#11 Życie za życie

Fili stał na wzgórzu. Wokół niego padał śnieg, jednak zamiast typowego chłodu wywoływanego przez płatki, białe drobiny lekko go parzyły. Okrył swoje ramiona peleryną od kaptura i rozejrzał się po pustej przestrzeni.

Nagle jego wzrok zatrzymał się biało czarnej postaci ze skórzastymi skrzydłami. Krasnolud wiedział, że skądś ją kojarzy, jednak za nic nie umiał sobie przypomnieć skąd. Ciemna postać upadła na swoje kolana. Kiedy Fili chciał do niej podejść, nagle zaczęła zawodzić krzykiem rozdzierającym serce. Blondyn, nawet nie wiedząc czemu, chciał biec do tego stworzenia. Objąć je. Pocieszyć. Przecież tak bardzo tego potrzebowało. Jednak coś trzymało go w miejscu. Może strach przed tą poczwarą, może niechęć. Wiedział tylko, że nie może się ruszyć.

Krasnolud otworzył oczy, ale krzyki nie ustały, a jedynie zwiększyła się ich ilość. Jego kompani krzyczeli z przerażenia kiedy podłoga, na której dotąd spali rozwarła się pod nimi i zaczęli spadać w odmęty jaskiń. Po chwili gromada spadła do klatki i rzuciła się na nich chmara goblinów. Nie zwlekały, tylko od razu zaczęły pchać kompanie przed siebie i wyrywać im broń. Krasnoludy starały się bronić, szarpali się, odpędzali stwory, jednak przeciwnicy przeważali ich liczebnością. Zaczęli ich prowadzić przez sieć dróg swojego podziemnego miasta. Fili dostrzegł jak kilka głów przed nim szła Keira. Kilka goblinów szarpało ją za włosy i ubrania śmiejąc się. Krasnolud poczuł jak krew się w nim gotuje.

Tym czasem czarodziejka starała się zachować spokój. Jedynie kilka razy syknęła, gdy któryś z porywaczy za mocno pociągnął ją za włosy. Myślała o najlepszym momencie do ataku. Obecnie tylko ona miała jak się bronić. Reszta kompani nie miała jak dobyć oręża. Dziewczyna postanowiła na razie zaczekać na rozwój wydarzeń.

Gobliny prowadziły kompanię, a nad nimi inne stwory zaczęły wygrywać i wyśpiewywać swoje wulgarne pieśni. W pewnym momencie dotarli do źródła śpiewu i zatrzymano przemarsz. Keira spojrzała i zobaczyła kogoś kto bez wątpienia musiał być władcą tego miejsca. Gigant dokończył swój występ, zasiadł na swoim tronie, po czym spojrzał na przybyłych.

- Wpada w ucho, prawda? To moja własna kompozycja – zaczął.

- To nie pieśń! To abominacja! – krzyknął Balin, którem zawtórowały niektóre krasnoludy.

- Abominacja, mutacja, dewiacja: to wszystko tu znajdziecie – odparł król. Gobliny rzuciły przed władcę oręż kompanii. – Kto uzbrojony po zęby, śmiał wejść do mojego królestwa? Szpiedzy? Złodzieje? Mordercy?

- Krasnoludy, Wasza Występność – odpowiedział jeden ze sług.

- Krasnoludy?

- Były we frontowym przedsionku.

- Nie stójcie tak! Przeszukać ich! – rozkazał. – Każdą dziurę! Każdą szczelinę!

Gobliny rzuciły się by wykonać rozkaz. Wyszarpywały, wysypywał i miażdżyły rzeczy kompani. Kiedy zabrali się za rzecz Noriego podnieśli świecznik i dokładnie go obejrzeli.

- Moim zdaniem, Wasza Guzowatość – powiedział jeden ze sług – to sprzymierzeńcy elfów!

Król wyszarpnął przedmiot.

- Zrobiono w Rivendell. – Mruknął coś pod nosem. – Druga Era. Bez Wartości – stwierdził i odrzucił świecznik. Po chwili zapytał – co tu robicie?

Thorin chciał wystąpić i przemówić, jednak powstrzymał go Óin.

- Spokojnie. Ja to załatwię – zwrócił się do Dębowej Tarczy.

- Żadnych oszustw. Mówcie całą prawdę – zaznaczył król.

- Musisz mówić głośniej – odparł stary krasnolud. – Twoi chłopcy zdeptali mi trąbkę – powiedział demonstrując zniszczony przedmiot.

- Zaraz zdepczę coś więcej niż twoją trąbkę! – zagrzmiał goblin, wstając ze swojego tronu.

Między krasnoludami zapanowało poruszenie, po czym Bofur wyszedł przed szereg. Jednak jego próba załagodzenia sytuacji skończyła się podobnie do tej Óina.

- Cisza! – ponownie krzyknął król. – Skoro nie chcą mówić, będą cienko śpiewać! Dajcie miażdżarkę! I łamacz kości! Od kogo zaczniemy? – zapytał z obrzydliwym uśmiechem.

Kilku goblinów zarechotało, po czym pchnęło, niby przypadkiem, Keirę przed szereg.

- A to kto? – powiedział bardziej do siebie król, patrząc na dziewczynę. Uśmiechnął się. – Pokażcie mi ją – krzyknął do swoich sług.

Gobliny na wezwanie szarpnęły Keirę tak, by już całkiem wyszła przed szereg, zmusiły ją do klęknięcie przed swoim królem i odchyliły jej głowę do tyłu.

- Ładniutka. – Przyjrzał się jej uszom. – A to ciekawe. Myślałem, że nie lubicie się z elfami – zwrócił się do krasnoludów. Czarodziejka poczuła na sobie intensywne spojrzenia towarzyszy – Hmm... od niej zaczniemy. Najszybciej coś wyśpiewa. Dawajcie tę miażdżarkę!

Kili i Fili patrzyli szerokimi oczami jak złowrogie narzędzie podjeżdża do tronu. Już chcieli zareagować, kiedy przerwał im głos ich wuja.

- Zaczekaj! – krzyknął i wyszedł przed szereg stając obok czarodziejki. Spojrzał na nią przez chwilę i wrócił spojrzeniem na króla.

- Proszę, proszę! Coś takiego. A któż to? – powiedział nie kryjąc zaskoczenia. – Thorin, syn Thraina, syna Throra, Król pod Górą. – Sparodiował pokłon. – Byłbym zapomniał, góry już nie masz. I nie jesteś królem. Czyli jesteś... nikim. – Zrobił przerwę, by napawać się widokiem Thorina i rechotem swoich sług. Po chwili znowu przemówił. – Znam kogoś, kto dobrze zapłaci za twoją głowę. Samą głowę. Bez całej reszty. Może wiesz, o kim mówię. O twoim dawnym wrogu. O Bladym Orku na grzbiecie białego warga.

- Azog Plugawy został pokonany – przemówił w końcu Thorin. – Zginął na polu bitwy dawno temu.

- Czyli myślisz, że jego plugawe dni przeminęły? – Rozległy się ponowne śmiech. Władca zwrócił się do sługi ze zwojem papieru. - Przekaż wiadomość Blademu Orkowi. Powiedz, że mam coś dla niego.

Po tych słowach stanął uśmiechnięty i zaczął śpiewać, kiedy gobliny znowu zaczęły wygrywać melodię. Miażdżarka i Łamacz kości były coraz bliżej. Keira poczuła, że jej oddech mimowolnie przyspieszył. Wtem zobaczyła małego motyla podlatującego do niej. Ukradkiem rozejrzała się po jaskiniach i zobaczyła szary kapelusz czarodzieja. Schowała owada za szaty. Wtem jeden z goblinów wyjął miecz Thorina z pochwy i przeciwnicy cofnęli się przerażeni.

- Znam ten miecz! To Pogromca Goblinów! Rozpłatacz! Ostrze, które ścięło tysiące gł... - Nie dał rady dokończyć zdania, bo z ziemi wysunął się niespodziewanie biały szpikulec, przechodząc przez jego brodę i gardło na wylot.

Król wydał z siebie tylko słabe jęknięcie, po czym jego głowa spadła na ziemie, a z karku trysnęła krew. Reakcja jego sług była o sekundę spóźniona. Zanim zdążyli się rzucić na krasnoludy, Keira wyczarowała pole między większością goblinów, a kompanią, a tych co zostali w bezpiecznym kręgu, przebiła kolcami podobnymi do tego, którego użyła do zabicia ich króla.

Krasnoludy spojrzały na nią. Ta, z rozprostowanymi prostopadle do ciał ramionami, starając się utrzymać ich osłonę, krzyknęła.

- Bierzcie swoją broń!

Gdy tylko kompania była ponownie uzbrojona, dziewczyna opuściła zasłonę. Jednak zanim gobliny zdołały ich dopaść, podziemie eksplodowało jasnym światłem, powodując upadek zarówno sprzymierzeńców, jak i wrogów. Gdy blask zniknął wszyscy zobaczyli jak przed nimi stoi Gandalf. Spojrzał on na kompanię, po czym rzekł.

- Do broni. Walczcie. Walczcie!

Obie strony podniosły się i rzuciły do ataku. Krasnoludy broniły się dzielnie, jednak wrogów wciąż przybywało.

- Za mną! Szybko! – krzyknął Gandalf.

Kompanii nie trzeba było powtarzać drugi raz. Ruszyli pędem przez miasto goblinów. Krasnoludy torowały drogę przed sobą, a Keira pilnowała tyłów. Biegli na złamanie karków pozbywające coraz to większej ilości goblinów. W pewnym momencie kilku łuczników zaatakowało Kiliego. Młody krasnolud chwycił drabinę i tworząc z niej taran, wraz z innymi towarzyszami, przebił się przez chmarę wrogów.

Krasnoludy i czarodzieje wskoczyli na pomost zawieszony na linach. Przecięli je, czym spowodowali rozhuśtanie się platformy. Gdy ta dobiła do drugiej strony, Keira przybiła ją magią do stałego gruntu, a reszta przebiegła na drugą stronę, kontynuując ucieczkę.

Za jednym zakrętem Gandalf strzelił magią w sufit, czym sprowadził na ziemię przed nimi głaz, który zgniótł większość goblinów przed nimi.

W pewnym momencie zatrzymali się na starym moście. Ze każdej strony nadbiegała ogromna fala przeciwników. Jednak kiedy pierwsi zaczęli wchodzić, konstrukcja nie wytrzymała i zawaliła się pod ich nogami. Czarodziejka szybko otoczyła towarzyszy kulą ochronną i w ten sposób spadli na dno jaskini.

- Mogło być gorzej – stwierdził Bofur.

Jak na zawołanie zwaliło się na nich to, co jeszcze przed chwilą było mostem. Krasnoludy i czarodziejka wydali niezadowolone jęki. Kiedy zaczęli wygrzebywać się spod gruzu usłyszeli krzyk Kiliego.

- Gandalfie!

Spojrzeli w tę samą stronę co on i zobaczyli setki, jeżeli nie tysiące, goblinów biegnących w ich stronę.

- Za dużo ich. Nie damy im rady – powiedział Dwalin.

- Uratuje nas tylko jedno: światło dnia! – odpowiedział Gandalf. – Szybciej!

Kompania ponownie rzuciła się biegiem w stronę wyjścia z jaskiń. Tym razem na szczęście nie musieli walczyć, by iść dalej, więc zyskali na tempie.

Po chwili zobaczyli wyjście, a zaraz po tym udało im się wyjść z jaskiń i trafić do lasu. Zatrzymali się dopiero niedaleko skraju wzgórza. Keira oparła ręce na udach i łapczywie łapała oddech. Po chwili, ku jej zdziwieniu, podszedł do niej Thorin. Dziewczyna wyprostowała się i spojrzała na przywódcę.

- Tam podczas walk kolosów, i w mieście goblinów – zaczął, ale po chwili przerwał, jakby zastanawiając się nad doborem słów. – Życie za życie. Nie jestem ci nic winien – powiedział oschle i odszedł, nie czekając na odpowiedź.

Keira zamrugała kilka razy nie do końca rozumiejąc o co chodziło Thorinowie. Po chwili wzruszyła ramionami i podeszła do swojego dziadka.

- Dziesięć. Kili i Fili. Dwanaście – liczył. – Bombur. Razem trzynaście.

- A gdzie Bilbo? – zapytała dziewczyna rozglądając się po polanie.

Gandalf poszedł w jej ślady, ale i on nigdzie nie zauważył Bagginsa.

- Gdzie nasz hobbit? – zapytał cicho. – Gdzie nasz hobbit?! – powtórzył głośniej.

- Niech go szlak! Teraz się zgubił?!

- Myślałem, że jest z Dorim!

- Mnie w to nie mieszaj!

Krasnoludy przekrzykiwały się nawzajem.

- Kiedy go widziałeś? – zapytał Gandalf Doriego. Jednak odpowiedział mu Nori.

- Chyba wyślizgnął mi się, jak nas dorwali – powiedział.

- Jak do tego doszło? Mówcie! – dopytywał coraz bardziej zdenerwowany Gandalf.

- Powiem ci co się stało – odezwał się Thorin. Keira spojrzała na niego unosząc brwi. – Pan Baggins wykorzystał pierwszą okazję, żeby uciec. Od początku chciał wrócić do miękkiego łóżka i ciepłej chatki. Więcej już nie zobaczymy naszego hobbita. Jest już daleko.

Dziewczyna pokręciła głową, jednak przypomniała sobie, co usłyszała, zanim porwały ich gobliny. Nie chciała wierzyć Thorinowi, jednak wspomnienie rozmowy Bilba z Bofurem tylko potwierdzało jego słowa.

- Nieprawda – usłyszeli nagle znajomy głos. Zza drzew wyłonił się nie kto inny jak ich włamywacz. Rozległy się oddechy ulgi, a Gandalf zaśmiał się na widok syna Belladony.

- Bilbo Baggins – powiedział. - Jeszcze nigdy tak się nie ucieszyłem na czyiś widok.

- Myśleliśmy, że nie wrócisz – powiedział uśmiechnięty Kili.

- Jak uciekłeś goblinom? – dopytał brat przedmówcy.

- Właśnie – zawtórował Balin.

Hobbit zaśmiał się nerwowo i włożył ręce do kieszeni kamizelki. Keira zauważyła, że coś w niej chował. Spojrzała na Gandalfa i zrozumiała, że nie umknęło to też i jego oczom.

- Czy to ważne? Najważniejsze, że wrócił – powiedziała dziewczyna.

- To ważne – nie zgodził się z nią Thorin. – Chcę wiedzieć... dlaczego wróciłeś?

Bilbo wstrzymał się chwilę z odpowiedzią. Po chwili jednak odrzekł.

- Wiem, że od początku we mnie wątpiłeś. Masz rację, często myślę o Bag End. Brak mi moich książek... fotela, ogrodu – wymieniał. – Tam jest moje miejsce. To mój dom. Dlatego wróciłem. Bo wy nie macie domu. Ktoś wam go zabrał. Pomogę wam go odzyskać, bo tyle mogę zrobić.

Keira poczuła jak do jej oczu napłynęły łzy. Poczuła też wzrok Gandalfa na niej, więc szybko zamrugała, żeby pozbyć się niechcianej chwili słabości. Podniosła głowę i zobaczyła jak krasnolud wpatrywały się w hobbita.

Po chwili jednak coś przerwało ten wzniosły moment. Usłyszeli wycie, warczenie i skomlenie, a po chwili coś szaro – czerwonego potoczyło się w ich kierunku, wydając słabe skomlenia.

Assire.

/////////////////////////////////////

2/3

1831 słów

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top