9. Mam serce zimne jak lód...tyle, że lód topnieje

Jak huragan wpadłem do podziemnego "gabinetu pielęgniarki". Tikki spojrzała na mnie zaskoczona, przykładając jednocześnie mokry ręcznik do czoła blondynki. Podszedłem do nich i brutalnie odepchnąłem siostrę, tak, że upadała na ziemię.

-Co ty wyprawiasz, wariacie?!- zbeształa mnie, podnosząc się z podłogi, z niejakim trudem. Nie zawracałem sobie jej wrzaskami głowy. Była ode mnie sporo niższa i słabsza, więc bez przeszkód zagrodziłem jej drogę do księżniczki. Szatynka jeszcze przez chwilę próbowała dojść do podopiecznej, ale po chwili odsunęła się czerwona z wściekłości. Wiedziałem, że ma ochotę zdzielić mnie trzymanym ręcznikiem po głowie, jednak wygrała w niej pokusa, by zobaczyć co zrobię.

Adrianna chyba była nieprzytomna. Leżała bez ruchu, pomimo całego harmidru jaki przed chwilą spowodowałem. Jej  blada cera sprawiała, że przypominała jednego z trupów leżących piętro wyżej. Na czole dostrzegłem kropelki potu, jasne loki  leżały rozsypane na poduszce, zielone oczy zakryły powieki, ciemne rzęsy rzucały cień na policzki pozbawione naturalnych rumieńców. Dłonie spoczywały bez ruchu na pościeli, przez jasną skórę mogłem dostrzec niebieskie żyły. Czoło rannej oplatał bandaż, kiedyś biały, teraz zabarwiony lekko na czerwono.

-Ma wysoką gorączkę. - odpowiedziała na niezadane pytanie moja siostra.

-Dlaczego?- warknąłem. Tak naprawdę zupełnie mnie to nie interesowało, ale musiałem jakoś odwrócić uwagę dwudziestu-jednolatki od noża po który sięgałem, nadal wpatrzony w żmijkę, pilnując, by nie obudziła się nagle, niszcząc moje plany.

-Zgaduję, że od nadmiernego używania czarów. - oświadczyła zupełnie spokojnie, jakby czary były nieodłączną częścią naszego życia, a nie śmiercionośną bronią odpowiedzialną za morderstwo tysięcy z nas-zgnębionych ludów. Czas położyć temu kres, czas się odegrać za te lata, za niewinne dzieci płonące na stosach, za zrozpaczone matki, za poległych w walce mężów, za Aleksa...

-Uroków ci się zachciało, co, gnido?- syknąłem do nieprzytomnej nastolatki, tak by krewna nie miała szans mnie usłyszeć.

-Chwila, co ty robisz?!- wrzasnęła moja, przerażona siostra na widok ostrza noża, błyszczącego w świetle lamp. Właśnie unosiłem je nad leżącą dziewczyną, ściskając oburącz, jak podczas oficjalnego składania ofiar. Już chciałem wykonać ostateczny ruch, kończący marny żywot tej wątłej postaci, gdy coś gwałtownie szarpnęło mnie do tyłu. Tikki. Pociągnęła mnie za ramiona w swoim kierunku, z niezrozumiałych dla mnie przyczyn broniąc tej czarodziejki.

- Po czyjej ty jesteś stronie?!- wydarłem się na nią, obracając się do niej twarzą. Nadal nie opuszczałem noża. Kobieta złapała się za biodra i pochyliła wyzywająco, jakby rzucała mi wyzwanie. Patrzyłem na nią z góry, zdumiony. Nigdy wcześniej nie postawiła mi się tak otwarcie. Zdałem sobie sprawę, że mam otwarte usta, więc szybko je zamknąłem.

-Po właściwej! Chcesz zabić bezbronną dziewczynę!

-To potwór w elfiej skórze!

-Uratowała ci życie!

-Tak twierdzi!

-Sama widziałam!

-Rzuciła na mnie urok!

-To nie ona!- zamarłem, a oddech ugrzązł mi w piersi. Potrzebowałem sekundy by przetrawić informacje zanim się odezwałem.

-Co?- zapytałem cicho. Jednak moja rozmówczyni jedynie spuściła głowę, unikając odpowiedz.

-Gadaj!- wkurzyłem się. Nadal milczała, a grzywka ścięta pod linijkę zasłaniała mi widok na jej twarz- Bronisz jej!- zrozumiałem- Łgasz! Kłamiesz! Po prostu nie chcesz bym ją zabił!- nie zaprzeczyła ciskanymi przeze mnie zarzutami, co uznałem za potwierdzenie-Niepotrzebnie się wysilasz. Jeżeli nie załatwimy ich pierwsi oni załatwią nas, nie rozumiesz? Pora wyjść z cienia. - odwróciłem się z powrotem do nieprzytomnej. Nadal trwała nieporuszona, jak królewna śnieżka. Brakuje tylko szklanej trumny, ale to można z łatwością załatwić.

Nóż trzymałem pół metra nad jej sercem, chcąc idealnie wycelować i zakończyć to jednym, płynnym ruchem. Już miałem to zrobić, ale...nie dałem rady. Patrzyłem na tą zastygłą w spokoju, nieruchomą minę. Przypominała anioła, który zagubił się na ziemi. Chwila! Stop! O czym ja myślę! Dlaczego nie umiem jej zabić? Dlaczego, skoro wcześnie nie stanowiło to problemu? Stałem tam, jak ciołek, niezdolny do zabrania noża lub wbicia go w cudze serce, jak na moście, zarzuconym nad przepaścią, niezdolny by przejść na którąś ze stron. Tym razem nie krępowała mnie magia, ani nic fizycznego. Tym razem była to moja psychik, która z jakiś dziwnych przyczyn postanowiła akurat teraz wyrobić sobie sumienie i litość, a nie podczas minionych szesnastu lat! To samo w sobie stanowiło przykład ogromnego pecha. Myślałem, że ta  sytuacja nie może być już gorsza, ale jak zwykle się przeliczyłem.

Los chciał, że akurat ten moment elfka wybrała na powrót z krainy nieprzytomności. Na początku  patrzyła na otaczającą ją scenę nieprzytomnym wzrokiem, jakby nie do końca rozbudzona. A potem zaczęła krzyczeć. Nic dziwnego. Też bym tak zrobił, gdybym od razu po odzyskaniu przytomności zobaczył mordercę pochylającego się nade mną z nożem i groźną miną. Tym jestem w jej chwilowo szeroko otwartych oczach: mordercą, psychopatą, wrogiem, zagrożeniem. Z pokręconych przyczyn, znanych tylko Bogu ta myśl wydawała mi się bolesna.

Chciałem się wycofać i pozostawić siostrze uspokajanie oraz pocieszanie nastolatki. Zgadywałem, że aż się do tego paliła. Jednak coś pokrzyżowało mi plany. A raczej ktoś. Konkretnie ta podła żmija wykorzystała swoją moc i uniosła mnie kilka metrów w górę, tak, że głową dotykałem sufitu. Zupełnie pokonałem wszelkie prawa grawitacji, jednak szok był zbyt wielki, by upajać się tym fascynującym doświadczeniem. Obserwowałem z góry jak Adrianna niezwykle żwawo podrywa się z łóżka i przytula do Tikki, pomimo, że wyraźnie ledwo stoi na nogach. Przez cały czas patrzy  na mnie z lękiem.

-Postaw mnie na ziemię!- krzyczę zdenerwowany. Ku mojemu zaskoczeniu księżniczka spełnia polecenie i po chwili stoję na twardej ziemi.

-Przepraszam, to nieświadomie.- tłumaczy cichutko, nadal wtulona w kobietę, która matczynie otula ją ramionami. Mam nadzieję, że zaskoczenie nie jest widoczne na mojej twarzy. ONA przeprasza MNIE, mimo tego, że byłem o krok od odebrania jej życia? Niestety, słowa, które wychodzą z moich ust są zgoła inne od myśli.

-Myślisz, że się na to nabiorę?- rzucam wrednie.

-Naprawdę!- broni się nienaturalnie piskliwym głosem, mocniej zaciskając palce na czerwonej sukience w kropki- Nasza magia jest we krwi. Jeśli jesteśmy ranni wraz z krwią wydostaje się moc. Często skutkuje to niekontrolowanym użyciem czarów, tak jak teraz. - spojrzałem na jej bandaż, mrużąc oczy.

-Jakiego typu czary?- pytam podejrzliwie, mrużąc oczy.

-Zależy od stopnia krwawieni. Przy zwykłych zadrapaniach czy nacięciach nic się nie dzieje, ale przy większych ranach może się zdarzać...na przykład latanie, jak teraz, tworzenie tarczy, unieruchamianie, rzucanie słabych uroków...

-Uroków?!- wiedziałem, że to jej sprawka, nawet jeśli przypadkowa.

- Naprawdę słabych!- zaciska oczy i wtula głowę w ramię mojej krewnej. Aż tak się zlękła, że nie chce na mnie patrzeć? Czy tylko znowu zrobiłem jedną z tych sławnych min pod tytułem: wypruję ci flaki twoimi własnymi rękami? Mam szczerą nadzieję, że raczej to pierwsze.- Jak pojawienie się kilku brodawek lub powiększenie zębów. Nie trwają dłużej niż tydzień. I na pewno nie mogą powodować bólu. To nie ja!- Tikki patrzy na nas, nic nie rozumiejąc, ale wystarczy, że nasza dwójka wie o co chodzi. Domyśliła się, wie, że nadal ją podejrzewam. Kłamie, by ratować własny tyłek, czy mówi prawdę? No bo jeśli to nie  ona, to kto? Nigdy wcześniej nie miałem bezpośredniego zetknięcia z magią, a bóle zaczęły się po pojawieniu się ducha. Zrobiła coś wtedy i nie chce się przyznać? A może to jednak to widmo?

No cóż, nie wygląda na to, bym miał się tera czegoś dowiedzieć. Nastolatka wygląda jak siedem nieszczęść, a zachowuje się jak zlękniony jelonek. Muszę poczekać aż się ogarnie.

-Dobra, uznajmy, że ci wierzę. A teraz się kładź, bo zejdziesz na zawał.- rzuciłem oschle.  Otworzyła zielone oczy i  lekko skinęła głową. Szatynka pomogła jej dojść do łóżka i okryć się kołdrą. Rzuciłem im ostatnie spojrzenie i wyszedłem.

CDN

Hejo, kosmoluki!

Taki obrazek Adrianny, bo nie mam co wstawić.  Postanowiłam w końcu rozwinąć trochę wątek romantyczny, o ile to możliwe w tym układzie XD Tak bardzo zmotywowały mnie wasze komentarze pod poprzednim rozdziałem, że jak najszybciej wzięłam się za drugi.

Alert, spoiler!: w kolejnej części może pojawić się pewna Nathalie, ale tylko może. Jeszcze nie wiem. Co wy na to? A tak poza tym, chcielibyście maraton w niedzielę? Kilka rozdziałów pod rząd? Czekam na odpowiedzi w komach i na gwiazdki!

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top