X. Poczucie przegranej
McGonagall co chwilę poprawiała ich sylwetki podczas tańca. Za zamkniętymi drzwiami jednej z sali byli Draco, Victoria, opiekunka gryffindoru oraz Snape. Starsza kobieta czuwała nad ćwiczeniem tańca, a Severus kontrolował, by Draco i Victoria nie skoczyli sobie do gardeł. Od kiedy doszła do nauczycieli informacja o planowanych zaręczynach młodych czarodziejów, coraz częściej z zainteresowaniem obserwowali tę dwójkę, która zamiast jakiegokolwiek uczucia przejawiała względem siebie jedynie nienawiść.
- Skończmy na dziś - zaproponowała McGonagall i pozwoliła Snape'owi na wyłączenie muzyki. - Panie Malfoy, powinien pan mieć więcej spokoju w sobie. Odnoszę wrażenie, że momentami najchętniej wyrzuciłby pan swoją partnerkę przez okno.
~ Zaskakująco trafne spostrzeżenie ~ pomyślał blondyn i zerknął na Burke, która niby to z kurzu otrzepywała szaty.
- Panno Burke, trochę zaufania do partnera. Jest pani bardzo spięta. - Uwagi nie oszczędziła również pod adresem dziewczyny.
~ Więcej zaufania mogłabym mieć do skórki od banana rzuconej na podłogę niż do niego ~ zauważyła w myślach Victoria, jednak kiwnęła głową ze zrozumieniem.
- Jak można okazać zaufanie, jeśli w drugiej osobie widzi się najgorszego wroga? - zapytał Malfoy wyraźnie podkreślając dwa ostatnie słowa.
- A niby czego się spodziewałeś? - zapytała rudowłosa, gwałtownie odwracając się w jego stronę. - Przez trzy lata traktowałeś mnie jak odskocznie dla poprawy własnego humoru! Nienawidzę cię! - obruszyła się zaciskając ręce w pięści.
- Ale nie jesteśmy w sytuacji, gdzie powinnaś zasłaniać się przeszłością! Przecież próbowałem zakopać topór wojenny! - oburzył się Draco próbując przemówić dziewczynie do rozsądku. Gdzieś w głębi duszy chciał, żeby dziewczyna miała z nim jakiekolwiek pozytywne skojarzenie, jednak ona obstawała przy swoim, jak skała, nadal utrzymując, że jest okropnym człowiekiem.
- Jakimiś głupimi kwiatkami?! - rzuciła Victoria i prychnęła. Kosz z kwiatami okazał się być zaczarowany tak, by kwiaty nigdy nie obumarły, jednak zamiast jakiegoś godnego miejsca odnalazł się w najciemniejszym kącie, by nie musiała na ten prezent patrzeć. Na początku zdecydowała z resztą o pozbyciu się tego kosza, jednak Tracey i Astoria stwierdziły, że nie powinna tak robić. Gdyby wiedziały, od kogo są te kwiaty, pewnie nie podchodziłyby do tego w ten sposób. - Niepotrzebny wysiłek. I tak mi się nie podobały.
Draco udał, że te słowa w żaden sposób go nie ruszyły, choć wewnątrz poczuł ukłucie bólu.
- Ależ proszę się uspokoić - poprosiła McGonagall unosząc nieco głos. Nie podobał jej się kierunek, w jakim zmierzała ta rozmowa, jednak czwartoklasiści nie mieli zamiaru posłuchać jej.
Blondyn analizował słowa przyszłej narzeczonej. Chciał jej zwyczajnie zrobić przyjemność, a ona ten drobny, uprzejmy gest z jego strony zdeptała niczym nic nieznaczącego robaka. Przykrość jednak szybko została wymieniona na złość. To była kolejna zniewaga z jej strony.
- W końcu sama doprowadzisz do tego, że zostaniesz zniszczona - powiedział ściskając ręce w pięści. Gdyby nie Snape, który stanął pomiędzy nimi, byłby gotów doskoczyć do dziewczyny znów dając upust swojego gniewu w postaci wystraszenia Burke.
- Nie zrobię tego sama - powiedziała z goryczą i spuściła wzrok. - Doprowadzicie do tego ty i nasze rodziny - po tych słowach opuściła salę, zostawiając oniemiałą panią profesor, jak zawsze obojętnego Snape'a i wściekłego Malfoya za sobą.
Szła przed siebie, szukając jakiegokolwiek ustronnego miejsca, w którym nikt nie będzie jej przeszkadzał. Z emocji towarzyszących jej od dłuższego czasu, zaczęły piec ją oczy.
~ Zaraz się popłaczę ~ pomyślała ze złością i odwróciła się, w ostatniej chwili decydując się wejść w mniej uczęszczany korytarz prowadzący do biblioteki. Niestety, ostatnio szczęście się jej nie trzymało i zderzyła się czołowo z Hermioną Granger. Książki, które trzymała gryfonka upadły na podłogę z głośnym hukiem.
- Czy za każdym razem muszę spotykać właśnie ciebie? - zapytała z oburzeniem Burke, jednak sięgnęła po jedną z książek, która leżała tuż koło niej.
- Mogłabym powiedzieć to samo - westchnęła Hermiona z rezygnacją i niezdarnie podniosła się z całą stertą książek. Dopiero wtedy spojrzała na twarz Victorii. - Płakałaś? - zapytała ze zdziwieniem, a Burke automatycznie uniosła rękę do twarzy, by przetrzeć materiałem szaty policzki.
- Skąd ten pomysł? - zapytała ze zrezygnowaniem i spuściła głowę tak, by rude włosy nieco przysłoniły jej zaróżowione policzki. Nawet nie wiadomo, skąd ta reakcja organizmu. Czy ze względu na wysiłek związany z długim ćwiczeniem tańca, a później ucieczką przez korytarze, czy może przez sytuację związaną z Draconem i spotkaniem Hermiony?
- Wyglądasz na załamaną - spostrzegła Granger, a Victoria przygryzła wargę. Była wewnętrznie rozdarta.
~ Ona o wszystkim już wie, może ci pomóc ~ mówił jeden głosik w jej głowie, a drugi, zupełnie przeciwstawny podważał to zdanie wszelkimi możliwymi argumentami: ~ Zobacz, z jakiego domu ona jest. Gryffindor to nasz przeciwnik, nie można ufać przeciwnikowi. Dodatkowo, ona ciebie nienawidzi za samą przynależność do Slytherinu, nie mówiąc o czystości krwi ~
Victoria skrzywiła się.
- Wiem, że to dziwnie zabrzmi, ale jeśli chcesz, możemy porozmawiać - zaproponowała Hermiona, jednak nie było to do wypowiedzenia łatwe. Widziała jednak, że Burke również waha się odnośnie tego, co powinna zrobić. W końcu pokiwała głową i złapała mugolaczkę za poły szaty, by poprowadzić ją w jakiś zaułek, gdzie nikt ich nie zobaczy.
- Ile wiesz z mojej sytuacji? - zapytała Victoria starając się zatuszować zrozpaczony ton jej głosu.
- Z listu wiem, że w Bal Bożonarodzeniowy zostaną ogłoszone zaręczyny twoje i Malfoya. Spodziewam się również, że kwiaty, które dostałaś w ostatni czwartek były od niego. Czy to prawda? - zapytała, oczekując, że Victoria upewni ją w przekonaniach. Rudowłosa kiwnęła głową na potwierdzenie dopiero po chwili. - Widziałam jak wraz z McGonagall i Snape'em szliście do sali. Czy to też ma związek z zaręczynami? - zapytała, a Victoria westchnęła przeciągle.
- Uparli się, że mamy zatańczyć na balu - wyjaśniła w końcu i oparła się o ścianę, jakby stanie o własnych siłach było zbyt dużym wysiłkiem. - Ale nie to jest najgorsze... - kontynuowała i przez chwilę utkwiła oczy w suficie. - Nie lubiłam go od samego początku, od pierwszego dnia szkoły. Później tylko utwierdził mnie w przekonaniu, że jego nie da się lubić. Przed wakacjami miał dziwny przechył, tak jakby chciał zakopać topór wojenny - na chwilę przerwała, wracając myślami do tego dnia, w którym Malfoy usiadł koło niej i chrzanił jakieś głupoty. - Zignorowałam go. A później, gdy wróciłam do domu, dowiedziałam się, że mam go poślubić.
- To jest absurd. Powinnaś się postawić. Nikogo nie można zmuszać do ślubu - stwierdziła Granger z oburzeniem.
- Nie mogę nic z tym zrobić. Jeśli spróbuję się sprzeciwić, zostanie uznane, że zamierzam działać na szkodę rodziny, a to będzie surowo potępione - wyjaśniła Victoria. - W każdym razie, po wakacjach zaczęło coś się zmieniać. Nie robi mi na złość, jak do tej pory. Można stwierdzić, że nawet próbował się pojednać. Pokazał zupełnie inną twarz i to właśnie denerwuje mnie najbardziej - stwierdziła i przyjrzała się uważnie Hermionie, która nie do końca rozumiała, w czym tkwi problem. - Do tej pory pokazywał się jako złośliwa gnida bez uczuć, a nagle to znika. Najbardziej denerwuje mnie to, że ukazuje dwa oblicza, a ja nie wiem, które może być prawdziwe, a którym mnie oszukuje.
Granger wydawała się być zmieszana tą historią. Było to zbyt zagmatwane i ciężkie w interpretacji. Z opowieści Victorii nie dało się wyciągnąć żadnych wniosków odnośnie ich relacji i to było dodatkowym obciążeniem. Gryfonka nie spodziewała się, że usłyszy z ust Burke stwierdzenie, że chciałaby go pokochać, czy też spróbować się dostosować do sytuacji. Dziewczyna była sfrustrowana po prostu jego zachowaniem, spodziewała się jakiegoś podłego planu z jego strony.
- A może... - zaczęła Hermiona, zwracając na siebie uwagę ślizgonki. - Może on na prawdę chce dojść do porozumienia. - Te słowa z ogromnym trudem przeszły jej przez gardło. Malfoy i porozumienie? Dla Granger wydawało się to śmieszne, toteż nie zdziwiła się, że reakcją Victorii był głośny śmiech.
- Naprawdę? On? - powiedziała kpiącym tonem i założyła ręce na piersiach. Jej chwila słabości minęła wraz z ostatnimi słowami, w jej oczach znów pojawiła się ta wyższość, która towarzyszyła jej przez większość czasu. - Sądziłam, że masz w sobie na tyle z kujona, by rywalizować z moją inteligencją, jednak się myliłam - stwierdziła i obeszła Hermionę dookoła. - Nie myśl o tym za wiele, bo się spocisz.
W przekonaniu rudowłosej jedynym sensowym wyjściem było takie oto, wyreżyserowane, zachowanie, by Granger nie przekonała się do niej. Po prostu chwilą słabości była chęć rozmowy z kimś kto jest obeznany z sytuacją. Gdy już wygadała się, dając upust emocjom, mogła wrócić do swojej rzeczywistości. Odeszła stamtąd, zostawiając Granger samą.
~~~~****~~~~
- Dojdźmy do konsensusu - zasugerowała Victoria do Dracona, stwierdzając, że nie ma sensu go drażnić używając do tego Kruma. Drugim, ukrytym, aczkolwiek dużo ważniejszym, powodem były zapędy Wiktora do Granger. Wtopą byłoby, gdyby on zdecydował się na spędzanie z gryfonką czasu, a Victoria oficjalnie nie zlała go. Dlatego zawczasu zdecydowała się na przerzucenie tej sytuacji na swoją korzyść.
- O czym mówisz? - zapytał Malfoy z zainteresowaniem i oparł się nonszalancko o kamienny parapet.
- Ja odpuszczę sytuację z Krumem, nie będziesz się musiał przejmować konkurencją... - zaczęła, a chłopak uśmiechnął się.
- Ja w ogóle się nim nie przejmuję. Jestem mądrzejszy i sprytniejszy. Załatwię go z zamkniętymi oczami jeśli tylko będę chciał - stwierdził, a Burke zmrużyła oczy.
- A jednak zdenerwowało cię, gdy spędzałam z nim czas - spostrzegła, próbując nie dać się wyłamać z równowagi.
- Owszem, ponieważ nie lubię, gdy ktoś rusza coś, co należy do mnie - powiedział mrużąc oczy z rozbawieniem w tym samym momencie krzyżując ręce na klatce piersiowej i przechylając się w stronę rudowłosej. Wiedział, że ją zdenerwował.
- Nie należę do ciebie - powiedziała i rozejrzała się, czy nikt nie podsłuchuje jej rozmowy. Na szczęście, wszyscy, którzy przebywali na korytarzu byli zajęci sobą. - I nigdy nie będę - wysyczała zbliżając się do chłopaka.
- Prawdziwa ślizgońska księżniczka - powiedział niezwykle spokojnie. - Nie zdziwiłbym się, gdybyś też mówiła mową węży. Pasuje to do ciebie, Vici.
Dziewczyna chwyciła go za poły szaty, jednak chwilę później zrobiła krok w tył, jakby rozważała, czy takie zachowanie jest tym, którego oczekiwał od niej Malfoy. Przez złość zapomniała, z jakim celem podeszła na początku do chłopaka.
- Jaki masz w tym cel, Vici? Po co był ci Krum? - zapytał, a gdy dziewczyna chciała odejść bez słowa, złapał ją za nadgarstek i przyciągnął do siebie. - Odpowiedz, gdy proszę cię o odpowiedź.
- Nie afiszuj się tak - odpowiedziała dziewczyna, a Draco zmarszczył brwi, kompletnie nie miał pojęcia, do czego odniosła się dziewczyna. - Znajdę wymówkę, by nie doszło do naszych zaręczyn. Jeśli zbyt wcześnie dopuścisz do rozpuszczenia plotek o nas po szkole, będziesz musiał znieść sromotną porażkę i upokorzenie.
- Już rozumiem - stwierdził blondyn i w końcu nieco odpuścił uścisk na nadgarstku dziewczyny. Mimo to, gdy Victoria próbowała się wyrwać, spotkała zbyt duży opór z jego strony. - Boisz się, że uczniowie dowiedzą się o tym zbyt wcześnie. Boisz się, co pomyślą o tobie inni, gdy gruchnie taka plotka.
Młoda Burke poczuła się tak, jakby zostały przed nim odkryte wszystkie jej sekrety, jakby stała przed nim zupełnie obnażona. Czy on na prawdę mógł ją tak obserwować, by być w stanie odczytać z mowy jej ciała obawy, które nią targały? Wstrzymała oddech i na chwilę nawet zaprzestała prób wyrywania się z jego uścisku.
- Teraz lepiej - powiedział i przyciągnął ją jeszcze bliżej. Wolną ręką złapała się ściany, by przypadkiem nie zderzyć się z jego klatką piersiową. Draco wykorzystał jej oszołomienie i położył drugą rękę na jej plechach, by ją przytrzymać. Przysunął się do niej, tak by prosto do jej ucha wyszeptać zdania, które ostatecznie zaniechały jej prób walki.
Czuła się przegrana.
~~~~~~~~~~
"Nie próbuj ze mną walczyć, bo i tak przegrasz. Wiem już jak ujarzmić tę bestię w twoim wnętrzu. Twoja złość minie szybko, bo inaczej stracisz wszystko. Dlatego, dla własnego dobra, odpuścisz Kruma i te wygłupy, a ja w ramach tego, nie zrobię ci dodatkowo pod górkę."
Victoria szła niczym duch, w głowie analizując bolesne słowa chłopaka. Poczuła się przegrana pod każdym możliwym względem. Słowa chłopaka tak ją przytłoczyły, że nie usłyszała Cedrika Diggoryego, który szedł obok niej i od jakiejś chwili coś do niej mówił.
- Co? - zapytała, nagle spostrzegając chłopaka.
- Pytałem, czy jesteś zainteresowana, by towarzyszyć mi na balu - powiedział, zatrzymując się przed Victorią. Dziewczyna spojrzała na niego trochę jak na wariata i dopiero później dotarł do niej sens jego słów.
- Ja... - zaczęła, próbując otrząsnąć się z letargu. Musiała mu odmówić, to było oczywiste. Jednak zanim zdołała wypowiedzieć jakiekolwiek słowo, poczuła na karku dziwny ucisk, a zaraz potem między nimi stanął Malfoy, otulając rudą ramieniem.
- Prosisz o coś takiego najdumniejszą, ślizgońską księżniczkę? - zapytał i zmrużył oczy. - Ty wstydu nie masz. Geniuszka czystej krwi miałaby towarzyszyć tobie, Diggory? - zakpił i prychnął. - Za wysokie progi na twoje nogi. Czy nie to chciałaś powiedzieć, Victorio?
- Tak, właśnie to - powiedziała z rezygnacją. Wolała nie stawiać się teraz Draconowi, a i tak musiałaby odmówić Cedrikowi, miała partnera na ten bal, a nie chciała, by chłopakowi tak dobremu coś się stało. Starszy chłopak spiorunował wzrokiem Malfoya, który pławił się zwycięstwem.
- Nikt nie prosił cię, byś wtrącał się w czyjeś sprawy, Malfoy - stwierdził i próbował nawiązać kontakt wzrokowy z Burke, nieskutecznie.
- Tak się składa, że mnie interesują te sprawy, więc ulotnij się nim mnie zdenerwujesz - zasugerował Malfoy, a Cedrik nie chcąc wszczynać niepotrzebnej kłótni, po prostu odszedł.
Victoria wywróciła oczami. Jeszcze brakowało, żeby cały korytarz zwrócił na nich uwagę i zaczął plotkować o jakiejś relacji ich łączącej. A to był przecież czysty biznes ich rodzin.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top