3.Nie Alladyn ukradł lampę, a jego ukradli
Kłótnia trwała w najlepsze. Przywódca Rozbójników próbował przekonać do pomysłu ożenku swojego syna, jednak młodzieniec zupełnie olewał jego argumenty i darł się bardziej niż wówczas gdy zobaczył Plagga jako zjawę. Nic nie mogło uspokoić chłopka, która praktycznie już sięgał po nóż, by ukatrupić rodziciela. Sytuacja zrobiła się tak gorąca, że zakładałam się sama ze sobą, który z tych dwóch wygra kiedy się na siebie rzucą. Może nie było to zbyt uprzejme, ale kibicowałam Tomowi.
Na szczęście ktoś przerwał nim doszło do rozlewu krwi. Do pokoju bowiem wpadł wysoki chłopak, przystojny, o złotych oczach i czarnych włosach z fioletowymi końcówkami. Jasna cera mocno kontrastowała z ciemnymi ubraniami. Przez chwilę zastanawiałam się, czy nowo przybyły nie jest przypadkiem wampirem, jednak kiedy mówił nie dostrzegłam kłów. Zresztą jaki krwiopijca zostałby dopuszczony do legionu ludzi, którzy po elfach są przecież ulubionym posiłkiem tego gatunku?
-Marin, mamy problem!- fiołkowooki natychmiast skupił uwagę na nastolatku.
-Co jest, Julek?
-Al zniknął!
-Jak to?!
-Widziałem go j biegł lasem, podczas ewakuacji, jednak nie dotarł do bunkru. Nie ma po nim nawet śladu.
-Wysłałeś ekipę poszukiwawczą?
-Jest zbyt niebezpiecznie. Królowa już wypatruje w lesie swojej córki. Zapewne jest nieźle wkurzona. Wyjście byłoby w tej sytuacji samobójstwem. Jesteśmy za blisko pałacu.
-Tym bardziej musimy go znaleźć! Jeśli ten babsztyl go dopadnie...- nagle zamilkł, zdając sobie jaką głupotę palną. Zwrócił na mnie oczy, pełne zawstydzenia-Bez urazy.
-Spoko. Nie myślę o niej wiele lepiej.- machnęłam na całą sprawę ręką. W końcu byłabym hipokrytką gdybym wkurzała się słysząc jak ktoś obraża Gabrielle, jednocześnie knując jak ją obalić.
-Skoro nikt inny nie ma odwagi ja pójdę.- stwierdził twardo przyszły przywódca gangu.
-Idę z tobą. - natychmiast zaoferował się Julek.
-Ja też. Jeśli rzeczywiście spotkamy moją matkę mogę się przydać.
-Ale co z twoim ożenkiem?! - zdenerwował się ojciec chłopaka.
-Przecież już ci mówiłem, że w życiu nie poślubię tej jędzy!
-Nawet jej nie znasz!
-Chłopcy, nie kłóćcie się.- próbowała załagodzić spór Sabina.
-Jeśli można to...ja mam pomysł. - wszyscy spojrzeli na Nathalie, która patrzyła spod rudych włosów trochę przestraszonym wzrokiem. Pełnymi łez oczami. Zapewne słowa Marina musiały ją mocno zranić. W końcu wyglądała na taką bezbronną, niewinną. Jak ten facet śmiał ją tak obrażać?! Pewnie też nie chciała ślubu, ale co, biedaczka mogła poradzić na decyzję tak wpływowego dziadka?
-Mogłabym iść z nimi. Poznalibyśmy się z Marrinem trochę lepiej i po zakończeniu misji ratunkowej zdecydowali, czy to dobry pomysł...
-CZY TY UWAŻASZ, ŻE TO JAKIŚ DURNY SPACEREK NA ROZMOWY PRZEDŚLUBNE?! TO WALKA O ŻYCIE! NIE MA TAM MIEJSCA DLA DELIKATNYCH PANIENEK! - wydarł się na dziewczynę jej przyszły mąż. Tego już nie mogłam znieść.
-PÓKI NIE NAUCZYSZ SIĘ KULTURY NAWET SIĘ NIE ODZYWAJ, ALBO RĄBNĘ CIĘ W TEN ZAKUTY ŁEB! - szesnastolatek wyglądał jakbym na serio mu przywaliła. Chyba nie spodziewał się takiego obrotu sprawy, bo ze skruchą spuścił wzrok. Prychnęłam.
-Myślę, że to nie jest taki zły pomysł. Moja wnuczka umie więcej niż po niej widać. Sam o to zadbałem. - pozostali zebrani, łącznie ze wcześniej wspomnianą wnuczką, wnioskując po minach, mieli co do tego wątpliwości.
-Czyli postanowione. Za pięć minut przy wyjściu?- wszyscy skinęli głowami. Julek wyszedł.
***
Biegliśmy lasem. O dziwo, nawet nadążałam za chłopakami. Najwyraźniej ostatni miesiąc musiał mnie wzmocnić. Jednak Nathalie radził sobie fatalnie. Już po pierwszych kilkuset metrach upadła pod drzewem i trwała tak kilka minut, niezdolna do nabrania oddechu. Dopiero wtedy dała radę dalej biec, a raczej truchtać. Sytuacja powtórzyła się kilka razy, aż w końcu Julek wziął dziewczynę na barana. Patrząc jak pędzi, z porcelanką na plecach można było odnieść, że wnuczka Fu nic nie waży. Może rzeczywiście tak było? Nie wiem przecież ile wazy porcelana.
Ślady Ala nie były trudne do znalezienia. Głownie z tego powodu, że w pewnym momencie odciski butów zamieniły się w dwa pasy zrytej ziemi. Najwyraźniej ktoś musiał go wlec, jednak kim był ów ktoś? Nie wiedzieliśmy. Nie zostawił śladów.
Lecz jedno był jasne: przyjaciel Marina został uprowadzony siłą.
Podążaliśmy tropem spory szmat czasu. Aż do południa. Padaliśmy z nóg. Cała nasz trójka chciała wracać, uznając ekspedycję za bezsensowną, ale syn Toma upierał się, że nie spocznie póki nie znajdzie mulatka.
I w sumie dopiął swego. Tylko nie do końca tak jak się spodziewaliśmy...
Ślad nam się urwał. Nagle. Po prostu. Ni z tego ni z owego. Dlatego szukaliśmy w okolicy jakiegoś podziemnego przejścia, kryjówki wśród drzew, czy czegoś takiego. Ja z Marinem po jednej stronie, a Julek z Nathalie na plecach po drugiej. Mocno już zmęczona nie bardzo patrzyłam gdzie stawiam stopy. Nagle poczułam jak coś zaciska się na mojej kostce. Spojrzałam. Lina. W tym samym momencie owa lina napięła się i pociągnęła mnie do góry. Zawisłam głową w dół na gałęzi, a mój przyjaciel dyndał obok. Oboje daliśmy się złapać w pułapkę.
Młody Rozbójnik krzyknął do złotookiego:
-Uciekajcie stąd! Natychmiast! To rozkaz!- czarnowłosy wyglądał jakby nie zgadzał się z takim obrotem spraw, ale posłusznie wykonał polecenie. Już kilka sekund później zniknął w leśnym gąszczu. A my czekaliśmy z sercami w gardłach na rozwój wypadków.
Zalewie chwilę po zniknięciu Julka usłyszeliśmy jakiś szelest. Jak na komendę, spojrzeliśmy w tamtym kierunku. Spomiędzy gęstych krzaków wyłoniła się postać. Na początku myślałam, że to zwierzę, jednak po im dłużej patrzyłam, tym bardziej nabierałam pewności iż mam przed sobą człowieka.
Dziewczynę. Chyba.
Istota miała ciemnobrązową skórę oraz włosy, tego samego koloru, sięgające pasa. Wyglądały jakby nigdy nie spotkały się ze szczotką. Pełno w nich było gałęzi, patyków, nawet piór i kory. na sobie zamiast ubrania miała jakąś narzutę do połowy uda, w maskujących barwach. Ogólnie, cała skóra dzikuski została pokryta błotem i innymi substancjami, jakich nie mogłam zidentyfikować. Zapewne wszystko to służyło kamuflażowi. Na ciele można było dostrzec kilka blizn, jednak największa rozciągała się w poprzek policzka, przez oko, aż do brwi. I właśnie oczy okazały się najbardziej przerażające. Zdawały się przykryte czymś na wzór mlecznobiałej mgły.
Nigdy wcześniej nie widziałam czegoś podobnego, jednak wiedziałam co oznacza.
Dziewczyna była ślepa.
Dzikuska podeszła do nas i zaczęła dotykać po twarzach. Badała uszy, oczy, policzki, nawet zęby, swoimi pokrytymi błotem palcami. Wolałam nawet nie wiedzieć jak wyglądam po tych oględzinach.
-Ludzie lub elfy. Nie, ludzie. Elfy już dawno by zaatakowały mocą.- najwyraźniej mówiła do siebie.
-Tak, jesteśmy ludźmi. A ty to kto?- zapytał Marin. Ciekawiło mnie czemu skłamał. Najpewniej dlatego, że ślepa wyglądała na ludzką kobietę, więc mogła nienawidzić elfów. A nawet jeśli należała do mojej rasy i chciała nas zabić mogłabym przypuścić atak z zaskoczenia, co dałoby nam sporą przewagę.
-Jestem Nina. Córka zabójcy króla elfów.
CDN
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top