#7 Radagast i Rivendell
Jechali przez pół dnia, bez przerwy. Gandalf kierował ich do Rivendell, jednak Thorin wciąż odmawiał udania się do miasta elfów. Fili dalej jechał, podtrzymując Keirę, pilnując by nikt nie zobaczył sekretu dziewczyny. Owszem początkowo czuł się oszukany i lekko zagrożony ze strony, jak się okazało elfki, jednak potem zrozumiał, że na miejscu dziewczyny też nie pokazywałby swojej rasy, w gronie krasnoludów.
Kilku godzinną podróż przerwały dopiero zające, ciągnące wóz, na którym siedziała nietypowa osobistość z porostem na twarzy.
- Radagast! Radagast Bury! - wykrzyknął Gandalf z ucieszoną miną.
- Witaj Gandalfie! Szukałem cię! Coś złego dzieje się! Miałem ci powiedzieć... cóż miałem ci powiedzieć? - zamyślony obracał głową. Kompania podjechała bliżej, otaczając czarodzieja, którego rozbiegany wzrok, padł na Keirę i na niej się zatrzymał. - Na Bogów! Cóż się stało twojej wnuczce Gandalfie!
Krasnoludy i Bilbo podnieśli szmer, niektórzy krzyknęli, a inni siedzieli z wytrzeszczonymi oczami.
- Co on miał na myśli? - zapytał Thorin.
- Już pamiętam! -powiedział Radagast. - Gandalfie! Zielony Las toczy ciężka choroba. On umiera. Zwierzęta i rośliny. To zły omen to straszny omen! - mówił drżącym głosem.
Gandalf ściągnął brwi. Radagast skierował spojrzenie z powrotem na dziewczynę. Zsiadł z sani i podszedł do kuca Filiego. Krasnolud spojrzał na niego nieufnie.
- Daj mi ją zobaczyć. Może nie uda mi się zrobić wiele, ale w stanie w jakim się znajduje długo nie pożyje - powiedział spokojnie, smutnym głosem.
Fili spojrzał na Gandalfa, który skinął głową. Delikatnie podał dziewczynę Radagastowi a ten zaczął sprawdzać jej stan i rany.
W między czasie Thorin podjechał do szarego czarodzieja.
- Kiedy miałeś, bądź mieliście zamiar mi to powiedzieć? - zapytał suchym głosem.
- Sądzę, że odpowiedź jaką dostaniesz cię nie zadowoli. Nie myśleliśmy, żeby to robić.
- Postanowiłeś zabrać swoją wnuczkę na wyprawę. Co jeśli będziesz musiał wybierać między nami, a nią?
- Między innymi dlatego wam nie mówiliśmy. Cały czas jesteś do niej wrogo nastawiony, a tak na prawdę nie zrobiła ci ani jednej krzywdy. Ponad to sam wziąłeś siostrzeńców na wyprawę. Poczułem, że mam prawo zabrać, kogoś kto wam pomoże, a mogę cię zapewnić, Keira jest najodpowiedniejszą osobą.
Dalsze wywody przerwało im donośne wycie. Assire nastroszyła uszy. Łeb pochyliła nad ziemią, obnażyła kły i zaczęła warczeć.
- Wilki? - zapytał wystraszony Bilbo.
- Chciałbym, żeby to były wilki - powiedział cicho Oin.
W tej chwili pierwsza bestia wyskoczyła zza krzaków. Ci którzy siedzieli jeszcze na kucach, zostali z nich zrzuceni. Wszystkie wierzchowce spłoszone zaczęły uciekać. Uciekając potrąciły Thorina, który upadł na ziemię. Ogromny wilk to wykorzystał, jednak gdy miał się rzucić na krasnoluda, Assire na niego skoczyła, powalając go na ziemię i wgryzając się w kark większego wilka. Krew trysnęła, a bestia upadła bez życia. Wilkor podszedł do przywódcy kompanii. Ten chciał wstać opierając się o jej łeb, jednak zanim go dotknął, zwierzę zawarczało ostrzegawczo. Thorin zrozumiał. Wstał o własnych siłach. Zmrużył oczy, a bestia nie spuszczała z niego wzroku. W końcu krasnolud przemógł swoją dumę.
- Dziękuję ci - powiedział.
Assire machnęła raz ogonem i odwróciła się do reszty.
W międzyczasie Kili powalił jednego warga strzałą, a drugiego pozbył się Dwalin toporem. Jednak słychać było kolejnych członków watahy.
- Ja ich odciągnę! Wy uciekajcie - krzyknął Radagast.
- Radagaście, jeśli cię złapią... - zaczął Gandalf.
- To są króliki Rozgobell. - Uśmiechnął się chytrze. - Niech spróbują.
Fili wziął na ręce nieprzytomną elfkę. Radagast nałożył na jej głowę nowy opatrunek, a pod spód wsadził liście, których blondyn nie rozpoznawał. Jednak ewidentnie działały, bo dziewczyna nie była tak rozpalona jak wcześniej.
Kompania ruszyła biegiem, w kierunku przeciwnym do Radagasta. Pędzili na złamanie karku, aż znaleźli się na otwartym polu. Wtedy zobaczyli gromadę wargów, która pobiegła w ich stronę. Jednego powalił Kili, na innego rzuciła się Assire, jednak liczba bestii wcale nie malała, a wręcz rosła. Coraz to nowe czworonogi pojawiały się, ze wszystkich stron.
- Tutaj! - zawołał Gandalf, po czym zniknął w dziurze w ziemi.
Wszyscy skierowali się we wskazanym kierunku. Nagle usłyszeli krzyk hobbita. Bilbo nie nadążał za resztą, a wargi prawie go dopadły. Assire nie wahała się, tylko podbiegła do niziołka, po czym dała sobie wejść na grzbiet. Gdy tylko Bilbo wczepił palce w jej sierść, ta pognała jak strzała do kryjówki.
Gdy wszyscy oddychali ciężko po biegu przełajowym, Fili dysząc ciężko, ułożył kompankę pod ścianą. To nie tak, że była ciężka. Po prostu krasnolud nie był przyzwyczajony do biegania z bagażem w taki sposób.
Wtem, gdy wszyscy normowali swoje oddechy jeden warg, mniejszy od większości, chyba nawet od Assire wskoczył do kryjówki. Kili napiął łuk, jednak pech chciał, że strzała ominęła bestię. Warg rzucił się na Thorina, powalając go na ziemię, jednak nim zdążył zatopić w nim kły, świecąca materii przebiła mu otwarty pysk, wychodząc z karku.
- Nie... Tykaj... - powiedziała słabo Keira. Podtrzymywała się na łokciu jednej ręki, drugą mając wyciągniętą w stronę martwej już bestii.
- Keira! - krzyknęli uradowani Kili i Fili.
Oprócz nich z odzyskania przytomności towarzyszki, szczególnie ucieszyli się Balin, Bilbo i Gandalf.
Dziewczyna opierając się plecami o ścianę, powoli podniosła się na drżących nogach.
- Widzę, że swoje przeszliście, gdy byłam niedysponowana - zaśmiała się słabo. Zachwiała się niebezpiecznie. Na szczęście Assire szybko do niej doskoczyła i dała się oprzeć czarodziejce o swój łeb. Tamta podrapała ją za uchem.
- Idźmy dalej - zarządził Thorin.
Fili podszedł do kasztanowo-włosej.
- Pomóc ci jakoś? - zapytał z lekkim wahaniem w głosie.
Keira odpowiedziała uśmiechem.
- Nie trzeba.
Usiadła na grzbiecie wilkora, a ta ruszyła za resztą kompani. Fili uczynił to samo, bacznie obserwując, czy elfka nie straci zaraz przytomności. Widział, że ta cały czas się chwieje, ale starała się utrzymać o własnych siłach.
W końcu wyszli z tunelu i im oczom ukazała się piękna otwarta przestrzeń. Rivendell. Fili i Kili, który podszedł do brata w trakcie wędrówki przez tunel, patrzyli na miasto elfów z zachwytem.
Gdy stali na moście do gromady podszedł ciemnowłosy elf.
- Mithrandirze.
- Lindirze - odparł czarodziej.
- Słyszeliśmy, że jesteś w dolinie.
- Muszę porozmawiać z Lordem Elrondem - oznajmił.
- Mojego Pana tu nie ma - odpowiedział ciemnowłosy.
- Nie? A gdzie jest?
Jakby w odpowiedzi na pytanie szarego czarodzieja rozległ się dźwięk rogu i po chwili nowoprzybyłych otoczyła gromada wojowników. Krasnoludy skupiły się w jednym miejscu gotowe do obrony. Jeden z elfów wyszedł przed szereg i przemówił.
- Gandalf!
- Elrondzie - odpowiedział czarodziej. - Mój przyjacielu, gdzie się podziewałeś?
- Polowaliśmy na południu, na watahę orków. Dużo z nich zabiliśmy, na ukrytej ścieżce. - Elf podszedł do Gandalfa i objął go na powitanie. - Dziwne, że podeszły tak blisko. Coś, albo ktoś musiał ich zwabić - powiedział z naciskiem na słowo ktoś.
- Możliwe, że to nasza wina - powiedziała słabo Keira, zsiadając z Assire.
Dziewczyna, czuła się coraz gorzej. Mimo, że starała się jak mogła, by utrzymać pion i stanowczy ton głosu, jakby jej stan się polepszył, gołym okiem można było zauważyć, że znowu pobladła, a jej policzki ewidentnie się wyróżniały, płonąc czerwienią, co zdradzało, że jej gorączka powróciła.
Keira skłoniła się przed Panem Doliny. Jego oczy otworzyły się szerzej, a źrenice zmniejszyły. Skinął głową na dwoje ze swoich podwładnych, a ci podeszli do dziewczyny. Bifur, Bombur, Kili, Fili i, o dziwo, Dwalin otoczyli ją, chcąc bronić przed obcymi.
- Pozwólcie im ją zabrać - powiedział ostro Gandalf.
Krasnoludy odsunęły się, a elfy, asekurując dziewczynę, poszły w głąb miasta.
Elrond spojrzał na Thorina.
- Witaj Thorinie, synu Thraina.
- Wątpię byśmy się znali - odparł szorstko Dębowa Tarcza.
- Nosisz się zupełnie jak twój dziadek. Znałem Throra, gdy był Królem pod Górą.
- Dziwne - odpowiedział sarkastycznie krasnolud. - Nigdy o tobie nie wspominał.
Po tych słowach, Władca Doliny wypowiedział niezrozumiałe dla kompanii słowa. Po nich w głowach krasnoludów pojawiła się myśl, że Elrond ich obraża. Na szczęście Gandalf nie dopuścił do konfliktu, tłumacząc, że elf zaprasza ich na ucztę. Gromada przyjęła zaproszenie.
W trakcie uczty większość krasnoludów głośno komentowała dania, żartowała, bądź najzwyczajniej dyskutowały na przeróżne tematy. Towarzysze wspólnie uznali, że najzabawniejszym momentem tego dnia, było pomylenie się Kiliego, co do płci jednego z grających elfów.
Wśród wszystkich osób była jedna, która nie uczestniczyła w rozmowie.
Fili siedział w milczeniu, przeżuwając małe kęsy posiłku, nie zwracając uwagi co bierze do ust. Na jednym z jego kolan, leżała głowa Assire. Krasnolud drapał wilkora za uchem.
- Fili, co ty tak cicho siedzisz? - zawołał Kili, siedzący naprzeciwko niego.
- Tylko myślę o Keirze - odparł zgodnie z prawdą.
- Nie martw się. Gdyby coś poważnego się z nią działo, na pewno, któryś z medyków, przyszedłby poinformować o tym Gandalfa i Elronda, prawda? - stwierdził Balin.
- Dziewczyna jest na prawdę silna. Takie obrażenia, a ta była w stanie, wciąż utrzymać się na nogach - powiedział Ori.
- Czemu się dziwić. W końcu jest spokrewniona z Gandalfem - włączył się do dyskusji Bilbo.
- Właśnie! - zawołał Kili. - Jak mogliśmy się nie zorientować?
- Dzięki temu wiemy, że jest doskonałym kłamcą, a to sprawia, że nie możemy jej ufać - powiedział Dębowa Tarcza.
- Thorinie, ta według ciebie, niegodna zaufania dziewczyna i jej wilkor, już dwukrotnie uratowały ci życie. Może to czas jej zaufać? - zapytał Balin.
Przywódca zmrużył oczy.
- Zaufam jej, gdy ona zaufa też nam. Wtedy kiedy będzie gotowa powiedzieć nam o sowich sekretach sama.
- Myślę, że nie będziesz musiał długo czekać, Thorinie - powiedział spokojnie Gandalf.
Krasnoludy na chwilę zamilkły, orientując się, że czarodziej słyszał ich całą konwersację. Od niewygodnej ciszy uratował ich Elrond.
- Pokażcie mi wasze miecze - zwrócił się do Thorina i Gandalfa.
Krasnolud jako pierwszy pokazał ostrze. Elf przez chwilę oglądał broń.
- To Orcrist, Pogromca Goblinów. Wykuty przez elfy wysokiego rodu, moich przodków. - Sięgnął po miecz Gandalfa. - A to Glamdring, Młot na Wroga, miecz króla Gondolinu.
Bilbo sięgnął po niewielki mieczyk, który miał przy sobie. Szybko uznał, że nie była to broń, która mogła gdziekolwiek zasłynąć, jednak zaciekawiony Elrond, poprosił o pokazanie ostrza.
- Z pewnością jest to broń wykuta przez elfy, jednak nie posiada imienia. Zatem to ty, jako jego właściciel, będziesz mógł go nazwać, Bilbo Bagginsie - oznajmił i oddał ostrze hobbitowi.
Po tym przez jakiś czas Gandalf opowiadał Elrondowi o tym, jak gromada znalazła się w Rivendell. Gdy doszedł do momentu o ataku Wargów, Elrond zadał pytanie.
- A co robiliście na wschodnim dziedzińcu?
Nim ktokolwiek odpowiedział do komnaty weszła, szybkim krokiem elfka, w związanych włosach, w nietypowym, jak na resztę elfów, stroju. Można było od niej wyczuć woń ziół i różnych mieszanek. Kobieta podeszła do Elronda, nachyliła się nad jego uchem i powiedziała mu kilka słów, których nikt inny nie mógł usłyszeć. Na sali zapadła cisza, jednak Elrond bez słowa wstał i odszedł szybkim krokiem od stołu. Assire poderwała głowę i po chwili pobiegła za elfami. Na sali dalej panowała cisza, którą zakłócały jedynie oddalające się dźwięki dwóch par nóg i czterech zestawów pazurów.
Krasnoludy wymieniły spojrzenia. Od zaskoczonych, do przestawiających strach. Zrozumieli, że dziwna elfka była medykiem, a znali jedną osobę, która potrzebowała właśnie takiej osoby.
/////////////////////////////////////////
1824 słowa
Mam nadzieję, że się podobało.
Mam już więcej wolnego, więc liczę, że rozdziały będą pojawiały się częściej.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top