14. Różyczka wysuwa kolce, osioł jeszcze bardziej baranieje (o ile to możliwe)
W jednej chwili patrzyłem jak się całują, a w drugie jak dziewczyna wali chłopaka w twarz. Natychmiast się od niej oderwał, jak oparzony, z czerwonym policzkiem. Cicho się zaśmiałem. Jego mina wyrażała niedowierzanie. Najwyraźniej nie znał ukochanej od tej strony, ale dla mnie nie stanowiło to żadnego zaskoczenia. Nie pierwszy raz wyskoczyła z czymś takim. Niech się cieszy, że go nie podpaliła.Tylko dlaczego spoliczkowała blondyna, skoro są zakochani? A może wyciągnąłem mylne wnioski? Może ona go nie kocha? To po co go chroni? Chyba nie jest aż tak dobra, by oddawać własne życie za egzystencję kogoś takiego jak ON?! W takim wypadku musiałbym poważnie się zastanowić czy zielonooka nie jest szalona.
-Co ty robisz, baranie?!-krzyknęła Adrianna na Clovisa, wyraźnie wściekła, co można łatwo zauważyć chociażby na podstawie zaciśniętych pięści i tonu głosu.
-Co TY robisz?! Za dwa tygodnie bierzemy ślub, a ja nawet nie mogę cię pocałować!- złapał ją za nadgarstki. Próbowała się wyrwać, ale nie mogła, elf trzymał ją za mocno. Patrzyłam przez chwilę jak się szarpie, machając na boki blond czupryną, którą po raz pierwszy od półtora tygodnia rozpuściła.
-Puść mnie!- krzyknęła, szarpiąc , jednak w dalszym ciągu nie dawało to efektów. Oho, pora interweniować, albo dojdzie do kolejnego wybuchu.
-Jeżeli panienka mówi by ją puścić ma pan to zrobić.- wypowiadając owe słowa przyciągnąłem do siebie nastolatkę z taką siłą, że hrabia musiał ją wypuścić, a ja wymierzyłem w jego szyję szpadę, którą miałem przymocowaną do pasa. Widząc ostrze cofnął się trochę i rzucił mi nienawistne spojrzenie. Kątek oka ostrzegłem jak księżniczka z obrzydzeniem ociera usta. Trzeba przyznać, ta to ma tupet.
-Nie będzie mi rozkazywał!- ofuknął mnie szlachcic, jednak nie podchodził bliżej.
-On nie, ale ja tak! Chcesz podpaść przyszłej królowej?- zapytała piętnastolatka, robiąc krok w stronę przeciwnika, którym jak raz nie byłem ja. Opuściłem szpadę, jednak nadal trzymałem ją w ręce, na wypadek gdyby stojący naprzeciw nas osioł znowu coś odwalił. Niby nie umiałem posługiwać się tym rodzajem broni, ale czym to się może różnić od normalnego miecza? W razie czego ukryłem noże pod skafandrem. A chłopak nie wygląda na zaprawionego w walce.
-Nie zapominaj, że za dwa tygodnie będę twoim mężem, czyli przyszłym królem.
-Matka nie dopuści do ślubu, jeśli się dowie, że mnie napastujesz i doskonale o tym wiesz!- to zamknęło przybyszowi buzię- A teraz wracaj do siebie, bo nie zamierzam oglądać cię ani minuty dłużej!
-Przybyłem na polecenie Gabrielli, nawet ty nie możesz nakazać mi wyjazdu.
-Chcesz się przekonać? Marin, idziemy!- nie czekając na mnie skierowała się do pałacu. Natychmiast ruszyłem w jej ślady, nie chcąc zostać w towarzystwie tego głupka. Jednak on szedł za nami. Odwróciłem się, zagradzając mu drogę. Elfka nadal szła przed siebie, jakby nic nie zauważyła, jednak byłem pewien, że słyszy wszystko co się dzieje za jej plecami.
-Księżniczka wydała ci polecenie. - warknąłem, szykując broń.
-Spadaj!- popchnął mnie. Poleciałem na śnieg, jednak zanim zdołałem się poderwać i skopać chłopakowi tyłem ktoś mnie ubiegł. A raczej coś: zielony rozbłysk światła. Clovis odleciał kilka metrów pod wpływem uderzenia i wylądował w zaspie. Odwróciłem głowę. Adrianna jak gdyby nigdy nic dalej wolno spacerowała do złotych wrót. Podniosłem się, otrzepałem z białego puchu i podążyłem za nią. Za plecami słyszałam przekleństwa blondyna próbującego wstać. Już wchodziliśmy do budynku, kiedy tuman nas dogonił i przecisnął się przez zamykane drzwi.
Jego oczom ukazał się tłum milczących ludzi i porcelanek, którzy najwyraźniej czekali na nasz powrót.
-Co tu się dzie...- nie dokończył, ponieważ przywaliłem mu rękojeścią noża w głowę. Padł na ziemię nieprzytomny. Natychmiast podbiegł do mnie ojciec, rozpychając zebranych na boki. Najwyraźniej czekał na powrót swojego pierworodnego. Ciekawe kiedy zdążyli się tu zebrać?
-Co z nim zrobimy?- zapytał sam siebie, drapiąc się po głowie. Spojrzałem pytająco na córkę królowej, wiedząc z doświadczenia, że tego typu decyzję lepiej zostawić jej.
-Na razie zamknijcie go w lochu, a potem każcie tej czarownicy...Milenie, tak? Przygotować eliksir na utratę pamięci. - odpowiedziała poważnie. Zebrani spojrzeli na nią zaskoczeni, zupełnie nie spodziewając się, że będzie nam pomagać. Ani, że w ogóle się odezwie. Tylko Tom zdawał się niewzruszony, aczkolwiek wiedziałem, że doskonale maskuje emocje.
-Tyle, że jest problem: Minevra wyjechała tydzień temu. - powiedział mój rodziciel.
- No to ją sprowadźcie.- wzruszyła ramionami i odeszła w kierunku schodów, ignorując szepczący tłum. Robiła się bezczelna i zimna. Zupełnie jak...ja? Chyba wolałem ją w poprzednim wydaniu.
-Poradzisz sobie?- zapytałem wodza. Skinął głową zamyślony, pochylając się nad nieprzytomnym i intensywnie myśląc. Pewnie już główkował jak ściągnąć tu czarownicę. Ja w tym czasie pobiegłem za blondynką. Byłem jej winny jakieś przeprosiny (za obrażanie martwego ojca) i podziękowania ( za pomoc w pozbywaniu się tego narcyza), a ona mi jakieś wyjaśnienia co do tej oziębłości.
Kierowała się do swojego pokoju, kiedy do niego weszła stanąłem przy uchylonych drzwiach, chcąc uprzednio upewnić się, że w środku nie ma Tikki, która na sto procent wykurzyłaby mnie w trybie natychmiastowym.
- Clovis zachował się jak...no właśnie! Idealnie to ująłeś! Chwila, ty to widziałeś? Z ogrodu czy przez okno? A, okej. - z kim ona rozmawia?! Przecież nie słyszę by ktoś jej odpowiadał. Może zwariowała?- Tiaaa, bardzo odważny, ale bardziej wkurzający. Nigdy mu nie wybaczę tego jak nazwał ojca! Za kogo on się uważa?!- chwila, czy ona mówi o mnie?- Patrzcie na mnie, jestem wielkim panem wszystkiego, tylko drgnij, a cię ukatrupię! Jakbym ja była jakimś przedmiotem, nie zasługiwała na ludzkie traktowanie! A to moja wina, że urodziłam się elfką? Nic nigdy nie zrobiłam jego gatunkowi. To moja matka, ja nigdy jej nie popierałam. I co mnie za to spotyka?! Przecież oni mnie zamordują, Plagg! Zamordują...- usłyszałem cichy szloch. Płakała? Przeze mnie? Nie sądziłem, że tak bardzo Adriannę to wszystko rusza, niszczy, przeraża, denerwuje. Jak zwał tak zwał. Czy naprawdę jestem dla niej taki okrutny? Dotąd sądziłem, że na to zasługuje, że jest...czy ja wiem? Współwinna? Że popiera rodzicielkę. Myliłem się. Tak jak w stosunku do tych kilkudziesięciu elfów, które zabiłem przez całe życiem.Zawsze uważałem księżniczkę za potwora, za jeden z powodów naszych cierpień. Jednak to ja jestem potworem.
Bezszelestnie odszedłem, zostawiając ją samą, albo z tym czymś z czym gadała. Role się odwróciły: Adrianna mnie nienawidziła, ja z kolei byłem na jej łasce.
CDN
Już mnie nie zabijecie? Bardzo bym prosiła. Dzisiaj taki smutniejszy rozdział, ale może między bohaterami w końcu coś zaiskrzy? To już niestety koniec maratonu, nie wiem kiedy wstawię coś nowego, ale czkajcie miśki, bo na pewno niedługo! Ja dosłownie żyję wattpadem ostatnimi czasy, a od jego założenia nie minęły nawet dwa miesiące! Mam 20 obserwujących (liczba ciągnie rośnie), a pod najstarszym dziełem ponad 100 gwiazdek i około 700 wyświetleń. Tak swoją drogą zapraszam was do moich innych opowiadań: Miraculum- Szklany kwiat i druga część Miraculum 2- Nowa ekipa. Myślę, że przypadną wam do gustu!
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top