36.2 Ostatnie życzenie przed śmiercią


Morderca obrócił się w samą porę, żeby zauważyć szybkie cięcie z lewej strony skierowane w szyję. Uniósł tarczę i przygotował do kontry miecz.

Kontratak nigdy nie nastąpił.

Potworna siła ciosu powaliła go jak ścięte drzewo. W porę zdążył przeturlać się na bok, a w miejsce, na którym przed chwilą leżał, z impetem werżnęła się klinga. Wskoczył na nogi i upiornie wrzasnął. Nie śpieszył się jednak z kolejnym atakiem, tylko powoli okrążał dziewczynę z ciężkim mieczem.

Elein krzyknęła, nacierając mocnym cięciem od góry. Czarny Rycerz uniósł tarczę. HUK! Tym razem nie przesunął się nawet o palec. Natychmiast odpowiedział potężnym machnięciem, przed którym Elein ledwo umknęła.

Przygryzła wargę aż do krwi. Znowu czuła się panem we własnym ciele. Cholerna złość! Zawsze musiała jej ulec! Tym razem naiwność prawie kosztowała życie. Udany atak tak bardzo ją ośmielił, że prawie przypłaciła pomyłkę życiem. Morderca dał się zaskoczyć, lecz później dobitnie uświadomił jej, że nie posiada w swoim arsenale niczego, co byłoby w stanie pokonać jego obronę.

– Co ty wyprawiasz?!

Obróciła nieznacznie głowę. Kątem oka zobaczyła bladą twarz Oriona.

– Ratuję twoją rzyć – wycedziła przez zęby. – Pogadamy później. To nie jest dobra pora.

Orion zacisnął szczęki. Widziała, że jest zaskoczony. Wreszcie pokazała, na co ją stać! I nie miała zamiaru się powstrzymywać!

– Nie masz pancerza – martwił się.

– A ty miecza – odburknęła.

Orion w odpowiedzi uniósł wyżej lichy brzeszczot, który najpewniej należał do któregoś z poległych. Był źle naostrzony i uszczerbiony, a stara skóra na rękojeści ledwo trzymała się okładki .

– Porządnego miecza – poprawiła się.

Czarny Rycerz raptownie zaatakował. Uniosła ostrze, szykując się do obrony, jednakże morderca w ostatniej chwili wymierzył cięcie w Oriona. Młodzieniec się schylił, a Elein pośpiesznie zbiła miecz zabójcy, ratując Oriona przed przepołowieniem. Zauważyła pawęż, gdy było już za późno. Upadła, lecz zabójca nie zdążył jej wykończyć. Musiał odbić podstępne pchnięcie Oriona skierowane w szparę w hełmie.

Czarny Rycerz przeszedł do natychmiastowej ofensywy. Orion nie próbował parować nadludzko silnych cięć. Zamiast tego tanecznie unikał cięć, a czasem lekko trącał miecz rywala, przesuwając subtelnie kierunek ataku.

– UWAŻAJ! – krzyknęła Elein, podrywając się z ziemi.

Orion może i ruszał się bezbłędnie, ale zmęczenie musiało zaćmić jego umysł. Nie dostrzegł, że przeciwnik kieruje go w miejsce rzezi bandytów! Gwałtownie uskoczył przed kolejnym cięciem i poślizgnął się na świeżej krwi. Upadł na kolano. Ledwo zdążył unieść miecz, przyjmując ciężki cios skierowany w odsłonięte czoło.

BRZDĘK!

Nogi ugięły się pod Orionem. Już nie klęczał, lecz siedział. Na szczęście jego dłonie, choć dygotały z wysiłku, nie puściły rękojeści.

Elein pędziła jak oszalała. Nie pozwoli mu zginąć! Przecież obiecała! Czarny uniósł straszliwą klingę w górę i ponownie uderzył w wystawiony miecz. Elein krzyknęła, taranując mordercę barkiem.

– Jesteś cały?! – zawołała.

Orion patrzył tępo to na żałosne resztki swojej broni, to na Czarnego Rycerza, który podnosił się z ziemi kilka kroków dalej. Na napierśniku młodzieńca widniała świeża, skośna rysa przebiegająca od barku aż do brzucha. Prawie zginął!

Elein zgrzytnęła zębami. Czarny Rycerz! Zabije go, nawet jeśli będzie musiała sprzedać duszę Morianie! Wrzasnęła przeraźliwie, rzucając się do ataku. Zabije. Zabije! ZABIJE! Morderca cierpliwie odpierał ataki, aż wreszcie uderzył pawężą o ostrze, zbijając je w bok.

To koniec. Czuła to w kościach. Świat nagle zwolnił, a ona wiedziała, że nie zdąży się zasłonić. Czarna klinga zabójcy opadała na jej czaszkę. Nie zamknie oczu! Będzie patrzeć śmierci w twarz!

Cięcie chybiło.

Czarny Rycerz zachwiał się i spojrzał na bełt wbity w bark. Kolejny trafił go w hełm. Elein skorzystała z momentu i odskoczyła na bezpieczną odległość. Morderca odwrócił głowę w kierunku bliźniaków.


– No to chuj – podsumował Damian, chowając się za dom. – Więcej bełtów nie wzięliśmy.

– Gdzie ta Rdzawogłowa?! – zirytował się Daniel. – Miała, kurwa, zapewnić wsparcie!

– Czarny zasraniec tu idzie – zauważył Damian. – O! Jednak nie! Elein uratowała nasze rzycie!

– Życia – poprawił Daniel.

– Dupy – uściślił Damian.

– Czego ona taka silna? – zapytał Daniel.

– A co ja wyrocznia? – odburknął Damian. – Skąd mam niby wiedzieć? Ważne, że jest po naszej stronie.

– Co robi szef?

– Klęczy. – Damian zaklął. – Mógłby pomóc Elein. Dziewucha se radzi, ale jak tak dalej pójdzie...

– Orionie, łap!

Teresa, czy jak ją tam wołali, wreszcie łaskawie się objawiła i na dzień dobry cisnęła w Oriona mieczem. Na szczęście wymierzyła rzut lepiej, niż się wydawało, gdyż ostrze spadło tuż pod ręką szefa. Orion chwycił broń. Potrząsnął głową, jakby właśnie obudził się po ciężkiej nocy picia i w końcu stanął na nogi.

– Dajesz, szefie! – ryknął Daniel.

„Rdzawogłowa" wepchnęła się między braci. W jednej ręce trzymała kuszę, a w drugiej pełny kołczan. Damian poczęstował się bełtami bez pytania o zgodę.

– Gotowi?! – krzyknęła, unosząc prawą rękę w górę.

Chór męskich głosów odpowiedział ryknięciem. Damian szybko przeliczył krzywe gęby rzezimieszków czających się za domami lub prowizorycznymi barykadami zrobionymi naprędce z drewna kamieni i namiotów. Pięćdziesięciu. Oby wystarczyło.

– STRZELAĆ! – Krzyk Teresy wdarł się do ucha, aż zapiszczało. Damian nie zdążył się oburzyć. Widowisko okazało się aż nadto zajmujące.

Na Czarnego runęła chmura strzał i bełtów. Większość z nich odbijała się od pancerza, ale nie wszystkie. Odmieniec zawył przeraźliwie, obrócił się w kierunku ukrytych strzelców i ledwo zdążył odbić tarczą atak Elein. Odepchnął dziewczynę i w ostatniej chwili przycisnął brodę do piersi. Cięcie Oriona dźwięcznie trafiło w hełm. Dziwoląg zachwiał się, a moment ponownie wykorzystali strzelcy, zasypując go gradem pocisków.

– Ustrzelisz naszych! – ryknął Daniel.

Teresa wzruszyła ramionami, dając tym samym do zrozumienia, że obchodzi ją to tyle, co wczorajszy wynik partyjki w kości. Nawałnica pocisków ponownie huknęła o zbroję Czarnego Rycerza. Elein i Orion synchronicznie czmychnęli za drzewa, umykając śmierci o włos. Tym samym popełnili błąd – stracili Czarnego Rycerza z oczu. Gdy Orion wyskoczył zza drzewa, odmieniec cisnął tarczą, zmiatając go z nóg. Dalej chwycił rękojeść miecza oburącz i natarł na Elein. Wojowniczka zdążyła ustawić właściwą paradę, a mimo to siła uderzenia rzuciła ją na ziemię.

Damian się skrzywił. To koniec walecznej dziewuchy. Oby Bohaterowie przyjęli ją z otwartymi ramionami, bo zasłużyła! Czarny Rycerz zamachnął się i...

Śmierć nie nadeszła.

Kolejna bezmyślna salwa powściągnęła rękę szaleńca w czarnej zbroi. Obrócił się, wrzasnął i rzucił do najbliższej barykady, za którą piali przerażeni strzelcy.

– Spieprzamy! – ryknął Damian, chwytając brata. Byli zbyt blisko! Słyszał wrzaski szlachtowanych wyraźniej niż własne słowa. Pędzili do najbliższego schronienia – ruin wieży łuczniczej. Rdzawa uczepiła się jak rzep tyłka, trzymając się bliżej cienia. Może i dobrze. Miała kołczan, a bełty się wkrótce przydadzą.

– Goni nas! – jęknął Daniel.

Damian zaklął. Krzyki ucichły, czyli rozprawił się z grupą łuczników i kuszników szybciej, niż oni znaleźli schronienie. Kątem oka widział, jak kolejne grupy opryszków czmychają do lasu.

– Nie uciekać! – piała Teresa. – Strzelać! Zastrzelić go!

– Zamknij się! – zgromił Damian. – Jak cię posłuchają...

– To ustrzelą nas jak kaczki! – dokończył Daniel. – Brachu, trza walczyć! Nie zdążymy!

Damian obrzucił tęsknym spojrzeniem pozostałości wieży. Cisnął ze złością kuszą i dobył miecza, jednocześnie się obracając. Wzdrygnął się, widząc, jak szybko demon w zbroi naszpikowanej pociskami pokonuje ostatnie kilka kroków. Tylko obecność brata dodawała otuchy. Przynajmniej stawią czoła śmierci razem. Tak jak zawsze chcieli.

Czarny Rycerz uderzył oburącz mocnym cięciem od lewej, zmuszając całą trójkę do uniku. Natarł na Damiana skośnym cięciem w prawy bark. Najemnik desperacko uskoczył, stracił równowagę i uderzył plecami o ziemię. Uratowała go Teresa, która podstępnie cięła szabelką Czarnego Rycerza z flanki w szyję. Dziwoląg uniósł ręce do góry, przyjmując cios na bark i natychmiast skontrował zabójczym cięciem od góry. Teresa próbowała naprawić pomyłkę. Uniosła szablę w górną obronę, nawet odskoczyła do tyłu. Nie wzięła jednak pod uwagę straszliwego zasięgu czarnej klingi.

Ciężki miecz grzmotnął samym wierzchołkiem o gardę, łamiąc Rdzawej nadgarstek. Uderzyła z impetem o ziemię. Skuliła się w kłębek, wrzeszcząc z bólu i przyciskając do piersi złamaną kończynę.

– Bij się ze mną, zasrańcu! – Daniel cisnął mieczem w Czarnego Rycerza, który bez problemu odbił ten pocisk.

Damian zaklął. Czemu brat postanowił bohaterzyć?! Właśnie zmarnował dobrą okazję na ucieczkę, a w dodatku wyrzucił broń! Najemnik wyskoczył przed Daniela, unosząc miecz. Trzęsły mu się nogi. Oby tylko nie narobić pod siebie. Oby tylko nie narobić pod siebie! Słyszycie Bohaterowie?! Czyste spodnie! Ostatnie życzenie przed śmiercią!

Z piersi Czarnego Rycerza gwałtownie wysunęło się ostrze pokryte czarną mazią. Demon ledwo utrzymał się na nogach. Wypuścił miecz i chwycił za wystający z ciała sztych, ale zanim zdążył zrobić więcej, uniósł się wysoko nad ziemię.

Elein ściskała rękojeść swojej broni, krzycząc, ile sił w płucach. Unosiła przeszytego przeciwnika wyżej i wyżej, by nagle z rozpędu przygwoździć brzuchem do ziemi, aż po samą rękojeść. Czarny Rycerz miotał się, próbując na oślep trafić dziewczynę za nim. Wtedy Damian oprzytomniał.

– Brachu! – ryknął, choć wcale nie musiał. Daniel już siłował się z jedną ręką zasrańca w czarnej zbroi. Damian dłużej nie zwlekał. Chwycił drugą kończynę za nadgarstek i aż stęknął z wysiłku. Jakie to bydle silne! Zaparł się nogami o resztki wieży i ze złością szarpnął. Wykręci mu rękę, nawet jakby miał się sfajdać z wysiłku!

– KOŃCZ TO! – ryknął. Wiedział, że wytrzyma w tej pozycji najwyżej kilka sekund.

Elein zeskoczyła z przeciwnika. Podniosła z ziemi miecz Daniela. Potężnie zamachnęła się i cięła, celując w szyję Czarnego Rycerza. Damian zdziwił się, słysząc brzęk odbitej stali oraz zirytowany krzyk Elein. Spodziewał się charakterystycznego chrupnięcia, które wydawało przecinane ciało. Zdziwił się jeszcze bardziej, gdy doczekał się właściwego dźwięku niewiele później.

Głowa Czarnego Rycerza poturlała się po ziemi. Nagle opór zniknął. Damian uderzył piersią o grunt, po czym zerwał się na nogi.

– Co do... Regnara? – jęknął. W miejscu, w którym powinny leżeć pozostałości odmieńca, widniała subtelna mgiełka. Przetarł powieki. Teraz miał przed oczami już samą wydeptaną ziemię.

– Ty głupia dziewczyno! – Wściekły głos należał do szefa. Ściskał Elein za barki i potrząsał nią jak dzieckiem.

Damian nie był pewien, czy szanuje go za odwagę, czy też współczuje głupoty. Elein przerażała! Wyglądała, jakby chciała ukatrupić każdego, kto się znajdzie w zasięgu klingi. Jej zielone oczy nienaturalnie błyszczały w ciemności jak u kota. Spróbował sobie przypomnieć, czy wczoraj też tak miała. Na pewno nie. Zauważyłby.

– Rozumiesz, co przed chwilą prawie zrobiłaś?! – Orion zdążył zachrypnąć od krzyku. Zupełnie nie przejmował się niecodziennym spojrzeniem Elein.

– Nie pozwoliłeś mi go zabić! – Rozjuszona dziewczyna pchnęła mężczyznę tak mocno, że runął na ziemię i stęknął. To oprzytomniło Elein. Jej oczy przestały błyszczeć, a z twarzy zniknął gniew. – Wybacz... Jesteś cały?

Damian prychnął śmiechem. Co za głupie pytanie. Oczywiście, że nie był. Wystarczyło zerknąć na tę posiniaczoną gębę. Okrzyknie go szczęściarzem, jeśli nie złamał żadnej kości. Zwłaszcza po tym, jak przyjął dwa uderzenia Czarnego Rycerza na miecz.

– Zostaw! – warknął Orion, odtrącając wyciągniętą rękę Elein, po czym usiadł, łypiąc na nią spode łba. – W jaki sposób można zostać ofiarą klątwy?

– Co?

– Odpowiadaj!

Elein zamilkła. Nagle zachwiała się na nogach i opadła obok szefa.

– Zapomniałam... – Pokręciła głową. – Nie... Nie wierzyłam. A potem złość mnie oślepiła. Ty... Uratowałeś mnie.

– Nie – odparował Orion. – Kupiłem ci tylko czas. Drżysz...

– To mięśnie – wyjaśniła. – Zmęczenie.

Damian odchrząknął. Wolałby nie wchodzić między mizdrzącą się parkę, ale potrzebował wyjaśnień.

– Szefciu, co to, do Regnara, było? – Wskazał na pusty kawał ziemi. No tak. Przecież zasraniec wyparował...

– Zabójca, o którym wspominałem. – Orion potarł skronie.

– Aha – wydukał Daniel.

– Przynajmniej już łapię, czemu zarzekałeś się, że czterech chłopa to za mało – zgodził się Damian. – Słuchaj, a w tym zamku to nie zostaniesz, prawda?

– Nie – westchnął Orion. – Nie zostanę.

– To dobrze. Obiecałeś nam łatwą robotę – wypomniał najemnik. – Nie chcę drugi raz walczyć z tym czymś. – Znowu wskazał pusty kawał ziemi i zaklął. Nikogo tam nie było! Czas się z tym pogodzić!

– Damian! – huknęła Elein.

– Zwyczajnie upominam się o swoje. – Najemnik rozłożył ręce.

– Czy to koniec?

Zaklął, słysząc ten głos. W gąszczu wydarzeń zapomnieli o przywódczyni szajki — rdzawogłowym babiszonie. Klęczała, przyciskając do piersi uszkodzoną rękę, i gapiła się na szefa.

– Dla ciebie tak – odparł Orion. – Chyba że nadal chcesz dostarczyć mnie żywcem Derekowi.

– A co, jeśli cię zabiję? – zapytała Teresa.

Elein warknęła, próbując się podnieść, ale nia dała rady. Uparcie spróbowała jeszcze raz. Zatrzymała się w połowie i tym razem świadomie usiadła, wreszcie zauważając oczywiste. Byli otoczeni pozostałymi przy życiu bandytami. Przetrwańcy masakry wyglądali gorzej niż źle. Damian bał się przy nich choćby i zepsuć powietrze, bowiem sprawiali wrażenie, jakby mieli nafaszerować jeńców strzałami i bełtami na byle szmer.

– Kto wie? Może będziesz kolejnym celem upiora? – Orion wzruszył ramionami.

– Upiora?

– Jestem przeklęty. To, z czym walczyliśmy, nie jest czymś naturalnym. Czarnego Rycerza nie da się zabić. Kiedyś znowu po mnie wróci.

– Klątwa? – Rdzawa zmarszczyła czoło. – To tylko bajki dla dzieci... Nie ma czegoś takiego...

– Masz lepsze wyjaśnienie na to? – zakpił Orion, pokazując zgliszcza obozu.

Damian podążył wzrokiem za gestem. Roztrzaskana brama. Ziemia błyszcząca w świetle ognisk od krwi. Trupy. Trupy. Trupy. Zgliszcza wież. Płonące domy. Nie mógł uwierzyć, że sprawił to zaledwie jeden „rycerz".

– A co, jeśli kłamiesz? – zapytała Teresa.

– A co, jeśli Derek się tobą podtarł? – przedrzeźnił Orion. – Ludzi mu nie brakuje, a mimo to właśnie ty wykonałaś całą czarną robotę. To twoi siepacze zginęli od klingi upiora.

Teresa długo milczała. Zbyt długo. Damian ledwo potrafił ustać w miejscu. Wolałby, gdyby szef próbował załagodzić sytuację, miast podjudzać zardzewiałe babsko. Wolałby też piwo i ciepłą strawę od nocnych przejść. Nie pogradziłby też partyjką kości.

– I czego ona tak długo miarkuje? – szepnął Daniel.

– Pewnie głupia jakaś – odparł równie cicho. Sprawa była przecież prosta. Wóz albo przewóz. Albo strzelaj, albo puść wolno.

– Wynoście się – rozkazała Teresa.

Damian wypuścił z sykiem powietrze. No, całe szczęście! Nie chciał zginąć po tym wszystkim.

– Nigdy więcej nie wracajcie do Janeve – zagroziła.

– Nie wrócimy – zapewnił Damian.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top