Rozdział 1 - Słodkie Spotkanie i Niezapowiedziani Goście
Uwaga w anime i jak w Japonii jest zwyczaj że najpierw mówimy nazwisko a potem imię.
Żeby komuś się nie pomyliło.
😉
..................
Nigdy bym nie pomyślała że znów tu wrócę...
Że znów zobaczę te same miejsca...
Że ponownie się spotkamy...
Właśnie z takimi myślami, szłam powoli przez zatłoczone ulice Jokohamy, słuchając na moich ulubionych czarnych słuchawkach muzyki. Rock i muzyka klasyczna to moje klimaty. Chciałam już skręcić w moje prawo , kiedy zatrzymałam się , tuż pod dobrze znanym mi supermarketem aby przejrzeć się w lekko zakurzonej szybie.
Wtem poczułam wewnątrz siebie chęć...Tą niezdrową chęć krwi wymieszaną z obrzydliwym głodem...
Zakryłam usta lewą dłonią ,a natomiast prawą oparłam się o zimną szybę w której się wcześniej przeglądałam. Spojrzałam w nią i zobaczyłam jak moja już jasna cera , blednie. Odwróciłam szybko głowę, jak i niebieskie oczy w przeciwną stronę, powstrzymując ten ohydny głód tego potwora mieszkającego wewnątrz mego ciała. Odwróciłam się szybko, przymykając oczy. Poczułam lekkie uderzenie , a następnie jak mój tyłek razem ze mną wylądował na twardym, brudnym i zimnym chodniku. I to właśnie wtedy wpadłam na nieznajomego...
Wciąż trzymając dłoń przy ustach spojrzałam na młodego chłopaka ubranego w białą koszule z podwijanymi rękawami i czarnymi 3/4 spodniami z tak samo czarnymi szelkami. Podniosłam wzrok na twarz nastolatka, zobaczyłam jasne prawie że białe krótkie włosy i złoto-fioletowe oczy.
- Przepraszam! Naprawdę przepraszam! Nie zauważyłem cię. Nic ci nie jest? - Powiedział zakłopotany jasno-włosy.
Uśmiechnęłam się lekko i delikatnie aby go nie przestraszyć.
- Nie, nic mi nie jest. - Odpowiedziałam. Nagle spostrzegłam wyciągniętą w moją stronę dużą męska dłoń odzianą w czarną rękawiczkę bez palców. Spojrzałam na chłopaka i skorzystałam z jego pomocy. Złapałam jego rękę i z jej pomocą wstałam na równe nogi.
- Naprawdę przepraszam. - Powiedział skruszony.
- Przecież nic się takiego nie stało. - Odpowiedziałam, otrzepując się z kurzu i brudu.
- Naprawdę przepraszam - Powiedział zmieszany i jednocześnie skruszony chłopak.
- Jak już mówiłam, nic się nie stało.
Nie musisz przepraszać, skoro ten wypadek był także z mojej winy. Powinnam uważać jak chodzę. - Odparłam z delikatnym uśmiechem.
- Jestem Nakajima Atsushi, i jeszcze raz naprawdę przepraszam. -
- Nakajima Atsushi tak?.. Tak jak wcześniej mówiłam i to nie jeden raz, nie masz za co przepraszać. A nazywam się Urie Sandra... Miło mi było cię poznać Atsushi-san. - Powiedziałam i wyciągnęłam do niego rękę, a na mojej twarzy pojawił się delikatny uśmiech.
- Mi ciebie również Urie-san. - Powiedział z ulgą w głosie, łapiąc moją dłoń i nią potrząsając.
- Proszę mów mi po imieniu... Atsushi-kun. -
- Dobrze...Sandra-san. - Powiedział i puścił moją dłoń lekko się rumieniąc.
Nagle w oddali zauważyłam zbliżającą się męska postać w naszą stronę. Chłopak widząc moją reakcje że patrzę za niego, odwrócił się natychmiastowo w tamtą stronę w którą patrzyłam. Gdy ten był zajęty odnajdywaniem w jaki punkt się wpatruje, spojrzałam szybko na siatki z zakupami które na szczęście, nie wypadły z siatek. Wyjęłam szybko z kieszeni moją wizytówkę i włożyłam ją Atsushi'emu do siatki z zakupami. Następnie przyjęłam pozycję w jakiej wcześniej byłam. Wciąż wpatrując się w zbliżającego się do nas mężczyznę.
Właśnie przypomniałam sobie o tym okropnym głodzie tego potwora, mieszkającego we mnie. Zakryłam usta dłonią, gdy wyczułam piękny i słodki zapach krwi, ludzi obdarzonych. Zaczęłam szukać przyczyny tego metalicznego zapachu, aż mój wzrok spoczął na obtartej dłoni mojego nowego znajomego.
- Wybacz Atsushi-kun jednakże przypomniało mi się że mam jeszcze coś do zrobienia. - Powiedziałam oddalając się nieznacznie. A chłopak szybko odwrócił się do mnie przodem.
- No dobrze, to w takim razie do zobaczenia Sandra-san! - Wykrzyknął szczęśliwy, czekając na moją odpowiedź.
- Tak! Tak! Do Zobaczenia! - Wykrzyknęłam, oddalając się znacznie szybciej od chłopaka.
Obejrzałam się za siebie i zobaczyłam że jasno-włosy uśmiecha się delikatnie pod nosem i kieruje się z swoimi zakupami do pewnego osobnika, płci męskiej.
Rozszerzyłam oczy osłupiała i zaskoczona gdy rozpoznałam tego mężczyznę. Biegłam do domu, zapominając o tym żeby zrobić zakupy.
- Nakajima Atsushi.... I... Dazai Osamu... Może być ciekawie.. - Powiedziałam sobie pod nosem, uśmiechając się diabolicznie, przy okazji czując jak potwór wewnątrz mnie wywołuje to nieznośne uczucie. Uczucie zamordowania każdej możliwej istoty wokół mojej osoby. Aby krew każdej z tych osób w promieniu jednego kilometra znalazła się na moich rękach.
Koszmarna moc...
Przeklęte życie obdarzonej.
Potwór który chce spowodować u swego naczynia wyrzuty winy. Niczym Potępienie przez los.
Takie właśnie myśli nachodziły mi w głowie. Sięgnęłam lewą ręką do kieszeni za dużej czarnej bluzy. I z ociągnięciem wyjęłam z kieszeni białą maskę szpitalną, którą od razu szybko założyłam na twarz. Odgarnęłam z spod czarnego i dużego kaptura moje długie ciemno-brązowe włosy, które wylądowały po obu stronach mojej twarzy. I skierowałam się w stronę mojego lokum które znajdowało się pomiędzy terytorium Z.A.D i Portowej Mafii.
Udałam się skrótem i po chwili byłam już u siebie w mieszkaniu. Zdjęłam moje ulubione czarne butki na lekkim obcasie, bluzę rzuciłam na oparcie krzesła. I skierowałam swe kroki w stronę kuchni. Podeszłam do lodówki i zajrzałam do zamrażalnika, wyciągając małe plastikowe opakowanie z karmazynową substancją w środku. Wzięłam ją do ręki i weszłam do łazienki. Zdjęłam wcześniej maskę szpitalną z twarz, czując jednocześnie wyrastające kiełki. Pochyliłam się nad zlewem i rozerwałam woreczek zębami. Gdy do mojego nosa dotarła woń krwi. Moje oczy rozszerzyły się. Czując słodki zapach cieczy oraz lekkie ukojenie. Pochyliłam się w stronę woreczka i zamoczyłam w nim palec od prawej dłoni. Ból spowodowany głodem mojego potwora przeszedł od razu. Uniosłam głowę, tak że spojrzałam w lustro. Mój wzrok spotkał się z moim odbiciem które tak jak, ja w tej chwili miałam czerwone oczy. Natomiast gdy krew w woreczku wyparowała, moje oczy znów stały się takie, jakie mam zazwyczaj, czyli niebieskie.
Przeklęty Dar polegający na wykorzystywaniu krwi przez kontakt cielesny.
Wtem tuż przed oczami pojawił mi się zarys męskiej postaci jaką był brązowo-włosy samobójca.
Mężczyzna wyciągał do mnie swą dłoń zakrytą za bandażami i uśmiechał się troskliwie. Zacisnęłam powieki chcąc odsunąć od siebie obraz jego postaci z mojej pamięci. Jednakże przychodziło mi to z ogromnym trudem. Zagryzłam wargę czując metaliczny smak mojej krwi na języku. Woreczek od razu wyrzuciłam do szarego plastikowego kosza pod zlewem.
Przemyłam twarz zimną wodą czując chwilowe ukojenie. Spojrzałam ostatni raz w lustro aby przekonać się czy moje oczy wróciły już do normalności i tak było. Wytarłam twarz o miękki szary ręcznik, odwiesiłam go i wyszłam z łazienki kierując swe nogi w stronę mojej sypialni. Rzuciłam się plackiem na wielkie dwuosobowe łóżko w kolorze szarości i czerni. Zamknęłam oczy czując jak morfeusz powoli zabiera mnie ze sobą do krainy snów. Już chciałam odpłynąć gdy nagle i niespodziewanie usłyszałam pukanie do drzwi. Udając że nikogo nie ma pozostałam w wygodnym łóżku i czekałam aż natarczywy osobnik sobie pójdzie. Jednakże pukanie nie ustawało, doprowadzając mnie do szału.
Gdy dobiegło do moich uszu chyba z dwudziesty odgłos uderzania o drewniane drzwi, dźwignęłam się z lekkim wysiłkiem na rękach z zamiarem pójścia do niechcianego osobnika i zrobić mu z dupy erę średniowiecza. Ale gdy tylko się ruszyłam z cieplutkiego wyrka i przeszłam na korytarz, odgłos ustał. Wkurwiona i zła na cały świat, a w szczególności na mojego nie-gościa, podeszłam do drzwi i z impentem otworzyłam je na całą szerokość. Natychmiastowo ukazany obraz przed moimi oczami wprawił mnie w niedowierzenie pomieszane z melancholią dawno zapomnianych i niechcianych wspomnień na widok tego osobnika przed moimi drzwiami.
Jego wzrok ciemnych oczu spowodował że przeszedł mnie zimny dreszcz zakłopotania.
Poczułam jak moje serce przyśpiesza na widok jego rozczochranych czarno-białych włosów. Założyłam ręce na krzyż, czekając na pierwszy ruch niechcianego osobnika. Poczułam w tej samej chwili lekki ruch rześkiego powietrza za niego. Wtedy za chłopaka wyszedł mi na przeciw drugi mężczyzna z charakterystycznym kapeluszem na głowie.
- Witaj San-chan! - Wykrzyczał z empatią i zadowoleniem na ustach kapelusznik.
- Chuuya, Ryu co tutaj robicie? - Zapytałam z widocznym niezadowoleniem w głosie, patrząc na dwóch członków Portowej Mafii.
- Może porozmawiamy na spokojnie w środku... San-chan... Wpuścisz nas? - Wypowiedział się rudzielec z iskierkami w swych ciemnych oczach, patrząc wprost w moje, powodując lekkie zażenowanie.
Szybko, a raczej pośpiesznie odwróciłam swój wzrok w zupełnie inną stronę, aby uciec od natarczywego spojrzenia jasno-brązowo-włosego obdarzonego. I jakimś dziwnym trafem mój wzrok padł na dwudziestolatka w czarnym długim płaszczu, który także mi się przyglądał z bardziej negatywnymi uczuciami. Jednakże gdy przyjrzałam się bliżej mogłam śmiało dostrzec w jego czarnych oczach odrobinę tęsknoty i czegoś na rodzaj ulgi że mnie widzi całą i zdrową.
Westchnęłam przeciągle, odsuwając się krok do tyłu, robiąc przejście w drzwiach dla moich gości z Portowej Mafii. Gestem zaprosiłam ich w głąb pomieszczenia jakim był salon w kolorach ciemnej zieleni i szarości. Był on w ciemnych, można by powiedzieć że w mrocznych kolorach, ale jak dla mnie było w miarę przytulnie. Ci od razu usiedli na ciemno-szarej dwuosobowej kanapie, rozsiadając się jakby u siebie. Usiadłam w szerokim jasno-szarym starym fotelu, który był moim ulubionym miejscem w całym domu. Nagle spojrzałam na stół i na moich gości. Podniosłam się gwałtownie z siedzenia i udałam się do mojej małej kuchni utrzymanej w kolorach czerni i bieli. Na szczęście, już wcześniej w czajniku była gorąca woda. Wyjęłam szybko z górnej szafki, różno-kolorowe kubki i wrzuciłam do każdego po torebce zielonej herbaty, a następnie zalałam wodą. Wyjęłam jakieś ciastka na mały talerzyk i zaczekałam aż herbata się zrobi. Gdy uznałam że dość czekania, postawiłam wszystkie naczynia na jedną tackę. Wzięłam ją w dłonie uważnie aby nie wypadło mi nic z rąk. Zrobiłam parę kroków i postawiłam ostrożnie ale z gracją tacę na stoliku do kawy który znajdował się pomiędzy kanapą na której siedzieli mężczyźni , a moim ulubionym fotelem.
Akutagawa wziął od razu do rąk filiżankę herbaty, tak samo jak ja. Natomiast Nakahara wziął gryza ciasteczek czekoladowych.
- Więc. - Wzięłam łyk gorącej herbaty, a po chwili poczułam jak napój sprawia mi przyjemne uczucie w gardle, w postaci swego ciepła. - Czemu zawdzięczam tę wizytę, dwóch egzekutorów w moim azylu..hmm? - Spytałam, odkładając puste naczynie na tacę.
Mężczyźni spojrzeli ukradkiem na siebie, aby następnie spojrzeć poważnym wzrokiem w moje oczy.
- San-chan to może być trochę trudne do wytłumaczenia. - Chuuya zaczął bawić się nerwowo swoim kapeluszem.
- Do rzeczy, Nakahara. - Wysyczałam z niecierpliwością i tonem możliwym zamrozić krew w żyłach.
Starszy mężczyzna jakby przestraszył się mego tonu i schował swą twarz za kapeluszem, aby nie patrzeć mi w oczy.
- Może niech Akutagawa ci to wyjaśni. - Przeniósł wzrok na młodszego mężczyznę siedzącego tuż obok niego.
Ryuunosuke na spokojnie, nie zwracając uwagi na ponaglający wzrok swego starszego kolegi, do pijał swą ukochaną zieloną herbatę.
- Ryuu? - Spytałam patrząc z zaciekawieniem na mojego dawnego podopiecznego.
Chłopak w ogóle nie zwracał uwagi na mój głos, zajęty kubkiem z zieloną herbatą.
Totalna ignorancja...
Przez psa Portowej Mafii...
■■■■■■■♧♧♧♧■■■♧♧♧♧■■■■■■■
Rozdział następny nie wiadomo kiedy. O ile będę się ładnie wyrabiać co planuję w najbliższym czasie. Do zobaczenia wkrótce moje diabełki 😈😈😈
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top