18. Witamy w Janeve

„Porządny mieszczanin po ciężkim dniu w pracy musi lać do mordy i po mordach".

– Komendant Valerian herbu Dęby



Orion zatrzymał konia na wzgórzu i popatrzył w dal. Ponure mury Janeve kąpały się w ciepłym blasku zachodzącego słońca. Od miasta dzieliło ich około dwóch mil, jednakże musieli nadłożyć drogi, aby przeprawić się przez rzekę Korin, gdyż najbliższy most był przesunięty względem miasta o niemal milę na północny zachód.

– Co to jest? – Elein wskazała na drewnianą konstrukcję wystającą z murów, przypominającą olbrzymie odwrócone schody, które ktoś nakrył łupkowym dachem. Na najwyższym „stopniu" widniało czarne okienko, a z niego aż do samego dołu zwisał sznur.

– Dźwig – odparł Olaf. – Ładują nim tamte statki. – Niemal zasłonił palcem jeden z dwóch okrętów – Zwykle płyną stąd aż do morskiego portu w Tonitr.

– Ruszajmy – ponaglił rycerz. – Musimy dostać się do miasta, zanim zamkną bramy.

Żałował, że nie mogli pokonać odległości dzielącej wzgórze i most porządnym zrywem. Objuczone konie nadwyrężone długą podróżą niezbyt chętnie parły przed siebie. Musiał więc zadowolił się spokojonym kłusem.

Po drugiej stronie rzeki ciągnęły się domki rybaków o drewnianych ścianach bielonych wapnem. Okoliczni mieszkańcy niechętnie schodzili z drogi konnym. Orion pozwolił oczom błądzić po szerokich i zmoczonych czapkach mężczyzn zakrywających nawet karki. Zapach ryby bijący od plecionych koszy, które rybacy nieśli na plecach, przypomniał o głodzie. Wiele by dał, żeby wreszcie znaleźć się za stołem z miską ciepłej strawy w rękach. Zdzierży, jeśli będzie mdła, przesolona bądź też przesadnie ostra. Byleby zabić głód. Niestety uliczki pełne plebejuszy nie ułatwiały dalszej przeprawy, a bagnista ziemia zapadała się pod kopytami, spowalniając zmęczone wierzchowce.

Zanim dojechali do bramy, słońce schowało się już za horyzontem. Orion odetchnął z ulgą, dostrzegając, że żelazna brona nie została jeszcze opuszczona. Pilnował jej tylko jeden strażnik, który opierał się niedbale o halabardę, łypiąc na nich z tak uprzejmym zainteresowaniem, jakie najedzony kot wykazywał myszom. Orion nie zauważył na jego płaszczu specjalnych szyć, a więc nie on tu dowodził.

– Dobry wieczór – pozdrowił go rycerz.

– Dobry. – Strażnik ziewnął. – Przejścia nie ma.

– Ale brona jest otwarta – zauważyła Elein, marszcząc czoło.

– To pozory – zapewnił strażnik. – W rzeczywistości jest zamknięta, bo stoję tuż przed nią.

Zanim Orion zdążył zdobyć się na odpowiedź, dostrzegł ruch z lewej strony. Niewysoki mieszczanin wyminął ich, wciskając się bezpardonowo w kolejkę.

– Rupert! – zawołał, zbliżając się do strażnika, któremu następnie uścisnął serdecznie dłoń. – Jak mija wieczór?

– Kapitan chleje bimber w strażnicy wraz z porucznikami, a ja pilnuję bramy – odparł strażnik. – Ale nie narzekam. – Mrugnął przybyszowi i zszedł na bok.

Mężczyzna podziękował skinieniem, a następnie jak gdyby nigdy nic wkroczył do miasta.

– Wpuściłeś go – zauważył Orion.

– Kogo? – Rupert uniósł brew.

Orion wskazał palcem na szary płaszcz mieszczanina kroczącego brukowcem między ciasnymi kamienicami.

– Nikogo tam nie ma – zapewnił strażnik, nawet się nie oglądając. – Miasto jest zamknięte. Przyjdźcie z samego rana.

– Słuchaj, ty... – zaczęła Elein, groźnie unosząc głowę.

– Panienko! – zgromił ją Olaf.

Dziewczyna zacisnęła usta, lecz ciągle miażdżyła strażnika spojrzeniem. Olaf zsiadł z konia. Sięgnął do sakiewki i wprawnym ruchem wyjął trzy miedziaki, które zacisnął między palcami prawej dłoni.

– Nazywam się Olaf. – Uścisnął dłoń strażnika. – Jesteśmy strudzonymi wędrowcami, którzy potrzebują strawy i odpoczynku.

– To trzeba było tak od razu. – Monety zniknęły w płaszczu Ruperta. – Przystępne karczmy znajdziecie na Rzemieślniczej. Droższe znajdziecie na Handlowej. Im bliżej ratusza, tym większa szansa, że nie dostaniecie po gębie. – Strażnik przesunął się na bok i błysnął chytrym uśmiechem. – Dobrego wieczoru.

Elein otworzyła usta, lecz zamknęła je, widząc karcący wzrok Olafa. Brodacz wsiadł z powrotem na konia, pomachał Rupertowi i wjechał do miasta.

– Co to, do Regnara, było? – syknął Orion, kiedy odjechali nieco dalej od bramy.

– Witamy w Janeve – odburknął Olaf.

– Skąd wiedziałeś? – zapytała Elein.

– Jedynie w Janeve witają się uściskiem dłoni – odparł brodacz, rozglądając się subtelnie wokół. – Zwyczaj ten bierze się z łapówkarstwa. Mężczyzna, który wszedł przed nami, wręczył strażnikowi miedziaka.

Orion zacisnął usta. Nie zauważył tego i nie był z tego powodu szczęśliwy. Gdyby nie Olaf, prawdopodobnie spędziłby pod bramami miasta całą noc. Musiał obserwować i uczyć się, dopóki jeszcze mógł.

– Niech to szlag. – Usta Elein wykrzywił niesmak. – Dopiero jesteśmy, a już mam ochotę urwać Rupertowi łeb.

– Musiałabyś ubić połowę strażników – odparł Olaf. – Czego nie polecam. Polecam natomiast nauczyć się tutejszych porządków. Samotny strażnik zwykle jest okazją do przekupstwa. Kapitanowie pozwalają w ten sposób swoim ludziom zarobić na boku, kiedy sami oddają się przyjemnościom. Aczkolwiek niekiedy można się przejechać. Dlatego zanim wręczycie komuś łapówkę, upewnijcie się, że jest to właściwy człowiek.

Orionowi nie spodobało się to stwierdzenie, zwłaszcza że Olaf rzucił je z taką pewnością, jak gdyby kolejna potrzeba przekupstwa czyhała tuż za rogiem.

– Dokąd się kierujemy? – zapytała Elein.

– Do dzielnicy Handlowej – odparł Olaf. – Mamy pieniądze, a ja nie chcę wystawiać waszych temperamentów na próbę.

– Wierzysz strażnikowi? – zdziwił się Orion.

– Nie powiedział mi niczego, czego sam bym nie wiedział – wyjaśnił Olaf. – Im bliżej serca miasta, tym bezpieczniej. Jest to ogólne prawidło.

Orion przytaknął, po czym skupił się na otoczeniu. Cała drużyna musiała ustawić się gęsiego, by przejechać ciasnymi uliczkami pełnymi domów o piętrach wystających schodkowo ponad parter. Gdzieniegdzie w szarych oknach lub jeszcze otwartych okiennicach migotało światło, równoważąc tym samym zapadający zmrok. Rycerz pozdrowił gestem mieszczanina ze świecą, który zamarł przy parapecie. Ten skwapliwie odwzajemnił powitanie, następnie trzasnął okiennicą.

– Zapraszam, by ulżyć lędźwiom.

Orion uniósł się w siodle, akurat w porę, by wypatrzeć półnagą pannę wdzięczącą się w otwartych drzwiach przybytku bez szyldu.

– Innym razem – odparł Olaf, gestem zachęcając towarzyszy do dalszego ruchu.

Usłuchali, lecz pierwsze zdarzenie zapoczątkowało lawinę następnych. Brukowana ulica robiła się coraz szersza, a także tłoczniejsza. Zakapturzeni jegomoście znikali w oświetlonych, lecz bezimiennych gospodach, przed którymi „straż" pełniły bardziej rozebrane niż ubrane niewiasty. Tym razem luźne odzienia na szczęście zasłaniały kluczowe „części", co niezmiernie ucieszyło Oriona.

– Gdzie jesteśmy? – szepnęła Elein, rozglądając się wokół.

– Dzielnica uciech – odparł Olaf.

– Nawet mi nie mów, że chcesz się tu zatrzymać – syknęła.

– Panienko – jęknął brodacz. – Dlaczego miałbym się tu zatrzymać?

– Już ty dobrze wiesz dlaczego...

– Nie mam zamiaru tu nocować – zapewnił Olaf. – W takich miejscach...

– Nikt nie przyjmuje gości na dłużej niż kilka godzin – dokończył Orion.

– Kolejny doświadczony – prychnęła.

– To nie tak, jak myślisz. – Orion pragnął odciąć swój wredny język i utopić w głębinach rzeki Korin. – W Gwynntonian istnieje pewna dzielnica, która nazywa się Trójkątna i razem z Lan...

– Nie chcę tego słuchać – urwała dziewczyna.

Orion zacisnął usta. W dzielnicy Trójkątnej przede wszystkim chodziło o hazard i dobrą bitkę. W odróżnieniu od Edmunda nigdy nie odważył się skorzystać z usług ladacznic, jednak z jakiegoś powodu czuł, że musi się wytłumaczyć, i to natychmiast.

– Nigdy nie byłem z kobietą – wyznał. Łypnął na trzęsącego się ze śmiechu Olafa i się skrzywił. Źle to ujął...

– Masz szansę to zmienić, rycerzyku – zaproponował głos słodki jak plaster miodu. Orion znalazł oczami półnagą niewiastę, która mamiła go wskazującym palcem. – Chodź do mnie. Chodź i skosztuj rozkoszy.

– Chyba nie kłamie, panienko. – Olaf odchrząknął. – Pokraśniał jak niewiasta.

Elein, ku zaskoczeniu Oriona, nie skorzystała z okazji do zaczepki, tylko skinęła głową z aprobatą.

– Wynośmy się stąd – oznajmiła. – Mam dość tego miejsca.

– Zniewieściały, woli mężczyzn! – prychnęła ta sama ladacznica, szturchając łokciem w bok swoją towarzyszkę.

Elein zawróciła konia i przypuściła szarżę na przestraszone dziewczyny, które z piskiem skryły się w przybytku. Zatrzymała się dopiero przed samymi drzwiami zamkniętymi w pośpiechu.

– No to dłużej sobie nie popatrzymy... – westchnął Olaf, wodząc tęsknym spojrzeniem od kobiety do kobiety. Spiął konia, przechodząc w leniwy galop.

Orion udał się jego śladem. Obejrzał się i z ulgą dostrzegł, że Elein zostawiła prostytutki w spokoju i podążała za nim. Wybrała odpowiedni moment na odwrót, gdyż już słyszał podniesione głosy tętniące złością. Rozróżnił obelgi i pomstowania, lecz nie wyłapał zgrzytania stali czy też stukania obcych kopyt. Odetchnął z ulgą. Po stokroć wolał przykre słowa w odwecie niż zatarg z właścicielem burdelu.

Drużyna zwolniła, wyjeżdżając poza oświetlone domostwa. Chwilę błądzili w gęstniejącej ciemności, aż wreszcie dostrzegli pierwszy szyld oświetlonej pochodnią gospody, na którym znalazł się rysunek kufla z pianką. Olaf zeskoczył z konia i wszedł do środka. Wrócił jednak podejrzanie szybko.

– Co się stało? – zapytała Elein.

– Przypomniałem sobie, że kiedyś zalazłem gospodarzowi za skórę – odparł Olaf, marszcząc czoło. – Stare dzieje, ale kto wie czy nie chowa urazy?

Elein przewróciła oczami. Drużyna niezwłocznie ruszyła dalej.

Schemat się powtarzał. Dostrzegali oberżę, Olaf wchodził do środka, po czym wychodził, rzucając kolejne wymówki. Tam śmierdziało, a tu strawa była niesmaczna, a w tym miejscu kiedyś został okantowany. Za drogo! Podejrzanie tanio. Tu niby w porządku, ale coś mało gości.

Orion ziewnął i zerknął z nadzieją na kolejny szyld. Tym razem przedstawiał złotą koronę okraszoną klejnotami z podpisem „Królowa". Olaf zsiadł z konia i zniknął za drzwiami gospody, pozostawiając rycerza sam na sam ze znużeniem.

Orion się rozejrzał. Musieli znajdować się blisko centrum miasta. Świadczyły o tym czyste ulice, patrole strażników oraz zadbane domy. W oddali wypatrzył kontury wznoszącej się wieży zegarowej, która musiała być zapewne częścią ratusza.

– Słowo daję, jeśli tym razem coś mu nie będzie pasowało... – mruknęła Elein.

Orion podzielał jej irytację. Postanowił, że gdy już zgubi towarzyszy, wybierze gospodę, kierując się ceną i ustronnością. Ta myśl sprawiła, że ścisnęło mu się w żołądku. Czyżby już zdążył się przywiązać? Bardzo, ale to bardzo nie chciał, aby to okazało się prawdą.

– No i gdzie on jest? – niecierpliwiła się Elein. Zeszła z konia, uchyliła drzwi i zajrzała do środka. – Poczekaj chwilę – poprosiła, po czym wmaszerowała do gospody niczym burza.

Orionowi nie spodobał się waleczny ton dziewczyny. Brzmiał jak zapowiedź kłopotów. Zeskoczył na bruk, podbiegł i zatrzymał się z dłonią na kołatce. Co on najlepszego wyprawia? Właśnie nadarzyła się doskonała okazja, żeby uciec! Powinien z niej niezwłocznie skorzystać i zgubić niechciane towarzystwo!

A jednak coś go powstrzymywało. Nie wykorzystał szansy. Uchylił drzwi i zajrzał do środka oberży, przekonując samego siebie, iż przegrał wyłącznie z ciekawością. Gwar natychmiast sięgnął uszu. Za każdym stolikiem spoczywali mieszczanie, mieszczanki, a niekiedy szlachcice i szlachcianki. Zapach strawy pobudził pusty żołądek rycerza. Miał dość przebierania w gospodach. Pragnął usiąść, zjeść, a później położyć się na miękkim posłaniu!

Gdzie się zapodział cholerny Olaf?! Odpowiedź znalazł przy ladzie, którą zawzięcie szorowała niska kobieta w zielonej sukni. Jej gęste, kasztanowe loki falowały przy najsubtelniejszych ruchach głowy, a serdeczny uśmiech zdawał się nie opuszczać okrągłej twarzy o przyjemnej dla oka symetrii. Lecz nie na tym Olaf zawiesił wzrok. Ani na żwawych ruchach karczmarki, które świadczyły o dobrej kondycji i to pomimo lekkiej puszystości sylwetki. Brodacz zawzięcie gapił się na ogromny biust gospodyni uwypuklający wyszyty wzór korony w taki sposób, że opasała pierś niczym obręcz beczułkę.

Orion zacmokał. Skoro nawet on widział rozmazane spojrzenie Olafa, co sobie myślała owa karczmarka? Jednakże im dłużej obserwował kobietę, tym bardziej odnosił wrażenie, jakby nachalny wzrok przyjaciela nie przeszkadzał jej w najmniejszym stopniu.

Czy właśnie nazwał Olafa przyjacielem? Nie zdążył nad tym się zastanowić, ponieważ na scenę wkroczyła Elein. Dziewczyna oparła się o ladę tuż obok Olafa i trąciła go łokciem w bok, wyrywając tym samym z letargu. Gospodyni grzecznie się ukłoniła i coś zaproponowała. Elein się zawahała, zerknęła raz jeszcze na Olafa, który również coś odpowiedział i poklepał ją po ramieniu. Wojowniczka kiwnęła, po czym udała się do wyjścia.

Orion się cofnął i cierpliwie zaczekał, aż Elein wynurzyła się z gospody, zamykając za sobą drzwi.

– Dostaliśmy zniżkę. – Zawahała się. – Jest już późno, dlatego skorzystamy z niej. A jutro... Jutro zmienimy lokum.

– Wygląda na to, że wyłącznie „Królowa" spełniła wszystkie wymogi Olafa – stwierdził rycerz z przekąsem. – Jesteś pewna, że chcemy poświęcić kolejny dzień na dalsze szukanie?

– Nie jestem – przyznała.

– Czemu zatem chcesz zmienić miejsce?

Elein otworzyła usta, lecz nie spieszyła się z wyjaśnieniami. Wreszcie westchnęła i oznajmiła:

– Wprowadźmy lepiej konie.

Nie czekając na Oriona, udała się do ogromnych dwuskrzydłowych drzwi, ciągnąc za sobą siwą klacz. Rycerzchwycił pozostałe wierzchowce za uzdy i ruszył za nią.

Wkrótce już przechadzał się po swoim nowym pokoju. Musiał dobrze poznać kolejne tymczasowe miejsce, które tym razem współdzielił z Olafem. Sądził, że w ten sposób Elein próbowała mieć na niego oko. Powinien być tym faktem rozdrażniony, lecz cieszyło go towarzystwo. Zajmowanie całego pomieszczenia samemu zdawało się rozrzutne, nienaturalne oraz... samotne. Ledwo dokończył myśl, a już karcił się kolejną. Wszak Elein zajęła calusieńkie sąsiednie pomieszczenie. Potrzebowała ustronności, choćby po to, żeby móc w spokoju się przebrać.

Orion zerknął na pryczę, na której powinien znajdować się Olaf. Jeszcze chwila, a spróbuję ucieczki tylko po to, aby go czegoś nauczyć. Stłumił jednak tę pokusę. Elein zachowywała się nazbyt czujnie. Najpewniej nawet teraz nasłuchiwała kroków. Ciekawe, jak ścisły związek miało to z dziwnym zachowaniem Olafa?

Podszedł do okna i przyjrzał mu się z zainteresowaniem. Otwierające się do środka okiennice zasłaniały tę przeszkloną część. Dwie mniejsze okienniczki znajdowały się wyżej i nieco głębiej. Otworzył jedną i natychmiast poczuł na twarzy zimne powietrze. Skorzystał ze swojego wzrostu i wyjrzał na zewnątrz. Na wprost rozciągały się równe rządki skośnych dachów, a na dole twardy bruk, po którym przemykali ludzie.

Zamknął okienko i ponownie rozejrzał się wokół. Musiał przyznać Olafowi, że wybrał doskonale. Po raz pierwszy bytował w tak schludnych warunkach poza domem. Posłania były czyste na obu pryczach, drewniana podłoga niemal błyszczała w płomieniach świecy, której w dodatku nie musieli kupować. Gospodyni po prostu wręczyła im dwie jak gdyby nigdy nic.

Usiadł na krześle przy dębowym stole i zmierzył wzrokiem potężną szafę. Mógłby rozpakować juki i wyłożyć tam całą zawartość, a miejsca starczyłoby na drugie tyle. Oczywiście nie zrobił tego. Musiał być gotów do ucieczki, i to w każdej chwili. Tylko czemu nie zbiegł, kiedy nadarzyła się możliwość?

Umknął przed odpowiedzią na korytarz. Zamknął ostrożnie drzwi i w tej samej chwili usłyszał skrzypienie zawiasów. Obejrzał się. Elein zatrzasnęła kłódkę, bez słowa udała się do schodów, gdzie zatrzymała się na moment i spojrzała na niego pytająco.

Orion również zamknął drzwi na kłódkę, schował kluczyk do sakiewki i ruszył za nią. Czas ocucić Olafa z czaru zbyt pięknej gospodyni.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top