XIX. A po świętach, dokona zemsty.

Choć sama się zdziwiłam, to prawda jest taka, że ten rozdział napisany był już jakiś rok temu i czekał na publikację, dlatego, publikując go zapowiadam także powrót z tym opowiadaniem i za jakiś czas zacznę na bieżąco pisać ^^

Draco obserwował dziewczynę przechadzającą się po ogrodzie. Po chwili Victoria odwróciła się w jego stronę i lekko uśmiechnęła się do niego. Machnęła na niego dłonią zapewne oczekując, że podejdzie do niej i nachyliła się do jakiejś rośliny. Chłopak podszedł do niej powłócząc nogami.

- To fruwokwiat, a tu mamy Dyptam – powiedziała dotykając ładnego kwiatu o różowych płatkach. Zdaniem chłopaka, dziewczyna nieco zmieniła się z podejścia co było dość niespodziewane zważając na przeszłość.

Nie do końca to rozumiał. Poza jedną rozmową na wieży astronomicznej, wykonywał tylko i wyłącznie wytyczne ojca. Przez matkę został nakłoniony do wręczenia jej tej biżuterii. Spodziewał się, że Vici jak każda dziewczyna, zachwyci się błyskotką, jednak nie przewidział, że podejście rudowłosej do jego osoby aż tak się odmieni. Co jak co, ale było mu to na rękę. Zwłaszcza, że za każdym razem czuł na sobie oceniający wzrok ojca, mówiący mu: „postaraj się". Nie wiedział też, dlaczego ich rodzicom tak zależało na tym... „związku". Ojciec zdradził mu jedynie, że rodzina Burke ma coś bardzo cennego. W zasadzie było mu już wszystko jedno. Victoria podobała mu się z wyglądu już od samego początku ich znajomości, to dlatego najczęściej był dla niej złośliwy. Dlatego ojciec niemało go zaskoczył, no i tworzył dodatkowe sytuacje, w których niesforny syn mógł zyskać w oczach swojej narzeczonej. Sam również trochę polubił Victorię, gdy okazało się, że jej wredny charakter to tylko jedna strona medalu. Ta druga, uprzejma, uśmiechnięta była nieco przyjemniejsza do obserwacji.

Nie mniej, nie mógł się doczekać następnego dnia, kiedy to wróci do domu i będzie mógł odpocząć, zamknięty za drzwiami swojego pokoju. Tego samego nie można było powiedzieć o rudowłosej, która bardzo przejmowała się całą tą sytuacją. Okazało się, że ma dużo bardziej emocjonalne podejście do świata, niż ktokolwiek by się spodziewał.

~~~~****~~~~

Hermiona, Harry i Ron spotkali się na dworcu po świątecznej przerwie. Peron dziewięć i trzy czwarte pękał w szwach, mimo to w tłumie wyróżniła się jedna para, która była na ustach wszystkich uczniów od momentu balu. Victoria i Draco wyglądali jak książęca para.

Burke miała na sobie czarny płaszcz który sięgał jej do połowy uda, był ozdobiony brązowym futerkiem na obrzeżach kaptura. Miała na sobie czarne spodnie i wysokie buty na obcasie, które dodawały jej szyku. Jej długie, rude włosy przerzucone były przez lewe ramię. Obok niej stał Malfoy, który wyglądał jak prawdziwy arystokrata. Nałożył na ramiona szary płaszcz i szal w odcieniu czarni i zieleni, która charakteryzowała dom Salazara Slytherina. Hermiona musiała stwierdzić, że oboje prezentowali się dobrze.

- Jak księżniczka i fretka – stwierdził Ron nawiązując do transmutacji blondyna sprzed paru miesięcy.

- Tak, trochę szkoda dziewczyny – przyznał luźno Potter i odchrząknął. – A to mi przypomniało, że mieliśmy podzielić się z tobą kilkoma nowościami. Odnośnie rodziny Burke.

Miał zacząć sprawozdanie na temat nowości, jakie się dowiedział, jednak Granger uniosła rękę i skoncentrowała się na obserwacji arystokratycznej pary, którą obległo kilka osób. Dziewczyny, które zbliżyły się do pary ewidentnie szukały atencji Malfoya, mimo iż jego dni jako singiel zostały oficjalnie zakończone. Jedna z nich odepchnęła Victorię, która nie upadła tylko dzięki interwencji Zabiniego stojącego nieopodal niej. Cała ta sytuacja była dziwna. Burke patrzyła w stronę, gdzie miał być Malfoy, który teraz próbował odsunąć się od narzucających się dziewczyn. Rudowłosa odepchnęła kilka małolat i zobaczyła Pansy przy Draconie. Pansy całującą go w usta. To była sekunda. Victoria przepchnęła się przez tłum, idąc w stronę trójki gryfonów. Chciała przepchnąć się między Harrym a Ronem, jednak oni przyblokowali jej drogę. Rudowłosa otrząsnęła się i rzuciła im obu najbardziej nienawistne spojrzenie na jakie było ją stać.

- Victorio, nie przejmuj się – powiedział niezręcznie Potter, a rudowłosa nadymała policzki.

- Czy czujesz obowiązek by wszystkich wybawić? Pieprzeni gryfoni! Odwalcie się wszyscy – warknęła, a następnie uderzając obu chłopaków w barki swoimi ramionami, poszła dalej i wsiadła do pociągu zostawiając wszystkich, którzy obserwowali tę sytuację w osłupieniu.

- Gdzie ona jest? – powiedział z oburzeniem Draco, podchodząc bliżej trójki gryfonów. – Zabini! – dodał z oburzeniem i nagle zatrzymał wzrok na Harrym. – A ty co bliznowaty? I jeszcze szlama! Swojego życia nie macie? Spieprzajcie!

To już druga osoba, która naskoczyła na nich tego dnia. Ron odchrząknął trochę skołowany, obserwując jak Malfoy zniknął w pociągu.

- Chodźmy już, bo jeszcze nam pociąg odjedzie – stwierdził i wziął swój kufer z rzeczami. Usiedli w jednym z wagonów, powoli otrząsając się z szoku i niedowierzania, że ludzie tak po prostu na nich naskakują. Siedzieli rozmawiając na temat turnieju, aż ruszył pociąg.

- Pójdę po coś słodkiego – stwierdziła Hermiona biorąc z kieszeni kurtki kilka galeonów. Szła w poszukiwaniu pani ze słodyczami, aż zatrzymała się widząc w jednym przedziale długie, rude włosy.

Victoria Burke siedziała sama w przedziale, opierała policzek na dłoni i patrzyła przez okno. Granger zawahała się, jednak sięgnęła do otwarcia przedziału i szarpnęła. Drzwi jednak nie ustąpiły, zahałasowały jedynie, co dało znak młodej Burke, że ktoś próbuje dostać się do przedziału. Gwałtownie odwróciła się i westchnęła, jakby z ulgą. Wyjęła różdżkę i wymamrotawszy jakieś zaklęcie, otworzyła drzwi. Hermiona wślizgnęła się do środka, a drzwi znów zostały zablokowane.

- Co się stało? – zapytała Burke, wracając do pierwotnej pozycji, gdzie to wzrok utkwiła za oknem.

- Już od jakiegoś czasu chciałam z tobą porozmawiać – odpowiedziała spokojnie, zajmując miejsce naprzeciw ślizgonki. – Chciałam dowiedzieć się, jak to wszystko przeżywasz – wyjaśniła dodatkowo, obawiając się, że Burke znów na nią naskoczy. Tak się nie stało, rudowłosa próbowała ukryć twarz włosami, jednak Hermionie udało się to dojrzeć. Łzy. Ona naprawdę płakała.

Przez chwilę w przedziale panowała zupełna cisza. Granger czekała aż Victoria zdecyduje się zabrać głos, jednak wydawało się, że ona walczyła z łzami, które złośliwie, przez cały czas ciekły spod jej powiek. Chwile dłużyły się, a gryfonce wydawało się, że minęła już godzina, od kiedy wyszła z przedziału, w którym siedziała z Harrym, Ronem, Ginny i Luną.

- Jestem załamana – powiedziała nagle, pociągając nosem. – Myślałam, że pogodziłam się z tym wszystkim, ale... jestem załamana – powtórzyła i rękami wytarła twarz.

- Chcesz o tym porozmawiać? – zapytała z wątpliwością Hermiona i przygryzła wargę.

- W innym wypadku nie wpuściłabym cię – skrytykowała na tyle ostrym głosem, na ile było ją stać i westchnęła przeciągle. – Z nikim innym nie mogę na ten temat porozmawiać.

Hermiona spojrzała na nią z lekkim zdziwieniem. Nie spodziewała się, że może doznać takiego „zaszczytu" i wysłuchać tragicznego lamentu arystokrackiej czarownicy. Ona, nazywana przez jej narzeczonego „szlamą".

- Malfoy, on chyba podle mnie oszukał – powiedziała po chwili zastanowienia. – Był taki uprzejmy w grudniu. Dostałam od niego piękną kolię. A teraz, widziałaś to zachowanie? Jeszcze nigdy nie zostałam tak upokorzona jak dziś.

- Może to było nieporozumienie – odpowiedziała Hermiona i nachyliła się, dotykając kolana Victorii. – Wiesz, na peronie był spory chaos. - Gryfonce nieszczególnie podobało się bronienie Malfoya, jednak jeśli w jakiś sposób miało to pocieszyć rudowłosą, to być może było warto.

- Może to była tylko gra – odpowiedziała Victoria i oderwała wzrok od okna. Spojrzała na Hermionę, a jej twarz znów przybrała obojętnego tonu, tak charakterystycznego dla ślizgońskiej księżniczki. Jej nagły uśmiech przybrał upiornego wyglądu. – Pożałuje, tak jak każdy, kto śmiał zakpić z Victorii Burke.

Nagła zmiana w podejściu ślizgonki wydawała się dla Hermiony dość straszna, dziewczyna zdawała sobie sprawę, że w głowie zranionej dziewczyny zaczął roić się plan, który zakładał zemstę na Malfoyu i to tylko ze względu na prawdopodobnie jakieś nieporozumienie i górę niedopowiedzeń. Ze zmartwieniem przyglądała się Victorii, która uśmiechała się niczym wyrafinowana wampirzyca.

~~~~****~~~~

Tracey siedziała nieopodal grupy towarzyszącej Draconowi. Wśród osób słuchających opowiadania blondyna siedział Zabini, Crabbe i Goyle, cała czwórka zgodnie zasugerowała Pansy, by ta znalazła inne towarzystwo na podróż do Hogwartu. Dziewczyna nie stawiała oporu tylko dlatego, iż wiedziała, że Malfoy był na nią wściekły za taki wybryk, ale chciała spróbować. Jeśli nie mogła mieć swojej obsesyjnej miłości na wyłączność, chciała utrudnić życie tej, która była jej rywalką.

Widok Victorii na peronie zakuł w serce Tracey, która mimo wszystko nadal czuła się jej przyjaciółką. Właśnie dlatego, dziewczyna nadstawiła ucha, gdy Draco opowiadał o ich historii. Dowiedziała się o podejrzanych sprawach ich rodzin, o tym, że oboje zostali do tego przymuszeni.

- No i teraz jest na mnie wściekła – stwierdził w końcu, wzdychając ni to ze smutkiem, ni to z charakterystyczną ironią.

- Bardzo wściekła – uściślił Zabini i westchnął ciężko. – Nie myślałeś, żeby ją znaleźć i porozmawiać? – zapytał, a Draco prychnął.

- Sądzisz, że ona dałaby mi dojść do słowa? Wolę, by trochę ochłonęła i jakoś się to ułoży.

~ Jakoś ~ powtórzyła cicho Tracey. Victoria doznała w ostatnim czasie wiele bolesnych dla niej zdarzeń i w końcu ma na kim uwiesić swoją frustrację. W takim wypadku ona nie odpuszcza. Przyjrzała się siostrom Greengrass. ~ Na nich też Victoria dokona zemsty ~ pomyślała i uśmiechnęła się na jeszcze jedną myśl, była także Pansy. Zastanawiała się, czy ona też będzie na liście zemst, czy może Burke jej odpuści. Ale z kim innym Victoria mogłaby i chciała spędzać wolny czas? Zerknęła na Milicentę, która czytała jakiś podręcznik.

~~~~****~~~~

Victoria wystukiwała jakiś nieznany rytm na ławce, czekając na zajęcia z obrony przed czarną magią. Gdy już poniekąd poukładała sobie wszystko w głowie, zdecydowała nie ukrywać się przed spojrzeniami innych. Poszła nawet o krok dalej, pokazać wszystkim, że nadal jest dużym graczem i nie należy z nią igrać, bo to może skończyć się źle.

Teraz poświęciła czas na powtarzanie materiału przed zajęciami, dlatego mimo, że ktoś usiadł koło niej, nie uniosła wzroku znad podręcznika, a jedynie spokojnie czytała.

- Możemy porozmawiać? – do jej uszu dotarł spokojny, łagodny głos jej narzeczonego. Prychnęła z kpiną, wykrzywiając usta w ledwie widocznym uśmiechu. Bawiło ją to o tyle, że on brzmiał jakby chciał jej się tłumaczyć, przepraszać na kolanach za swój czyn. Wielki Draco Malfoy, teraz odczuwał strach.

- Po tym, co zrobiłeś, śmiesz stawać w tak bliskiej odległości ode mnie? – zapytała dość swobodnie i zaczesała rude włosy za ucho. Nawet nie raczyła na niego spojrzeć.

- Chciałem cię poprosić, byśmy spotkali się po zajęciach w wieży astronomicznej – poprosił, a ona znów uśmiechnęła się trochę upiornie i w końcu przeniosła na niego wzrok.

- Z pewnością mnie zobaczysz – odpowiedziała, patrząc mu w oczy i uśmiechając się podejrzanie, to jednak nie sprawiło, by Draco pomyślał, że to jakiś podstęp z jej strony, dlatego kiwnął głową i wyjął swoje książki. Ani myślał o zmianie miejsca. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top