6. Miłość od pierwszego uderzenia
Siedziałam jak wmurowana. Ona wiedziała. Wiedziała i chciała mnie zabić. Te zamglone oczy, mimo, że nie widziały, zdawały się przewiercać mnie na wylot.
Jakim cudem?! Po czym się domyśliła?! Czymś się zdradziłam?!
Czułam jak serce mi wali, kiedy nastolatka sięgała pod narzutę, prawdopodobnie by wyciągnąć broń, którą chciała mnie zabić. Spróbowałam przywołać swoją moc, ale nie dałam rady. Czemu? Dopiero po chwili dotarł do mnie oczywisty fakt: dziewczyna mieszkała w jednym z rzadkich Fairy Tree. Były to pradawne rośliny, tak potężne, że swoją magię hamowały nadprzyrodzone umiejętności istot żywych. Swego czasu ludzie robili ich masową wycinkę, podczas czwartej wojny między ludźmi, a elfami. Robili z owego drewna broń, ściany cel, pancerze, i w ogóle wszystko. Hamowało to moce mojego gatunku, nie pozwalając na użycie jedynej broni. Wówczas wielu naszych zginęło, w wyniku czego ludzie wygrali. Był to jeden, jedyny przypadek w całej historii.
W efekcie wycinki na całym kontynencie pozostało zaledwie kilka z owym cudownych rośli. Zwykle gospodarowały w nich skrzaty, które dzięki niezwykłym właściwościom roślin unikały prześladowań ze strony ludzkich dzieci, bardzo lubujących w dręczeniu małych przedstawicieli niższych ras. Nina zapewne nie bez powodu wybrała akurat to miejsce na swoje mieszkanie. Cwana bestia.
Serce waliło mi jak szalone. Byłam bezbronna, na obcym terenie i czekało mnie starcie z wariatką. Do tego błądzenie w puszczy, pełnej pułapek, morderczych gałęzi czy dziur w ziemi jak i zjazd do nory z bolesnym lądowaniem zostawiły po sobie masę siniaków oraz dreobniejszych ran utrudniających poruszanie się.
Nagle Marin poderwał się na nogi i stanął przede mną rozpościerając ręce. Dopiero po chwili zrozumiałam, że ma zamiar mnie osłaniać, bronić. Odczułam zaskoczenie. Wprawdzie byliśmy przyjaciółmi, ale nadal wydawało mi się dziwne kiedy wykazywał jakąś dobrą wolę. Trudno wymazać z pamięci obraz chłopaka jakim był wcześniej-zaledwie miesiąc temu. Obraz w jakim próbował mnie zamordować czy zastraszyć przy każdej możliwej okazji. Tak diametralnie się zmienił. Gdyby na początku mojej niewoli ktoś mi powiedział, że ten chłopak jest taki troskliwy, opiekuńczy, odważny (wcześniej ową odwagę uważałam za szaleństwo) itp, wyśmiałabym go. A jednak. Aczkolwiek jeszcze bardziej bym się zdziwiła gdyby ktoś mi powiedział, że swego czasu go polubię i to nawet całkiem mocno.
-Ona nie jest elfką. To człowiek. Inaczej bym ją zabił.- powiedział stanowczo brunet, podczas gdy ja rozglądałam się za możliwymi drogami ucieczki. Niestety: jedyne wyjście widniało za plecami dzikuski, więc nie mieliśmy szansy się przedrzeć bez wcześniejszej walki. Kiedy, jak już wspomniałam, walka nie była najlepszym pomysłem.
-Nie wciskaj mi kitu, Rozbójniku. Myślisz, że jestem głupia? Że przez przypadek zamieszkałam tak niedaleko pałacu? Że porwałam przyjaciela jej najbliższego znajomego, bo się napatoczył? Błagam. Planuję to od dawna. Miałam wprawdzie nico inną koncepcję zabójstwa, chciałam też za jednym zamachem załatwić królową, jednak trzeba korzystać z okazji. Do ciebie nic nie mam. Jeśli się odsuniesz i dasz mi pomścić moją matkę oraz oczy pozwolę tobie wraz z tamtym chłopakiem odejść wolno.
-Ale jak mnie rozpoznałaś?-grałam na czas. Miałam nadzieję, że ja albo Marin podczas jej wyjaśnień coś wykombinujemy.
-Eh...sądziłam, że następczyni tronu jest trochę inteligentniejsza. Podczas mieszkania w elfickim mieście, gdy byłam zdana na zmysły słuchu, smaku, węchu i dotyku nauczyłam się rozróżniać poszczególne osobniki po rodzaju wytwarzanej przez nich magii. Energia twojej matki ma specyficzny zapach, nie do pomylenia z żadnym innym: niepowtarzalnie potężna oraz przesiąknięta smutkiem, goryczą, żałobą po stracie męża. Jednak podczas wędrówki ani razu nie czułam twojej mocy. A powinnam. Zastanawiałam się czy przypadkiem nie zmarłaś, jak ojciec, jednak wszelkie moje wątpliwości zostały rozwiane kiedy trafiłam pod sam budynek. Osłona. Ona nie tylko broniła was przed intruzami, lecz również ukrywała przed światem jak potężna jesteś. Dokładnie wiedziałam kiedy czarownica rozproszyła ową osłonę, ponieważ zapach twojej energii w trybie natychmiastowym rozniósł się bardzo daleko, tak mocną wonią jakiej jeszcze nigdy wcześniej nie czułam. Jesteś potężną elfą. Zapewne najpotężniejszą w dziejach. Wiesz czemu? Ponieważ twoja krew nie jest czysta...
-Co?-czy to był rodzaj obrazy?
-Jesteś mieszanką gatunkową. Gen jakiegoś dalekiego przodka, nie należącego do twojej rasy, dał o sobie znać dopiero w tym pokoleniu. Wydaje mi się, że należy do Kotołaka...
Zanim Nina dokończyła wypowiedź, a ja zdążyłam przetrawić fakty gdzieś z tyłu rozległ się bojowy okrzyk. Chwilę potem Al (już wiedziałam ile trwa pięć minut słonecznych) rzucił się na nastolatkę, która gwałtownym ruchem wyjęła spod narzuty czarne ostrze, stworzone z nieznanego mi surowca, szykując się do odparcia ataku. To co zobaczyłam chwilę później wydawało się nierzeczywiste.
Chłopak i dziewczyna walczyli jak lwy. Ja i Marin wodziliśmy za nim przerażonym wzrokiem, totalnie nie ogarniając sytuacji. Wyglądali jak dwie smugi. To tu, to tam. Gdzieś bryźnie krew, ktoś krzyknie, ktoś inny uderzy o ścianę. Cofnęliśmy się jak najdalej, by nie zostać stratowanymi podczas ich żywiołowego pojedynku. Jedyne co dało się wyróżnić bez większego problemu były głosy: Rozbójnik krzyczał wojowniczo basem, zaś jego przeciwniczka stękała swoim altem, podczas otrzymywania ciosów. Co chwila rozlegał się też szczęk metalu, zapewne kiedy oboje ścierali się nożami.
Nigdy wcześniej nie widziałam TAKIEJ walki. Gdzie walczyli równy z równym, dorównujący sobie siłą i umiejętnościami. Czegoś takiego nie da się zapomnieć. Tego bojowego tańca, pełnego iskier, energii, emocji.
Nie wiem ile to trwało. Może minutę, a może godzinę. W każdym razie faktem pozostaje, że w końcu się zatrzymali. Zasapani, zlani potem od stóp do głów, pokaleczeni i zmęczeni. Al trzymał się za ranną rękę, natomiast jego przeciwniczce po czole spływała czerwona stróżka, kapiąca na jej ubranie, tworząc plamy. Zapewne już nigdy ich nie odpierze. Chyba mieli remis. Nagle stało się coś czego nikt się nie spodziewał.
Na naszych oczach Nina złapała szesnastolatka za przód ubrania, przyciągnęła do siebie i pocałowała.
Zamarłam z rozdziawioną buzią. Marin zbladł gwałtownie, a jego przyjaciel wpatrywał się w dziewczynę zaskoczony, by po chwili oddać pocałunek. Stali tak, o się jak gdyby nigdy nic. Coraz namiętniej okazując sobie uczucia. Podczas gdy mi po głowie krążyło jedno i to samo pytanie: CO TU SIĘ DZIEJE?!
-Oszaleli.-szepnęłam do przyjaciela. Wydawał się nie mniej zszokowany ode mnie.
-Najprawdopodobniej. - powiedział, drżącym głosem. Może nawet znosił to gorzej ode mnie. W końcu to jego przyjaciel właśnie się czulił z jakąś paranormalną dziewczyną, która sekundę wcześniej próbowała nas wszystkich zamordować.
-Wiejmy, bo jakoś mi się nie uśmiecha żeby i mnie ta wariatka tak molestowała.
-Uwierz mi, ja jeszcze mniej cieszę się na wizję molestowania przez Alladyna. Jednak uciekanie teraz mogłoby odnieść zgubniejszy skutek. Poczekajmy, może o nas zapomną.
CDN
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top