54. will you marry me?
Jack ¤. ¤
Zdążyłem się uspokoić, ale oczy nadal miałem czerwone.... cholera zachowuje się jak baba jakaś!
-Dobrze już?-Pyta rozczulonym głosem nadal mnie kołysząc. Pocalował mnie w czubek głowy i wyprostował nogi.
-Pakujemy się?-Szepcze w moje włosy.
-Niiieeeeeeee..... -Szybkim ruchem przewracam go na plecy a on wydaje dźwięk zaskoczenia. Kręcę tyłkiem z satysfakcji i chichoczę. Alex przykłada dłoń do mojego policzka i lekko się uśmiecha, siadam na jego biodrach.
-Wiesz co?
-Nie.
-Ślicznie wyglądasz z tym brzuszkiem. -chichocze. Zakrywam brzuch rękoma.
-Oj maleńki nie ukryjesz go przede mną.... za bardzo go chcę.
-Mój brzuch... -Zaciskam ręce jeszcze ciaśniej.
-To co twoje jest i moje więc...... twój brzuszek należy D.O M. N. I. E. -Mówi spokojnie.
-Owszem, ale to jest wyjątek... to jest grube więc ty na to nie będziesz patrzył a tym bardziej dotykał. -Protestuję.
-Z tego grubaska wyjdzie NASZ potomek. MI nie przeszkadza, że tyjesz Jack. -Siada i marszczy nos.
-Ale on będzie taaakii-Pokazuje rekoma wielkosc brzucha. -Jak nie większy! Nie chcę byś mnie zostawił. -Zchodzę z niego i chowam się pod kołdrę zakrywajac całe ciało.
-Jack ile razy mam powtarzać! -Odsłania pościel. -KOCHAM CIĘ! Dlaczego myślisz, że cię zostawię?! -Uspokaja się.
-Człowieku, od chwili zamachu na ciebie piłką. Pierwszego razu na mojej kanapie.... byłeś taki ciasny.... -Zaczyna bujać w obłokach a ja zaczynam się rumienić...... -Nadal jesteś......
-SKOŃCZ ALEX BO CI LUTNE!-Zaslamiam kościstymi palcami twarz.
-Tak bardzo bardzo ciasssssssny. -Tym razem on siada na mnie, ale tak by nie naciskać na brzuch.
Alex ¤.¤
No dobra za bardzo się rozmarzylem z tą ciasnotą.... no, ale co ja poradzę na to, że mnie to tak cholernie podnieca?! Na łóżku leżały moje spodnie zanurkowalem w kieszeń i wyciągnąłem maleńki kwadracik. Jack zrobił zdziwioną minę...
-W której ręce?
-Nie jesteśmy dziećmi Alex... -Mały się śmieje. Wiele razy śnił mi się ten moment. Raz na jakimś szczycie góry, na plaży z zachodem słońca, w deszczu w jego urodziny, na romantycznej kolacji, w operze... ale nigdy na hotelowym łóżku przy sytuacji zwątpienia w moją miłość do niego..... O SZIT JA SIE CO NAWET NIE SPYTALEM O CHODZENIE!!!! ... Jebać to....
-Prawa. -Trafił celnie. Wyciągnąłem rękę w jego stronę. Zrobił wielkie oczy a moje serce zaczęło bić jak oszalałe.
-Czy gdy podaruje ci symbol miłości przestaniesz myśleć, że cię zostawię? -Mamroczę szybko. Nie otrzymałem odpowiedzi.
-Wyjdź za mnie Jack... I zostań na zawsze moim. -Robię oczy szczeniaka, który chcę kości.
-Głupku nawet się nie spytałeś czy będę twoim chłopakiem....-Przełyka ślinę. -Przecież ja jestem twój.... -Łączy nasze usta w jedność, oby ten moment trwał jak najdłużej.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top