26- Pieczęć
- Nie powinno cię to interesować.- powiedział zimnym tonem i miałam wrażenie, że przygotowuje się do ataku.
- Czyli coś jest na rzeczy, tak? Nie wszystko jest takie jak się wydaje.- zrobiłam krok w tył.- Zatem dlaczego chcesz zginąć z ręki Sasuke? Pomimo, że ci na nim zależy.
- Nie tobie to oceniać.- w jego oczach pojawił się Sharingan.
- Jednak to niesprawiedliwe względem Sasuke!- krzyknęłam.- Zginiesz w przeświadczeniu, że będzie on silny i będzie postrzegał klan Uchiha za wzorowy, ale co jeśli kiedyś dowie się prawdy?- jego twarz minimalnie drgnęła.- Jeśli kiedyś będzie miał dostęp do akt i zobaczy jaka była prawda, to jak ma sobie poradzić z uczuciem zabicia własnego brata?! Pomyśl o nim!
- Cały czas myślę. To dla jego dobra.- powiedział spokojnie, a ja poczułam jak się we mnie gotuje.
- Dla jego dobra, czy dla dobrego imienia klanu? Jakbym była na jego miejscu to bym wolała, żeby mój brat pozostał przy mnie, a nie kazał wzbudzać nienawiści. Ja rozumiem, że Sasuke to drań i nie okrzesany dupek, ale nawet on by zrozumiał gdybyś mu wytłumaczył.
- Nie okrzesany dupek?
- Kumasz to, że chciał mnie zabić, a potem groził Rybce jak się do mnie zbliżała. Oprócz tego jakoś dziwnie się przy mnie zachowuje.- mimowolnie na mojej twarzy pojawił się rumieniec.
- Rozumiem.- Itachi lekko się uśmiechnął i zniknął.
Patrzyłam jeszcze chwilę w miejsce, gdzie przed chwilą stał starszy Uchiha.
- Dobra napatrzyłaś się już to teraz szukaj jakiejś jaskini.- w jego głosie było można wyczuć jawną kpinę.
- Weź daj mi spokój. Jakoś udało mi się go przekonać, żeby mnie nie atakował.
- Nawet o tym nie wspomniałaś przy rozmowie z nim, ale teraz rusz swoje cztery litery Dzieciaku.
- Hai.
Wznowiłam swój bieg zastanawiając się gdzie mogłam się udać. Mam też wiele do przemyślenia. Skoro Naruto zniknął to mogę być pewna, że wojna zbliża się wielkimi krokami. Za pewnie Onii-chan teraz trenuje nad zapanowaniem Kyuubiego. Nie mogę zostać z tyłu.
- Stój narwańcu.
- Czemu jesteś dla mnie dzisiaj taki nie miły Kuramo?
- Minęłaś byś jaskinie.
- O!
Zaśmiałam się nerwowo i podrapałam po karku.
Wolnym już chodem ruszyłam do środka i starałam się skupić i wyczuć, czy w pobliżu nie ma żadnych osób. Gdy już byłam pewna swojej samotności na tym pustkowiu to i tak na wszelki wypadek postawiłam barierę w jaskini i zaczęłam swoją medytację.
Pieczęć, którą nałożyła moja matka na mnie jest bardzo skomplikowana i silna. W końcu miała ona utrzymać w ryzach najpotężniejszego demona. Styl Pieczętowana Ośmiu Trygramów. Muszę skupić się na układzie tej pieczęci, a potem ją złamać. Dasz sobie radę Naruko w końcu pieczęcie to twoja smykałka.
Nie wiem ile czasu mi to zajęło, bo w końcu gdy się człowiek za mocno skupia to się nie czuje upływu czasu, ale wiem, że w pewnym momencie udało mi się złamać pieczęć. Byłam już dosyć wyczerpana i czułam jak Kurama hamuje swoją rozszalałą chakrę. Po chwili straciłam przytomność.
- Naruko?- usłyszałam czyjś gruby, ale ciepły głos.
Podniosłam głowę i ujrzałam dziwnie znajome mi postacie.
- Mama? Tata?
Witajcie
Cóż przepraszam, za tak długą przerwę, ale szkoła wyjazdy i inne takie rzeczy. Nawet nie spostrzegłam, że tak długo nie było rozdziałów. Sama myślałam, że dzisiaj już tego nie wstawię, ale jakoś się udało.
Pozdrawiam Makoto
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top