9
Jack ¤.¤
Lekarz szybko mnie przebadał i wyszedł do Krystiana.Nikt nie wchodził do pomieszczenia a ja czułem,że mam ostro przerąbane w domu.Wstałem z łóżka,spojrzałem na wenflon umieszczony w dłoni.Odwinąłem bandaż i zacisnąłem zęby wyciągając go z mojej żyły.Nienawidzę szpitali.Wyjąłem z prądu wtyczki od wszystkich kabli które były na mnie umieszczone i szybko się ich pozbyłem.Stanąłem na nogach i poczułem tak kurewski ból w głowie ,że znów prawie zemdlałem ,przytrzymałem się jednak dzielnie barierki łóżka i przeczekałem największy ból. Znalazłem trampki leżące pod szpitalnym łóżkiem.Powoli się po nie schyliłem i wsunąłem ostrożnie na stopy.Czegos mi brakowało,mojej torby.Nigdzie jej nie widziałem. Wyszedłem z pokoju chowając sie przed pielęgniarką.Nie mialem pojęcia gdzie jest wyjście.Skręciłem w prawo potem lewo,trochę się zgubiłem,ale koniec końców znalazłem swój cel.Duże, szklane drzwi obrotowe. Wyskoczyłem na zewnątrz ,usłyszałem świergot ptaków i mówiącego do kogoś Krystiana. Jego wiadomość brzmiała :
"Alex,Jack jest w mojej klinice ,przyjdź po niego".
C..Co? Nie chcę żeby tu przyjechał.Nie jestem gotowy na spotkanie z nim. Nie chcę oglądać jego twarzy.Czuję się zagubiony.To przez niego teraz tu jestem.Gdyby nie on ,nie uciekałbym ze szpitala!Zacząłem biec przez siebie,nie miałem pojęcia gdzie jestem.Wiedziałem tylko,że chce być jak najdalej od tego miejsca i Alexa.Biegłem chuj wie ile ,chuj wie gdzie.
Alex¤.¤
Sprzątałem usyfioną podłogę.Zrobiłem taki bałagan a nie pomogł mi on ani trochę,nadal chciałem coś rozsadzić. Na przykład siebie..Chciałem wystrzelić się w powietrze.Byłem zmieszany.Sam mnie przecież pocałował,nie kazałem mu prawda? To nie jest tylko moja wina.Nie rozumiem tylko jednego.Jakim cudem do tego doszło? Między nami nic nie ma.Posmutniałem.Przez jeden wieczór polubiłem tego smarkacza,naprawdę go polubiłem. Przyciągało mnie do niego ,jak metal do magnesa.Kto by pomyślał,że wystarczy jeden mały ,słodki chłopiec,żebym i ja stał się bezbronny.
Telefon na blacie zadzwonił a ja szybko do niego podbiegłem,otrzepałem brudne dłonie i spojrzałem na wyświetlacz. Dzwonił do mnie syn właściciela firm ,które sprawiają,że posiadłości mojego ojca upadają.Zastanowiłem się chwilę i przyłożyłem telefon do ucha.
-Czego chcesz?
-Z tej strony Krystian Smith. -Zirytował mnie jego głos.
-W jakiej sprawie?-Zapytałem ze sztucznym przyjaznym tonem.
Krystian chwilę żartował po czym powiedział "Jack zemdlał, mamrotał twoje imię i znam tylko jednego Alexa, który doprowadziłby go do takiego stanu w tej okolicy",nigdy tak szybko nie byłem gotowy do wyjścia.
Chwyciłem kluczyki ,wystukałem w nawigację klinikę.Byłem zły,ba byłem wkurwiony. Ten facet wiedział jak mnie zdenerwować.Zanim się rozłączył usłyszałem tylko "słodki jest,może zakręcę się przy nim skoro ty nie skorzystasz".Wcisnąłem pedał gazu i ruszyłem z piskiem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top