3. Jak pojmałem wrażliwą żmijkę
Jedna z gałęzi wbijała mi się w ramię, a od śniegu już dawno odmarzły kolana. Mimo to nadal klęczałem, ukryty za krzakami, czekając na ustalony sygnał. Ślęczeliśmy tak jakieś pół godziny. Nie ma co się dziwić, w końcu królowa otoczyła swój dom kilkudziesięcioma zaklęciami i nawet tak silna czarownica jak Minerwa może mieć problem ze zdjęciem ich. Gdyby nasza kochana elfia prześladowczyni była w pałacu w ogóle nie dałoby się tego zrobić. Na szczęście, nie zdawała sobie sprawy z faktu, że im dalej jest tym czary bardziej słabną. Dlatego mój tata zaplanował atak na dwadzieścia cztery godziny po jej wyjeździe, gdy była już w połowie drogi. Teraz każda czarownica po setce, gdyż to w tym wieku osiągają pełnię możliwości, mogła się wedrzeć do środka. Usłyszałem przeciągły gwizd. Został on powtórzony kilka razy. Był to ustalony sygnał. Zaczynamy!
Ja i pozostali mężczyźni wypadliśmy z kryjówek w tym samym momencie i popędziliśmy bezgłośnie w kierunku posesji. Kiedy przekraczałem jej granicę spodziewałem się przynajmniej drobnego uderzenia mocy, czy czegoś w tym stylu. A tu nic. Biegłem dalej. Wielu Rozbójników już mnie przeganiało. O nie! Tak nie będzie, pierwszy dopadnę księżniczki! Przyśpieszyłem. Byłem jednym z najszybszych ludzi w naszym zespole, więc wysunięcie się na prowadzenie nie stanowiło trudności. Zwłaszcza, że nikt nie odważyłby się ze mną konkurować, ze strachu przed gniewem ojca. Widziałem coraz wyraźniej biały budynek ze złotymi zdobieniami. W żadnym pokoju nie paliło się światło. A więc elfka jeszcze spała. Doskonale. Miło byłoby obudzić ją dotykiem metalu na gardle. Nawet bardzo.Jednak jeszcze milej byłoby gdyby miała się nigdy więcej nie obudzić.
Dopadłem złotych, bogato zdobionych drzwi i otworzyłem je najciszej jak umiałem. Nawet nie zaskrzypiały. Powoli wszedłem do budynku. Moim oczom ukazał się pusty korytarz, który rozświetlało jedynie światło księżyca wpadające przez okna. Nadawało to miejscu jakąś upiorną aurę. Aż włoski stawały dęba na karku. Zignorowałem to, widziałem straszniejsze rzeczy. Gdzie może być sypialnia tego rozwydrzonego bachora? Pewnie na górze. Bardziej poczułem niż usłyszałem, że ktoś za mną stoi. Odwróciłem głowę. Julek, Aleksy i Nathan. Wpatrywali się we mnie, niepewni co zrobić.
-Zostańcie tu.
-Ale Marin...
-Powiedziałem zostańcie. Sam dopadnę tę gnidę, zrozumiano? Możecie sobie pobuszować na dole, poszukajcie jakichś ładnych błyskotek i żarcia.- wiedziałem, że nie ośmielą się mi sprzeciwić. Rozeszli się po pokojach na parterze, chcąc zgarnąć co lepsze łupy przed resztą. Ja skierowałem kroki w kierunku schodów ze złotą balustradą, zrobioną na wzór pnącego się ku górze bluszczu.
* * *
Poczułam wszechogarniające zimno. Powoli otworzyłam oczy. Nie zaskoczył mnie widok twarzy Plagga, często budził mnie w środku nocy dla żartu. Zaniepokoiłam się dopiero zauważając jego palec przyciśnięty do ust, jakby chciał bym siedzisła cicho. W moich oczach chyba musiało być nieme pytanie, bo powiedział:
-Ktoś jest na dole. Musisz się ukryć.- widząc moją minę dodał- Mnie nie słyszą, jestem w końcu duchem. – a, no tak, zapomniałam. Bezgłośnie podniosłam się z posłania. Nie było sensu się chować i tak prędzej czy później by mnie znaleźli, a pomoc z zewnątrz jest tak wątpliwa jak śnieg w czerwcu. Muszę chociaż spróbować się bronić- uznałam. Na szczęście trenowałam szermierkę od kiedy skończyłam pięć lat, aczkolwiek wątpliwe jest iż mój wróg zamierza walczyć na szpady. Zwłaszcza, że moja własna szpada została w sali szkoleniowej, na dole. Cóż, trzeba improwizować. Rozejrzałam się po pokoju. Stolik, szafa, komoda, biurko...Zegar! Podbiegłam do niego i zdjęłam ze ściany.
-Co ty wyrabiasz?- zapytał duch zaskoczony. Nie odpowiedziałam. Rozbiłam szklaną szybkę za pomocą mocy, dzięki czemu nic nie było słychać. Moje wyczulone zmysły wyczuły kogoś idącego korytarzem. Zostało mało czasu. Posługując się czarami wyłamałam większą ze wskazówek, również bezgłośnie. Nie była może za wielka, ale za to niezwykle ostra i metalowa. Podeszłam do drzwi i stanęłam tak, by zasłoniły mnie, gdyby ktoś wszedł do środka. Przyległam do ściany, oczekując. Kotołak wyleciał na korytarz, po sekundzie wrócił z wieściami.
-To jakiś chłopak. Na pierwszy rzut oka nie wygląda niegroźnie, ale jest uzbrojony, więc uważaj. Zagląda do każdego pokoju, chyba czegoś szuka...albo kogoś...- niewypowiedziane słowa zawisły między nami w powietrzu. Bo kogo innego mógłby szukać, ten przybysz, jak nie mnie? Kiwnęłam głową, na znak, że zrozumiałam. Zamarliśmy w oczekiwaniu. Moje serce biło jak szalone, krew buzowała w żyłach, oddech przyśpieszył. Czułam gęsią skórkę, gdyż byłam tylko w cienkiej koszuli nocnej na ramiączkach i bieliźnie. Zmysłami wyczuwałam, iż chłopak jest coraz bliżej. Po kilkunastu ciągnących się w nieskończoność minutach drzwi mojej sypialni otworzyły się...
* * *
Otworzyłem już kolejne drzwi. Nie spodziewałem się, że akurat te będą prowadzić do komnaty księżniczki, niczym specjalnym się nie wyróżniały. Jednak to pomieszczenie zdecydowanie przypominało sypialnię nastolatki. Zrobiłem kilka kroków do przodu, chcąc się wszystkiemu przyjrzeć i zidentyfikować ofiarę. Białe ściany, białe mebelki, książki, szafa, zapewne pełna różnokolorowych sukienek. Ohyda! Tylko jedno mi nie pasowało: dlaczego pomieszczenie zdawało się puste? Rozwalona na łóżku pościel wyraźnie świadczyła o tym, że dziewczyna nie wstała dawno, a to znaczy...
Odskoczyłem w bok, a zaraz potem powietrze w miejscu gdzie przed chwilą była moja głowa przeciął jakiś dziwny rodzaj sztyletu. Nie przypominał żadnej broni jaką dotychczas widziałem, ale teraz bardziej skupiłem się na jej posiadaczce. Dziewczyna zupełnie nieprzygotowana na to iż zamiast na moją czaszkę trafi w próżnię poleciała do przodu. Mógłbym ją złapać gdybym chciał, ale...nie chciałem. Z satysfakcja patrzyłem jak uderza kolanami o podłogę, zdzierając je do krwi. Towarzyszył temu miły dla ucha okrzyk bólu. Korzystając ze sposobności przygniotłem elfkę do ziemi, a ta aż pisnęłam ze strachu. Dawno nie miałem tyle zabawy. Pochyliłem się nad nią, chcąc lepiej zobaczyć córkę tyranki prześladującej nas od wielu lat. Była nawet ładna: duże, zielone oczy, rumiana cera, blond loki, łagodny owal twarzy, prosty nos, (wbrew legendom elf wcale nie mają spiczastych uszu) i to przerażenie wymalowane na twarzy. Na oko miała jakieś piętnaście lat. Czyli jest moją rówieśnicą. A to ciekawe...Spodziewałem się może jedenastoletniego bachora.
Złapałem ją za nadgarstki i złożyłem nad głową. W jednej z dłoni nadal trzymała owe coś czym chciała mnie zabić. Wtedy dostrzegłem iż, to wskazówka od zegara. Poważnie? Czułem się trochę urażony. Jeżeli już umrzeć to przynajmniej od porządnego miecza, a nie od wykałaczki. Jedną ręką nadal przytrzymywałem jej nadgarstki, zaś drugą przyłożyłem własny nóż to gardła blondynki.
-Co, boisz się?- wysyczałem kpiącym tonem. Przełknęła ślinę. Widziałem krople potu pojawiając się na jej czole. Cudna chwila tryumfu!
- I dobrze, bo masz czego.- jej oddech przyśpieszył. Przeraziła się.
-Zabijesz mnie?- zapytała cichutko, miodowym głosikiem.
-J e s z c z e nie.- zaakcentowałem pierwsze słowo- Na razie chciałbym się trochę tobą pobawić.- uśmiechnąłem się złowróżbnie. Z gardła dziewczyny przeniosłem ostrze na ramiona. Naciąłem jej skórę. Popłynęła krew. Sprawiło mi to ogromnie wiele satysfakcji. Już chciałem zrobić kolejną ranę, tym razem głębszą, gdy poczułem kopnięcie w krocze. Syknąłem z bólu. Ta podła żmija wykorzystała ten moment i przewalił mnie na plecy, tak, że teraz to ona pochylała się nade mną ze wskazówką zegarową wymierzoną w moją szyję. Nie dotykała mnie, a mimo to nie mogłem się ruszyć. Te durne elfie moce!
-Tylko spróbuj.- jej głos brzmiał jak lód.
-Oho, wróciła ci odwaga?- zakpiłem. Jakoś nie bałem się tej smarkuli. Z mocami czy bez przypominała raczej salonowego pieska niż wojowniczkę.
-Jeśli nie przestaniesz odzywać się bez pozwolenia źle się to dla ciebie skończy.- próbowała straszyć. Ooooo, już się boję- pomyślałem.
-A co mi zrobisz tym patyczkiem?
- Tym patyczkiem? Nic, ale nie zapominaj, że jako elf mam trochę więcej możliwości niż przeciętny człowiek...
-Ta, a jakich? Przyśpieszasz wzrost kwiatków?
-Mogę pokazywać ci twoje najgorsze lęki tak długo aż dostaniesz pomieszania zmysłów...- wyszeptała złowieszczo. Jak na zawołanie, zamiast jej twarzy, miałem przed oczami niezwykle realistyczne stado ogromnych wilków ze święcącymi oczami, które pędziły w moim kierunku z obnażonymi kłami. Po sekundzie obraz zniknął, a moje serce waliło jak szalone. Okej, wtedy trochę się bałem, ale nie mogłem dać po sobie tego poznać. Zwłaszcza, że zauważyłem iż podczas tworzenia tej iluzji blondynka przestała unieruchamiać mnie siłą woli.
- To wszystko na co cię stać? To nie było straszne.- udawałem. Uśmiechnęła się z politowaniem.
-To dlaczego serduszko tak szybko ci wali?- chyba zrobiłem jakąś wybitnie głupią minę, bo dodała-Tak , słyszę to. Ale skoro prosisz się o więcej...- połknęła haczyk. Pojawiła się znowu ta sama iluzja, a raczej jej ciąg dalszy. Zwierzęta pędziły w moją stronę, ale chociaż widziałem je, pod plecami czułem podłogę sypialni. Skoro nie widzę pokoju muszę działać na czuja. Usiadłem. Poczułem uderzenie w głowę, pewnie przywaliłem w zielonooką. Czyli przez jakąś sekundę będzie rozkojarzona. Natychmiast wstałem i sięgnąłem za pas po kolejny nóż, poprzedni wypadł mi kiedy ta gnida mnie przewróciła. W tym momencie dopadły mnie wilki. Może iluzja nie była prawdziwa, ale naprawdę czułem ból wbijających się we mnie kłów i pazurów rozwścieczonych zwierząt. Krzyczałem, próbując się ich pozbyć. Nagle obraz zniknął, a ja znów stałem w dziewczęcej sypialni. Ból zniknął. Właścicielka pokoju siedziała na podłodze kawałek ode mnie. W jej oczach dostrzegłem łzy. Czego ta baba ryczy?! Że upadła i posiniaczyła nóżki? No błagam!
-Przepraszam...nie...nie wiedziałam, że...że to naprawdę boli...-łkała. Ona sobie jaja robi?! Nie wiedziała?! Ona to pierwszy raz robi czy jak?! I co?! Pozwoli się pojmać, bo mnie coś boli?! Ręce opadają. Ale idiotka! Wszystkie elfy to takie mazgaje? Jeśli tak to nie mam zielonego pojęcia jakim cudem opanowały połowę naszego kontynentu. Chyba biorąc wszystkich na litość. Albo po prostu trafił nam się wadliwy egzemplarz. Nie wiem czemu, ale nawet zrobiło mi się żal dziewczyny. Reprezentowała te cechy, których ja zawsze byłem pozbawiony: wrażliwość i empatię. Usłyszałem głośny tupot na korytarzu. Odwróciłem się. Pierwszy do sypialni wpadł mój ojciec, no bo kto inny?
-Co się stało? Kto krzyczał?
-Nie denerwuj się tak. Masz tu tego potworka, na którym tak ci zależy.- pokazałem dłonią księżniczkę.
-A tobie nic nie jest?
-Nie. – wyszedłem, zostawiając elfkę na pastwę Rozbójników.
CDN
A oto i Marin! Kolejny rozdział będzie dopiero kiedy pod tym pojawi się pięć gwiazdek i tyle samo komentarzy! Liczę na was!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top