20.2 Prawda
Posiłek przypominał stypę. Olaf starał się ożywić atmosferę, lecz nie otrzymał wsparcia ani od Elein, która patrzyła na niego wilkiem, ani od Oriona, który czasem coś pomrukiwał, lecz głównie skupiał się na ułożeniu składnej historyjki. Rycerz wcisnął w usta łyżkę z kaszą. Czułby się pewniej, gdyby jego rodzina wyprowadziła się w końcu ze stolicy daleko poza zasięg króla i szpiegów. Dopóki nie dowie się od Romualda, że ród zakończył przeprowadzkę, dopóty zachowa szczególną ostrożność w słowach.
Wreszcie skończyli jeść, podnieśli się zza stołu i udali schodami na górę do pokoju Oriona i Olafa. Mężczyźni przesunęli dębowy stół na środek pomieszczenia. Elein w międzyczasie przyniosła proste krzesło. Usiadła, dołączając do pozostałych towarzyszy.
– Zamknęłaś drzwi? – upewnił się Orion.
– Tak. Jeszcze okno. – Wskazała głową za plecami rycerza.
Orion wstał i pozamykał okiennice. Uliczny gwar natychmiast ucichł. Wrócił na miejsce. Zebrani patrzyli się na niego, najwyraźniej spodziewając, że to właśnie on zacznie.
– Czego udało ci się dowiedzieć, Olafie? – zapytał, przedłużając nieuniknione.
– Doskonałe pytanie – pochwyciła Elein. – Chętnie posłucham, aby się upewnić, że istotnie niepotrzebnie w ciebie wątpiłam.
– Błąkałem się po gospodach... – zaczął brodacz.
– Wiedziałam!
– Panienko – jęknął Olaf. – Pozwól mi dokończyć! Chodziłem po gospodach, bo właśnie tak można wywęszyć najciekawsze plotki. Karczmarze zwykle wiedzą więcej od żebraków. Są też niestety drożsi. – Poklepał się po sakiewce. – Dali niewiele, lecz zażądali aż za dużo. Pewnie dlatego, że jestem przyjezdny...
– Czego się dowiedziałeś? – ponaglił Orion.
– Niczego o Edwardzie – westchnął Olaf. – Nikt nic nie widział, nikt nic nie słyszał.
Elein spochmurniała. Skrzyżowała ręce na piersi, opierając się o krzesło. Oriona również nie ucieszyły takie wieści. Trop Edwarda się urwał. Musieliby poczekać na kolejny turniej, żeby wziąć na spytki jego uczestników.
– Jednakże usłyszałem co nieco o upadku rodu Janeve – kontynuował Olaf. – Ta tragedia miała miejsce aż pięć lat temu, a jednak starczyło zapytać, by sprowokować niemałe zamieszanie. Raz skończyło się nawet bitką między gospodarzem i jednym z gości...
– Do rzeczy – ponagliła Elein.
– Konceptów jest wiele, a każdy następny mniej wiarygodny od poprzedniego – westchnął brodacz. – Jedni twierdzą, że sprawcą pożaru był ród Czapli. Inni, że wywiad. Dalej była teoria o khirhajskich czarodziejach oraz, moja ulubiona, że sam Regnar spalił posiadłość.
– Czarny smok? – żachnęła się Elein. – Gdyby się znowu pojawił, trąbiliby o tym w całej Agwynnii!
– Otóż to – zgodził się Olaf. – Nie wspominałbym o tym wszystkim, gdyby nie pewien żebrak. Otóż zarzekał się, że widział sprawcę pożaru, którym był...
– Czarny Rycerz – dokończyła Elein.
– Rycerz w czarnej zbroi – poprawił Olaf. – Ale sądzę, że właśnie jego miał na myśli.
– Jeden człowiek zniszczył cały ród Janeve – mruknęła Elein. – Jak to możliwe?
– Nie cały – odparł Olaf. – Cecylia przeżyła, lecz... Zmieniła się. Tak przynajmniej głoszą ci, których o nią pytałem.
– W jaki sposób? – zapytał Orion.
– Miała reputację pazernego pampucha. Nie chcecie słyszeć, co zdaniem niektórych złośliwców zrobiłaby za miedziaka. Jednakże ostatnie lata spędziła na odludziu. Nie próbowała sprzedać posiadłości rodu ani uratować jej przed rozgrabieniem. – Olaf skubnął koniuszek brody. – A teraz, zanim dokończę opowieść, chcę się dowiedzieć, panienko, czy nadal uważasz swoje wątpliwości za zasadne?
Elein się zaczerwieniła, ale wytrzymała jego wzrok.
– Nie miałam racji – przyznała. – Wybacz mi.
– Słyszałeś, Orionie? – Olaf wyszczerzył zęby. – Zapamiętaj ten dzień, albowiem przeprosiny z ust panienki nie zdarzają się zbyt często.
– Zgoda. – Orion skinął głową.
– Ty mu nie przytakuj! – zirytowała się Elein. – Olaf wykonał kawał dobrej roboty, lecz to nijak się ma do ciebie i twoich kłamstw!
– Kłamstw? – żachnął się Orion. – Kiedy cię okłamałem?
– Nie powiedziałeś całej prawdy. Nawet dzisiaj.
– Co nie oznacza, że skłamałem.
– Masz rację – zgodził się Olaf. – Lecz słowa panienki również mają w sobie ziarno prawdy.
– Nie skończyłeś opowieści – upomniał Orion.
– A ty znowu zbywasz temat – zauważyła Elein.
– Niech będzie. – Olaf się uśmiechnął. – Dokończę moją historię. Lecz nie łudź się, że o tobie zapomnimy.
Rycerzowi nie spodobało się to, jak szybko utracił w Olafie sojusznika. Niemniej dalej starał się postępować zgodnie z mądrością, którą usłyszał kiedyś od Fausta; mistrza złodziejskiego fachu. Brzmiała: gdy cię mają wieszać, poproś o kubek z wodą. Ciekawie, czy ojciec, stojąc z pętlą założoną na szyi, również wyznawał ten banał?
– Na czym to ja skończyłem... – zastanawiał się Olaf. – A tak! Pożar! Po rozmowie z żebrakiem ponownie wziąłem na spytki karczmarzy. Okazało się, że choć każdy z nich wierzył w inną przyczynę pożaru, wszyscy jednogłośnie twierdzili, że stara posiadłość Cecylii jest przeklęta!
Orion oparł się łokciami o stół i położył czoło na dłoniach. Było tak, jak preczuwał. Powinien czuć satysfakcję, lecz zamiast tego jego wnętrzności skręcał niepokój. W co najlepszego się wpakował?
– Sprawdziliśmy już posiadłość – rzekła Elein. – Znaleźliśmy dziwne ślady. Długie i równe bruzdy, jak gdyby ktoś przejechał po ścianach mieczem.
– Prędzej miecz się stępi niż zostawi głębokie rysy – zauważył Olaf.
– Nie każdy. – Elein zacisnęła odruchowo dłoń na rękojeści, która opierała się głowicą o blat.
Orion zmrużył powieki. Czyżby miecz Wilhelma potrafił to samo, co klinga Czarnego Rycerza? To tłumaczyłoby, dlaczego jego poprzednie ostrze skończyło szczerbate niczym piła. Wszak podczas pojedynku z wojowniczką nie pilnował się, tylko w pełni używał broni. Czuł, że oba miecze mogą mieć ze sobą jakiś związek, lecz zanim porządniej się nad tym zastanowił, usłyszał głos Elein:
– Coś jest na rzeczy. Przeklęta posiadłość, zagłada całego rodu Janeve... A burmistrz zarzekał się, że to zwyczajny pożar. Pewnie gadał, co mu ślina na język przyniosła.
– Czemu wcześniej nie słyszałem o upadku rodu Janeve? – rozważał Olaf.
– Wilhelm jest daleko na północy – zauważyła Elein. – Plotki rzadko do nas docierają...
– Ale Edward był w Janeve. Czyżby nie wiedział?
– Nie byliśmy blisko z rodem Janeve – przyznała Elein. – Zresztą wątpię, żeby tatkę interesowało cokolwiek innego poza dobrą walką.
– Cały Edward – przyznał Olaf. – A ty, Orionie? Słyszałeś wcześniej o tym?
– Nie słyszałem, ale mogłem zwyczajnie przegapić.
– Przegapić coś takiego? – zdziwiła się Elein. – Niby jak?
– Pięć lat temu mój ród tkwił po uszy w... w problemach – odparł rycerz wymijająco.
– Jakich? – drążyła dziewczyna.
– Wystarczy – wtrącił się Olaf. – Nie nasza to sprawa.
– Ale...
– Zaufaj mi. – Olaf położył dłoń na nadgarstku wojowniczki. – Wystarczy.
Orion zerknął w oczy mężczyzny i nagle miał pewność. Znał prawdę o jego ojcu! Czyżby plotki o żałosnym końcu Edgara herbu Niedźwiedź zawitały aż na północ? Nie. Gdyby tak było, nie umknęłoby to uszom Elein. Olaf musiał się dowiedzieć wszystkiego tu. W cholernym Janeve!
– Skoro nie chcesz gadać o swojej przeszłości, uszanuję to – oznajmiła Elein. – Ale nie odpuszczę ci sprawy Czarnego Rycerza. Opowiedz nam o swojej teorii. Wspomniałeś dzisiaj, że jakąś tam masz.
Zanim Orion otworzył usta, poczekał, aż umysł uspokoił się niczym zmącona woda. I co z tego, że Olaf wiedział? Całe Gwynntonian wiedziało i jakoś z tym żył. Powinien już dawno przestać przejmować się takimi bzdurami. Jeśli zaczną nim gardzić, trudno. Nie pierwszy, nie ostatni raz.
– Mam teorię – zgodził się. – Lecz nie do końca się klei. Wszystkiemu wadzi naturalna śmierć Cecylii.
– Może burmistrz nas okłamał? – zaproponowała Elein.
– Akurat co do tego większość moich informatorów również była zgodna – wtrącił Olaf.
– Mów dalej, Orionie – zażądała Elein.
– Może uda nam się uwiarygodnić twoją teorię – zgodził się Olaf.
– Podczas mojego pobytu w Meredris poczyniłem pewne przypuszczenie – wznowił Orion. – Co jeśli oryginalnym celem Czarnego Rycerza są potomkowie Wilków? – Spodziewał się, że zobaczy zaskoczenie lub niedowierzanie, a tymczasem jego towarzysze kiwnęli głowami, jak gdyby właśnie tych słów się spodziewali. Coś było nie tak... – Z tego powodu udałem się do Wilhelm, jednakże po rozmowie z Elein stwierdziłem, że całość nie trzyma się kupy. Wszak ród Wilhelmów miewał się dobrze, a jedyną ofiarą był Edward. Wyglądało więc na to, że podobnie jak ja wplątał się w sprawę przypadkiem.
– Ale zmieniłeś zdanie, kiedy usłyszałeś o rodzie Janeve – stwierdził Olaf.
– I tak, i nie. Wszyscy nie żyją, to prawda. Ślady również wskazują na Czarnego Rycerza. Jednakże czemu oszczędził Cecylię? Tego nijak nie pojmuję.
– Oszczędził też cały ród Wilhelmów – zauważyła Elein. – Twoja teoria sypie się w samych założeniach. Chyba że znowu coś zatajasz.
Orion przymknął na chwilę oczy. Zbyt łatwo znajdowała nieścisłości w jego tłumaczeniach. Nie mógł wyjawić, że jej ród uratowała interwencja samego Artura Wojownika. A przynajmniej tak uważał, zanim się nie dowiedział o wyjątku w postaci Cecylii.
– Słyszałem pewną plotkę – podjął Olaf. – Uprzednio nie dawałem jej wiary, ponieważ o uszy obiło mi się zbyt wiele pomówień dotyczących Cecylii. Jednakże jeśli jest prawdziwa, może wesprzeć twoją teorię.
Orion podniósł wzrok na Olafa, który skubał z zapałem brodę.
– Ponoć była bękartem – wyjaśnił Olaf. – W jej żyłach nie płynęła ani kropla krwi Janeve Podstępnej.
Orion pokiwał głową. Jeśli to było prawdą, całość nabierała przerażającego sensu. Czarny Rycerz mógł wyczuwać potomków Wilków po zapachu. Już raz zademonstrował tę umiejętność w Wilhelm, kiedy Orion usiłował się ukryć.
– Czy Pankracy pochodził z Wilczych rodów? – zapytała niespodziewanie Elein.
– Nie. – Orion w duchu zaklął. – Podobnie jak ja wplątał się w sprawę przypadkiem.
– O czym wcześniej nie wspomniałeś – wtrąciła kwaśno. – No cóż, na szczęście potrafię już zgadnąć, kiedy twój Pankracy wplątał się w historię. Zakładając, że mnie nie okłamałeś. – Dziewczyna uniosła brew i spojrzała badawczo na Oriona, który z całych starał się zachować kamienną twarz. – Twierdzisz, że celem są Wilcze rody. A zatem Wilhelm było pierwszym Wilczym miastem, w którym prowadziłeś śledztwo.
– Wpierw odwiedziłem Meredris – poprawił Orion.
– Musiałeś mieć inny powód. Meredris Wspaniały nie miał potomków. Czy właśnie próbujesz mnie zmylić, mości Orionie?
Rycerz przemilczał.
– Czyli jednak Wilhelm – zawyrokowała Elein. – I tak sobie mniemam, że ktoś musiał cię tam skierować. Może szlachcic Pankracy; poprzednia ofiara Czarnego Rycerza? Tylko czemu cię tam wysłał? I czemu Wilhelmów nie spotkał taki sam kataklizm jak rodu Janeve?
– Pankracy musiał narazić się Czarnemu Rycerzowi tuż po śmierci Edwarda – odparł Olaf. – Dobre myślenie, panienko!
– Sądzę, że Pankracy przyłapał mordercę na gorącym uczynku – odparła Elein. – Dobrze pamiętam słowa jednego z żołnierzy, którzy przynieśli tatkę. Nie roń łez, niewiasto, gdyż jego śmierć już została pomszczona.
– A wtedy podniosłaś go dwie stopy nad ziemię. – Olaf się uśmiechnął. – Ten szczegół zawsze osładza to wspomnienie...
– Byłam tak wściekła i zrozpaczona, że nie zapytałam nawet o imię osoby, która rzekomo pomściła śmierć tatki – wycedziła Elein. – Ale dzięki tobie, mości Orionie, wreszcie je poznałam. Pankracy.
Orion od dłuższego czasu przyglądał się własnym paznokciom. Udawał, że nie słucha, lecz w jego wnętrzu pęczniał strach. Bardzo, ale to bardzo nie docenił swoich towarzyszy. Sam już nie wiedział, co może wyjawić, aby nie dostarczyć kolejnej wskazówki. Przecież jeszcze chwila, a Elein odkryje prawdziwą tożsamość Pankracego! Już zauważyła, że w sprawę byli zamieszani żołnierze!
– Szkoda, że to byli obcy wojacy – wtrącił się Olaf. – Cholerny najazd barbarzyńców sprawił, że w całym Wilhelm nie znalazłbyś wtedy spokojnego zakątka.
– Pankracy musiał brać udział w kampanii przeciwko barbarzyńcom – podchwyciła Elein. – Pewnie jest jednym z możnych królewskich!
Orion w duchu odetchnął. Może nie wszystko jeszcze było stracone?
– Żałuję, że o niego nie spytałam – mruknęła. – Żałuję...
– Nie wymagaj od siebie zbyt wiele. – Olaf wstał i położył dłoń na barku dziewczyny. – Poradziłaś sobie najlepiej z nas wszystkich.
Na ustach Elein pojawił się cień uśmiechu, lecz zniknął, kiedy znowu przeszyła wzrokiem Oriona.
– A teraz sparafrazuję twoją historię tak, żebyś usłyszał jak wiele jest w niej nieścisłości – zawyrokowała, pochylając się do przodu i opierając dłońmi o stół. – Czarny Rycerz usiłuje zgładzić Wilcze rody. Pozbywa się rodu Janeve, zabija mojego ojca, a wtedy nagle udaje się śladem Pankracego, by ostatecznie porzucić go i obrać za cel ciebie, Orionie. I jak to brzmi?
– Niewiarygodnie – stwierdził Olaf.
– Właśnie tak! – zgodziła się Elein, wracając z powrotem na oparcie. – Stąd mam mocne podejrzenia, że zatajasz kilka kluczowych faktów. Co powiesz na to, mości Orionie?
Rycerz uniknął natarczywego spojrzenia pełnego niepokojącej zieleni. I co niby mógł jej powiedzieć? Że w sprawę jest zamieszana magiczna klątwa? W życiu nie uwierzy w coś takiego!
– Nazwałeś Czarnego Rycerza nieśmiertelnym upiorem – wznowiła mowę dziewczyna. – Co miałeś wtedy na myśli?
Orion zmarszczył czoło. Nigdy nie mówił czegoś takiego.
– Nie nazwałem – odparł.
– Jestem pewna, że...
Dłoń Olafa zacisnęła się mocniej na barku Elein. Dziewczyna popatrzyła w górę, a mężczyzna pokręcił subtelnie głową. Oczy Oriona otworzyły się szeroko. Nagle zrozumiał, czemu Elein tak łatwo wypunktowała wszelkie nieścisłości w jego historii. Przeczytała list do Romualda! Zerwał się na nogi i wskazał Elein palcem.
– Ukradłaś moje pismo! – Zacisnął prawą dłoń na rękojeści miecza. – Przyznaj się!
– To nie tak... – zaoponował Olaf, ale nie zdążył dokończyć.
– Ukradłam – zgodziła się.
Orion bez wahania dobył miecza.
– Spokojnie! – krzyknął Olaf, wskakując między Oriona a nieruchomą jak posąg Elein. – Posłaniec pojechał z twoim listem dokładnie tak, jak chciałeś! Zajrzeliśmy jeno do środka.
– I przepisaliśmy treść – dorzuciła Elein.
– Schowaj ten miecz!
Orion nie słuchał. Odepchnął Olafa i zrobił krok w stronę dziewczyny.
Stuk, stuk, stuk.
– Czy wszystko w porządku? – Zaniepokojony głos donoszący się zza drzwi należał do karczmarki.
– Jak najbardziej, panno Elwiro! – odparł Olaf, ponownie wchodząc między rycerza a niewzruszoną Elein. – Lekkie nieporozumienie podczas gry w kości!
– Straszycie innych gości! – zawołała gospodyni. – Panujcie nad emocjami albo wrócę tu z wałkiem i was uspokoję!
Nasłuchiwali w milczeniu, jak schody skrzypią pod ciężarem Elwiry. Dźwięk oddalał się, aż znowu powróciła złowroga cisza.
– Schowaj miecz, Orionie – poprosił Olaf. – Spróbujmy się dogadać. Jeśli to się nie uda, wtedy wybierzemy dogodne miejsce i rozwiążemy spór pojedynkiem. Co ty na to?
Orion milczał. Czuł się jak ostatni kretyn! Wszystkie rozterki i wahania wydawały się teraz śmieszne. Niemniej złość zdążyła już minąć. Zostało jedynie rozczarowanie. Wilhelmowie odebrali zapłatę za opiekę w najbardziej podły ze sposobów. Mógł się tego spodziewać. Jeszcze nigdy nie otrzymał niczego za darmo. Chwycił miecz za ostrze i rzucił na stół w taki sposób, że wylądował rękojeścią przed Elein.
– Jest twój – rzekł.
– To nie był prezent – zaoponowała Elein. – Odkupiłam, co zniszczyłam.
– Ale ja nie chcę od ciebie niczego – odparował Orion. – W ten sposób będziemy kwita. Za opiekę zapłaciłem listem. Za zuchwałość – mieczem. Nie jestem ci już dłużny.
– Jesteś mi dłużny informacje – odparła uparcie. – Powiedziałam ci wszystko, co chciałeś wiedzieć o moim ojcu!
– Dobrze więc. – Orion podszedł do pryczy i wyciągnął spod niej juki. Po chwili wrócił i rzucił na stół dziennik. – Proszę bardzo. Tu jest wszystko, co wiem o Czarnym Rycerzu.
– Czemu nam to dajesz? – nastroszył się Olaf.
– Bo inaczej znowu byście mnie okradli – odparł rycerz bezlitośnie. – Chcę spłacić wszelkie zobowiązania.
– Orionie, przesadzasz... – spróbował Olaf.
– Przez niemal dwa tygodnie zżerały mnie wyrzuty sumienia, bo narażałem was swoją obecnością – wycedził Orion. – A wy w tym samym czasie nawet nie mrugnęliście okiem po tym, jak ukradliście moje pismo! I pomyśleć tylko, że w podobnej sytuacji to właśnie ja się wycofałem. Syn złodzieja! Zapewne potomkowie Bohaterów uważają, że są ponad przyzwoitością!
– Nie mam czasu na przyzwoitość! – Elein się podniosła, przewracając krzesło. – Chodzi o...
– Zemstę? – Orion uśmiechnął się paskudnie. – Oby była tego warta, gdyż uczciwie zarobiłaś miejsce na statku, który idzie na dno. Chcesz walczyć z Czarnym Rycerzem? Świetnie. Może kupisz mi trochę czasu. Choć myślę, że prędzej uciekniesz na północ, jak tylko zrozumiesz, czemu usiłujesz stawić czoła.
– Nie mam zamiaru się wycofać – odparła twardo Elein. – To sprawa życia i śmierci.
– Twojej śmierci – sprecyzował rycerz, po czym podniósł juki i ruszył do drzwi.
– Dokąd idziesz? – Olaf stanął przed Orionem.
– Zmienić pokój. Nie chcę już dzielić z wami lokum.
Rycerz odsunął Olafa i wyszedł na korytarz, trzaskając drzwiami.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top