VIII. Wyśnione Bajki

Mijały dni, a Victoria znów omijała Dracona szerokim łukiem. W jej głowie gnieździł się plan jak usunąć tego chłopaka z jej przyszłego życia. Niestety, do tej pory każdy plan był zbyt wyimaginowany lub infantylny, by mówić o ewentualnym sukcesie. Na szczęście, teraz już zdawała sobie sprawę, że młody Malfoy nie uczestniczy w tym procederze, a jej jedynym przeciwnikiem jest jej babka. 

Bal Bożonarodzeniowy. Kiedy konkretnie on będzie? Jak będzie wyglądał? Nauczyciele nic na razie nie mówili. Być może część z nich nie słyszała nawet o nadprogramowych rozrywkach cyrkowych, na jakie wpadła stara Burke wraz z Malfoyem. Tego chłodnego wieczoru siedziała w swoim dormitorium wraz z Tarcey i Astorią. Dziewczyny plotły sobie warkocze, a rudowłosa przeglądała książkę. Po cichu liczyła na odnalezienie listu, dlatego powoli przerzucała każdą kartkę starej księgi. 

Póki co, dyskutowały o czymś mało istotnym, jednak nagle panna Davis wpadła na pomysł zapytania o młodego Malfoya. 

- No Astoria, to jak się tam między wami dzieje? W zasadzie, na zajęciach i na wspólnych przerwach nic jeszcze nie zaobserwowałam - powiedziała nieco złośliwie, na co Astoria zareagowała lekkim zmieszaniem. - Jesteście razem? Wasze zaręczyny już ustalone? - kontynuowała, widząc, że młodsza z Greengrass nie zamierza odpowiadać. 

- Chyba jednak nic z tego nie będzie - stwierdziła z niechęcią i uniosła podbródek. - Miałyście rację, jego charakter jest nie do wytrzymania - ciągnęła, a Victoria spojrzała na nią z zainteresowaniem. 

~ Jak wybrnie z tego kłamstwa, które stworzyła na początku roku szkolnego? ~ zapytała siebie w myślach i odłożyła książkę na stolik tuż koło łóżka. Jeśli zaczęły ten temat, warto było posłuchać. 

- Czyli jednak Malfoy pozostaje wolnego stanu? - zamyśliła się Tracey, a Vici uśmiechnęła się kwaśno. 

~ Nie na długo ~ pomyślała z niezadowoleniem i spojrzała na Greengrass. ~ Gdybyś się bardziej postarała, byłby twój, a ja miałabym spokój ~ to chciała wykrzyczeć dziewczynie w twarz, ale niestety, na razie musiała zachować to dla siebie. 

Wciągnięcie w to Astorii mogło nie być dobrym pomysłem, ponieważ ta dziewczyna w wielu sytuacjach wydawała się dość głupiutka i nieprzewidywalna. Mogłaby dorobić sobie do tego historię, którą rozpuściłaby po szkole, by w ramach zazdrości i "zemsty" upokorzyć dziewczynę, która "zabrała" jej Malfoya.

~ A może Dafne? ~ zastanowiła się.

- Ciekawe, że rodzice zrezygnowali z tego małżeństwa - drążyła Tracey, czym zapewne doprowadzała Astorię do szału. Jednak, nawet jeśli tak było, dziewczyna nie dała tego po sobie poznać. - No wiesz, z reguły rodzice nie dbają w takiej sytuacji o dziecko, a raczej o zysk, a zysk przy aranżacji małżeństwa z Malfoyami jest ogromny.

Ten fakt był niezaprzeczalny. Victoria najlepiej to wiedziała, babka była w stanie oddać ją niczym klacz, byleby mieć ogromny zysk jakim było przekazanie nazwiska Burke. Glorina wiedziała jak podejść Lucjusza by zmaksymalizować wszystkie zyski. Gdyby to było możliwe, zapewne oddałaby jeszcze syna i synową za śmierciożerców, a męża oddała na ofiarę, gdyby mogła w ramach tego uzyskać coś jeszcze.

- Po prostu uszanowali moją decyzję. Przekonałam ich bardzo logicznymi argumentami - wyjaśniła Astoria, a Victorii znów zachciało się śmiać z toku myślenia jej koleżanki. - Nie chcieli zniszczyć mi życia.

~ A moja rodzina jakoś nie miała skrupułów ~ pomyślała Victoria i położyła się na łóżku.

- To bardzo wspaniałomyślne - odpowiedziała Tracey, a Vici wywróciła oczami. Davis wciągała kity jak żaba muł. Jednak rozmowa nieco zboczyła z torów, dlatego rudowłosa postanowiła znów zająć się swoimi sprawami. Teraz zaczęła przeszukiwać szuflady. Być może list wypadł z książki, gdy ją chowała. - A ty czego tak szukasz? - zapytała niespodziewanie Davis, odrywając się od włosów koleżanki.

Victoria podskoczyła niczym spłoszona sarna i zatrzasnęła szufladę.

- A tam, jednej notatki - wymyśliła na poczekaniu. 

~~~~****~~~~

Profesor Snape nakazał wszystkim ślizgonom przyjść do jednej z większych sal lekcyjnych. Gdy już prefekci ogarnęli tabor rozwrzeszczanych dzieciaków, do sali wszedł czwarty rocznik, by znaleźć miejsca dla siebie. Victoria usiadła w rzędzie przy oknie wraz ze swoimi koleżankami, kątem oka zaobserwowała blond czuprynę Malfoya, który usiadł w zupełnie innym rzędzie. Już dawno nie siedział tak daleko od niej. 

- Coś się stało? - Tracey zachowała niebywałą dyskrecję, szepcząc to pytanie do ucha Victorii, której reakcją był dziwny grymas oznaczający zupełny brak zrozumienia. - Draco z reguły siedział gdzieś blisko nas, a tu taka zmiana... - westchnęła przeciągle, a Burke nieco zbladła. Czy na prawdę młoda Davis mogła zaobserwować, że w ostatnim czasie rozmawiają ze sobą częściej? 

- Widocznie znudziło mu się robienie nam na złość - wykrztusiła próbując odzyskać rezon, a Tracey wzruszyła ramionami. 

- Chyba rzeczywiście nici z małżeństwa jego i Astorii - stwierdziła i jeszcze raz zerknęła na chłopaka, była tak pochłonięta tym widokiem, że nie zwróciła uwagi na swoją koleżankę, która gwałtownie odetchnęła z ulgą. 

Chociaż, to nie było aż tak dziwne. W tym hałasie nie dało się zarejestrować wielu szczegółów. Na przykład takiego, że Malfoy, nieobserwowany w danym momencie, zawieszał wzrok na rudowłosej, nijak nie słuchając wypowiedzi swojego kolegi, który opowiadał o swoim śnie z ostatniej nocy. Draco cały czas rozmyślał nad listem, który został nadesłany przez jego ojca. 

Tak szybka, wręcz nienormalnie szybka, data ich zaręczyn ustalonych przez rodziców wydawała się podejrzana. Jakby bali się, że przedłużanie tego do wakacji opiewało w ryzyko, że dwójka młodych wymyśli coś i wywinie się od niechcianej sytuacji. Jednak to nie to go denerwowało najmocniej, a stwierdzenie, że poprzez zaślubiny jego ojciec zwiększy szacunek, który utracił przez kilka błędów w przeszłości oraz będzie miał dostęp do nowych magicznych przedmiotów i ksiąg strzeżonych przez rodzinę Burke. 

I on, i Victoria byli w tym momencie wykorzystywani, a niesubordynacja byłaby surowo karana. Zapewne u Vici również, jeśli nie zrobiła nic, by zaprzestać temu aktowi desperacji z obu stron. Zabębnił w blat biurka i odwrócił wzrok od dziewczyny i spojrzał na Blaise'a, który nadal produkował się na temat swojej wyśnionej bajki. 

- Aż zastanawiam się, czy do niej nie zagadać. Ponoć sny mają moc sprawczą - zaśmiał się, przyjacielsko uderzając Dracona w ramię. 

- Kogo konkretnie? - zapytał znudzonym tonem, a Zabini spojrzał w kierunku Victorii i jej koleżanek. 

- Victoria Burke, nasza ślizgońska księżniczka - powiedział, przybierając nieco złośliwy ton. To Draco zadał jej to przezwisko w pierwszej klasie, teraz zaczęło mu to przeszkadzać. - Przecież opanowanie jej charakteru jest niczym zdobycie Everestu przez mugola. Ognistowłosa Victoria w końcu byłaby opanowana przez kogoś.

Draco przełknął ślinę i zacisnął ręce w pięści. Jego reakcja była na tyle widoczna, że Blaise zamilkł i spojrzał na niego ze zdziwieniem. Już miał pytać, co jest nie tak, jednak w końcu Snape, spóźniony dobre piętnaście minut, przyszedł do sali i machnięciem różdżki zasłonił wszystkie okna i zapalił światła. Przeszedł na środek sali i rozejrzał się po zebranych, którzy w ciągu chwili umilkli, byleby nie drażnić nauczyciela. 

- Bal Bożonarodzeniowy. Czy słyszeli państwo o takim wydarzeniu? - zapytał i rozejrzał się po zebranych w sali. - Zapewne nie - stwierdził i odchrząknął, jakby przygotowując się do dłuższej mowy. - Ten bal jest tradycją turnieju trójmagicznego. Jest swoistym rozluźnieniem dla uczestników i widowni - stwierdził ze znudzeniem i niechęcią, jakby samo wspomnienie imprezy wywoływało w jego wspomnieniach ból. Draco zaśmiał się na wspomnienie, gdy pewnego razu jego ojciec opowiadał mu o Snape'ie i jego przygodach za czasów szkoły. - Wieczór, podczas którego każdy jest oceniany przez innych. I tutaj magia wam nie pomoże. Oczekuje się od was przykładnego prowadzenia się, umiejętności tańca i taktu - powiedział twardo i powoli zaczął zbliżać się do dwóch trzecioklasistów, chichoczących z czegoś. 

Niczego nieświadomi chłopcy rysowali coś na kartce i chichotali jak najęci. Snape w doniosły i przerysowany sposób uniósł rękawy swojego stroju i złapał chłopców za głowy, a następnie zderzył je ze sobą. Nie zwracając więcej uwagi na nich, wrócił na swoje miejsce i kontynuował swoją wypowiedź, jednak Draco patrzył na młodszych, którzy ocierali obolałe głowy. Gdy nachylił się, zobaczył jakieś nagryzmolone kreski, które tworzyły karykaturę Snape'a. Zaśmiał się, jednak szybko to opanował, by przypadkiem nmie zwrócić na siebie uwagi nauczyciela. 

- A co jeśli ktoś nie potrafi tańczyć? - zapytała Dafne i spojrzała sugestywnie na jakiegoś chłopaka siedzącego obok niej. Draco nie kojarzył tego gościa. 

- To ma problem - stwierdził ironicznie Snape i rozejrzał się po sali. - Czy jeszcze jakieś pytania? - po chwili ciszy, profesor pozwolił uczniom wyjść. 

~~~~****~~~~

Szły przez korytarz, a Tracey entuzjazmowała się bardziej niż zwykle. Buzia jej się nie zamykała. Victoria skrzywiła się, gdyż ewidentnie przez koleżankę zaczynała boleć ją głowa. Millicenta, która im towarzyszyła, wydawała się być w swoim świecie. 

- Może poszłabym z Zabini'm? - zapytała Davis niby samą siebie i oparła się o ramię rudowłosej. - A ty z kim pójdziesz? 

- Nie wiem - stwierdziła Victoria, chociaż to kłamstwo ledwie przeszło jej przez gardło. Niby nie miała stresu związanego z szukaniem partnera, ale to nie dawało jej spokoju ducha. Na balu wszyscy dowiedzą się, że jest zaręczona z Malfoyem. 

- Pojedziemy po jakieś sukienki! Millicenta, pojedziesz z nami? - Tracey znów zaczęła gadać, a Burke wywróciła oczami. - Astoria i Dafne z pewnością będą chciały nam towarzyszyć. Może zapytać też Pansy? - kontynuowała, a Victoria znów się spięła. 

~ Tylko nie ta świrnięta wariatka, przecież ona szaleje za Malfoyem ~ pomyślała i pokręciła przecząco głową. 

- Nie będę robić zakupów w jej towarzystwie - stwierdziła rudowłosa, a Millicenta po raz pierwszy spojrzała na towarzyszące jej dziewczyny. 

- Zgadzam się z Victorią. Zabranie Parkinson może tylko zniszczyć popołudnie. Ona jest stuknięta. - Spośród wielu wad jakie miała Bulstrode, Victoria odnalazła cechę, którą charakteryzowała jako wyjątkowo pozytywną. Millicenta bardzo często, mniej lub bardziej świadomie, podzielała jej poglądy i wypowiadała je na głos. Dzięki temu Burke nie musiała tłumaczyć się ze swoich przekonań, a wszystko było pod jej dyktando. 

- No dobrze, jak wolicie - stwierdziła Tracey i znów zaczęła gadać, tym razem o tym, w jakim kolorze chciałaby sukienkę. 

~~~~****~~~~

- Panna Burke - poważny głos profesora Snape'a spowodował, że rudowłosa zatrzymała się w połowie kroku i powoli odwróciła się na pięcie. Gdzieś z tyłu jej głowy pojawiła się myśl, że to dobrze, że nie ma towarzystwa. Dziewczyny czekały na nią przed drzwiami Hogwartu, gdyż w końcu miały wyjść do Hogsmeade. 

- Tak, panie profesorze? - zapytała robiąc kilka kroków w jego stronę. Kompletnie nie wiedziała, czego Snape może od niej oczekiwać, a to zaczęło ją bardzo stresować. 

- Rozmawiałem z dyrektorem - zaczął znudzonym, powolnym tonem i odchrząknął. - Pewnie już to wiesz, jednak Dumbledore kazał przekazać tobie i Malfoyowi, że zaraz po uczestnikach, to wy wykonacie drugi taniec podczas balu - wyjaśnił, a Victorię zatkało. Ona z Draconem mają tańczyć? Przy wszystkich? 

- To chyba pomyłka... - zaczęła z zakłopotaniem, a zdegustowany nauczyciel uniósł wyżej brew. 

- Istotnie, zaręczyny podczas balu bożonarodzeniowego to coś nowego w tej tradycji - odpowiedział i poszedł. Tak po prostu zostawił ją bez słowa wyjaśnienia. Bez żadnych wskazówek. 

Stała tak przez chwilę, obserwując podłogę i próbując przetrawić kolejną dawkę informacji, którą dostała. Czy może być coś jeszcze gorszego na ten moment? Victoria przetarła dłonią twarz i w końcu zdecydowała się kontynuować spacer do wyjścia z Hogwartu. Jak można się spodziewać, niezbyt długo, ponieważ drogę zagrodziła jej Hermiona Granger. Dziewczyna z wyraźnym zakłopotaniem uśmiechnęła się do Burke, która spojrzała na nią niczym na kosmitkę.

- Mózg ci odjęło czy potrzebujesz czegoś konkretnego? - zapytała z oburzeniem, gdy gryfonka otwierała usta. 

- Chciałam ci coś oddać - powiedziała i spomiędzy szat wyjęła kawałek pergaminu. 

Bez zbędnych ceregieli podała go dziewczynie, która patrzyła na to niczym na jakiś tajemny przedmiot mający ją otruć. Widząc jednak spokojną, i dość uprzejmą, minę Herminy, zdecydowała się po to sięgnąć. Rozwinęła to i od razu poznała to pismo. Kolory odpłynęły z jej twarzy, gdy czytała list od jej babki na temat jej zaręczyn z Malfoyem. 

- Czytałaś to? - zapytała, choć i tak znała odpowiedź. Zapewne Granger znała treść listu na pamięć. 

- Pewnie nie interesuje cię to co powiem, ale współczuję ci - brunetka wypowiedziała te słowa z prawdziwym żalem w głosie. I nawet, jeśli wewnętrznie Victoria była jej za to wdzięczna, na zewnątrz mogła okazać tylko jeden typ zachowania. 

- Masz rację, nie interesuje mnie to. I nie rozumiem także czego tu współczuć. Tego, że w przeciwieństwie do ciebie będę żyła godnie? - wytknęła i chciała ją wyminąć, jednak zatrzymała się na wysokości ramienia Hermiony. Wykorzystała tę pozycję, by nachylić się do jej ucha. - Lepiej będzie dla ciebie, jeśli nie będziesz paplać na prawo i lewo na ten temat - wysyczała najostrzej jak tylko na ten moment potrafiła i odeszła. 

List, który trzymała w dłoni, był już zgnieciony. Zdecydowała także, że już nikt, nawet przypadkowo nie może dostać tego pergaminu w swoje ręce. Póki nie spotkała się z koleżankami, zdecydowała zatrzymać się w mniej uczęszczanym zaułku i wyjęła swoją różdżkę. Wypowiedziała zaklęcie powodujące spalanie przedmiotu i przez chwilę patrzyła jak list płonie w jej dłoni. Gdy ogień niebezpiecznie blisko podchodził do jej skóry, upuściła dopalający się pergamin na kamienną posadzkę i obserwowała go, dopóki z okropnego listu nie został jedynie popiół. Dopiero wtedy odeszła.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top