61

Jack¤. ¤

Leżę od godziny na łóżku rycząc jak małe dziecko. Dziecko zadawał mi cios po ciosie. Jeszcze tylko 3 godziny i tatuś będzie z nami...
-Aaa!! -Podtrzymywałem się za kręgosłup myśląc, że w taki sposób przestanie mnie on boleć. Jak nic mam złamane żebro słyszałem chrupnięcie. Nie jestem w stanie racjonalnie myśleć. Kolejne kopnięcie i jeszcze jedno.

Alex¤. ¤
Czy mam walizkę i wchodzę cicho do pokoju Jack'a. Leży na łóżku i ciężko oddycha. Ma przepoconą bluzkę. Poduszki leżały porozrzucane po pomieszczeniu. Puszczam bagaż i podbiegam do chłopaka.Widać kopnięcie ze strony dziecka a mój narzeczony zaciska usta w prostą linię, do oczu napływają mu łzy.
-Jezu maleńki co się dzieje?? -Panikuję.Kładę dłoń na miejscu gdzie przed chwilą była noga i przenoszę jego plecy ne moje nogi. Miziam kciukiem brzuszek ukochanego a on się uspokaja i rozluznia miesnie twarzy.
-U-Uuspokoił się. -Chwyta za moją rękę i całuje knykcie. -Wreszcie, maluch tęsknił i ciągle obrywałem. Jestem zmęczony. Pośpisz ze mną?
-Chętnie. -Chwyta za jego szyję i przenosze na jedyną poduszkę na łóżku.
-Śpij kochanie.-Całuję go w czoło. Chyba chciał coś powiedzieć, ale ciało mu nie pozwoliło i tylko mruknął. Zabrałem coś pod głowę, pozbylem sie ubrań i położyłam obok niego. Po co mi było to latanie na te głupie sesje?! Byłbym z moim Jack'iem i może nie było by z nim tak źle. Boję się o niego, wyglądał tak marnie i blado. Jego podkrążone, opuchniete oczy pokazywały to jego zmęczenie... Biedny on dlaczego nie moge nic z tym zrobić? Serce mi się kraje gdy widzę go w takim stanie.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top