21.1 Drużyna?
Irytujące stukanie rosło w siłę. Orion próbował je ignorować, lecz osoba znajdująca się na korytarzu najwyraźniej nie miała zamiaru rezygnować. Odłożył więc na bok napierśnik i poczłapał do drzwi, które otworzył z ociąganiem. Tak jak się spodziewał, zastał tam Elein Wilhelm. Nie wyglądała zbyt pewnie. Dłonie chowała za plecami, a zazwyczaj odważne spojrzenie tym razem unikało konfrontacji. Lekko się garbiła, co sprawiało, że zdawała się niższa.
– Czego ci znowu trzeba? – zapytał.
– Chciałam tylko oddać – odparła, wręczając rycerzowi dziennik.
– Dobrze więc. – Spróbował zamknąć drzwi.
– Poczekaj! – zawołała. – Chcę porozmawiać.
– Po co? Wiesz już tyle, co ja.
– Ale twoje zapiski nie miały sensu...
– Czyli przyszłaś, żeby ponownie nazwać mnie kłamcą?
– To nie tak. Ja... Czy naprawdę musimy prowadzić dyskusję na progu? Przez to nie potrafię zebrać myśli.
– Nie wiem, czemu miałoby mnie to obchodzić. – Orion skrzyżował ręce na piersi i zmierzył Elein nieprzyjaznym wzrokiem.
– Tak zwyczajnie nie wypada, mości Orionie.
– Będziesz mnie teraz uczyć, co wypada robić, a czego nie?
– Nie, ale...
– Niemal miesiąc spędziłem na progu twojej posiadłości. Zapewniam cię, że gdybym miał lokaja, właśnie on prowadziłby teraz rozmowę w moim imieniu. Wykazałby się zawodową grzecznością, której ja niestety nie posiadam.
– Chcę tylko porozmawiać – rzekła Elein. Szczegółem zdradzającym jej zdenerwowanie były dłonie miażdżące się wzajemnie w uścisku. – Niepotrzebnie cię pouczyłam.
– Nie musimy się silić na przyjaźń, panno Wilhelm – odparł rycerz. – W gruncie rzeczy wszyscy jesteśmy interesowni. Ty trzymasz się mnie, gdyż chcesz dopaść Czarnego Rycerza. A ja trzymam się ciebie, bo jesteś jedynym możliwym wsparciem, z którego mogę z czystym sumieniem skorzystać w oczekującej mnie walce .
– Skoro jesteś taki interesowny, czemu nie chcesz przyjąć miecza, który ci kupiłam? – syknęła.
– Ponieważ byłbym ci wtedy winny przysługę. Chwilowo jesteśmy kwita. Naiwnie liczę, że to zaradzi na dalszą nieuczciwość.
Elein zacisnęła usta, obróciła się, zarzucając włosami, i udała do schodów.
– Zejdź na śniadanie – powiedziała, choć bardziej przypominało to rozkaz. – Musimy omówić dalsze kroki.
Zamknął drzwi. Właśnie taki miał plan, zanim znowu przyszła napsuć mu krwi. Rzucił na stół dziennik, po czym usiadł na pryczy, wracając do zakładania napierśnika. Walczył z rzemykami, niepotrzebnie używając siły. Był zły, lecz głównie na siebie. Czy to takie dziwne, że ukradli jego korespondencję? Sam prawie włamał się do domu Wilhelmów, lecz oparł się pokusie niemalże w ostatniej chwili. Niestety przez to rozumiał Elein bardziej, niż chciałby przyznać.
– Starczy tego miarkowania – mruknął pod nosem i natychmiast przewrócił oczami. Już się zaczynało. Znowu gadał do siebie.
Zerknął na dziennik. Czy ciągle powinien go pilnować jak źrenicy oka? Najgorsze już przecież się stało. Mimo to chwycił za skórzaną okładkę i wcisnął dziennik pod szafę. Później wymyśli lepsze miejsce.
Zanim wyszedł, otworzył drewniane okienko, aby pomieszczenie się nieco przewietrzyło, i włożył do pochwy szczerbaty miecz. Idąc schodkami na dół, zastanawiał się, czemu jeszcze nie kupił porządnego ostrza? Coś go powstrzymywało, ale bał się zgłębić to uczucie. Postanowił, że chwilowo pozwoli sobie na niepewność, a jutro przejdzie się do kowala i załatwi sprawę.
– Orionie! – Olaf podniósł się zza stołu, zahaczając barkiem o ręcznik na ścianie. – Tutaj!
Rycerz minął się z dwójką kupców, przepuścił starszą szlachciankę, która w zamian podziękowała mu patetycznym dygnięciem, aż wreszcie dotarł na miejsce. Wolny talerz z jajecznicą, pieczonym chlebem oraz gotowaną fasolą i warzywami znalazł się obok Elein. Sama dziewczyna gapiła się w okno.
Orion wyjął z sakiewki dwa miedziaki i położył na blacie między Olafem i panną Wilhelm. Nie będzie im dłużny nawet posiłku!
– Ależ nie trzeba – zapewnił brodacz. – Chcieliśmy jeno...
– Trzeba – odciął Orion, zajmując swoje miejsce i biorąc się za jedzenie.
– Jak chcesz – rzekł pojednawczo mężczyzna. – No, nie traćmy czasu. Co robimy dalej?
– Szukamy informacji o Czarnym Rycerzu – przemówiła Elein. – Może ktoś w dzielnicy Szlachetnej będzie coś wiedział. Musimy też wypytać o tatkę. Nie chcę wierzyć, że nikt go nie spotkał.
– Rozejrzymy się również za przetrwańcami rodu Janeve – wtrącił Orion.
– Odkryłeś coś wczoraj? – zainteresował się Olaf.
Elein również się ożywiła, lecz starała się tego po sobie nie pokazać. Poszłoby jej to lepiej, gdyby nie dłubała łyżką w fasoli, jednocześnie zerkając co rusz na Oriona.
– Owszem. Znowu zwiedziłem ratusz. Znajduje się tam ogromne płótno przedstawiające tablicę rodu Janeve. Tylko że było przycięte u dołu, a więc zabrakło na nim imion ostatniego pokolenia.
– Co to oznacza? – zapytała Elein.
– Może próbują ich ukryć przed Czarnym Rycerzem? – zaproponował Olaf.
– Urzędnicy twierdzili, że to przez pożar – odparł rycerz. – Niemniej chcę sprawdzić, by mieć pewność, że moja teoria jest słuszna i nie ma od niej wyjątków.
– A zatem kolejnym krokiem będzie również upewnienie się, że plotki o Cecylii są słuszne – zawyrokował Olaf.
– W takim razie musimy się przygotować na zimowanie – wtrąciła Elein. – Trzeba będzie wynegocjować u karczmarki dobrą cenę.
– O to się nie martw, panienko. – Olaf mrugnął znacząco. – Zajmę się tym.
Elein westchnęła, lecz powstrzymała się od komentarza.
– Skoro zimujemy w Janeve, możemy poczekać na turniej, by dowiedzieć się więcej o Edwardzie – dodał Orion. – Oczywiście, jeśli do tego czasu nie znajdziemy lepszych tropów.
– A zatem w tej chwili skupiamy się na Czarnym Rycerzu i rodzie Janeve – podsumował Olaf.
– Oraz na zimowaniu – dodała Elein. – Dni są coraz krótsze. Lada chwila spadnie śnieg.
Orion w duchu się zgodził. Wolał uniknąć podróżowania po zaśnieżonych szlakach, jeśli nie było to konieczne. Mieli sporo do zrobienia w Janeve. Do wiosny roboty powinno starczyć aż nadto. Miał tylko nadzieję, że wkrótce usłyszy coś od Romualda. Zimą usługi posłańców kosztowały drożej od porządnego miecza.
– Orionie, co powiesz na wspólną wyprawę na targ? – zaproponował Olaf, częstując się jajecznicą. – Posłuchamy plotek, a później skoczymy na grzańca. Znam świetne miejsce...
– Niech każdy zajmie się swoją działką – odciął Orion. – Szkoda marnować czas.
– No nie bądź taki oschły – podjął Olaf. – Naprawdę przyda mi się pomoc. Muszę kupić dwa worki mąki.
– Po co ci mąka? – zapytał Orion, odkładając na moment łyżkę i łypiąc na towarzysza spode łba.
– Obiecałem piękności Elwirze – wyjaśnił tamten. – Potraktuj to jako pracę niezbędną do późniejszych negocjacji. Chcemy tu przezimować, czyż nie?
– Masz konia. Użyj go – zawyrokował Orion, wracając do jedzenia.
– Po co mam używać konia, jeśli targ jest tuż za rogiem? – oburzył się brodacz. – Dajże zwierzakom trochę odpocząć.
– Odpoczywają już cały tydzień – zauważył Orion.
– No i? Chcesz im odmówić tej drobnej przyjemności, kiedy przez niemal dwa tygodnie dźwigały ciebie i twoje bagaże? A zwłaszcza ciebie. Słuchaj, nie chcę nic mówić, ale piórkiem nie jesteś...
– Czy jeśli się zgodzę, dasz mi wreszcie zjeść w spokoju? – wycedził rycerz.
– Zgoda! – Brodacz wyszczerzył zęby. – Będzie cudnie, zobaczysz. Poszwędamy się po targu, wypijemy po czarce grzanego wina...
– Kupimy mąkę i wracamy – zaoponował rycerz.
– A plotki? Przecież chciałeś dowiedzieć się czegoś o rodzie Janeve.
Orion przemilczał. Przez to całe gadanie prawie zapomniał, że Olaf również wiedział o kradzieży listu. Zerknął na Elein. Dziewczyna dokończyła posiłek i otarła chusteczką usta. Napotkawszy jego spojrzenie, wbiła wzrok w stół. Przynajmniej ona nie zachowywała się, jak gdyby nic się nie stało.
Po zakończeniu posiłku Orion, Olaf i Elein wyszli z gospody, krótko się pożegnali i rozeszli. Rycerz zerknął jeszcze na oddalającą się sylwetkę panny Wilhelm. Już się nie garbiła, tylko kroczyła z wysoko uniesioną głową, choć wiatr przejmował aż do kości.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top