-15-

Szatyn wyciągnął bukiet w stronę dziewczyny i obdarzył ją lekkim uśmiechem.

— Twoje ulubione, prawda? — zapytał ciepło. Dziewczyna przygryzła wargę, biorąc róże do rąk.

— Pamiętałeś? — uśmiechnęła się. Hajime zerknął na nastolatków, po czym szturchnął Kise w ramię i kiwnął wymownie głową. Blondyn podszedł niechętnie za starszym z rodzeństwa Iwaizumi, by zostać świadkiem chłodnej rozmowy bruneta z ojcem alkoholikiem.

— Hajime...

— Ojcze.

Mężczyźni mierzyli się wzrokiem przez chwilę. W oczach Hajime widać było gniew i żal, w oczach pana Iwaizumi tylko smutek.

— Co u mamy? — zapytał cicho mężczyzna.

— W porządku — odparł zdawkowo chłopak, odwracając wzrok.

— Nadal jest z tym swoim...

— Tak — mruknął w odpowiedzi chłopak, po czym zapadła między nimi niezręczna cisza. Kise zerknął na rozmawiającego z Meikimi szatyna. Czuł się nieswojo, obco. Jakby wpakował się z butami w życie Iwaizumich i tego gościa z różami. Wszyscy oni się znali, mieli wspólną przeszłość i historię, a on? Nie wiedział o nich nic, a o Mei stosunkowo niewiele. Nagle zapragnął znaleźć się jak najdalej od tego mieszkania i tych wszystkich ludzi. Jednak został. Dla Meikimi.

Brunetka po chwili wróciła do salonu z bukietem kwiatów w ręce. W milczeniu wstawiła je do wazonu, spojrzała po kolei na wszystkich i westchnęła cicho.

— Herbaty?

— Kto to jest? — zapytał z niechęcią szatyn, wskazując głową opierajacego się o ścianę Kise. Blondyn wsunął dłonie w kieszenie i już otworzył usta, aby odpowiedzieć, ale brunetka go wyprzedziła.

— Oikawa, to jest Kise Ryōta — powiedziała. — Mój... chłopak...

Szatyn otworzył lekko usta ze zdziwieniem, jednak szybko zreflektował się i uśmiechnął lekko. Podniósł się z kanapy i podszedł do blondyna. Skrzywił się, najwyraźniej niezadowolony z faktu, że koszykarz jest wyższy od niego, po czym wyciągnął pięść i uśmiechnął się lekko.

— Miło mi poznać. Jestem Oikawa Tōru — powiedział. Kise z trudem podniósł dłoń i przybił szatynowi żółwika.

— Mnie też miło — odparł wciąż zszokowany.

— Jesteś sportowcem? — zapytał Oikawa, lustrując go spojrzeniem. — Kimi-chan nie umówiłaby się z byle kim.

— Czy ja kiedyś mówiłam, że lecę na sportowców? — zapytała brunetka, krzyżując ramiona na piersi.

— Owszem — uśmiechnął się Tōru, a Hajime pokiwał głową. Dziewczyna prychnęła.

— Gram w koszykówkę — powiedział Kise, przybierając pewną siebie pozę.

— Nie wiedziałem, że lubisz koszykarzy — westchnął szatyn, przekrzywiając głowę i patrząc na brunetkę kątem oka.

— Do czego zmierzasz, Oikawa? — zapytała. Szatyn uniósł dłonie w obronnym geście.

— Ja tylko chcę, delikatnie mówiąc, przesłuchać twojego nowego chłopaka — uśmiechnął się szeroko.

— To chyba moja rola — odezwał się Hajime, wstając z miejsca.

— Niczyja! — zawołała Meikimi. — Jasna cholera, Hajime, mogłeś powiedzieć, że zabierasz Tōru!

— Nie miałem zamiaru. Jechał za mną. Zauważyłem go dopiero w Tokio. Bez sensu byłoby go odsyłać — odparł Iwaizumi. Dziewczyna jęknęła z frustracją. Szatyn wzruszył ramionami.

— Nie znasz mnie, Kimi-chan? — zaśmiał się.

— Chodźmy na kawę — zaproponował nagle Kise. — Poznamy się, pogadamy jak cywilizowani ludzie, hm?

Oikawa wydął wargi i cmoknął cicho.

— Dobra.

***

— Siatkówka? — mruknął Kise, podnosząc do ust kubek z czarną kawą. Miał okropny humor, a gorzki napój tylko potęgował jego niechęć do całego świata. Nie wiedział czemu się tak dołuje. Cholerny masochista.

— Tak — uśmiechnął się Oikawa i objął ramieniem, siedzącego obok przyjaciela. — Ja i Iwa-chan jesteśmy kapitanami drużyny Aoba Johsai, najlepszej w naszej prefekturze... Ajć! — jęknął chłopak, gdy Iwaizumi trzepnął go w głowie.

— Bez przechwałek Tōru — mruknęła Mei, kładąc dłoń na kolanie blondyna. Kise uśmiechnął się lekko.

— Nie szkodzi — zaśmiał się. — Teraz ja.

Oikawa splótł dłonie i uniósł brew, czekając na słowa młodszego chłopaka.

— Kojarzysz Pokolenie Cudów? — zapytał z podłym uśmieszkiem.

— Ryōta... — jęknęła Meikimi, przykładając dłoń do czoła. Oikawa cmoknął i podparł brodę dłonią.

— Przykro mi, nie kojarzę — odparł z wyniosłym wyrazem twarzy.

— Pokolenie Cudów lub Cudowna Generacja jest to piątka, lub szóstka jak niektórzy uważają, koszykarzy z mojego rocznika. Wszyscy chodziliśmy do jednego gimnazjum. Krótko mówiąc, jesteśmy zajebiści — odparł chłopak. Oikawa nadal utrzymywał znudzony wyraz twarzy.

— Mówią na mnie Wspaniały Król — szatyn wyszczerzył zęby.

— Tylko ten rudy z Karasuno — sprecyzował Iwaizumi.

— Cicho, Iwa-chan! — szepnął konspiracyjnie Oikawa. — Wszystko mi psujesz. Kise parsknął śmiechem.

— Jestem modelem — powiedział. Oikawa wciągnął ze świstem powietrze. Blondyn spojrzał na niego, dumny, że wreszcie udało mu się zagiąć szatyna.

— Mówiłem, żebyśmy poszli na ten casting! — oburzył się, patrząc wściekle na Iwaizumiego.

— Hajime modelem — parsknęła Meikimi. — To jeszcze mniej prawdopodobne niż moja kariera w modelingu.

— Gdyby nie twoja kariera, kotku, nigdy byśmy się nie poznali — powiedział Kise, obejmując ją ramieniem. Oikawa skrzywił się na ten widok.

— Jaka kariera? — zapytał Hajime, biorąc do ręki kubek americano.

— Od ponad miesiąca pracuję jako fotomodelka w agencji Kise — wyjaśniła dziewczyna. Iwaizumi uniósł brwi, z szokiem wymalowanym na twarzy.

— Ale super! Wkręć i mnie, Kimi-chan! — zawołał Oikawa.

— Nadajesz się. Mógłbyś zrobić karierę — powiedział szczerze Kise. Szatyn spojrzał na niego ze zdziwieniem, po czym spuścił głowę.

— Dzięki — mruknął cicho, patrząc gdzieś w bok. Rodzeństwo Iwaizumi wymieniło porozumiewawcze spojrzenia.

— Skończyła mi się kawa — powiedział beznamiętnie Hajime i skinął głową w stronę baru. Meikimi uśmiechnęła się i wstała do stołu. Położyła blondynowi dłoń na ramieniu i nachyliła się do niego.

— Pogadajcie sobie, chłopcy — szepnęła i pocałowała go w policzek. — Bądźcie grzeczni.

— Jasne — uśmiechnął się chłopak i odprowadził rodzeństwo wzrokiem. Następnie przeniósł go na szatyna i westchnęła cicho. — Zakopiemy topór wojenny?

Oikawa wydął wargi i spuścił głowę.

— Może być ciężko — westchnął. — Bo widzisz, Kise-kun... — szatyn podniósł wzrok i uśmiechnął się smutno. — Jestem cholernie zazdrosny.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top