5. Mam doła
Okej, pomysł by iść z nimi na tę akcję nie był jednym z najlepszych na jakie wpadłam. Tylko ich spowalniałam, a Marin nie omieszkał z tego powodu rzucić mi kilku tak morderczych spojrzeń, że nawet mój dziadek odpadał, a to był potwór w porcelanowej skorupie. Byłam pewna, że księżniczka również nie najlepiej sobie poradzi. W końcu była tylko rozpieszczoną pannicą, całe życie trzymaną w jej lśniącym pałacyku. Nawet nie wiedziałam czemu Rozbójnicy jeszcze jej nie zabili, a tym bardziej czemu zostawili elfce swobodę ruchów. A mój przyszły narzeczony to już zupełnie się z nią spoufalał. Jednak blondynka mnie zaskoczyła: radziła sobie nie gorzej od chłopców, mimo, że ci nadal wyprzedzali ją o parę kroków. Jednak biorąc pod uwagę, że byli wyszkolonymi wojownikami, muszącymi nie raz pokonywać ogromne odległości biegiem, z ciężkim bagażem na plecach, po ciemku, kiedy przenosili się do nowej bazy (Fu zadbał bym wiedziała wszystko o każdym możliwym wrogu czy sprzymierzeńcu, w końcu miałam go kiedyś zastąpić) to byłam pełna podziwu dla sprawności fizycznej Adrianny.
Sama ledwo zipałam i zupełnie sobie nie radziłam. Byłam pewna, że jeszcze kilka kroków, a pęknę. Na szczęście tamten chłopak ze złotymi oczami wziął mnie na plecy. Miałam tylko nadzieję, że nie ważę za dużo. Poszukiwania trwały strasznie długo, przeczesywaliśmy miejsce gdzie zniknęły ślady metr po metrze, a nie udało mi się zamienić nawet słowa z przyszłym mężem. I wtedy właśnie Marin i księżniczka wpadli w pułapkę. Chciałam zostać i im pomóc, zwłaszcza, że dałabym z tym radę bez problemu, ale Julek już uciekał, nadal mnie niosąc. Zastanawiałam się czy Rozbójnicy zawsze zostawiali kompanów w potrzebie, jak ostatnie tchórze. U nas w plemieniu byłoby to nie do pomyślenia.
Chciałam powiedzieć brunetowi kilka słów do słuchu, by zawrócił, ale nie zdążyłam, gdyż nagle poczułam jak spadamy. Zaczęłam krzyczeć, nie wiedząc co się dzieje. Zamknęłam oczy i zacisnęłam palce na ubraniu chłopaka, przylegając do niego jak najmocniej. On też krzyczał, chyba nawet machał nogami oraz rękami w powietrzu. Lot na szczęście nie trwał zbyt długo. A i tak lądowanie było bolesne. Usłyszałam jak pęka mi porcelana na plecach, jednak pęknięcia szybko się zrosły. W przeciągu sekundy.
Otworzyłam oczy. Naprzeciwko mnie siedział Julek, rozcierając obolałą głowę. Po czole spływała mu strużka krwi. Pewnie się zranił. Miałam tylko nadzieję, że nie z mojej winy. Spojrzałam w górę. Zobaczyłam tam okrąg przez który wpadało światło i zrozumiałam, że wylądowaliśmy w jakiejś dziurze. Przestraszyło mnie to w wyniku czego zaczęłam się trząść. Zwykle tak reagowałam na strach, mimo, że dziadek stosował najróżniejsze, czasem dość brutalne metody, by mnie od uczyć owego nawyku, jednak pogarszały one tylko sprawę.
-A tobie co?-zapytał zaskoczony brunet. Pocieszyło mnie spostrzeżenie, że nie mówił tego z wrogością, ironią lub irytacją, jak zrobiłaby większość jego kompanów. Miałam szczęście, że wylądowała akurat z nim. Może nie była to najkorzystniejsza sytuacja, ale zawsze trzeba patrzeć na pozytywy.
-Nic. Taki tik nerwowy.- odparłam, z udawanym lekceważeniem. W rzeczywistości miałam ochotę panikować w głos. Złotooki chyba się tego domyślił (czyżby można ze mnie czytać jak z otwartej księgi?!), bo delikatnie mnie objął i pocieszył:
-Hej, nie martw się. Miewałem większe kłopoty. Jakoś damy radę. Coś wymyślę, obiecuję.- no racja, jako Rozbójnik musiał przeżyć już nie jedno bagno. Czym w porównaniu z tamtym musi być dla niego jakaś dziura w ziemi? Pewnie uważał mnie za słabą i przewrażliwioną...dobra, Nathalie! Czas wziąć się w garść!
Drżenie ustało, więc subtelnie, acz stanowczo, odsunęłam od siebie pocieszyciela.
-Dobra. Zróbmy to.- uśmiechnął się, słysząc te słowa.
-Okej. Może spróbujmy tak: ja cię podsadzę, a potem ty mnie wciągniesz, co ty na to?- skinęłam głową. Mogło się udać.
Chwilę zajęło nim daliśmy radę wstać. Nastolatek ukucnął, układając ręce tak, bym mogła ustawić na nich stopę. Kiedy już to zrobiłam, jednocześnie trzymając się jego ramion, by nie spaść, wyprostował się.
-Jesteś bardzo lekka. - zauważył.
-W końcu tworzy mnie porcelana.-zauważyłam. Oczami wyobraźni widziałam jak się uśmiecha na ów komentarz. Wyciągnęłam się jak najbardziej do góry, jednak krawędź dziury nadal pozostawała za daleko.
-Nie dosięgam.-poinformowałam towarzysza.
-W takim razie podniosę cię jeszcze wyżej. Uważaj.- zastrzegł, by chwilę potem zacząć unosić ręce powoli nad głowę. W końcu trzymał już wyprostowane ramiona, a ja balansowałam, stojąc na jednej nodze, co okazało się bardzo trudne. Wolałam nie patrzeć w dół, wiedząc, że mogę się wówczas przerazić.
Po raz kolejny spróbowałam chwycić krawędź. Moje palce dzieliło od niej dobrych kilka centymetrów. Wzięłam głęboki oddech i spróbowałam stanąć na palcach, by chwycić ziemię.
Niestety. Straciłam równowagę i poleciałam do tyłu, krzycząc oraz zaciskając powieki. Bałam się wtórnego upadku, zwłaszcza, że podczas niego mogły powstać tak głębokie pękniecie, że nigdy bym ich nie zaleczyła, co często prowadziło do rozpadu na kawałki, a tym samym do śmierci. I tak miałam szczęście kiedy razem j Julkiem wpadliśmy do dołka. Jednak szczęście nie lubi się powtarzać.
Wtem poczułam, że coś mnie zatrzymuje. Uniosłam powieki. Zobaczyłam nad sobą zmartwioną twarz czarnowłosego. Dopiero po chwili zdałam sobie sprawę, że mnie złapał,a raczej w momencie kiedy zostałam odstawiona na ziemię.
-Nic ci nie jest? Od tego wrzasku można by ogłuchnąć. - zapytał z troską. Jednak kolejny komentarz zniszczył miły charakter miłej wypowiedzi. Dlatego jedynie skinęłam głową. -Chyba musimy wymyślić coś innego. Masz jakiś pomysł?
Zawahałam się.
-A wiesz, że w sumie to tak?
-No to dajesz. - zachęcił.
-Odsuń się.- rozkazałam, wskazując ręką część dziury za moimi plecami. Wykonał polecenie bez protestów. Zamknęłam oczy i skupiłam całą uwagę na końcówkach swoich palców. Robiłam to już milion razy, od kiedy skończyłam pięć lat, nie raz na dużo większą skalę.
Ale nigdy wcześniej stawką nie było moje i cudze życie. Gdyby mi się nie udało utknęlibyśmy w tej dziurze, a potem umarli z pragnienia...
-Łał.- usłyszałam głos Julka za plecami, jednak wiedziałam, że nie mogę się rozproszyć, więc zignorowałam jego komentarz. Gdy w końcu poczułam pod palcami krawędź otworzyłam oczy.
W miejscu gdzie powinny być łokcie zaczynała się porcelanowa drabina, ciągnąca się aż do samej góry. Na jej końcu były moje dłonie, trzymające ziemię. Udało się!
-Co...co ty zrobiłaś? Każdy porcelankowiec tak umie?-zapytał zszokowany brunet.
-Nie. Jak zapewne zauważyłeś każdy z nas różni się budową ciała od innych. Taki efekt uboczny bycia z porcelany. Jednak moja rodzina ma niecodzienny dar: możemy manipulować swoim kształtem wedle upodobania. Kiedy tylko dziadek zobaczył, że w przeciwieństwie do jego córki posiadam ową umiejętność zaczął mnie szkolić. Już się bał, że jest ostatnim mającym dar.
-Niezwykłe.
-Może i tak, ale nie dla mnie. A teraz właź na górę i mnie wciągnij, bo długo tak nie wytrzymam. - natychmiast zrobił jak kazałam. Kiedy byliśmy już na górze pogłaskał mnie po głowie i powiedział:
-Brawo, mała.
CDN
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top