XIII. Zimowe ogrody
Usiedli przy stoliku, a rudowłosa zaczęła wypatrywać Tracey, która na ten wieczór towarzyszyła Zabiniemu. Jeszcze przed wypłynięciem na świtało dzienne informacji, że pójdą na bal razem, dziewczyna zachwycała się w towarzystwie Victorii możliwością bycia z nim. W końcu Blaise zawsze się jej podobał. Gdy para usiadła przy tym samym stoliku, chłopaki wdali się w jakąś dyskusję, za to między dziewczynami panowała niezręczna cisza.
- Masz ładną sukienkę - powiedziała niespodziewanie Tracey i zatrzymała wzrok na marynarce Dracona, która nadal wisiała na ramionach dziewczyny. Victoria spostrzegając to, zdjęła ubranie wierzchnie i powiesiła je na oparciu krzesła.
- Dziękuję. Ty też - odpowiedziała i uważniej przyjrzała się kreacji Davis. Jej sukienka była w odcieniu wiśni, długością sięgała kostek. W przeciwieństwie do sukni Victorii, ta nie miała trenu, czy szczególnych ozdób, ale ładnie współgrała z urodą jej koleżanki. Na ten jeden wieczór, wraz z Blaisem Zabinim tworzyli ładny obrazek.
- Gorąco tu. Może przejdziemy się, porozmawiamy... - zasugerowała, a Victoria kiwnęła głową i wstała od stołu. Zagadani kumple nawet nie zauważyli braku ich towarzyszek, ale to było im na rękę. Usiadły na schodach, a Burke znów przyjrzała się Hermionie łkającej kilka stopni dalej. - Wiesz, przepraszam cię za wszystko - zaczęła szatynka i przetarła łydki, które bolały ją od ciągłego tańca. Zabini był niebywałym tancerzem, a Tracey zbyt trudno było mu odmówić.
- Daj spokój, ta sytuacja przerosła wszystkich - odpowiedziała Victoria obojętnie.
- Musiałam to przemyśleć. To wszystko nie mieściło się w głowie - przyznała Davis i dotknęła dłoni rudowłosej. - Ale teraz już wiem, że moim zadaniem jest cię wspierać.
Tracey była jedną z niewielu osób, którym Victoria mogła zaufać, dlatego uśmiechnęła się do niej lekko.
- Pewnie zauważyłaś, że to nie są zaręczyny z miłości – powiedziała z delikatnym rozbawieniem.
- Wiesz, przynajmniej to nie jest , czy inny goryl. Nie spodziewałam się jednak, że usiedli cię ktoś taki jak Draco Malfoy – powiedziała, cicho się śmiejąc, a Victoria zawtórowała jej. Chwilę później przed dziewczętami stanęli ich partnerzy. Zabini w mgnieniu oka zabrał Davis do tańca, a Victoria spojrzała na Malfoya, nie wiedząc, co powinna zrobić. Nagle, blondyn wyciągnął do rudowłosej dłoń.
- Zaszczycisz mnie tańcem? – zapytał lekko się do niej uśmiechając, a dziewczyna, po chwili zastanowienia, przyjęła tę dłoń. Draco pomógł jej wstań i łapiąc ją pod ramię, zaprowadził do Wielkiej Sali, w której kończyła się oficjalna część balu, później miała być już tylko zabawa nastolatków.
Stanęli naprzeciw siebie, muzyka nieco się uspokoiła. Zbyt zajęci byli patrzeniem sobie w oczy, by zauważyć, że babka Victorii dała znak na melodię bardzo, bardzo spokojną. Chłopak położył jedną rękę w talii rudowłosej, drugą zaś ujął jej dłoń i uniósł nieco do góry. Wolna ręka Burke ułożyła się na jego ramieniu i spokojnie zaczęli bujać się w takt. Tego jednego wieczoru zapomnieli o wszystkich niesnaskach. Cieszyli się sobą, tak jak powinna to robić narzeczeńska para.
~~~~****~~~~
Skończył się bal, skończył się także semestr, a większość uczniów wróciła do swoich domów na przerwę świąteczną. Victoria uwielbiała Blenheim Burke zimą. Posiadłość tworzyła obrazek jak z bajki. Tym razem jednak wszystko było inaczej. Rudowłosa czuła się jak w więzieniu, pilnowana przez babkę, która nie wierzyła, że jej wnuczka pogodziła się z losem. Glorina miała wątpliwości co do szczerości jej intencji podczas balu. Stara Burke ubzdurała sobie, że to tylko i wyłącznie spisek, wymierzony w rodzinę.
Z drugiej strony, Victoria nie miała głowy do słuchania tych bredni. Dowiedziała się, że jej dziadek zachorował. Leżał w jednej sypialni, powoli umierając na nieznaną chorobę, której jej matka, bardzo uzdolniona zielarka, nie potrafiła wyleczyć.
W drugi dzień świąt, na kolację, do ich posiadłości mieli przybyć Malfoyowie. Victoria obawiała się tej chwili, a jednocześnie czekała na nią. Liczyła, że we własnym domu upewni się co do prawdziwości słów blondyna odnośnie ich przyszłości. Upewni się w tym, że może być normalnie.
Luka stała za swoją panią, gdy czekali na powóz. Widziała dłonie rudowłosej, które trzęsły się i to bynajmniej nie z zimna. Na swojej szarej sukni rodem z czasów średniowiecza narzucony miała długi płaszcz z kapturem w kolorze butelkowej zieleni.
Rodzice przywitali Malfoyów, a do niej podszedł jej narzeczony. Sięgnął po jej dłoń i musnął jej delikatną, chłodną skórę wargami.
- Moja ślizgońska księżniczka - powiedział oficjalnym tonem i zrównał z nią wzrok. Victoria wymusiła uśmiech i weszła za rodzicami do domu. Babka znów zajęła się Lucjuszem i jego żoną, a w wolnych chwilach zerkała na Victorię, czy aby dziewczyna nie zachowuje się nieodpowiednio.
- Teraz trzeba zadbać o ich przyszłość - usłyszała niespodziewanie wypowiedź Narcyzy. Z przerażeniem w oczach spojrzała w kierunku dorosłych, którzy przedwcześnie snuli plany na jej temat. W końcu, nawet jeśli pogodziła się z samymi zaręczynami, to na razie nie chciała godzić się na nic więcej.
- Oczywiście – zgodziła się jej mama, uśmiechając się do pani Malfoy. – Victorio, może oprowadzisz Dracona po naszej posiadłości? – zasugerowała córce, a sama zaprosiła kobiety do jednego z salonów. Jej ojciec i Lucjusz poszli do innego.
- Chodź – powiedziała, pozbawiając się nieco kurtuazji i skierowała się na schody. Rudowłosa chciała zaprowadzić go do biblioteki, pokazać kilka innych miejsc, jednak zatrzymał ją głos Dracona.
- Mam dla ciebie prezent świąteczny – powiedział, delikatnie odwracając ją w swoją stronę. W jego rękach było średniego rozmiaru, pudełko oprawione w zielony aksamit. Victoria prawie wstrzymała oddech, gdy blondyn otwierał pudełko ukazując cudowną, szmaragdową kolię. Odcień był identyczny z tym, w jakim była suknia Victorii na balu.
- Jest cudowna – powiedziała w końcu. – Ale nie mogę jej przyjąć – dodała, a blondyn zmarszczył brwi.
- Dlaczego nie? – zapytał nie do końca rozumiejąc poczynania dziewczyny.
- Jest kilka powodów. Po pierwsze, ten prezent jest zbyt kosztowny – odpowiedziała i przycisnęła palec wskazujący do jego ust, gdy ten chciał jej wejść w słowo. – Po drugie, ja nic dla ciebie nie mam.
- Nie potrzebuję nic w zamian – zapewnił Draco, odsuwając od swoich ust jej dłoń. – Będę zadowolony, jeśli zaszczycisz mnie i założysz to na kolację – zaproponował i wyjął kolię z pudełka. – Albo... - zaczął i stanął za dziewczyną. – Już teraz – dokończył i zapiął kosztowną ozdobę na jej szyi.
- Draco... - wymruczała dotykając opuszkami palców drogocennego kamienia. – Ja... Dziękuję – powiedziała w końcu z zakłopotaniem. Chłopak uśmiechnął się do niej lekko.
- Panno Victorio, paniczu... - powiedziała nagle służąca, Luka. Dziewczyna schyliła głowę i obserwowała swoje czubki butów. – Za godzinę zostanie podana kolacja.
- Dziękuję – odpowiedziała Burke, a dziewczyna kiwnęła głową, odwróciła się na pięcie i odeszła w kierunku pokoi swojej pani. Draco przyjrzał się jej uważnie.
- Charłaczka? – zapytał, a Victoria kiwnęła na znak potwierdzenia.
- Mój ojciec wziął ją pod dach, by była moją służącą – wyjaśniła rudowłosa i westchnęła. – Idę się przygotować do kolacji – odpowiedziała i odeszła od chłopaka, za to podszedł do niego jeden ze służących, by zaprowadzić go do pokoju.
W jej sypialni czekała Luka i jeszcze rozprostowywała suknię przygotowaną na wieczór i po chwili zaczęła zdejmować suknię, którą Vic miała do tej pory. Wieczorowa suknia, wybrana przez jej matkę, była nieco strojniejsza. Jej ramiączka swobodnie opadały na ramiona rudowłosej. Wiązany z tyłu gorset był koronkowy z motywem kwiatowym. Spódnica tego samego koloru była z atłasu i układała się w kształt litery A. Piękna kolia idealnie dopełniała całość. Długie włosy Victorii, służąca ułożyła w wysoki kok i zapięła je ozdobnymi szpilkami ze szmaragdowymi perełkami, pozwoliła uciec kilku pasemkom, które teraz okalały twarz Victorii układając się w drobne loki.
- Coś cię męczy – powiedziała Victoria uważnie zerkając na twarz charłaczki. Blondynka zarumieniła się i odłożyła kilka pozostałych szpilek do pudełeczka. – No mów.
- Nie chcę panienki martwić aż nadto – powiedziała spokojnie, a rudowłosa wywróciła oczami.
- Usłyszałaś coś, czego nie powinnaś słyszeć? – zapytała cicho, a Luka ścisnęła usta w cienką linijkę. Odgadła. Często zdarzało się, że Luka przez przypadek usłyszała jakieś plany, które nie powinny wyjść poza krąg rozmawiających. Zawsze przekazywała te informacje młodej Burke. – Powiedz wszystko.
- Nie słyszałam wiele, ponieważ rozmowa była cicha, jednak wiem, że była to rozmowa między państwem Malfoyów, a panienki rodzicami i babką.
- A co z dziadkiem? – przerwała jej czarownica.
- Pani dziadek był także obiektem rozmów – powiedziała ostrożnie, a Victoria spojrzała na służącą z szokiem w oczach. Machnęła dłonią, by Luka kontynuowała sprawozdanie. – Mówiono coś na temat ślubu panienki i na temat powrotu tego, którego nie wolno wymawiać. - Burke zmarszczyła brwi. Nie rozumiała, co może łączyć ich ślub z czarnym panem. – Pani Glorina powiedziała także, że wszystko dzieje się po ich myśli odnośnie dziadka panienki. Jeśli dobrze zrozumiałam, powiedziała, że za niedługo szanowny pan Burke nie będzie już przeszkadzał w planach. Proszę...
Niestety, Victoria nie dowiedziała się, o co chciała prosić Luka, ponieważ do jej pokoju wszedł jej ojciec. Służąca skłoniła się i pospiesznie wyszła z pomieszczenia.
- Rozkwitasz, córko – zaczął ojciec i przyjrzał się dziewczynie. – Mam nadzieję, że będziesz szczęśliwa.
- Dlaczego godzisz się na to, ojcze? – zapytała nagle Victoria, a ojciec westchnął.
- Nie mi o tym z tobą rozmawiać. Powinnaś pytać o takie rzeczy swoją matkę lub babkę – powiedział i wyciągnął ramię w stronę córki. – Zaprowadzę cię do jadalni, moja malutka księżniczko.
~~~~****~~~~
Przy stole panowała zupełna cisza. Każdy mógł co jakiś czas poczuć na sobie spojrzenia innych jedzących posiłek. Służba szybko uporała się ze sprzątaniem zastępując ciepłe dania zimnymi, a herbatę winem.
- A więc zdrowie, za nasze najdroższe dzieci – zaproponował William Burke i wszyscy wznieśli kielichy w ramach toastu. Rozmowa toczyła się na zupełnie neutralne, nudne tematy.
Victoria, jak również Draco nie wydawali się zainteresowani szalenie interesującą dyskusją na temat prowadzenia rodzinnych biznesów, czy też o współpracy z Ministerstwem Magii. Victoria ułożyła ręce na kolanach i obserwowała swoją matkę, która rozmawiała z Narcyzą. Nie rozumiała, co te kobiety miały w głowie, decydując w taki sposób o losie własnych jedynych dzieci. Młoda Burke wiedziała, że Draco został postawiony przed taką samą decyzją jak ona. Nie miała już na celu robić mu pod górkę. Musiała dowiedzieć się, czego konkretnie chcą ich rodzice. Ze sprawozdania Luki miała podejrzenia, że sprawy posuwają się dużo dalej, niż myślała o tym, będąc w szkole.
- Proszę mi wybaczyć, udam się do swojego pokoju – stwierdziła babka Victorii i pożegnawszy się, odeszła od stołu. Gdy tylko kobieta wyszła, Victoria poczuła dotyk na wierzchu ręki. Delikatne przesunięcie palców po skórze Victorii spowodowało ciarki na całym jej ciele. Zerknęła na Dracona i zaraz znów się wyprostowała besztając się w myślach za rumieńce, które delikatnie wykwitły na jej policzkach. Blondyn nie wziął dłoni, wręcz przeciwnie, skrzyżował ich palce i trochę nachylił się do jej uszu.
- Miło widzieć, że trochę się rozluźniłaś – wyszeptał i wyprostował się, zabierając swoją rękę od Victorii. Dziewczyna poczuła lekki powiew chłodu. Nienaturalną pustkę. Działo się z nią coś dziwnego, koniecznie musiała stąd wyjść, a wiedziała, że rodzice nie pozwolą jej tak po prostu odejść od stołu.
Kątem oka spojrzała na swoją służącą wchodzącą właśnie do jadalni. Skrzyżowała z nią wzrok i mrugnęła porozumiewawczo. Służąca zbliżyła się do dziewczyny.
- Panienko? – zapytała z wątpliwością, a Victoria ciężko wciągnęła powietrze i złapała się dłonią w miejsce nad lewą piersią. – Dobrze się panienka czuje? – zapytała, a wszyscy przy stole uwiesili na rudowłosej spojrzenie.
- Zaprowadź ją do sypialni – rozkazał William Burke i uważnie przyjrzał się, jak służąca pomaga jego córce podnieść się z krzesła.
- Pomogę jej – zasugerował Draco i wstał od stołu, złapał dziewczynę, by pomóc się jej utrzymać i wyprowadził ją z jadalni. Gdy tylko drzwi się za nimi zamknęły, służąca skłoniła się i odeszła, a Victoria wzięła głęboki wdech.
- Myślałam, że stamtąd nie wyjdziemy – przyznała, lekko uśmiechając się do chłopaka. Odsunęła się od niego i ruszyła korytarzem. Draco pobiegł za nią i w końcu zrównał z nią kroku.
- Myślisz, że nie wypuściliby nas tak po prostu? – zapytał, a dziewczyna wzruszyła ramionami.
- Raczej chcieliby, żebyśmy im towarzyszyli – odpowiedziała zgodnie z myślą i zamiast na schody, szła dalej korytarzem. Otworzyła szklane drzwi, za którym był piękny zimowy ogród.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top