Smacznego

Spojrzałem na siebie. Na swoją twarz. Klatkę piersiową. Brzuch. Uda. Łydki.

Jestem brzydki.

Do niczego.

Znowu się wstydzę siebie.

Kim ja jestem, by stać przy tych wszystkich cudownych osobach.

Kim ja jestem, by równać się z nimi.

Jestem tylko jebanym gównem psa na chodniku, na które każdy patrzy z obrzydzeniem.

Po co ja istnieje, skoro jestem bezużyteczny.

Cofnąłem się do tytuł, dotykając plecami ścianę. Nadal jednak patrzyłem w lustro, które pokazywało jak wygladam naprawdę. Pod stertą ubrań można wszystko schować, nawet uczucia.

– Jestem beznadziejny. – Po powiedzeniu tego, łzy same mi popłynęły z oczu. Coraz więcej i więcej. – Jestem okropny. – Zaśmiałem się szaleńczo i opadłem na ziemię. – Kurwa...

Dłonią sięgnąłem na brzegu wanny, chcąc za jej pomocą wstać, jednak nie potrafiłem. Jestem za słaby chyba. Zbyt bardzo słaby.

Dlaczego All Might wybrał takie gówno? Po chuja mu ja? Mógł mnie olać, zostawić, opierdolić porządnie.

Uderzyłem pięścią w ziemię, raniąc ją sobie przy okazji. Ulga przyszła natychmiastowo, jednak nie została na zawsze. Znikła po sekundzie. Trzeba to naprawić.

Wstaje powoli i patrzę znowu na siebie. Chce zwrócić śniadanie, jednak powstrzumuje się. W końcu matka jest obok i może usłyszeć.

Sięgnąłem po swoja miłość. Po ulgę. Po przyjaciółkę. Po "pomoc". Jej ostrze było zwykłe jak zawsze. Patrzyłem na nią i po chwili zacząłem odsłaniać rękaw bluzy.

Nawet nie zauwazyłem kiedy krew zaczęła się lać cudnie po mojej ręce. Ten zapach... Cudowny... Nie mogłem się powstrzymać. Więcej machnięć tym, przez co bardziej ogarnia mnie spokój i ulga.

Po chwili upadłem. Patrzyłem na podlogę, która zapełniała się moja krwią. Moją? Na pewno?

– IZUKU! – Wchodząca kobieta, uklękła przy mnie, jednak już dawno byłem myślami gdzie indziej.

I po chwili pojawiła się ciemność. Dobranoc świecie. Dobranoc Kacchan.

***** ***

Pikanie maszyn i dziwne głosy. Tyle słyszałem. Co się dzieje? Chce zobaczyć, ale nie pozwalają mi oczy. Czemu są tak ciężkie?

Jestem wyczerpany. Nie mogę poruszyć niczym, nawet palcem u ręki. Co ja tu robię? Czy ja... Czy ja nie żyje?

Moje myśli w końcu się spełniły? W końcu nie jestem problemem? A może jestem? Ktoś musi mnie pochować? Może teraz to robią? Tylko po co im maszyny?

Filmują to?

Tak bardzo mnie nienawidzisz mamo?

Otwieram oczy po kilku próbach i zamykam je od razu. Jasne światło oślepia mnie od razu, kto je tu dał kurwa. Po kilkunastu chwilach przekonywania się przymrużyłem oczy i powoli przyzwyczajałem się do światła.

Biały sufit. Białe wszystko. Tak wyglada druga strona? Z szafkami?

– Izuku... – Usłyszałem cichy szept po mojej prawej stronie. Kobieta po chwili ukazala mi się w zasięgu mojego wzroku, cała zapłakana.

– M-ma... – Głos robi mnie w chuja. – M-m... – Próbuje cokolwiek wycharczeć.

– Ciii kochanie, już spokojnie. – Tuli mnie mocno, mocząc mój policzek swoimi łzami. – Przepraszam... To moja wina... – Wychlipiała cicho.

– M-ma-mo... – Co ona wygaduje...? To ja jestem beztalenciem... Ona musi się ze mną męczyć, a ja co odwalam? Niszczę jej spokój...

– Tak się bałam... Czemu nie mówiłeś kochanie...? – Spojrzała mi w oczy. Co miałem jej powiedzieć skoro ona to wie od dawna? – Pomogłabym ci kochanie...

Chciałbym mamo. Chciałbym by ktoś mi pomógł. Ale po co tak szczerze? Życie będzie mi kłaść pod nogi codziennie. Co minutę. Aż w końcu nadejdzie ulga dla wszystkich.

***** ***

– W końcu wrócisz do domu kochanie. – Uśmiechnęła się kobieta, ciągnąc za sobą walizkę. – Ugotuję twój ulubiony Katsudon, po czym pooglądamy coś ciekawego. Albo zagramy! Kochasz grac w planszówki przecież.

– Jasne mamo... – Mruknąlem cicho. – A... Czy ktoś... – Kobieta spojrzała na mnie zaciekawiona. – Czy ktoś wie?

– Tylko Mitsuki oraz nauczyciele. – Odparła po chwili ciszy.

Czyli wiedzą... Pewnie myślą jak to bardzo żałosne było... Mogłem jednak umrzeć tam...  To najlepszy scenariusz jaki widzę. Najjaśniejszy.

Minęło trochę czasu. Jak na razie nie chodzę do szkoły, mam nauczanie domowe. Nauczyciele przychodzą do mnie rano, a po południu jeżdże do różnych specjalistów. Chcą mi pomóc, jednak ja nie umiem tego przyjąć. W końcu mogą się ze mnie śmiać po prostu. Patrzeć jak bardzo bezużyteczny jestem.

Uraraka dzwoni codziennie do mnie, jednak gadamy krótko. Nie mam siły na pogaduszki, a słysząc ciągle powtarzające się pytanie "Czy wszystko dobrze?" dostaje chęci do płaczu.

Czemu się tak martwi? Czemu, po co, dlaczego? O co?
O mnie?

Jak ja nic nie zmienie w jej życiu. Zniszcze je sobą. O ile już tego nie zrobiłem...

***** ***

Narrator 3-osobowy

Katsuki zapukał grzecznie do mieszkania Midoriyi. Odczekał chwilę, po czym powtórzył czynność. Znowu nic.

Westchnął cicho i zaczął szukać klucza wokół drzwi. Tak właśnie kazała mu pani Inko zrobić. Izuku nie wiadomo w jakim będzie stanie, więc lepiej go ostrzec.

Po chwili znalazł klucz i otworzył drzwi.

– Deku! To ja! – Wszedł do środka, ściągnął buty i ruszył do kuchni. Zdenerwował się lekko, widząc syf jaki zostawił chłopak po sobie. Odłożył torbę z lekami dla brokuła i ruszył w kierunku drzwi do pokoju Midoriyi.

– Oi mógłbys chociaż się kurwa przy-

Przerwał przerażony po otworzeniu drzwi do pokoju chłopaka. Upadł na kolana, nie mogąc znieść tego widoku.

– I-izu... – Powiedział cicho, widząc jak ciało chłopaka bezwładnie wisiało na linie przymocowanej do haczyka na suficie.

Po chwili wstał i podszedł do niego. Zdjął go szybko, ale delikatnie. Wyciągnął telefon i zadzwonił na pogotowie, jednak wiedział że to koniec. Że to bez znaczenia.

Izuku Midoriya nie żyje.

***** ***

Od autora:

Ogólnie wiem, że ten one shot nie jest dopracowany ani nic, bo szczerze pisałam go jak byłam na skraju wytrzymałości i nie chce nic w tym poprawiać.
Nie wiem, chyba po prostu chce to mieć na przyszłość dla siebie, że skoro wytrzymałam to to na pewno wytrzymam resztę.
Jeżeli są błędy jakieś to wybaczcie, sprawdzałam jak mogłam, ale pewnie coś przeoczyłam.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top