Cześć 11

Staruszka gdyby nigdy nic, zeszła na dół i poszła do kuchni. Poszedłem za nią.
- Oo Dylan, chcesz herbatę?
- Nie chce! Czy mogła by mi pani powiedzieć czego pani szukała na górze?
- Ja? Nigdy w życiu nie byłam u was na piętrze. Chłopcze w moim wieku wejście po tylu schody to wielkie wyzwanie. Musiało ci się coś przewidzieć.
- Nic mi się nie wydawało widziałem, że schodziła pani po schodach.
- Chłopcze nie ładnie wygadywac głupstw! Starczy. - Marianna ze złoszczona wyszła z domu, usiadła w ganku na bujanym fotelu i patrzyła w niebo. Po jakimś czasie zawołała mnie do siebie. Przeprosił za to, że podniosła głos na mnie. Poprosiła żebym posiedzial z nią przez chwilę. W pewnym momencie zobaczyłem, że kobieta usunęła. Zacząłem się jej przyglądać. Zobaczyłem, że kobieta na rękach ukrywa wiele blizn. Gdy odwróciła się na drugi bok zauważyłem, że ma tatuaż lecz nie widziałem jaki bo rękaw go zasłaniał. Zaciekawiony podeszłym chcąc zobaczyć co to takiego ma wytatułowane. Gdy próbowałem odsłonić rękaw, kobieta się przebudziła.
- Chłopcze, co ty robisz?
- Nic, naprawdę nic. Po prostu chciałem...
- Co takiego?
- Chciałem panią przykryć.
- Jak miło z twojej strony ale ja już muszę iść załatwić coś . Dowidzenia Dylan.
- Dowodzenia.
Kobieta pomachała i poszła przed siebie. Postanowiłem pójść za nią i zobaczyć co ona miała załatwić.
Kobieta godzinę czasu spędziła w lesie na zbierając jakieś zioła i nie tylko, nastepnie udała się do swojego domu. Zostawiła żeczy przed domem. Do ręki wzięła nie wielka siekiere. Poszła za tył chaty. Musiało pójść za nią więc schowałem się za krzewem. Tam zobaczyłem jak kobieta zabija kurczaka. Poszła przed dom zabierając go ze sobą. Krew jego spuścił do miski a po chwili wymieszala ją palcem i pomalowała sobie nią twarz. Weszła do środka. Żeby co kolwiek zobaczyć musiałem podejść do okna, bo z daleka nie było nic widać. Zobaczyłem coś w co nie mogłem uwierzyć.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top