13.2 Ukryte intencje
Elein Wilhelm siedziała za drewnianym stołem z nogą założoną na nogę. Włosy uwiązała z tyłu, odsłaniając gładką skórę smukłej szyi. Szare spodnie opinały się na szerokich udach, a dublet na dużej piersi. Orion domyślał się, że będzie ubrana po męsku, lecz nie spodziewał się po niej damskiego uroku. Choć zrobiła na nim wrażenie, nie zapomniał się. Wystarczyło, że popatrzył na lekko zadarty nos, zaciśnięte usta oraz ściągnięte brwi i przypomniał sobie, że ma do czynienia z głową rodu.
– Dokończymy później, Milo – zawyrokowała, a Orion nagle zauważył drugą osobę w pomieszczeniu.
Mężczyzna siedzący naprzeciw Elein był tak szczupły, że niemal niewidoczny. Podniósł się, ukłonił i ruszył do wyjścia, ani razu nie podnosząc wzroku. Orion zerknął przelotnie na jego pociągłą twarz. Wąska szczęka, długi nos i jeszcze dłuższe zakola. Widywał go już wcześniej, lecz nie pamiętał gdzie.
Elein wskazała dłonią na wolne krzesło. Zanim Orion usiadł, obejrzał się, aby mieć na oku Milo, lecz nie zastał za sobą nikogo. Najwyraźniej mężczyzna opuścił pokój bezszelestnie. A może to on skupił się za bardzo na Elein?
Pozwolił sobie na krótkie oględziny wnętrza. Widział półki wypełnione książkami oraz zamknięte szafki, które mogły skrywać sekrety Wilhelmów. Być może pisma samego Edwarda? Na ścianach oprócz świeczników znalazło się kilka obrazów przedstawiających pejzaże. Zaskoczyło go to. Spodziewał się mieczy, tarcz, może kilku hełmów. To pasowałoby do wystroju holu oraz jego wizji Wilhelmów. Tymczasem czuł się, jak gdyby znowu wkroczył do pracowni lorda Hohenheima.
– Napatrzyłeś się? – zapytała Elein, zanurzając gliniany kubek w wiaderku z wodą, który następnie postawiła przed rycerzem.
– Prawie. Chciałem jeszcze pogapić się na dywan pod stołem.
– Kupiony od Khirhajczyka, który zaklinał się, że sprowadził go z Desercji. Kłamał.
Orion zajrzał do kubka, lecz wstrzymał się z piciem. Nie miał pojęcia, jak poprowadzić rozmowę. Zakładał, że znowu zostanie okrzyczany. Wyobrażał sobie nawet, jak dziewczyna sięga po dwuręczny miecz, który stał oparty o róg ściany, i celuje w jego pierś. Nic takiego się nie wydarzyło, a wręcz został potraktowany jak gość. Jednakże nie potrafił się pozbyć wrażenia, że siekiera ciągle wisi w powietrzu.
– Nie jest zatruta – zapewniła i sama poczęstowała się wodą. – Widzisz?
– Widzę. – Orion upił łyk, głównie po to, by pokazać, że korzysta z gościnności. – Nie spodziewałem się, że po tym wszystkim będziesz chciała rozmawiać.
– Nie chciałam, ale Olaf i Percival nalegali. Dzięki tobie spędziłam cały dzień w lesie, gdzie nic nie znalazłam. Później musiałam narazić się straży, abyś mógł zaznać odpoczynku. Nie chce mi się gadać. Mam ochotę się urżnąć.
Zaczynało się nie najlepiej. Tylko cóż można by rzec, aby poprawić sytuację?
– Napijesz się bimbru? – zapytała.
Orion aż zamrugał. Czy dobrze usłyszał?
– Bimbru? – zdziwił się.
Elein skinęła głową.
– Niech będzie.
Po wszystkich wczorajszych przejściach picie bimbru wydawało się... właściwe? Na pewno nie było ostrożne, lecz tak czy inaczej skorzystał już w pełni z gościnności Wilhelmów. Gdyby chcieli, zarżnęliby go we śnie jak prosię i nic by na to nie zaradził.
– Kiedy się obudziłem, ktoś był w pokoju, lecz wyszedł, zanim zdążyłem coś powiedzieć – zagadnął, obserwując, jak dziewczyna podchodzi do szafki i wyjmuje z niej ogromny gąsiorek.
Elein nie podjęła tematu. Zamiast tego stuknęła bimbrem o stół tak zamaszyście, że kałamarz podskoczył i przewróciłby się, gdyby nie szybka reakcja Oriona. Po uratowaniu blatu przed zalaniem atramentem, odsunął też rulony papieru oraz pióro.
– A naczynia?
– Masz już kubek, a ja mam swój. – Uniosła gliniane naczynie, które przypominało rozmiarami dzbanuszek.
– Trochę duży.
– Dasz radę – mruknęła, nalewając sobie solidną porcję trunku. – Dopij wodę.
Orion usłuchał i podsunął kubek dziewczynie, który ta szczodrze napełniła. Co tu się do cholery działo?
– A zatem, Orionie. – Napiła się. – Doprawdy od samego początku chciałeś porozmawiać ze mną wyłącznie o Czarnym Rycerzu?
Przytaknął i powąchał napój. Ziołowy aromat natychmiast skojarzył mu się z pracownią Percivala. Upił łyk i się skrzywił. Mocne!
– I nie chodziło ci o nic więcej? – Dziewczyna się wychyliła, podejrzliwie taksując gościa wzrokiem.
– Chcę się pozbyć Czarnego Rycerza i wrócić do domu – poinformował Orion. – Być może po cichu liczyłem, że mi w tym pomożesz. Na przykład wiedzą.
– I to wszystko?
– Powtórzę raz jeszcze: tropi mnie morderca, a ja muszę się go pozbyć, jeśli chcę odzyskać swoje poprzednie życie. Czy nie wyraziłem się jasno?
Elein wróciła na miejsce i w milczeniu pociągnęła z kubka, jak gdyby była w nim woda, a nie piekielnie mocny bimber. Na jej policzkach pojawiły się rumieńce, co nie zdziwiło Oriona. Jeszcze kilka łyków palącego napoju, a sam będzie czerwieńszy od pomidora.
– Myślałaś, że ukrywam prawdziwe intencje? – zapytał.
– Nic nie myślałam!
Pośpiech z jakim odpowiedziała, skłonił Oriona do pociągnięcia tematu. Niestety Elein nie pozwoliła dojść do słowa:
– Zacznijmy od początku. Jestem Elein Wilhelm. – Podniosła się i wyciągnęła rękę.
– Orion herbu Niedźwiedź. – Uścisnął przedramię. – Sprawiłem Wilhelmom przykrość swoimi najściami, za co przepraszam. Dziękuję też za usłużenie mi pomocą w potrzebie.
– Chciałabym przyjąć podziękowania, lecz jestem ostatnią osobą, której się one należą. – Elein wróciła na miejsce i dolała sobie bimbru. – Nie powinnam była wyzywać cię na pojedynek. Sądziłam, że cię przestraszę. A później... Chciałam dopaść Czarnego Rycerza! – Dłoń dziewczyny zacisnęła się w pięść. – Znaleźliśmy polanę, na której walczyłeś – zmieniła temat. – Przygotowałeś dwa wilcze doły...
– Cztery.
– Aż cztery? Szczęście, że żaden z chłopaków nie wpadł.
– Rozbroję je, kiedy nadarzy się okazja.
– Cztery wilcze doły. – Elein w zamyśleniu uniosła kubek i przepuściła małymi łyczkami trunek przez usta. – Czy Czarny Rycerz ma wspólników?
Orion mimowolnie spróbował powtórzyć wyczyn i prawie zakrztusił się oparami alkoholu. No tak... Przecież to bimber.
– Nic mi o nich nie wiadomo – wydusił.
– To czemu aż cztery?
– Wpadł do dwóch i nie zrobiło to na nim wrażenia.
– Zmyślasz! – Elein się wyprostowała i zmarszczyła groźnie brwi.
– Rozbroił dwa – poprawił się Orion.
– A w jakiż to sposób?
– Swoim ciałem.
– Wystarczy tych żartów!
Orion westchnął. Spróbował mówić niewygodną prawdę, lecz reakcja okazała się dokładnie taka, jakiej się spodziewał, a więc musiał improwizować.
– Nie wiem, jak on to zrobił. Zdaje mi się, że zna jakieś magiczne sztuczki. Widziałem, jak wpada w dół, a chwilę później stał już obok jak gdyby nigdy nic. Może namieszał mi w głowie. Może straciłem już wtedy za dużo krwi. Byłaś na polanie. Sprawdzałaś pułapki. Co znalazłaś?
– Złamane pale.
– A zatem coś do nich wpaść musiało.
Nie przekonał jej. Za bardzo marszczyła czoło i wykrzywiała usta.
– Czemu cię ścigał?
– Jest mściwym sukinsynem. Nie pozwoliłem mu zabić pewnego szlachcica, a więc uwziął się na mnie.
– Jak się nazywał ów szlachcic?
– Pankracy.
– Nigdy o nim nie słyszałam.
– Nie jest szczególnie znany. Rezyduje pod Gwynntonian.
– Czemu chciał go zabić?
– Odpowiedziałem na bardzo dużo pytań, a sam nie dowiedziałem się niczego.
Elein zmrużyła oczy i dopiła bimber jednym haustem.
– Pytaj więc – wycedziła.
– Chcę poznać okoliczności śmierci twojego ojca. Liczę, że pomogą mi zrozumieć, skąd się wziął cholerny Czarny Rycerz.
Elein w milczeniu dolała sobie szczodrą porcję i bez pytania uzupełniła do pełna kubek Oriona. Rycerz zajrzał do naczynia. Coraz mniej mu się podobało, że Elein traktowała bimber jak piwo. Jak niby miał wypić taką porcję?!
– O Czarnym Rycerzu ojciec wspomniał tylko raz. Tuż przed śmiercią.
Orion podniósł oczy. Elein wygodnie oparła się na krześle, patrząc spod przymrużonych powiek gdzieś ponad jego ramię. Jej źrenice były nieruchome, a twarz straciła zdrowy rumieniec.
– Co wtedy powiedział? – Orion nienawidził się za wścibskość. Nie lubił rozdrapywać starych ran, jednakże jeśli chciał przetrwać, musiał się czegoś dowiedzieć.
– Brednie – prychnęła Elein. – Coś o klątwie. O zagładzie grożącej wszystkim Wilhelmom. O Czarnym Rycerzu, którego zrodziła sama otchłań. Był kompletnie pijany. Po raz pierwszy widziałam go w tak żałosnym stanie. Następnego dnia wyjechał bez pożegnania, a później... Później znaleźli ciało.
– Zapewne wcześniej zachowywał się dziwnie – zaproponował Orion. – Może często wyjeżdżał?
– T-tak. – Elein spojrzała na Oriona, jak gdyby zobaczyła go po raz pierwszy w życiu. – Tak! Trwało to niemalże pół roku. To znikał, to się pojawiał. Często był wtedy poharatany i to tak, że wujek spędzał przy nim dzień i noc.
– Ile razy?
– Co?
– Ile razy wrócił poraniony?
– Cztery... nie! Trzy!
Orion oparł się czołem o dłoń. Artur przez trzy lata walczył jedynie cztery razy. On sam stoczył dwa pojedynki w przeciągu lekko ponad pięciu miesięcy, lecz nie korzystał z pomocy fortyfikacji i licznych zbrojnych. Edward natomiast w ciągu pół roku musiał zmierzyć się z upiorem aż czterokrotnie, przy czym ostatni raz stał się dla niego śmiertelny. Czyżby na Edwarda klątwa działała mocniej? Czyżby dlatego, że był potomkiem Wilka? Musiał to sprawdzić!
– W którym miejscu twój ojciec został zaatakowany po raz pierwszy? – zapytał.
– Po raz pierwszy? Co masz na... – Elein odstawiła ze stukiem gliniane naczynie. – Myślisz, że za każdym razem walczył z Czarnym Rycerzem?!
– Zgaduję. Nie mam pewności.
– Nie, nie, nie... Przecież mi tłumaczył... Wdał się w zatarg z pewnym wielmożą, lecz ów wielmoża okazał się tchórzem, bo zamiast rozwiązać spór po męsku, nasłał zabójców. Tatko nie chciał, by komuś z rodziny stała się krzywda, więc wyjeżdżał i... Kłamał? Okłamał mnie, prawda?
Orion starał się, aby nie drgnęła mu nawet powieka. Oczywiście, że Edward kłamał. Cóż innego mógł zrobić w obliczu takiego zagrożenia? Rozumiał go jak mało kto. Sam postąpiłby dokładnie tak samo.
Elein skuliła się na krześle. Już nie wyglądała jak dumna wojowniczka, tylko jak krucha dziewczyna, która potrzebowała pocieszenia. Nie trwało to długo. Wkrótce znowu miał przed sobą głowę rodu Wilhelmów o surowym spojrzeniu i zaciśniętych ustach, które już nie drżały.
– Wdał się w zatarg w Janeve – oznajmiła. – Podczas turnieju rycerskiego.
– Kolejne wilcze miasto – powiedział półgłosem. Wreszcie porządny trop! Zacznie od rozmowy z głową rodu Janeve. Może również doświadczyli ataku Czarnego Rycerza? Jeśli tak, miałby wreszcie coś więcej niż same domysły. Lecz najpierw musiał się przygotować do podróży. Wizyta u kowala była koniecznością. Przydałaby się też pomoc medyka, aby mógł jak najszybciej dojść do siebie.
– Orionie?
Musiał coś zaradzić na wywiadowców. Czuł w kościach, że oczekiwało go kolejne przesłuchanie. Może da radę coś z niego wynieść? Wszak król skrywał wiele tajemnic...
– Orionie!
– Tak?
– Odpowiedziałam na wszystkie twoje pytania.
– Ach tak. Dziękuję.
– Oczekuję czegoś w zamian.
– Co cię interesuje? – Upił z kubka i się skrzywił. Ciągle piekielnie mocny!
– Wszystko, co wiesz o Czarnym Rycerzu. – Elein oparła się łokciami o stół i przyjrzała mu się badawczo.
– Zdaje mi się, że powiedziałem ci już wszystko, ale niech będzie. Zacznę od początku. Uchroniłem Pankracego, czym naraziłem się zabójcy. Okazało się jednak, że Czarny Rycerz potrafi się wślizgnąć niemal wszędzie, a więc musiałem zostawić rodzinę i ruszyć w świat...
– Czy powiedziałeś im, czemu wyjeżdżasz?
Orion zamilkł. Nie spodziewał się takiego pytania. Czemu ją to obchodziło?
– Moja to sprawa.
– Odpowiedz.
– To nie ma żadnego związku z Czarnym Rycerzem...
– Po prostu odpowiedz!
– Nie powiedziałem.
Elein aż wciągnęła powietrze. Jeszcze nigdy nie wiedział na czyjejś twarzy tyle dezaprobaty.
– Jak mogłeś?! Przecież mogliby ci pomóc!
– Mogliby też zginąć.
– Mieli prawo wybrać!
– Wiem, co by wybrali. Śmierć.
– Bzdury!
– Nie mierz mojej rodziny swoją miarką! – warknął rycerz, wstając na nogi. – Nikt z nich nie jest potomkiem Wilhelma Wielkiego! To są zwyczajni ludzie z krwi i kości! Mogę liczyć na utykającego dziadka bez oka, na młodszego brata, który nie grzeszy ani siłą, ani zdrowiem oraz na pięcioletnią siostrę! To wszystko! Wszystko co mam!
Elein zacisnęła usta, lecz nie zdjęła z niego oskarżycielskiego spojrzenia. Widział w niej tyle oburzenia, tyle złości. Czy właśnie tak będą się czuli członkowie jego rodziny, kiedy sam w końcu zginie?
– A więc zataiłeś swój wyjazd – syknęła. – Co dalej?
– Szukałem wiedzy – odparł. – A to zaprowadziło mnie aż tu.
– I nic więcej?
– Nic więcej.
Elein uderzyła pięścią o stół.
– Migasz się, mości Orionie! Zbyt wiele niedopowiedzeń! Za mało szczegółów! A ja nie mam dzisiaj cierpliwości! Oddaj kubek!
– Słucham?
– Mówię ci, żebyś oddał kubek! Tylko marnujesz mój bimber i mój czas!
Orion odsunął naczynie, obrócił się na pięcie i ruszył do wyjścia.
– Orionie herbu Niedźwiedź!
Zatrzymał się.
– Zachowałeś się podle wobec swojej rodziny!
Zgrzytnął zębami i pchnął drzwi.
– Oby ci kiedyś wybaczyli...
Zadrżał. Zwalczył chęć obejrzenia się. Nie potrzebował kolejnych wyrzutów sumienia.
– Sprowadziłem na Wilhelmów wystarczająco dużo kłopotów – oznajmił. – Opuszczam posiadłość.
– Zostaniesz do jutra. – Głos Elein skrywał wiele emocji. Rozróżnił irytację, gniew oraz... żal? – Nie po to narażałam się straży, abyś przez głupią dumę odrzucił moje starania!
Przełknął złośliwość i tylko skinął głową.
– Postaraj się dzisiaj nie trafiać mi na oczy.
Zamknął za sobą drzwi.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top