25

Jack ¤.¤

Jak mam to ująć by Alex nie był zły za ten wyjazd??No a może martwię się na zapas ,a on będzie miał to głęboko w dupie...ze względu na nasze stosunki między ludzkie, to zabrzmiało dwuznacznie.Jack ty zboczencu trzymaj tego ogiera na wodzy.....ale go zalatwilem wieczorem,będę kusicielem .To będzie kara za to pod prysznicem...wracając do wyjazdu jest on już jutro i muszę się spakować.Wyjazd o siódmej a samolot ósma.Syn partnera ,mamy będzie już na miejscu.Jestem bardzo ciekawy mojego,prawdopodobnie nowego brata.Leżę opatulony prywatną kołdrą firmy Alex,jest cieżkawa,ale moja,miękka,ciepła i mogę się z nią całować. Nie chce mi się wstawać do szkoły...jest piątek ,ale mam jeszcze czas.Przesowam wzrok w poszukiwaniu zegarka.O cholera myliłem się jesteśmy spóźnieni.Budzić go czy zostać w jego ramionach dłużej??A raz się żyje...zostanę.

Dwadzieścia minut później kołdra się przebudziła.

-hej leniu.-Głaszczę go po plecach.

-część słońce.-Ten jego głos po przebudzeniu brzmi lepiej niż gdy rozmawiamy przebudzeni.Przeciera oczy i całuje mnie spadając na mnie okrakiem.Chichoczę.

-Złaź grubasku.-wstaje do pozycji siedzącej i go całuję trzymając jego kark ręka a druga podpierając o materac.Nagle do pokoju wchodzi jakaś dziewczyna.Staje w drzwiach i się cofa tak jakby chciał się uchronić przed ciosem.

-Chyba wam przeszkadzam.-Odkrywam się od Alexa.

-Kto to jest?-Pytam podejrzliwie.

-To..moja kuzynka...-Wtula się w mój tors.

-Tak jestem jego kuzynką..jego ojciec prosił mnie bym się nim zaopiekowała i tak od jakiegoś czasu u niego sprzątam.-Zaczela wyjasniac.-Powinniście być w szkole wagarowicze!!!

-Jack dlaczego nie powiedziałeś że jesteśmy spóźnieni??-Jeczy Alex.

-Chciałem pogadać.

-O czym??-Porywa głowę do góry i patrzy na mnie wystraszony.

-To ja Was zostawię ...za godzinę wrócę.-Zamyka drzwi i już jej nie było.

-Jutro jadę z na Karaiby z mamą,jej partnerem i jego synem.-Czekam na jego reakcje.

-Co??! -Wstaje.- Dlaczego nie powiedziałeś mi wcześniej?!

-Och no uspokuj się to tylko tydzień.-Spokojnie Jack.

-Jack to jest ,AŻ tydzień!-Wyrzuca ręce w górę.-W dodatku nie znam tego "partnera i jego syna".Może to jakieś zboczeńce,które chcą Cię dorwać??

-Pff..ten facet raczej woli mamę...I to całkiem miły gość ,więc nie wiem skąd wzięły Ci się zboczence....za dużo filmów się naoglądałeś.

-Poprostu się martwię o mojego niskiego mężczyznę, który nie da rady się obronić..-przykuca przy moich nogach i łapie za kolana,następnie znowu wtula się w mój tors.

-Z moją koordynacją ruchową jest ,aż tak źle?

-Zdecydowanie kochanie.-Zamyka oczy i nad czymś myśli.Szybko przy ciała się do mojego ciała tak jakby szukał schronienia.

Alex ¤.¤

Przypomniała mi się ta chwila gdy Krystian zaciągną mnie do szpitalnego łóżka.Mam nadzieję ,że nie trafi na kogoś takiego jak Krystian.Wtulam się w bruneta tak by oddać mu trochę bezpieczeństwa-o ile to możliwe.

-Kochany dusisz.-Chrypi mi do ucha i całuje w czoło.-Coś się stało?-Kiwam przeczaco głową.

-A więc czas na śniadanie.-Jak na znak zaburczało mi w brzuchu.

------Nudzilo mi się i tak baźgram coś ,jestem na wpół przypomnym czlowiekiem bo chce mi się spać ,ale jakoś nie mogę.... dziś wychodzi na to ,że będą dwa rozdziały ;33 a może trzy?? Nie no nie szaleje już tak...po prostu jeden to jest ten, drugi jak mi się nudzic u fryzjera będzie...jejku ale fryzjerka minę strzeli jak zobaczy co ja pisze XD i trzeci wieczorem

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top