem. Wolałabym też nigdy więcej nie widzieć na oczy Elwiry! Tak będzie lepiej. Dla mnie. I dla niej.
– Też wolałbym wyjaśnić nieporozumienie z rodem Czapli. Z jakiegoś powodu szlachetka był przekonany, że to ja zalecałem się do Elwiry. Najpewniej będzie mnie szukał.
– No to nie mamy wyboru... – Elein opadła z powrotem na pryczę. – Sama poszukam Jansona. Postaram się wrócić jak najszybciej i wam pomóc, gdyby ten młody palant okazał się irracjonalnym bufonem.
– Najpewniej zakończy się to wyzwaniem na pojedynek – westchnął Orion. – Chyba że go udobruchamy. Musimy przynajmniej spróbować. Na chudy koniec przyjmę pojedynek i tego samego dnia opuścimy miasto. Niezbyt to honorowe, ale mam na głowie ważniejsze sprawy.
– I widzisz? Już wiemy, co mamy robić. – Elein się uśmiechnęła. – Ja sprawdzę trop, ty rozbroisz sytuację z rodem Czapli, a potem pomyślimy.
Orion poklepał ją po ramieniu, po czym wstał i się przeciągnął.
– To co? Próbujemy pozbierać Olafa? – zapytał.
– Trzeba dać mu jeszcze chwilkę.
– Jemu? – Spojrzał wymownie na dziewczynę.
– No dobrze, mi. Nie chcę się znowu kłócić, a wiem, że zacznę. Olaf zawiódł moje zaufanie, i dobrze o tym wie. A mimo to zachowuje się, jak gdyby klęska o imieniu Elwira nie istniała!
– Wiesz, że to nieprawda. Próbował przeprosić. Sam słyszałem. Nie dałaś mu okazji.
– Nie dałam – przyznała Elein. – I chyba nie chcę dawać. Jeszcze nie dzisiaj.
– Jesteś zmęczona. Odpocznij, a ja zajmę się Olafem. Co na to powiesz?
– Powiem: dziękuję. – Uśmiechnęła się. – W życiu bym nie pomyślała, że to właśnie na ciebie będę mogła liczyć. Zabawne...
Orion spodziewał się wszystkiego poza komplementem. Gorączkowo pragnął coś odpowiedzieć, ale nie umiał znaleźć słów.
– Idę – oznajmił wreszcie. – Dobrej nocy.
– Orionie... – Miękki ton dziewczyny zmusił rycerza do obejrzenia się. – Ja... Chyba faktycznie muszę odpocząć. – Odwiodła wzrok. – Dziękuję, że wyręczasz mnie z Olafem.
Orion skinął głową i wyszedł. Kiedy ostrożnie schodził zbyt stromymi schodami, nie potrafił pozbyć się wrażenia, że Elein próbowała powiedzieć coś innego, lecz nie starczyło jej odwagi. Zanim zdążył solidniej się nad tym zastanowić, jego uwagę przykuło dwóch krzepkich opryszków, górujących nad Olafem. Krzyczeli oraz żarliwie gestykulowali, dając Orionowi wszelkie podstawy ku temu, by znaleźć się przy nich jak najszybciej.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top