57
W tej samej pozie jak weszliśmy do samolotu ja siedziałem na kolanach Alexa. Nogi mi zdrętfialy bo Alex przygniutł je plecami. Zamykam suche usta i otwieram oczy. Prowadzę walkę z powiekami, które przez cały czas chcą opaść. Mój kochany nie spał. Siedział ze wzrokiem utkwionym w szybce. Mówił sam do siebie.
-będziemy ojcami. We dwoje wychowamy maleństwo... dam radę. -Uśmiecha się. -Oni są moi. -Szczerzy się jak głupi. -Tylko moi. -całuję go w szyję. Wzdryga się. Zciąga słuchawki.
-Tylko twoi. - kładę głowę na jego klatce piersiowej. Na te słowa serce zaczęło mu szybciej bić.
-Napewno mi nie uciekniesz z dzieckiem i nie zostanę sam?
-Dlaczego sądzisz, że mógłbym to zrobić? -Parze w jego błyszczące oczy.
-Jesteś wolnym człowiekiem Jack....-Bierze głęboki wdech.
-Roger mi uświadomił, że ja mogę ci się znudzić i znajdziesz kogoś lepszego, że ja moge nie nadawać się na ojca.. I męża. -Do oczu napływają mu łzy. Robie wielkie oczy.
-Głupi jesteś. -Marszczę brwi. -Jak mogłeś co słuchać?!-Podtrzymuję jego głowę.
-Będziesz najlepszym ojcem
♡Młodym
♡Pełnym energii
♡Opiekuńczy
♡Silnym
♡Cierpliwym
Takim jakim jesteś dla mnie. Alex ja jestem jak takie małe dzieck, którego ty pilnujesz, troszczysz się. -Kciukiem miziam go po policzku. -Bycie ze mną przygotowywuje cię do macierzyństwa kochanie. -Śmieje się. -Wcale nie jesteś dzieckiem Jack. To, że umiem zająć się tobą nie oznacza,iż będę umiał też dzieckiem. -Patrzy na mnie zrezygnowany.
-Nie wiem czy zauważyłeś, ale oswiadczyłeś mi się i gdybym nie był pewny, że chcę spędzić z tobą resztę życia nie powiedziałbym "tak", ale jeśli sądzisz, że nie dasz sobie rady z maleństwem..... u-uss-usunę je-Robi wielkie oczy.
-NIE! -Chwyta mnie za ramiona. -Nie! Słyszysz nie! -Zamykam oczy i wciągam głośno powietrze. Opadam na jego klatkę pierrsiową.
-Co jest?!
-Ćśśś... Bo wszystkich obudzisz... szybko się męczę... wstaniesz mi z nóg?
-Oczywiście. -Przechyłu plecy. Siadam na swoim fotelu. I klapie brzuch podciągam koszulkę i pozwalam nacieszyć się tym widokiem Alexowi.
-Masz pięć minut.
-Dlaczego nie więcej? -Całuję mój bebech.
-Bo tak mówię. -Robi mi się gorąco na twarzy. Uśmiecha się pod nosem i obejmuje mnie w pasie kładąc głowę na wypukleniu.
-Sprytnyś jesteś.-Czochram mu włosy i dodaję spadając wygodniej. -Teraz Ty wypocznij... przyda ci się. -Głaszcze go po umieśnionym ramieniu.Gdy słychać słodkie, ciche chrapnięcie uśmiecham się i dodaję.
-I nigdy Cię nie zostawię.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top