🆇🆇🆇

Mimo moich zapewnień, że sobie poradzę, Curtis doniósł mnie aż do samochodu. Mogłam zajść sama. Było mi trochę słabo, jednak jestem pewna, że bym sobie poradziła. Jednak skoro się uparł, to niech mnie nosi. W sumie jak tak nad tym pomyślę, to chyba powinnam dać mu się wykazać. W końcu to on utrzymywał, że woli swoją żonę ode mnie. Więc nich teraz mi udowodni, że mu zależy. A niechaj stracę. Chyba raz w życiu mogę poczuć się jak księżniczka. Zwłaszcza po tym, jak umarłam za swoją rasę.

Droga powrotną mogła przebiec nam dwojako. I szczerze bałam się, jak to się skoczy. Zwłaszcza że kompletnie nie poznawałam tej okolicy. Na szczęście Curtisowi udało się trafić do mojego rodzinnego domu. Chociaż była to raczej zasługa GPS niż jego.

Wysiadłam z samochodu i spojrzałam na dom, w którym się wychowałam. Szczerze w życiu nie sądziłam, że tak się uciesze na jego widok. Szeroki uśmiech zagościł na mojej twarzy, kiedy wraz z moim mate ruszyliśmy w stronę domu.

- Nie to żebym narzekała. - Zaczęłam niepewnie, spoglądając w jego stronę. - Jednak kiedy powiedziałeś, że zabierzesz mnie do domu, liczyłam raczej na to, że pojedziemy do ciebie.

- Wiem. - Wyprzedził mnie, by otworzyć mi drzwi. - Jednak gdybym zabrał cię do siebie, złamałbym prawo. Żebym mógł to zrobić, twój ojciec musi wyrazić na to zgodę.

No tak prawie zapomniałam, ile rzeczy w naszym prawie zależy od rodziców. Potrzebowałam pozwolenie ojca, by przeprowadzić się do mojego mate i by wejść z nim w związek małżeński. Wszystko to bierze się z naszego szacunku do przodków i ludzi starszych. Rodzice i pochodzenie są ważnymi elementami naszego życia. Jak dla mnie to przesada jednak to nie ja ustalam to prawo.

Weszliśmy do domu, a mnie niemal od razu ktoś popadł. Po zapachu zorientowałam się, że to Latika. Odwzajemniłam jej uścisk, chowając twarz w jej włosach.

- Ty mnie kiedyś do grobu wpędzisz. - Stwierdziła, przytulając mnie do siebie. Jakby bała się, że znowu odejdę. 

- Siebie już wpędziłam. - Nie chciałam podchodzić do całej sprawy zbyt poważnie. W końcu nie ma co się dołować, skoro wszyscy skończyło się dobrze. 

- Jak się nie słucha starszego brata, to tak się kończy. - Sawen poczochrał mnie po włosach. - Dobrze wyglądasz jak na kogoś, kto był martwy dwa dni.

- Jakoś się trzymam. - Poprawiłam włosy. Mimo to nadal wyglądałam, jakby kopnął mnie prąd. - Będziesz płacił za mojego fryzjera. - Rzuciłam zirytowana. 

- Za te niebieskie kłaki? W życiu. 

- Ja je tam lubię. - Stwierdził Curtis, który przyciągnął mnie do siebie. 

Przytuliłam się do jego klatki piersiowej. Byłam mu wdzięczna za to, że stanął po mojej stronie. Niby taka głupota a cieszy. Zwłaszcza że do tej pory nigdy nie stawał po mojej stronie. 

- Patrz jaki zaborczy. - Rozbawiony  Tiago przyciągnął mnie do siebie, wyrywając z objęć Alfy. - Względem żony też taki byłeś?

- Pewnie tak. - Oczywiście  Zawen nie byłby sobą, gdyby się nie dołączył. - I co teraz będziesz spał z moją siostrą w łóżku, na którym posuwałeś żonkę? - Spytał z wyraźną irytacja. 

Zrobiło mi się strasznie głupio. Moi bracia nie powinni tak się zachowywać. Zwłaszcza że ja też święta nie byłam. Przespanie się z Kevilem byli średnio taktowne. No i Curtis już w ogóle nią nie pachniał. To znaczy, że nie sypiali ze sobą od bardzo dawna. 

Nagle poczułam, jak znowu ktoś mnie ciągnie. Spojrzałam za siebie, by zobaczyć Senakale. Westchnęła cicho, wzrokiem wracając na braci i mojego mate. 

- Nie przejmuj się nimi. - Senakala stanęła obok mnie, opierając się na moim ramieniu. - Muszę pomierzyć sobie penisy. Jak to wszystkie samce. Jak będziesz starsza, to się o tym przekonasz. 

- Jesteś ode mnie starsza dwa lata. - Rzuciłam z irytacją. Nienawidziłam, kiedy wypominali mi, że jestem najmłodsza. 

- Jednak to ja pracuje w męskiej branży i to ja codziennie mierze się z gromadą samców. - I to akurat była prawda. Moja starsza siostra przesłuchiwała więźniów i ogólnie się nimi zajmowała. A to była raczej męska fucha. A przynajmniej tak się wszystkim wydawało. 

- Spokój. - Nagle w salonie pojawił się Gared mój ojciec. Pod jego głosem wszyscy się ugięli. - Zawen, Tiago zachowujcie się. - Zganiał ich ojciec. Dokładnie tak jakby byli małymi dziećmi. - Usiądźmy wszyscy w salonie. 

Bez chwili zwłoki wszyscy się tam przenieśli. Co prawda wystarczyliby mi rodzice i mate no, ale oczywiście wszyscy musieli wiedzieć, co się wydarzy. Jakby żadne z nich nie miało nic lepszego do roboty. W salonie zostałam jeszcze przytulona przez Enzo. Który chyba dopiero teraz zorientował się, co się dzieje. On już jest ciężko uzależniony od tego telefonu.

- Trafił ci się niezły facet. - Cybtia uśmiechnęła się szeroko, mierząc mojego samca od góry do dołu. - Co prawda rozwodnik, ale kto by się tam przejmował. 

- Łapy precz on jest mój. - Pokazałam kły na znak, że nie żartuję. Może była to przesada, jednak znałam swoją siostrę. Byłaby zdolna do dobierania się do Curtisa. 

- Spokojnie. - Uniósł ręce w geście obronnym. - Faceta siostry nie ruszę. Nawet ja nie jestem taką suką. 

Wszyscy usiedliśmy na kanapie. Curtis chciał usadzić mnie na swoich kolanach, ja jednak zaprotestowałam. Nie będę rozsiadywać się na jego kolanach w obecności rodziców. Są staromodni i nie chce, żeby dostali zawału. Zwłaszcza że aż zbyt dobrze pamiętam rozmowę z ojcem. No i nawet nie mam ochoty siadać na jego kolanach. Mam własny tyłek i to nawet całkiem spory. Więc mam na czym siedzieć. 

- Nawet nie wiesz, jacy jesteśmy z mamą dumni. - Zaczął mój ojciec, a ja byłam pewna, że nie kłamie. Miał dokładnie ten sam wyraz twarzy co kiedy moje rodzeństwo dawało mu powód do dumy.

- Wiem tato. Jednak czy możemy o tym nie rozmawiać? To nie jest coś, do czego miałabym ochotę wracać. 

- Oczywiście Az. Jednak powinnaś pokazać się sforze na świętej ziemi. Potem będzie mogła zapomnieć. - Wiedziałam , że mój ojciec nie odpuści, więc po prostu pokiwałam głową na tak. W końcu to nic takiego. 

- Mam do państwa prośbę. - Cutris podniósł się z kanapy, okazując tym szacunek moim rodzicom. - Chciałbym, aby państwa córka się do mnie przeprowadziła. 

Czułam, że to nie będzie takie proste. Zwłaszcza że dla mojego ojca przeprowadzka jednoznacznie oznaczała spanie w jednym łóżku i seks. A dla niego z pierwszym razem należało czekać aż do nocy poślubnej. Wierzył w stare prawo, według którego córka przechodziła z opieki ojca pod opiekę męża. 

- Azano porozmawiamy. - Nasta moja matka przęsła do kuchni a ja posłusznie poszłam za nią, pozwalając mojemu ojcu rozmówić się z Curtisem. - Jesteś w stanie zaakceptować, że wcześnie miał żonę? - Spytała, spoglądając na mnie, przenikliwym spojrzeniem. 

- Nie mówię, że od razu zapomnę i mu przebaczę. - Oparłam się o ścianę, spoglądając na rodzicielkę. - Jednak jestem w stanie z tym żyć. To nie jest nic takiego. 

- Matki nie okłamiesz. - Skrzyżowała ramiona na piersiach. - Wiem, że cię to irytuje. Wściekłość pali cię niczym ogień, bo on kochał kogoś przed tobą. 

- Dobra jestem wściekła. - Warknęła  zirytowana. Naprawdę nie chciałam o tym rozmawiać. - Jednak tego już nie zmienię mamo. Przeszłość jest wykłuta w kamieniu. Więc muszę żyć, z tym że mój mate był żonaty z tym rudzielcem.

- Jeśli naprawdę obdarzycie się miłością, to z czasem o niej zapomnicie. Jednak to nie będzie takie proste. Nie raz mu to wypomnisz i nie raz cię to uderzy. 

- Nie jestem już dzieckiem i wiem takie rzeczy mamo. Poradzimy sobie, jednak muszę dać mu szanse. 

- Pogadam z twoim ojcem. Przekonam go, żeby pozwolił Ci się do niego przeprowadzić. O ile obiecasz mi, że nie wrócisz z byle powodu. Związek to niekończąca się walka, w której nie raz poczujesz się przez niego zraniona. Jeśli nie zamierzasz tego dla niego znieść, to nawet się zaczynaj tej walki. 

- Po pierwsze mamo przesadzasz. Po drugie zamierzam walczyć. W końcu życie ani miłość nawet z więzią mate nie jest taka prosta, jakby wszystkim chciało się wydawać. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top