#4 Magia

W mediach melodia, dla tych co lubią czegoś słuchać przy czytaniu

Keira poruszyła palcami lewej ręki, jeden po drugim zaginając je w pięść. Za każdym z nich poruszała się drobna, biała smuga, jednak tylko hobbitowi udało się je zobaczyć. Dziewczyna zamknęła oczy i zatoczyła ręką łuk nad głową, a za jej plecami kolejno, wraz z ruchem ręki, pojawiały się miecze. Broń obracała się chwile w powietrzu następnie wbijając się w ziemię za dziewczyną. Następnie Keira otworzyła oczy, które, ku zdziwieniu jej towarzyszy, były całe białe. Z ich kącików powoli kreowały się białe spirale. Nagle, ku zdziwieniu krasnoludów i hobbita, czarodziejka wystawiła swoją prawą rękę przed siebie i w tym samym momencie biała lina poleciała i chwyciła jedną ze skór królików, leżącą na ziemi. Dziewczyna natomiast wyjęła zza pleców łuk, stworzyła magiczną strzałę i naciągnęła ją na cięciwę. W ułamku sekundy grot przebił skórę i wbił się w drzewo za nim. Keira ponownie zamknęła oczy, a ślady przy nich powoli zniknęły. Znikały również miecze, strzała i lina. Po chwili wszystkie ślady po magii dziewczyny zniknęły a ona sama otworzyła oczy. Spojrzała na swoich towarzyszy.

- To było... - zaczął Bilbo

- Niesamowite!

- Niespotykane!

- Interesujące.

Kili, Fili i Balin powiedzieli w tym samym momencie. Keira uśmiechnęła się i usiadła na ziemi.

- Nigdy nie spotkałem się z takimi zdolnościami - zaczął Thorin. - Skąd je posiadasz.

- Urodziłam się z nimi. - Keira wiedziała, że musi uważać na słowa. Póki co żaden krasnolud nie zorientował się, że jest mieszanej krwi i nie sądziła, że to odpowiedni moment, by im o tym mówić. - Tak na prawdę sama nie wiem skąd je mam. Ujawniły się u mnie w wieku czterech lat i z wiekiem poszerzałam swoje możliwości. Na początku były to tylko małe smugi, które znikały po kilku sekundach, a teraz... sami widzieliście.

- Jesteś niesamowita - powiedział Kili. - Dobrze, że mamy cię w drużynie. 

Keira posłała mu szeroki uśmiech. W tym momencie milczący dotąd Gandalf zarządził, że trzeba iść spać, więc każdy znalazł miejsce na ziemi i rozłożył koce, by w jakikolwiek sposób uprzyjemnić sobie spoczynek. Noc nie była szczególnie chłodna jednak Keira cieszyła się z posiadania wilkora o gęstej sierści, który teraz ogrzewał ją swoim ciałem. 

Fili siedział oparty o głaz. Razem z bratem pełnił pierwszą wartę.  By zająć czymś ręce jeździł kciukiem prawej ręki po żłobieniach w gładkim kamieniu w jego kieszeni. Wyryte były na nim runy, które oznaczały słowo "dom". Dostał go od matki, gdy opuszczał ją z bratem i wujem. Powiedziała mu wtedy, że to jedno słowo ma być jego obietnicą dla niej, że wróci do niej z bratem i wujem, że ich dom będzie taki jak poprzedni. 

W pewnym momencie, gdy błądził wzrokiem po towarzyszach, jego spojrzenie zatrzymało się na Keirze. Burza brązowych włosów zakryła prawie całą twarz dziewczyny, zostawiając na widoku tylko jej zamknięte oczy i czoło. Całe jej ciało otaczała wilczyca, której głowa była złożona na przednich łapach. Ogon położyła na dolnej części nóg czarodziejki, a uszy miała lekko opuszczone, co zdradzało, że faktycznie jest pogrążona we śnie. Fili uśmiechnął się pod nosem. To była chyba jeden z najbardziej uroczych rzeczy jakie w życiu widział. 

Nagle poczuł coś na swoim ramieniu. Spojrzał w bok i zobaczył swojego brata. Niedługo miała nastąpić zmiana warty, więc postanowił go nie budzić. Siedząc i czuwając w samotności, krasnolud czekał do końca swojej warty.

Gdy Dwalin i Bifur stanęli na warcie, blondyn, dalej z głową brata na ramieniu, oparł się o kamień za nim i zasną. Śnił mu się dom, do którego wrócił, tak jak obiecał matce, z Kilim i Thorinem. Widział Dis, która czekała na nich z uśmiechem na twarzy. Nagle poczuł, że coś się za nim znajduje. Odwrócił się i zastygł w miejscu. 

Istota, ledwo przypominająca człowieka, stała z lekko przechyloną głową do lewego ramienia i patrzyła się na niego pustym wzrokiem. Jej skóra była biała jak papier, tak samo jak jej włosy od czubka do ramion. Wyraźnie kontrastowały natomiast jej czarne włosy od ramion, sięgające kostek. Z pustych czarnych oczu wypływały łzy tego samego koloru, które ani nie skapywały na ziemie, ani nie wypływały kolejne. Najbardziej rzucającym się elementem jej wyglądu był skórzaste skrzydła, kształtem przypominające te należące do nietoperzy bądź smoków. Wysokie były jak sama postać, a ich szerokości krasnolud nie był w stanie określić. Postać jakby zorientowała się, że ktoś na nią patrzy podniosła głowę. Otworzyła usta.

- R...

- Fili obudź się wreszcie! - Kili potrząsnął ramieniem brata, a ten otworzył oczy. - No nareszcie. Wiesz ile cię musiałem budzić? - zapytał, udając oburzonego.

- To już wiesz jak się czuję na co dzień - zaśmiał się blondyn. Mimo dobrego humoru po obudzeniu, z tyłu głowy miał wrażenie, że coś się stał. Coś co go niepokoiło.

//////////////////

770 słów

Nie mam pomysłu na opisz, więc...

Miłego dnia, wieczora, nocy, czy kiedy to czytacie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top