Prolog

Drzwi gospody otworzyły się gwałtownie, ukazując sylwetkę kogoś  stojącego w przejściu. Do pomieszczenia wdarł się podmuch zimnego powietrza, jednak nawet ono nie mogło zabić unoszące się w pomieszczeniu smrodu alkoholu oraz przypieczonego tłuszczu. Wszyscy zebrani zamarli. Zapanowała zupełna cisza, przerywana tylko trzaskaniem drew w ognisku. Przybysz wszedł do środka bez słowa. Czarny płaszcz zakrywał jego twarz, nie pozwalając nikomu rozpoznać kim jest. Wszyscy wrócili do przerwanych zajęć, więc zapanował typowy w tego typu miejscach gwar pełen pijackiego bełkotu. Tajemnicza postać  podeszła do baru i usiadła na jednym ze stołków, prosząc tubalnym głosem o trunek, którego nazwa widniała na tabliczce nad kontuarem. Po chwili do nowo przybyłego dosiadł się jeden ze skrzatów. Jednak trzeba zastrzec, że skrzaty wcale nie wyglądają jak te urocze istotki z pocztówek ze Świętym Mikołajem: mają zielonkawą skórę usianą brodawkami, garby, ogromne nosy, łyse głowy, małe oczka, ciemne jak węgielki, siwe włosy wystające z uszu i są niezwykle niskie. Jednym słowem: ich twarz z pewnością przysporzyłaby ci niejednego koszmaru sennego.

Skrzat powiedział szeptem, nachylając się do zakapturzonego sąsiada:

-Wszystko załatwione.

-Jak długo jej nie będzie?

-Miesiąc, jeśli dobrze pójdzie, trzy tygodnie, jeśli gorzej. Nie licz na więcej. 

-To aż nad to. Dziewczyna wie?

-Nie.

-Nawet lepiej. - w tym momencie barman postawi na ladzie kieliszek z trunkiem. Klient wypił zawartość naczynia jednym haustem, odstawiając je z głośnym brzękiem.

-A twój syn?- stworowi odpowiedziało milczenie- Nie wierzę, że jeszcze mu nie powiedziałeś. Za cztery tygodnie kończy szesnaście lat. Wiesz dobrze co się wtedy stanie.

-To  moja sprawa.

-To sprawa nas wszystkich. Jeżeli przepowiednia nie kłamie...

-Wtedy  nasze życie się zmieni. Tak, wiem. Nie musisz mi tego powtarzać. Ale to może oznaczać jego śmierć.

-Czym jest jedno istnienie w porównaniu z tysiącami innych?

-Nie poświęciłbym go nawet dla milionów.

-Wtedy ja będę zmuszony to zrobić.

-Tylko spróbuj. Nie chcesz mieć we mnie wroga.- w głosie mężczyzny zabrzmiała ostrzegawcza nuta.

-Zostawmy na razie ten temat.- odpuścił wielkonosy-  Jest coś ważnego, o czym muszę ci powiedzieć.

-Tak?

-Któryś z moich ludzi wygadał się przed Porcelankami. Planują zamach.

-Próbowałeś z nimi negocjować?

-Tak, ale są nieustępliwi. Będziesz miał ich  na karku.

-Niech sobie biorą co chcą: kryształy, złoto, srebro, jedwabie.  Zależy mi tylko na dziewczynie.

CDN



Co  wy na to? Podoba się? Jeśli tak to gwiazdką lub komentarzem nie pogardzę :) Trzeba motywacji do napisania kolejnego rozdziału.




Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top