-17-

— Ślicznie się uśmiechasz — szatyn pogłaskał palcem policzek dziewczyny. Brunetka naciągnęła na dłonie długie rękawy biało-granatowej bluzy należącej do siatkarza i delikatnie uniosła kącik ust.

— Przestań mnie tak komplementować, Tōru-chan — powiedziała cicho. Szatyn przysiadł na pobliskiej ławce i poklepał się po udach z wymownym uśmieszkiem. Brunetka usiadła mu na kolanach i objęła za szyję. Pocałowała go w policzek.

— Świetnie dzisiaj graliście — pochwaliła go, odgarniając z jego czoła niesforny kosmyk brązowych włosów. — Kitagawa Daichi ma zdecydowanie najlepszą drużynę.

— A kto grał najlepiej? — zapytał Oikawa z miną niewiniątka. Dziewczyna zaśmiała się słodko, wiedząc, że jej chłopaka domaga się więcej pochwał. Jak dziecko.

— Ty, oczywiście — powiedziała i delikatnie pocałowała go w usta.

— Śliczności ty moje — mruknął cicho, bawiąc się włosami dziewczyny.

— Kochasz mnie, Tōru? — zapytała, splatając ich dłonie.

— Kocham — odparł z uśmiechem. — Bardzo, bardzo.

— Będziemy razem już na zawsze? — spytała.

— Na zawsze — przytaknął. — Nigdy cię nie zostawię, Kimi-chan.

***

Bunetka otarła mokre od łez oczy i skupiła się na kartce papieru leżącej przed nią. To już nie wróci. Nie będzie tak jak kiedyś. Musi zacząć od nowa. Musi zapomnieć.

***

Blondyn odrzucił telefon i zakrył oczy przedramianiem. Westchnął z rosnącą frustracją. Próbował się z nią skontaktować od trzech dni, ale nie odpisywała, nie odbierała i co najgorsza, nie przyszła na umówioną sesję. Kise udało się ją jakoś usprawiedliwić przed fotografem, ale to nie mogło trwać w nieskończoność.

Nie mógł uwierzyć w jakiej znalazł się sytuacji. Byli ze sobą tak krótko. Nie zdążył się nawet porządnie nacieszyć faktem, że Mei jest jego dziewczyną. Chciał tyle z nią zrobić, zobaczyć... Chciał być jej kochankiem, księciem, rycerzem, jej wsparciem i chłopakiem o którym myślałaby dniami i nocami. Nawet jeśli kochała innego, chciał być przy niej. Wiedział, że ona go potrzebuje. A może to on bardziej jej potrzebował?

Chłopak poderwał się na dźwięk przychodzącej wiadomości i rzucił w stronę telefonu. Westchnął z rezygnacją, widząc wiadomość od swojego senpaia.

Kasamatsu-senpai: Kise, idioto, przyjdź w końcu na trening. Bawisz się w jakiegoś gwiazdora?!

Kise ponownie rzucił telefonem i schował twarz w poduszkę. Zamknął oczy, licząc na to, że uda mu się zasnąć i przeczekać najgorsze chwile. Ponownie usłyszał dźwięk przychodzącej wiadomości. Jęknął głucho i postanowił zignorować starszego kolegę.

***

Powoli otworzył oczy i po chwili zastanowienia podniósł się z łóżka. Przeczesał włosy palcami i sięgnął po telefon. Może i miał doła, ale czym zasłużył sobie Kasamatsu, żeby tak go ignorować?

Kise odblokował ekran i pierwszym co zobaczył była wiadomość od Meikimi.

Meikimicchi: Przepraszam, że się nie odzywałam. Mam nadzieję, że się nie gniewasz. Możemy spotkać się dzisiaj w parku o osiemnastej? Chcę ci wszystko wytłumaczyć. Zrozumiem jeśli nie chcesz mnie widzieć.

Blondyn zaklął cicho i spojrzał na zegarek. Osiemnasta trzydzieści dwie. Chłopak rzucił się w stronę drzwi, potykając o brudne ubrania zostawione na podłodze. Przeklinając, dopadł do drzwi i otworzył je na całą szerokość. Stanął jak wryty na widok Iwaizumi.

— Mei?

— Um... Wybacz najście. Ale nie odpisywałeś, więc... — dziewczyna obrzuciła go szybkim spojrzeniem. — Spieszysz się gdzieś?

— Do ciebie — westchnął Kise. — Przysnąłem i... dopiero teraz odczytałem wiadomość.

— A więc to tak — mruknęła. — Mogę wejść?

— Tak, jasne — powiedział, wciąż lekko zszokowany chłopak i wpuścił brunetkę do mieszkania. Dziewczyna weszła do salonu i odwróciła się do blondyna, biorąc głęboki oddech.

— Kise... Ja... Przepraszam za tamto w kawiarni. Ja naprawdę...

— Nie tłumacz się — powiedział blondyn, podchodząc do dziewczyny i kładąc jej dłoń na policzku. — Posłuchaj... Mimo wszystko nadal chcę z tobą być, rozumiesz? Mówiłem ci, sprawię, że się we mnie zakochasz.

Dziewczyna uśmiechnęła się.

— Już sprawiłeś — szepnęła. Kise uniósł brwi.

— Jak to?

— Tak... Zrozumiałam, że uczucie, którym darzyłam Oikawe, już dawno minęło. Wydawało mi się tak... Cholera jesteście tacy podobni!

— Ja i on? — Kise otworzył oczy ze zdumieniem. — Nigdy! 

Dziewczyna zaśmiała się cicho i pocałowała go. Delikatnie, lekko, jakby chciała przeprosić za zamieszanie jakie między nimi rozpętała.

— Zrozumiałam... że jestem zakochana w tobie, Ryōta — szepnęła. — Naprawdę chcę z tobą być.

Kise wyszczerzył zęby w uśmiechu.

— Ja też — odparł. — Tak bardzo.

Chłopak wziął ją w ramiona i przytulił do piersi, chowając twarz w jej włosy.

— Nie martw się Oikawą — powiedziała chwilę później. — Między nami już w porządku. Jesteśmy przyjaciółmi.

— To świetnie — powiedział chłopak. Jednak był pewny, że zazdrość o byłego Meikimi nie zniknie z dnia na dzień. — A twój brat? Przykro mi, że nie mieliście dla siebie czasu...

— No co ty! — uśmiechnęła się dziewczyna. — Już dawno nie rozmawiałam z nim tak poważnie i tak długo jak wczoraj. Jestem lekko załamana tym, że już wyjechał, ale hej, coś czuję, że nie pozwolisz mi się długo dołować.

— Taka moja rola, skarbie — uśmiechnął się Kise i pocałował ją. — Kocham cię, Mei.

— Kocham cię, Ryōta.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top